beauty & lifestyle blog

wtorek, 30 listopada 2010

Trzepot pszczelich skrzydeł

Lektura na długie, zimowe wieczory? Co powiedziecie na historię pachnącą miodem i upalnym, nabrzmiałym latem?

"Sekretne życie pszczół" Sue Monk Kidd




(Obrazek: www.empik.com)



Wbrew tytułowi nie jest to książka o pszczołach :) Pszczele zwyczaje, ich określone jasnymi regułami życie w ulu, to pewna alegoria, punkt odniesienia łączący wszystkie wątki w spójną całość.

O czym zatem jest ta książka?

O tym, żeby nigdy nie żałować tego, co już się stało.

O tym, żeby marzyć o niemożliwym.

O tym, żeby nie uciekać przed przeszłością, bo ona zawsze nas dogoni.

O tym, że świat jest skomplikowany, ale na jakość życia składają się rzeczy proste.

Lily ma 14 lat i prawie nie pamięta matki. Dorasta pod nieczułym okiem agresywnego, złamanego życiem ojca, w miejscu i czasie, w którym kolor skóry ma znaczenie. I w wielkich tarapatach, ona, biała dziewczyna, trafia do różowego domu trzech czarnych kobiet. Znajduje w nim schronienie, opiekę i siłę, by zmierzyć się z przeszłością. I szansę na szczęśliwą przyszłość, w której może sięgnąć po niemożliwe. A wszystko przy dyskretnym trzepocie pszczelich skrzydeł, w słodkim aromacie miodu :)




poniedziałek, 29 listopada 2010

Koci król internetu ;)))

Znacie filmy z serii Simon's Cat? Założę się, że znacie :))) Ja do niedawna nie znałam i byłam chyba ostatnią osobą, która nie słyszała o równie sprytnym, co żarłocznym kocie Simona, który podbija You Tube już od kilku lat ;)))

Oto jego kocie możliwości KLIK :DDD

Łatwo znaleźć się pod urokiem tego futrzaka i poczucia humoru autora filmów, Simona Tofielda, angielskiego rysownika i reżysera :))) Doprawdy nie wiem, jak się uchowałam, nie natykając się na jego prace w sieci, bo pod marką "Simon's Cat" kryje się teraz cały przemysł. Jak nie wierzycie, odwiedźcie tę stronę KLIK. Książki, kalendarze, notatniki, pocztówki, zabawki, zestawy upominkowe, wysyłka na cały świat :)))

Wydawnictwa związane z kotem Simona opublikowano już w 27 krajach i wszędzie stawały się bestsellerami. Szaleństwo dotarło właśnie do Polski. A ja mu uległam :) Patrzcie :))) Charakterystyczna dla całej serii soczysta czerwień, mnóstwo zabawnych, narysowanych prostą kreską obrazków, złote kocie myśli, dużo miejsca na notatki, twarda oprawa i świetny papier, czyli kalendarz na nadchodzący 2011 rok :DDD













Jak widzicie, przyszły rok spędzę w towarzystwie kociego króla internetu ;)))

niedziela, 28 listopada 2010

Trudna miłość ;)

Mój romans z Misshą w kompakcie trwa od prawie dwóch tygodni. W tym czasie przeszłam od pierwszej euforii nad jej niewątpliwymi zaletami, poprzez chwilowe zwątpienie, aż do wyrozumiałej akceptacji nielicznych, ale odczuwalnych wad.

Przypomnę, chodzi o BB krem w kompakcie, Missha M Cover BB Balm Pact. Coś niecoś pisałam już o nim TUTAJ i TUTAJ :)))


(Obrazek: www.misshaus.com)

Zalety?

- najjaśniejszy BB krem, z jakim miałam do czynienia,
- bardzo naturalny, wtapiający się w skórę kolor,
- doskonałe krycie, najlepsze, z jakim w przypadku BB kremów się zetknęłam,
- wysoka ochrona przeciwsłoneczna (SPF 50+ PA+++),
- brak skłonności do zapychania skóry,
- odczuwalne właściwości kojące,
- widoczne, optyczne wygładzanie skóry,
- trwałość,
- wydajność,
- urokliwe, higieniczne opakowanie.

Wady?
- gęsta konsystencja, sprawiająca, że łatwo można przesadzić z ilością kremu aplikowaną na twarz,
- kiepska współpraca z pędzlami o gęstym włosiu i z gąbeczką,
- brak subtelności tradycyjnego BB kremu.

