beauty & lifestyle blog

sobota, 28 lutego 2015

Prosto z Azji, czyli ochrona przeciwsłoneczna dla cery suchej i tłustej The Face Shop | Dlaczego najczęściej wybieram filtry azjatyckie?


Witajcie! Zniknęłam na tak długo, że naprawdę zdążyłam się za Wami stęsknić. Praca, praca, praca, wiecie, jak to jest. Po całym dniu na pełnych obrotach po prostu nie miałam już sił i chęci jeszcze wieczorami składać słów w zdania i stukać w klawiaturę. Wygląda jednak na to, że ze sprawami zawodowymi wyszłam w końcu na prostą i znowu jestem w stanie spędzać czas przed komputerem dla przyjemności. A zatem wracam! I zgodnie z obietnicą nawiązuję do poprzedniego posta ---> KLIK, w którym wywołałam temat ochrony przeciwsłonecznej. Dziś na chwilę jeszcze się przy nim zatrzymuję, przedstawiając Wam dwa bardzo dobre azjatyckie kremy z filtrem, jeden do cery suchej, drugi do cery tłustej, oba z bogatej oferty The Face Shop. Zapraszam :))




Jeśli chodzi o filtry The Face Shop, to (jak może pamiętacie) już miałam z nimi do czynienia w postaci zużytych jedna za drugą kilku tubek świetnego Natural Sun Power Long Lasting Sun Cream, który jakiś czas temu w swej dawnej postaci zniknął niestety ze sprzedaży. Dobre wspomnienia z nim związane znowu przywiodły mnie do oferty tej marki, która została, jak się okazało, gruntownie w zeszłym roku odnowiona. Osoby zainteresowane wysoką ochroną przeciwsłoneczną mogą w niej wybierać i przebierać, w skład nowej serii Natural Sun Eco wchodzi bowiem aż siedem produktów o różnych formułach i różnych właściwościach ---> KLIK. Kierując się potrzebami mojej skóry, w pierwszym odruchu kupiłam (ebay, jak zwykle ebay) wersję nawilżającą, Aqua Sun Gel SPF 40 / PA+++, a po kilku tygodniach wersję matująco-nawilżającą, Sebium Control Moisture Sun SPF 40 / PA+++.




Mam cerę tłustą i normalnie od pierwszej chwili celowałabym w filtr o sprzyjającej jej formule, jednak w okresie najintensywniejszej kuracji Locacidem, czyli środkiem z przesuszającym cerę retinoidem, moja skóra aż prosiła się o pielęgnację skoncentrowaną wyłącznie na nawilżaniu. Aqua Sun Gel w tamtym czasie wydawał się wprost dla mnie stworzony. Lekki, nietłusty, a jednocześnie przyjemnie otulający, momentalnie przypadł mi do gustu, z każdą aplikacją nie tylko dając mi gwarancję porządnej ochrony przeciwsłonecznej, ale także po prostu podnosząc komfort mojej zmaltretowanej retinoidem skóry. Nawet nie wiem kiedy zużyłam całą tubkę. Oczywiście nie wchłaniał się bez śladu, ale nie bielił, świetnie trzymał się skóry i dobrze sprawdzał się pod makijażem. Swoje właściwości nawilżające zawdzięczał formule na bazie wody. Bardzo ciekawa opcja dla wszystkich osób o cerze suchej, bądź tak jak ja przechodzących kuracje dermatologiczne. Wśród zachodnich marek na próżno chyba szukać czegoś podobnego, ja przynajmniej nie słyszałam o filtrze w postaci żelu. 

W przypadku matującego Sebum Control Moisture Sun jest już inaczej, bo ten akurat filtr ma silną konkurencję w postaci słynnej emulsji matującej Vichy. Jego formuła nie jest więc może aż tak oryginalna, ale i tak jest warta uwagi, ze względu na dodatkowe właściwości nawilżające, które zawdzięcza nasionom chia. W tym przypadku mamy zatem dwa w jednym - przyjazne skórze przetłuszczającej się działanie matujące, a dodatkowo pielęgnację ukierunkowaną na potrzebne każdemu rodzajowi cery nawilżenie. Bosko. Krem nie przynosi co prawda skórze takiego ukojenia jak opisywany wyżej Aqua Sun Gel, ale również nie bieli i nie tłuści, a do tego naprawdę dobrze trzyma ją w ryzach. Optymalna opcja dla osób o tłustej bądź mieszanej cerze. Początkowo wydawało mi się, że wolę wersję nawilżającą, jednak po odstawieniu Locacidu (o tym innym razem) doceniłam jego walory i na ten moment cieszę się, że zdecydowałam się od razu na zakup opakowania o zdublowanej pojemności.


Po lewej pozbawiony charakterystycznego dla innych filtrów połysku Sebum Control Moisture Sun, po prawej lekki i przejrzysty Aqua Sun Gel. 


Wiem, że części z Was kupowanie kosmetyków na drugim końcu świata może wydawać się bez sensu, jednak ja mam swoje powody, dla których ciągle eksploruję rynek azjatycki.  

Dlaczego najczęściej wybieram filtry azjatyckie? Wszystkie argumenty sprowadzają się do tego, że Azjatki mają hopla na punkcie ochrony przeciwsłonecznej.

