beauty & lifestyle blog

środa, 30 czerwca 2010

Do Lusha, do Lusha, do Lusha piechotą będę szła! *

* Tytuł posta zapożyczony od mojego męża, który ostatnio uwielbia nucić sobie tę sparafrazowaną piosenkę, żeby się ze mną podroczyć ;)

Wczoraj pokazałam Wam moje zakupy, dziś pora na kilka słów na ich temat. Oto list moich nabytków:

- mydło Honey I washed the kids, KLIK
- mydło Sandstone, KLIK
- szampon BIG, KLIK
- szampon w kostce Godiva, KLIK
- szampon w kostce Seanik, KLIK
- szampon w kostce Squeaky Green, KLIK
- bar tin, KLIK
- Mask of Magnaminty, KLIK
- Herbalism, KLIK

WSZYSTKIE ZDJĘCIA POCHODZĄ ZE STRONY www.lush.co.uk, KLIK

HONEY I WASHED THE KIDS



Obłędnie pachnące mydło o słodkim, intensywnym zapachu miodu i toffee, aż chce się zjeść ;) Nie umiem nic powiedzieć na temat jego właściwości, bo jeszcze go nie używałam, ale spodziewam się odżywienia i nawilżenia. Dzieliłam to mydełko na mniejsze części, jest miękkie, łatwo podzielne, nie kruszące się. Ozdobione plastrami pszczelego wosku.

SANDSTONE



Kolejne mydło o równie intensywnym, tym razem wyraźnie cytrusowym, pobudzającym zapachu. Zawiera ziarenka piasku, dzięki którym zyskuje właściwości peelingujące. Jeszcze nie próbowałam.

SZAMPON BIG




Jeden z najbardziej znanych produktów LUSH, słynny dodający włosom objętości i blasku szampon z solą morską i sokiem z limonek. Od dłuższego czasu myję nim włosy, więc mogę go rzetelnie zrecenzować.

Pierwszy kontakt z tym specyfikiem może wprawić w konsternację. BIG nie przypomina szamponów, które znamy ze zwykłych drogerii. Pakowany jest w pudełko, a nie tradycyjnie w butelkę i choćby to już go wyróżnia. Ma żelową, wcale nie taką znowu zwartą konsystencję, przypomina zawiesinę, w której tkwią wyraźnie widoczne i wyczuwalne bryłki soli. Czy to w ogóle da się wypłukać?!? Otóż da się :))) Szampon w kontakcie z wodą błyskawicznie się spienia, grudki całkowicie się rozpuszczają. Dla większego komfortu rozczesywania moich długich włosów stosuję po nim odżywkę, ale przy mało wymagającej fryzurze nie będzie takiej potrzeby. Włosy po umyciu są miękkie i błyszczące, choć szczerze mówiąc nie zauważyłam jakiejś szczególnej objętości. Dodam tylko, że mam naprawdę długie i gęste włosy, łatwo je obciążyć, więc nie spodziewałam się cudów. Szampon jest wydajny, zostawia na włosach charakterystyczny, utrzymujący się dość długo zapach morskiej bryzy.

GODIVA



Szampon w kostce. Dziwne, prawda? Mnie to dziwiło, kiedy zetknęłam się z taką formą po raz pierwszy. Miałam jednak okazję przetestować Ultimate Shine i szybko przekonałam się, jaka to wygoda :) Kostki LUSH wbrew obawom fantastycznie się pienią, wystarczy przeciągnąć po włosach. Są nieprawdopodobnie wydajne!

Godiva to bestseller, szampon o jaśminowym zapachu, wzbogacony o odżywkę. Zawiera shea i masło kokosowe. Wygładza i nawilża. Podobno, bo jeszcze nie używałam ;)))

SEANIK



Odpowiednik BIGA w kostce. Podobny skład, podobne właściwości. Wzbogacony o algi o właściwościach zmiękczających. Wściekle niebieski kolor przywodzi na myśl morską wodę.

SQUEAKY GREEN



Cóż, wygląda jak sprasowana karma dla rybek ... ;))) Ale to prawdziwa ziołowa bomba o właściwościach przeciwłupieżowych. Zawiera rozmaryn, pokrzywę i orzeźwiającą miętę. Dzięki ekstraktom z drzewa herbacianego wykazuje też właściwości antybakteryjne. Moc ziół uzupełnia róża, rumianek i wanilia.

BAR TIN



W czymś musimy te nasze szampony przechowywać, no nie? Zwłaszcza kostkę, która akurat jest w użyciu. Bar tin to pudełeczko na miarę, dodawane jako gratis przy zakupie co najmniej dwóch kostek. Można je jednak dostać także w regularnej sprzedaży. Lekkie, estetyczne, łatwe do utrzymania w czystości. Cieszy oko.

MASK OF MAGNAMINTY



Magnaminty to miętowa maska z zawartością glinki. Jest fantastyczna! Świetnie, głęboko oczyszcza, wygładza i zamyka pory. Peelinguje dzięki zawartości nasion. Pozostawia skórę miękką, odświeżoną, z wyrównanym kolorytem. Zabiegowi towarzyszy uczucie chłodu, charakterystyczne dla miętowych specyfików.

HERBALISM



Hmmm ... Wygląda nieciekawie, pachnie też nieszczególnie, ziołowo. Jest to preparat przeznaczony do codziennej pielęgnacji cery tłustej i problematycznej. Ma postać gęstej, ale niejednolitej pasty, pod palcami wyraźnie można wyczuć grudki. To otręby ryżowe, dzięki którym pasta ma właściwości lekko złuszczające. Zawiera kaolin, rozmaryn, pokrzywę, rumianek i ocet ryżowy. Ja wyczuwam lekko drożdżowy zapach, ale może to tylko złudzenie? W każdym razie preparat jest skuteczny! Porządny oczyszczacz, choć na pewno nie do cery wrażliwej. Moje oczekiwania spełnia, choć mógłby przyjemniej pachnieć. Z drugiej strony mam pewność, że produkt nie został nafaszerowany sztucznymi aromatami wyłącznie po to, by podnieść komfort stosowania.


I co? Jak Wam się podoba? Macie swojego faworyta? A może coś spoza mojej listy? Jestem bardzo ciekawa.

6 komentarzy :

  1. czekałam na tego posta :) dzięki, teraz muszę gdzieś poznajdywać te Lushe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo apetycznie wyglądają te zakupy ^_^ Coraz bardziej mnie LUSH kusi, oj, kusi...

    OdpowiedzUsuń
  3. Frenka, ja serio myślę żeby Lusha we Lwowie znaleźć :P

    Kama dzięki za opisy, wyczekiwałam ich ;) dziś dotarł do mnie kawałek szamponu Lusha z wymianki, może jutro wytestuję. Z opisanych przez Ciebie kosmetyków najbardziej kuszą mnie teraz Big, Godiva i Mask of Mangaminity (czy jakoś tak :>). Byłoby bosko wybrać się do tego Lusha z Tobą, jako że jesteś już obtrzaskana w temacie ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ania, Violl, to co, jedziemy? :)))

    Yen, kupuj, nie pożałujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. no jedziemy! tylko pewnie we Lwowie będzie drożej :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zasypię Cię dziś komentarzami, bo czytam i czytam i się oderwać nie mogę;) Mój ostatni lushowy faworyt to odżywka Retread, włosy są po niej bardzo przyjemne w dotyku i fajnie pachną. Miałam również szampony Big (zużyłam dwa opakowania) i Seanik, którego aktualnie używam, oba lubię, ale również uważam, że obiecywanej objętości nie nadają niestety. Idę czytać dalej:)

    OdpowiedzUsuń