Producent obiecuje trwały makijaż kojący podrażnienia, wyrównujący koloryt, zapewniający nawilżenie, odżywienie i uelastycznienie skóry, co krem osiągnąć ma dzięki zawartości kolagenu, witamin i protein pochodzących z kawioru, skwalanu o właściwościach antyoksydacyjnych oraz pudru absorbującego nadmiar sebum. I rzeczywiście, Missha M Cover Pact spełnia te obietnice, choć trzeba nauczyć się, jak się z tym produktem obchodzić. Bo tak jak wspominałam, nie przypomina tradycyjnego, płynnego BB kremu. Gęsta konsystencja utrudnia aplikację, sprawia, że makijaż jest bardziej widoczny. Dzieje się tak pewnie dlatego, że jest też mocniej napigmentowany, ale z drugiej strony dzięki temu poziom krycia jest naprawdę imponujący. Dlatego zainteresowanym tym kremem polecam nie zrażać się pierwszymi, prawdopodobnie nieudanymi testami, tylko poszukać swojego własnego, optymalnego sposobu aplikacji. Ja też szukałam, metodą prób i błędów :)



Gąbeczka dołączona do tego kremu jakoś mnie nie przekonała, dlatego pierwszych testów dokonałam flat topem (pędzlem o ściętym płasko włosiu, zapewniającym dobre krycie). Okazał się jednak zbyt gęsty, nabierał za dużo produktu i makijaż nie wyglądał ładnie, wyraźnie się odznaczał. Nie zrażona niepowodzeniem, sięgnęłam po Beauty Blender (czyli gąbeczkę w kształcie jajka do aplikacji na mokro), który do tej pory nie z takimi zawodnikami sobie radził. Ale efekt też mnie nie zadowolił. Owszem, krem rozprowadził się równomiernie, ale ciągle miałam wrażenie, że jest go na twarzy za dużo. Ostatecznie sięgnęłam po pędzel typu duo fiber (z włosiem o różnej długości), co okazało się strzałem w dziesiątkę. Duo fiber nabiera minimalną ilość kremu, a dzięki dość luźnemu włosiu pozwala na osiągnięcie efektu makijażu prawie niewidocznego.

Mimo tak oszczędnej aplikacji, krem nadal zapewnia doskonałe krycie. Spójrzcie na porównanie, na pierwszym zdjęciu moja skóra saute, na drugim dwie cieniusieńkie warstwy M Cover, bez nawet odrobiny korektora.



Co do trwałości, to oczywiście nie należy spodziewać się matu od rana do nocy. Wiadomo, po jakimś czasie twarz nabiera błysku, jednak niewątpliwą zaletą tego produktu jest fakt, że makijaż zrobiony przy jego użyciu mimo upływu godzin trwa nienaruszony, to znaczy nie ściera się i nie spływa. A błysku bez problemu można pozbyć się chociażby absorbentką. Trwałość łatwo też przedłużyć jakimś finisherem (producent zresztą zaleca makijaż w trzech krokach: baza + M Cover + puder). Ja lubię go w połączeniu z Complexion Perfection E.L.F.

Trudno porównać kompakt do zwykłego BB kremu. Mam wrażenie, że to dwa zupełnie różne produkty. M cover może nie spodobać się fankom lekkości kremu w płynie, kompakt jest bowiem zdecydowanie treściwszy, co pociąga za sobą cechy, o których pisałam wyżej. Nie daje też rozświetlenia, do jakiego przyzwyczaiły nas tradycyjne BB kremy, jego wykończenie jest zaledwie lekko satynowe, co również może być pewnym rozczarowaniem. Owszem, jest też cięższy i bardziej widoczny, ale z drugiej strony bardziej odżywczy, otulający skórę. Moim zdaniem świetny na zimę (polecany jest zresztą przez producenta jako krem idealny dla uprawiających sporty zimowe).

Jak widzicie, romans pełen wzlotów i upadków ;) Prawdziwa sinusoida: kocham, nie kocham, kocham, nie kocham ... Kocham! Aż do następnego romansu ;)))

sobota, 27 listopada 2010

Pan Kotek był chory ...

