beauty & lifestyle blog

środa, 24 czerwca 2015

Skin Chemists, czyli nowy gracz na boisku


Witajcie. Kontynuując temat walki z przebarwieniami cery (wprowadzenie sprzed paru tygodni znajdziecie TUTAJ), chciałabym zaprosić Was dziś na recenzję dwóch wąsko wyspecjalizowanych produktów, które włączyłam do swojej pielęgnacji jesienią, dając im ładnych kilka miesięcy na pokazanie swojego potencjału. Mowa o rozjaśniającym skórę serum Lightning i złuszczającej masce z kwasem glikolowym Rapid Facial wchodzącej na nasz polski rynek brytyjskiej marki Skin Chemists. Jeśli jeszcze o niej nie słyszałyście, koniecznie zapamiętajcie tę nazwę, to stosunkowo nowy gracz na naszym kosmetycznym boisku!




Marka Skin Chemists ---> KLIK zachwala swój asortyment jako popartą wnikliwymi badaniami alternatywę dla inwazyjnych zabiegów medycyny estetycznej. W jej ofercie znaleźć można preparaty, których działanie, wymierzone w różne problemy skóry, oparte jest na najwyższej jakości wyselekcjonowanych składnikach aktywnych. Jak wiecie, moją bolączką są przebarwienia, zdecydowałam się więc dać szansę produktom rozjaśniającym. 

Największe nadzieje wiązałam z serum Lightning, które obiecywało wyraźne wyrównanie kolorytu cery i przywrócenie jej zdrowego blasku. Przecież właśnie o to mi chodziło, prawda?




Kosmetyki Skin Chemists do najtańszych nie należą (serum Lightning to wydatek rzędu ponad stu funtów, na polskiej stronie preparat w tym momencie nie jest dostępny) i muszę przyznać, że to widać, od razu ma się wrażenie, że obcuje się z czymś wyjątkowym, opartym na zdobyczach nauki. Opakowania są eleganckie i konsekwentnie utrzymane w bardzo minimalistycznej stylistyce, choć z zachowaniem funkcjonalności. Lightning, za którego aktywność odpowiada Whitonyl, składnik o 4% stężeniu, wspomagający rozjaśnianie przebarwień i redukowanie blizn potrądzikowych, jest tego najlepszym przykładem - smukłą, szklaną, niczym nie ozdobioną buteleczkę z pompką łatwo skojarzyć z jakimś nowoczesnym laboratorium, w którym mądre głowy pracują nad innowacyjnymi recepturami. To działa na wyobraźnię. Skojarzenia skojarzeniami, ale czy ta konkretna receptura działa na rzeczywisty problem dermatologiczny?

Cóż ... I tak, i nie. Serum okazało się niesamowicie przyjemne w stosowaniu (idealna, lekko kremowa, wchłaniająca się bez śladu formuła), przy każdym użyciu dając błyskawiczne efekty w postaci wygładzenia cery (świetna baza pod makijaż, nawet w zestawieniu z filtrem) i podniesienia jej komfortu (dobry stopień nawilżenia i odżywienia), jednak szczerze powiem, że znaczącej poprawy pod kątem redukcji przebarwień nie zauważyłam. Rzeczywiście, cera dzięki temu preparatowi wyglądała bardzo dobrze, była gładka i wypielęgnowana, dzięki temu na pewno zyskując na promienności, jednak minęłabym się z prawdą, twierdząc, że jego stosowanie całkowicie rozwiązało mój problem. Dobrze wiecie, że problem był i jest, inaczej po mniej więcej trzech miesiącach regularnego stosowania tego serum nie fundowałabym sobie przecież kuracji w postaci retinoidu, który też zresztą nie do końca sobie poradził.

Na czas stosowania Locacidu serum odstawiłam, w tamtym okresie moja cera potrzebowała zupełnie innej pielęgnacji (o serum nawilżającym, które uzupełniało wtedy działanie moich kosmetyków podstawowych, będziecie mogły przeczytać w następnym poście), ale niedawno ponownie do niego wróciłam. Może i nie daje spektakularnych, tak bardzo oczekiwanych przeze mnie efektów, ale nie można odmówić mu wielu zalet, dzięki którym jego stosowanie jest po prostu przyjemnością dla skóry.




Dużo więcej dobrego mam natomiast do powiedzenia odnośnie skuteczności Rapid Facial, delikatnie złuszczającej maseczki z kwasem glikolowym.




W tym przypadku działanie preparatu, porównywane do mikrodermabrazji, było w zasadzie natychmiastowe, widoczne gołym okiem i całkowicie zgodne z obietnicami producenta. Pozostawienie maski na twarzy na kilkanaście minut do wyschnięcia gwarantowało dogłębne oczyszczenie i niesamowite wygładzenie cery, która dzięki złuszczającemu działaniu kwasu glikolowego pięknie się odnawiała. Regularność stosowania z pewnością wspomagała walkę z przebarwieniami. Warto podkreślić, że maska mimo swej niezaprzeczalnej aktywności w żaden sposób nie podrażniała skóry, co było miłą niespodzianką, bo początkowo obawiałam się jakichś niekontrolowanych efektów ubocznych. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to problemy ze zmywaniem, maseczka okazała się bardzo przyczepna i za każdym razem musiałam posiłkować się gąbeczką. Więcej wad nie dostrzegam, żałuję jedynie, że opakowanie nie ma mniejszej pojemności, bo stosując maskę zgodnie z zaleceniami raz w tygodniu, nie byłam w stanie zużyć jej w całości przed upływem terminu zdatności. A regularny koszt Rapid Facial to, bagatela, aż 200 zł! Dużo, tym bardziej szkoda tej przeterminowanej resztki.