... i dostawał zastrzyki w swój puchaty koci zadek ;) Już przy pierwszej wizycie u weterynarza uznał, że nie interesuje go ta znajomość, a seria brutalnych ukłuć to nic innego jak bezceremonialne naruszenie jego godności. Kiedy nadszedł termin kolejnej wizyty, stanowczo odmówił więc wejścia do transportera, a tym samym wyjścia z domu. Nie i koniec! Podrapać Panią w samoobronie aż po łokcie? Nie ma sprawy! Drzeć się jak opętany? Nie ma problemu! Wyłamać drzwiczki od transportera? Co to dla takiego kota jak on! W końcu siłą został do niego upchnięty i powieziony do tej jaskini zła, do tej, pffffffff, na psa urok, lecznicy ;)

Lista strat jest długa: moje podrapane ręce, nadszarpnięty spokój i połamany transporter. Ale za to po stronie zysków - zdrowie Wilusia. Choć po każdym zastrzyku baaardzo się dąsał. Najwyraźniej brzydzi się przemocą :DDD

czwartek, 25 listopada 2010

Gram w zielone :)

W lakierowych kolekcjach wszystkich możliwych marek zatrzęsienie zieleni. Ja też się skusiłam, choć wybrałam kolor niedosłowny, niejednoznaczny. Wielowymiarowy, jak skrzydła ważki :)))


(Zdjęcie: www.free-nature-photos.org)

Zielony? Czy może jednak trochę niebieski? Czasami nawet podszyty szarością. W zależności od światła. Lovely, Crystal Strenght nr 329.





1. Dostępność - 1 (bezproblemowa, szafa Lovely jest w każdym Rossmannie)
2. Cena - 1 (niewysoka, około 6,5 zł)
3. Kolor - 1 (ciekawy, oryginalny)
4. Aplikacja - 1 (łatwa, lakier nie jest ani za gęsty, ani za rzadki)
5. Pędzelek - 1 (wygodny, o przeciętnej długości i szerokości, poręczny)
6. Krycie - 0 (takie sobie, jedna warstwa absolutnie niewystarczająca)
7. Wysychanie - 1 (bez zastrzeżeń)
8. Współpraca z innymi preparatami (tu: Orly Top2Bottom, Inglot Dry&Shine) - 1 (wzorowa)
9. Trwałość - 0 (niewielka, do czterech dni, łatwo ulega ścieraniu)
10. Zmywanie - 1 (bez trudności)

Moja ocena: 8/10

Ocena dość wysoka, co w sumie nieco mnie zaskakuje, bo ten lakier nie zrobił na mnie jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Jest dobry, ale nie rewelacyjny. Broni go interesujący kolor. Warto też wspomnieć o pewnych aspektach nie mieszczących się w skali. Docenić z pewnością należy sporą pojemność (12 ml), jednak nie można przymknąć oka na okropną, tandetną po prostu buteleczkę z jakimś strasznym plastikowym świecidełkiem wieńczącym nakrętkę, mającym zapewne imitować kryształ i zachwycać. No jakoś nie zachwyca ;))) Na szczęście kolor rekompensuje wygląd tego osobliwego opakowania, przyciąga wzrok. I za każdym spojrzeniem wygląda inaczej. Kolor multikolor :)))

wtorek, 23 listopada 2010

Dla mnie bomb(k)a ;)))

Kto lubi rozświetlacze? Palec do budki! :))) Ja uwielbiam. I efektem tej miłości są dwa nowe nabytki, Essence Shimmer Powder 01 The Famous Flamingo z limitowanej kolekcji Return to Paradise oraz Essence Shimmer Powder 01 Prettylicious z kolekcji regularnej :)))

Kolekcja Return to Paradise rozchodzi się jak świeże bułeczki, miałam szczęście, że w końcu udało mi się trafić na w miarę pełną ekspozycję. Ale dopiero za trzecim razem! Wcześniej dwa razy odbiłam się od przetrzebionej szafy. W końcu dopisało mi jednak szczęście i udało mi się kupić interesujący mnie puder rozświetlający.







Stylistyka opakowania, jak widzicie, w bardzo bezpośredni sposób nawiązuje do produktów Benefit. Takie samo kwadratowe, tekturowe pudełeczko, taka sama intensywna kolorystyka i wyrazista grafika. Mnie osobiście to nie przeszkadza, choć można by się przyczepić, że producent nawet nie usiłuje puścić oka, tylko otwarcie kopiuje sprawdzony pomysł popularnej marki ze znacznie wyższej półki.

Ale co tam, liczy się wnętrze :))) A w środku śliczniutki, różowawy, delikatny rozświetlacz, dający dyskretny błysk bez nachalnych drobin. W porównaniu z Benefitem jest luźniej sprasowany, na pewno będzie więc też mniej wydajny. Ale z drugiej strony kosztuje zaledwie 13 zł.

Co do koloru, to jest zaskakująco nasycony. Ja stosuję go więc po prostu jako róż. Bardzo ładnie, promiennie podkreśla moją jasną cerę.

Tylko że w gruncie rzeczy potrzebowałam po prostu rozświetlacza, a nie różu. Dlatego bez wahania kupiłam też produkt z regularnej kolekcji.







Opakowanie niestety toporne, plastikowe. Ale ciągle jestem pod wrażeniem nieodżałowanego All Over Highlighter, który pakowany był w bliźniaczo podobne pudełeczko, a który mimo tej plastikowej siermiężności stał się moim ulubieńcem, pomyślałam więc, że warto też dać szansę jego następcy i zaryzykować 10 zł.

Cóż, do AOH mu niestety daleko ... Jest co prawda bardziej miałki, drobniej zmielony, ale ma też więcej drobinek, w dodatku zdecydowanie bardziej widocznych. Jak dla mnie efekt rozświetlenia jest za mocny, do przyjęcia w makijażu wieczorowym, groteskowy w makijażu dziennym. Także tego zakupu nie zaliczam do udanych :( I nadal szukam czegoś, co zastąpi mi AOH, którego przezornie używam coraz oszczędniej.

Podsumujmy.
Famous Flamingo - bomba :)))
Prettylicious - bombka ;)))

poniedziałek, 22 listopada 2010

Made in Poland :)))

Pamiętacie, jak pisałam Wam o mojej niefortunnej, fatalnej w skutkach przygodzie z dwufazową odżywką Isana? Tamten koszmar to już tylko wspomnienie. W poszukiwaniu jakiegoś skutecznego zamiennika dla tej nieszczęsnej dwufazy, trafiłam na prawdziwą perłę. Ale po kolei.

To moja czupryna :)))



Jak widzicie, włosy mam długie, proste. Lubią się przetłuszczać, wymagają codziennego mycia. Nie chcę narażać ich na nadmiar chemii, o co przy takiej częstotliwości nie byłoby trudno, stosuję więc najzwyklejszy, łagodny, oczyszczający, pokrzywowy szampon Barwa z serii ziołowej. Jestem przekonana, że doskonale znacie ten produkt, Barwa to polska marka z ponad sześćdziesięcioletnią tradycją KLIK. Jest dostępny w większości marketów i kosztuje zaledwie 3 - 4 złote, czyli naprawdę bardzo mało, jak na 250 ml pojemności.


(Zdjęcie: www.barwa.com.pl)

Szampon doskonale spełnia swą oczyszczającą funkcję, ale wiadomo, właściwości pielęgnacyjne ma znikome, trzeba zastosować odżywkę, żeby je wygładzić i bezpiecznie rozczesać. Właśnie do tego celu potrzebowałam dwufazy. Z Isaną, jak wiecie, szybko się pożegnałam, a w jej miejsce, trochę przez przypadek, trochę przez ciekawość, kupiłam produkt kolejnej polskiej firmy z długoletnią historią - Jedwab w płynie Provit marki Loton KLIK.


(Zdjęcia: www.loton.pl)

Rewelacja! Już dawno nie miałam do czynienia z czymś tak zaskakująco skutecznym, przyjemnym i wygodnym w stosowaniu (spray), ładnie pachnącym i nie obciążającym, w dodatku niedrogim (10 zł za 100 ml). Psik, psik i moje włosy łatwo się rozczesują, stają się sypkie i gładkie :)))

EDIT:
Okazuje się, że ten produkt kiepsko spisuje się w warunkach zimowych. Niestety w minusowych temperaturach wzmaga elektryzowanie się włosów ... Także na razie go odstawiam i czekam na wiosnę :)


Aktywny naturalny Jedwab w płynie przeznaczony jest do włosów przede wszystkim suchych, matowych i trudnych do ułożenia. Dzięki szczególnie cennym składnikom w tym wyjątkowym aminokwasom (serycyna i fibroina) regeneruje włosy zarówno na powierzchni jak i wewnątrz ich struktury. Włosy są mocniejsze, lepiej wygładzone i łatwiejsze do ułożenia, nie „puszą” się i nie elektryzują.

Nie byłabym sobą, gdybym nie zainteresowała się bliżej serią Provit :) W ręce wpadł mi Eliksir ziołowy - kuracja przeciw wypadaniu włosów (10 zł za 100 ml).



Elixir to naturalny i skuteczny preparat zapobiegający wypadaniu włosów. Zawiera trichogen® - kompleks substancji aktywnych m.in. Aminokwasy, witaminy, sulfopeptydy sojowe, ekstrakty z łopianu i żeń-szenia, które podtrzymują metabolizm cebulek włosowych stymulując wzrost włosów w rezultacie zmniejszając ich skłonność do wypadania. Ekstrakt z chmielu dodatkowo poprawia równowagę lipidowa skóry głowy. Najlepsze efekty uzyskuje sie przy systematycznym stosowaniu połączonym z długotrwałym wmasowywaniem preparatu w skórę głowy.