Pomimo całej mojej sympatii do Lightning, pewnie nie sięgnęłabym po to serum po raz drugi. Powoli dociera do mnie smutna prawda, że na moje głębokie, hormonalne i posłoneczne przebarwienia w satysfakcjonujący sposób nie zadziała żaden, nawet najlepszy kosmetyk. Jeśli chcę się ich pozbyć, muszę pomyśleć o laserze, tyle w temacie. Nic natomiast nie stoi na przeszkodzie, żebym pielęgnację swojej cery, niezależnie od jej charakteru, wspomagała świetną maseczką, a jakości Rapid Facial nie można odmówić. Muszę tylko liczyć się z tym, że ta jakość swoje kosztuje.


Znacie Skin Chemists, miałyście już z tą stosunkowo nową u nas marką do czynienia? Przemawia do Was idea budowania jej wizerunku w oparciu o odwołania do innowacyjnych, czerpiących z nauki rozwiązań? Byłybyście skłonne poznać jej asortyment? Dajcie znać. Napiszcie też, proszę, czy zainteresowały was produkty, o których dziś opowiadałam. Ciekawa jestem zwłaszcza Waszego zdania na temat maseczki. Czy obietnica odmłodzonej, gładkiej, dogłębnie oczyszczonej, rozpromienionej cery warta jest tych dwustu złotych, jakie trzeba na ten specyfik wydać? Piszcie, jak zwykle czekam na Wasze komentarze!

Buziaki,
Cammie.





19 komentarzy :

  1. Hm na maseczkę do twarzy bym się skusiła, ale po wakacjach, bo póki co jednak lubię się wygrzewać na słoneczku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natasza, ja stosowałam ją głównie w okresie jesienno-zimowym, zresztą i tak filtruję się sumiennie przez cały rok.

      Usuń
  2. Ja bym chętnie wypróbowała, skoro nie podrażnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. An gie, producent co prawda na wszelki wypadek zaleca testy przed pierwszym zastosowaniem, jednak w moim przypadku nie działo się absolutnie nic złego. No ale ja mam dość grubą, przetłuszczającą się skórę, być może ktoś o cerze wrażliwej miałby inne odczucia.

      Usuń
  3. nie powiem, maseczką mnie zainteresowałaś, natomiast cena serum wbiła mnie w fotel...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Simply, serum to wydatek rzędu niemal 120 funtów, tak jak pisałam, "to nie są tanie rzeczy" ;))) Przejrzyj sobie zresztą stronę brytyjską: http://www.skinchemists.com/

      Usuń
  4. Ała. :/ Trochę boli ta cena. Ale wolę postawić na jakość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hair Casual, podejrzewam, że ceny tych produktów dla wielu okażą się zaporowe. No ale tak ten świat jest już poukładany, że każda półka cenowa ma swój target.

      Usuń
  5. kwas glikolowy lubię za widoczne działanie, maska może być fajna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maliniarka, jest bardzo fajna, tak jak pisałam, efekt od pierwszego użycia. To bardzo motywuje do regularnego stosowania.

      Usuń
  6. Niestety nie mialam do czynienia z tą marką. Ale fajnie, ze sobie chwalisz, chociaz jak mowisz - nadal potrzebujesz troche 'wiecej' na swoje przebarwienia ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katsuumi, no niestety, to nie są powierzchowne plamki.

      Usuń
  7. Od dość dawna szukam czegoś co zmniejszy moje "cudowne" przebarwienia. I chyba skończy się to na kosmetyczce i laserze, bo czego nie próbuję - nic nie dziala :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miętowa, z mojego doświadczenia wynika, że na własną rękę poradzić sobie można z przebarwieniami powierzchownymi i stosunkowo świeżymi, np. po wypryskach. Z tymi głębszymi, utrwalonymi jest znacznie, znacznie gorzej. Jako takie efekty daje w moim przypadku kwas azelainowy, ale trzeba mieć do niego cierpliwość, trochę to trwa.

      Usuń
  8. ja też mam przebarwienia hormonalne i one są straaaasznie oporne - ale używam teraz dokładnie tych samych kosmetyków i może jest odrobinę lepiej chociaż za krótko je stosuję aby coś mówić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siouxie, mam nadzieję, że będziesz tą pielęgnacją usatysfakcjonowana, kto wie, może efekty na twojej cerze będą lepsze. Z maski na bank będziesz zadowolona, bo tak jak pisałam, działa od razu i to widocznie, z serum nie wiadomo, ja liczyłam na coś więcej.

      Usuń
  9. Na serum raczej bym się nie skusiła, jest stosunkowo drogie, a moje przebarwienia nie są tak liczne i dobre efekty uzyskuję przy pomocy kosmetyków aptecznych na bazie kwasów. Natomiast maseczka wygląda obiecująco:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usta, też nie jest tania, ale w promocji cena staje się naprawdę przystępna.

      Usuń
  10. Można prosić o INCI produktów??

    OdpowiedzUsuń