Zdążyłam zużyć już całe opakowanie i przyznaję, że choć wypadania włosów kuracja całkiem nie wyeliminowała, to na pewno je ograniczyła. Już nie rozpaczam przy każdym szczotkowaniu. Z pewnością kupię jeszcze jedną buteleczkę, żeby utrwalić efekt. A przy okazji rozejrzę się też za pozostałymi produktami z serii :DDD

Eliksir proteinowy - kuracja do włosów przetłuszczających się



Opracowana receptura ukierunkowana jest na zmniejszenie przetłuszczania się włosów. Preparat stanowi unikalne połączenie aktywności protein, chmielu i aloesu. Proteiny znacząco wzmacniają strukturę włosów, aloes zmiękcza i nawilża naskórek jak również chroni włosy przed szkodliwymi promieniowaniem słonecznym, chmiel natomiast wzmacnia cebulki włosów i likwiduje łojotok. Następuje widoczna poprawia kondycji skóry i włosów. Poprawia się ich połysk i elastyczność przez co wzrasta podatność na ich układanie. Zmniejsza się częstotliwość ich mycia.

Nabłyszczacz do włosów



Uniwersalna i skuteczna formuła Nabłyszczacza do włosów świetnie sprawdza się na wszystkich rodzajach włosów. Preparat gwarantuje połysk i elastyczność, wygładza włosy na całej ich długości. Nabłyszczenie daje wrażenie zwiększonej witalności. Najlepiej używać po zakończeniu innych zabiegów pielęgnacyjnych i stylizujących.

Kaszmir w płynie



Kaszmir w płynie to nowoczesny i luksusowy program pielęgnacyjny, który:

* nadaje wyjątkową miękkość i gładkość każdym włosom,
* daje poczucie komfortu i głebokiego nawilżenia,
* pozwala delikatnie rozczesać włosy,
* rewitalizuje i odżywia zniszczone włosy



Keratyna w płynie



Intensywnie działająca odżywka Keratyna w płynie przeznaczona jest do włosów szczególnie słabych i zniszczonych. Preparat zawiera „uderzeniową” dawkę składników regenerujących, a przede wszystkim keratynę (główny składnik włosów). Sprawdzonym efektem działania jest odbudowa włosów zniszczonych, zwiększenie ich objętości, brak elektryzowania się, łatwość rozczesywania i układania.

Rosa we włosach



Produkt przeznaczony do włosów suchych, słabych i zniszczonych. Super szybka odżywka bez potrzeby spłukiwania (dla ludzi aktywnych) - przy prostej aplikacji wyjątkowo skutecznie nawilża wysuszone włosy. W efekcie włosy nie łamią się, łatwo się rozczesują, a co najistotniejsze ich końcówki nie ulegają rozdwojeniu. Płyn nawilżająco – odżywczy jest od dawna ceniony przez salony fryzjerskie.

Bio-lakier do włosów



Bio-lakier powstaje w wyniku stosowania unikatowej na skalę światową receptury opracowanej w laboratorium firmy Loton. Wyrób jest odpowiedzią na świadome potrzeby społeczeństwa, życia w zgodzie z naturą i z poszanowaniem środowiska. Naturalne hydrolizaty białkowe chronią włosy i skórę głowy przed toksynami z powietrza jednocześnie nawilżając i utrwalając fryzurę.

Gel-spray do włosów ultra mocny



Wyjątkowo profesjonalny kosmetyk przeznaczony do stylizacji. Gwarantuje możliwość modelowania całej fryzury jak i akcentowanie pojedynczych kosmyków. Zapewnia ultra silnie utrwalenie. Specjalne dobrane składniki dodatkowo lekko nabłyszczają włosy. Nie skleja włosów. Może być stosowany na suche jak i na mokre włosy. Przeznaczony jest do każdego rodzaju włosów.

Wszystkie te produkty mają wygodną formę spreju. Jestem ich bardzo ciekawa, zwłaszcza kaszmiru, rosy, keratyny i nabłyszczacza. Mam nadzieję, że uda mi się je gdzieś upolować :)

Dla porządku dodam tylko, że serię uzupełniają szampony i maski w saszetkach, guma do włosów oraz skondensowane serum jedwabne.

Na koniec tego przydługiego postu wspomnę jedynie, że zainspirowana postem Dobre, bo polskie KLIK, który spotkał się z Waszym dużym zainteresowaniem i sporym odzewem w postaci licznych komentarzy, postanowiłam stworzyć nową etykietę pod tą samą nazwą, pod którą gromadzić będę wszelkie wpisy z polskimi markami w roli głównej. Warto wspierać rodzimą myśl kosmetyczną :)))

niedziela, 21 listopada 2010

Pierwsze koty za płoty ;)

Pierwsze testy M Cover za mną :))) Na pełną recenzję przyjdzie Wam poczekać, bo chciałabym przygotować ją rzetelnie, ale już teraz mogę pokazać, jak M Cover kolorystycznie prezentuje się na tle Perfect Cover. Przekonacie się, że jest naprawdę jaśniutki.

Uważne oko dostrzeże może nawet różnice w konsystencji tych dwóch produktów. Tradycyjny BB krem jest lekki, kompakt natomiast bardziej przypomina pastę niż krem, jest zdecydowanie treściwszy. Zachowuje jednak wszelkie zalety kremu - świetnie się rozciera, doskonale się wtapia. Zapewnia przy tym bardzo dobry stopień krycia.

Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami :)))







piątek, 19 listopada 2010

Air Mail :)))

Z dalekiej Korei pocztą lotniczą dotarł do mnie mój nowy nabytek :))) Missha M Cover BB Balm Pact Type, czyli po prostu BB krem w kompakcie :))) W końcu zdecydowałam się na pełnowymiarowy produkt. Zakupu dokonałam na ebay, przesyłka dotarła do mnie w przeciągu dwóch tygodni. Zamówiłam numer 21 Light Beige.

Wygląda obłędnie. Wytwornie, elegancko, solidnie. Krem ukryty jest w funkcjonalnym, higienicznym, wyposażonym w lusterko, pięknie zdobionym opakowaniu na kształt puderniczki, utrzymanym w charakterystycznej dla Misshy kolorystyce. Przyjrzyjcie się.















Baaardzo mi się podoba :))) Mam nadzieję, że samym produktem będę równie zachwycona, jak jego opakowaniem :)))

czwartek, 18 listopada 2010

Strzeżcie się!

Nie ma to, jak wydać parę złotych zupełnie bez sensu. Znowu mi się udało ...

Mam długie włosy. Do pasa. Zwykle noszę je rozpuszczone, dlatego szczególną wagę przykładam do ich pielęgnacji. Lubię, kiedy są gładkie i zdrowe. Wspomagam się suplementacją, ale także rozmaitymi preparatami, które mają wzmocnić moje włosy od zewnątrz. Maski, sera, jedwabie, odżywki. Bardzo lubię odżywki dwufazowe, są nieocenione przy rozczesywaniu. Nic dziwnego, że mój wzrok przykuła nowość - Isana Hair, dwufazowa odżywka bez spłukiwania do włosów łamliwych i matowych. Przeklinam tę chwilę ... Strzeżcie się! Ta odżywka to katastrofa.

(Zdjęcie: www.wizaz.pl)

Najśmieszniejsze, że na początku w ogóle się nie zorientowałam, z czym mam do czynienia. Wszystko przez to, że zgubiłam swój ulubiony grzebień. Posiałam gdzieś, zapadł się jak pod ziemię, musiałam kupić nowy. I kupiłam. Mniej więcej w tym samym czasie, co odżywkę.



I zaczęło się. Włosy plątały mi się jak szalone. Codziennie kołtuny, trudności z rozczesaniem, włosy wyrywane niemalże garściami. Oczywiście zwaliłam wszystko na grzebień. Wydawało mi się, że to przez te charakterystyczne kuleczki, którymi zakończone są jego zęby, że w jakiś niewyjaśniony sposób mierzwią mi włosy. I co? Kupiłam kolejny grzebień :DDD Który oczywiście w niczym nie pomógł. Dopiero wtedy mnie olśniło :))) Odżywka!

Miała nadawać włosom sprężystość. Nie nadaje. Miała ułatwiać rozczesywanie. Dobre sobie ... Miała nabłyszczać. Tego też nie robi. Generalnie nie spełnia żadnej obietnicy producenta. Bez żalu wywaliłam do kosza. Jedyny pożytek w tym, że teraz mogę sobie gubić grzebienie, ile wlezie, mam zapas ;)))

niedziela, 14 listopada 2010

Nomen omen :)

Jakiś czas temu pokazałam Wam BB krem Misha Perfect Cover w odcieniu nr 21. Dziś krótkie uzupełnienie do tamtego posta. Za sprawą Hanneke (Han, dziękuję!) miałam możliwość przetestowania najjaśniejszego koloru z serii Perfect Cover, czyli odcienia nr 13.

Moją pełną recenzję Perfect Cover znajdziecie TUTAJ, dziś tylko małe porównanie kolorystyczne. Spójrzcie na zdjęcie, przygotowałam swatch zestawiający nr 13 i nr 21, którego resztkę przezornie zachowałam :)



Różnica jest widoczna, prawda? Odcień nr 13 faktycznie jest wyraźnie jaśniejszy, można się też w nim dopatrzeć sporej ilości żółtego pigmentu. Jednak bez obaw, nie jest aż tak żółty, żeby się ładnie nie wtopić w jasną europejską cerę :))) Dla mnie jest, nomen omen, perfekcyjny, zarówno ze względu na kolor, jak i na stopień krycia. W końcu to Perfect Cover :)))

piątek, 12 listopada 2010

Dobre, bo polskie :)

Witam Was w nowej odsłonie No to pięknie!. Uznałam, że pora na zmiany :))) Jak Wam się podoba? Ciekawa jestem Waszych opinii.

Tyle tytułem wstępu. Przechodzę do sedna :)

Z Waszych komentarzy wynika, że część z Was bardzo sceptycznie podchodzi do BB kremów. Że niby ani to krem, ani to podkład, takie nie wiadomo co, że trudno dostępny, że nie kryje, że się błyszczy, sama nie wiem, co jeszcze. Rozumiem Was. BB krem nie jest z pewnością kosmetykiem uniwersalnym. Takie chyba nie istnieją :DDD Wiadomo, u niektórych po prostu lepiej sprawdza się tradycyjny makijaż. Dlatego dziś słów kilka o produkcie, który być może spełni oczekiwania osób chcących zadbać o skórę, ale nie kosztem krycia.

Pharmaceris F, Delikatny fluid intensywnie kryjący o przedłużonej trwałości


(Zdjęcie: www.eris.pl)

Pharmaceris to apteczna linia Laboratorium Kosmetycznego dr Ireny Eris przeznaczona do cery problemowej KLIK. A fluid z serii F to coś dla bb kremowych malkontentów ;)))

Dlaczego tak uważam? Bo jest przyjazny dla skóry, lekki, nie zawiera parabenów i konserwantów (zdatność do użycia tylko 6 miesięcy od otwarcia), ma dość wysoką ochronę przeciwsłoneczną (UVB/UVA SPF 20), wykazuje pewne właściwości pielęgnacyjne, dając przy tym wspaniałe, równomierne krycie! Testuję ten podkład od tygodnia i każdego dnia nie mogę się nadziwić, że w polskim laboratorium powstało coś tak dobrego. Zdradziłam dla niego minerały, które ostatnio kiepsko się u mnie trzymają ze względu na przesuszenie cery, jakie sobie zafundowałam brevoxylem. Szukałam właśnie czegoś, co ukoi skórę, nie ściągnie jej, ukryje niedoskonałości i będzie wyglądać naturalnie. Zdaje się, że znalazłam :)))

Składniki aktywne:

Gliceryna - jeden z najstarszych surowców wykorzystywanych do nawilżania skóry. Jej działanie nawilżające jest związane z bardzo silnymi właściwościami higroskopijnymi. W wyraźny sposób poprawia także elastyczność i miękkość naskórka.

Niacynamid – nikotyn amid czyli witamina B3, niezbędna do prawidłowego funkcjonowania skóry. Stymuluje syntezę kolagenu, reguluje produkcję ceramidów i proces dojrzewania naskórka, zapobiega szkodom wywołanym przez promieniowanie UV i przyspiesza proces regeneracji skóry uszkodzonej działaniem promieni UV, zmniejsza ilość barwnika obecnego w powierzchniowych warstwach skóry, zapobiega powstawaniu przebarwień.

Hialuronian sodu - pełni w skórze funkcję rezerwuaru wilgoci, wpływa więc na jej jędrność, zabezpiecza przed wpływem niekorzystnych czynników zewnętrznych. Tworzy na skórze film znacznie ograniczający proces utraty wody.

Silimaryna – zmniejsza zaczerwienienia, rozjaśnia skórę i wpływa na jej zdolności regeneracyjne.

Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower Extract oraz Lonicera Japonica (Honeysuckle) Flower Extract - wyciągi kwiatowe o doskonałym działaniu bakteriostatycznym i przeciwgrzybicznym, we fluidach Pharmaceris użyte jako środek konserwujący.


Bałam się tej gliceryny, ale okazuje się, że jest dość nisko w składzie i póki co nie robi mi krzywdy.

Objawieniem była dla mnie paleta kolorów. Co prawda dostępne są tylko trzy odcienie, ale za to tak naturalne, że chyba każdy jest w stanie coś wybrać. Najjaśniejszy odcień, 01 Ivory, jest naprawdę jasny, a co równie ważne (przynajmniej dla mnie) zupełnie żółty, bez żadnej domieszki tonów różowych czy beżowych.



Oprócz Ivory, dostępne są jeszcze 02 Sand oraz 03 Bronze.



Krycie tego podkładu naprawdę jest świetne, nadspodziewanie dobre przy tak lekkiej formule. Producent zapewnia, że fluid ukryje wszelkie niedoskonałości i podrażnienia (przebarwienia, rozszerzone naczynka, blizny potrądzikowe, cienie wokół oczu, trądzik różowaty). W moim przypadku rzeczywiście ukrywa wszystko, co mam do ukrycia.



Podkład daje aksamitne, naturalne wykończenie, z lekkim błyskiem, także miłośniczki matu pewnie nie będą zadowolone, ale dla mnie ta dyskretna promienność to akurat zaleta :) Na uwagę zasługuje też z pewnością opakowanie - z wygodną, higieniczną pompką.

Można przyczepić się natomiast do rzekomej przedłużonej trwałości tego podkładu. Cudów nie ma, ta obietnica to mit. Niestety nie jest to produkt szczególnie trwały, bezsprzecznie wymaga przypudrowania. W innym przypadku twarz świeci się już po kilku godzinach i to mocno. Ale w duecie z dobrze dobranym pudrem wygląda dobrze przez cały aktywny dzień. Zauważyłam też, że dużo lepiej spisuje się, kiedy jest aplikowany pędzlem, a nie palcami. Jest go wtedy na twarzy mniej, jest lepiej, równomierniej roztarty i ładniej wtapia się w skórę.

Cena. Tu pewnie Was zaskoczę. Nie jest drogi! W regularnej ofercie kosztuje około 35 zł. Mnie udało się kupić go za 26 zł w promocji w Superpharm :)

Szukajcie w aptekach!

EDIT

Na życzenie Hexxany dorzucam pełny skład Pharmaceris F:)))



EDIT

Uzupełniam posta o komentarz odnośnie składu niezawodnej Hexxany :)))

Zacznę od tego, że filtry są bardzo słabe, więc trudno tutaj mówić o konkretnej ochronie, a druga sprawa - nie wyobrażam sobie nałożyc tego typu kosmetyku w takiej ilości, by zapewnić ochronę ...

To, co dobroczynne, zostało umieszczone w dalszej części składu i trudno ocenić faktyczne ilości, więc ciężko przewidzieć, jakie będzie działanie pielęgnujące, potraktowałabym zatem ten kosmetyk jako typowy podkład bez bonusa ;)

Baza podkładu jest mieszanką polimerów silikonowych, silikonów oraz ich pochodnych, które mają za zadanie zapewnić przyjemną aplikację, równomierne nałożenie produktu, poczucie jedwabistego wykończenia itd.

Taki zestaw nadaje podkładowi pewną lekkość i choć pozornie będzie wydawać się treściwy, to jego aplikacja stanie się przyjemna, z dobrym wykończeniem.

Dwutlenek tytanu pełni dwojaką funkcję, bo jednocześnie to filtr mineralny, ale wysoka pozycja zapewnia też dobry poziom krycia, ponieważ to silnie kryjący pigment - dodatkowo ulepsza przyczepność.

Ogólnie - podkład na pewno będzie dobry dla cer suchych, mieszanych w stronę suchej i normalnych -posiadaczki cery typowo mieszanej, czy tłustej nie będą zadowolone, ponieważ kosmetyk nie ma właściwości matujących i będzie widoczny pewien błysk, który w ciągu dnia na pewno będzie się nasilać.

Formula jest ciekawa - dobry poziom krycia + lekkość, czyt. brak toporności podczas aplikacji. Przedłużona trwałość jest wg mnie mocno naciągana, bo nie sądzę, aby kosmetyk trwał przez cały dzień bez potrzeby poprawek ..., ale to też kwestia indywidualna, czyli rodzaj cery / jej wymagania; użyty nawilżacz, puder wykończający itd. Patrząc na skład, firma wypuściła podkład warty wypróbowania:-)

Jeżeli miałabym się odnieść do możliwości zapychania / podrażnień itd., to niestety nie ma gotowej recepty na to - ponieważ niektóre cery nie lubią takiej kombinacji silikonów, użyte filtry też mogą przyczynić się do powstania niespodzianek.