  1. Azjatki mają hopla na punkcie ochrony przeciwsłonecznej, cała ich pielęgnacja opiera się na produktach chroniących przed słońcem. Powszechność takiej filozofii dbania o skórę skutkuje skupieniem się producentów na tej kwestii, a wąska specjalizacja oznacza przecież zwykle wysoką jakość.
  2. Azjatki mają hopla na punkcie ochrony słonecznej, oferta azjatyckich marek w tym zakresie jest więc znacznie szersza niż w innych częściach świata. Jest popyt, jest podaż, ergo: jest w czym wybierać. Bogactwo formuł, szeroki wachlarz możliwości.
  3. Azjatki mają hopla na punkcie ochrony przeciwsłonecznej, produkty z wysokim filtrem na rynku azjatyckim kupić więc można przez cały rok. U nas kremy przeciwsłoneczne to ciągle jednak produkty sezonowe, znikające ze sklepowych i aptecznych półek na wiele miesięcy wraz z ostatnim tchnieniem lata.

Zgadzacie się z moim tokiem myślenia? Koniecznie dajcie znać. Napiszcie, co myście o ochronie przeciwsłonecznej rodem z Azji, macie swoje ulubione azjatyckie filtry? Ciekawi mnie też oczywiście, czy zainteresowałam Was dziś produktami The Face Shop. Piszcie, jak zwykle czekam na Wasze komentarze!

Buziaki,
Cammie.



53 komentarze :

  1. bardzo lubie azjatyckie kosmetyki:) też zamawiam i nie wydaje mi sie to bezsensu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Scarlet, nie wszyscy myślą w ten sposób. Znam osoby, które dla zasady przez internet nie zamawiają, nawet w rodzimych sklepach, a co dopiero azjatyckich.

      Usuń
  2. Nie miałam jeszcze filtrów z Azji ale potwierdzam że Azjatki mają hopla. :) W sklepach półki uginają się od produktów z ochroną SPF, mają ją również wszystkie pudry, podkłady nie mówiąc już o kremach BB. To samo tyczy się produktów do włosów i ciała typu balsam po kąpieli. Chyba tylko pasta do zębów jest u nich bez filtra. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jane, ładnych parę lat temu, w czasach, kiedy sama nie miałam jeszcze hopla na punkcie kosmetyków i w zasadzie mało o nich wiedziałam, nie mając też pojęcia o różnych pielęgnacyjnych trendach, przeżyłam szok, kiedy w środku upalnego lata zobaczyłam Japonkę ubraną szczelnie od stóp do głów, włącznie z rękawiczkami, osłoniętą dodatkowo parasolką. Dziś ten widok już by mnie tak nie zdziwił.

      Usuń
  3. Sama. Muszę pomyśleć o takiej ochronie. Albo mi się zdaje albo cos dawno nie było postu z przeczytanymi przez Ciebie książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robaczek, był miesiąc temu, w zwykłym rytmie :) Może przegapiłaś? W każdym razie w następnym poście będzie o lekturach z lutego, zapraszam :)

      Usuń
  4. Tyle już się naczytałam o azjatyckich filtrach, że wreszcie muszę je zakupić. Nie mogę zrozumieć, dlaczego dostępne w PL filtry nie mają oznaczenia PA??? Czy ktoś mi to wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kate, pytanie, czy w ogóle dają taką ochronę. Ale nawet jak dają, to zwykle nie jest napisane, jakiej wysokości. W tamtym roku nawet napisałam w tej sprawie do Bielendy, ale nigdy nie doczekałam się odpowiedzi.

      Usuń
    2. I tutaj refleksja się nasuwa: skoro dostępne w Polsce filtry nie posiadają (w mojej ocenie) najważniejszej ochrony to po co w ogóle je stosować? Wystarczy kapelusz do ochrony przed słońcem! A tym sposobem mniej chemii wkładamy na skórę! I nie pojmuję dlaczego Azja może, a Europa nie, bo wydaje mi się, że problem dotyczy całej Europy. Dlaczego nawet Europejskie marki produkują inne kosmetyki - w mojej ocenie mocniejsze i lepsze - na rynek azjatycki, a nam się trafiają w dużej mierze nic nie robiące buble? No zdenerwowałam się. Nawet europejska witamina C (w kosmetykach) ma się nijak do azjatyckiej!

      Usuń
    3. Naprawdę trudno mi się do tego wszystkiego odnieść, sama chciałabym wiedzieć, jak to jest. Może kwestia innych oczekiwań przeciętnej Europejki? Może kwestia jakichś przepisów odnośnie oznaczeń produktów, o których nie mam pojęcia? fajnie byłoby, gdyby wypowiedział się ktoś zorientowany w temacie.

      Usuń
  5. Dokładnie myślę podobnie i zastanawiam się nad zakupem czegoś podobnego, póki co skupiam się na użytkowaniu kremów BB, mój ulubiony to Misha, który ma również wysoki filtr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewka, z Misshy też ze dwie albo trzy tubki zużyłam, wodoodpornego, bardzo fajny filtr, ale już mi się znudził.

      Usuń
  6. A czy Vichy nie zaprzestało produkcji filtru Capital Soleil?

    OdpowiedzUsuń
  7. a wiesz co... przekonałaś mnie. po wykończeniu zapasów dam szansę filtrom the face shop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Simply, myślę, że nie będziesz żałować :) A czego teraz używasz?

      Usuń
    2. staram się wykończyć "matujący" filtr Ziai. jest dość tłusty, ale na chłodne dni daje dodatkową ochronę na twarzy, więc pewnie w chłodne miesiące będę do niego wracać. na lato z kolei zupełnie się nie nadaje. w zapasach mam jeszcze krem cc Kolastyny z mniejszym filtrem, chyba spf 20 albo 25

      Usuń
    3. Znam ten filtr z ziaji, niestety nieudany zakup, oddałam mężowi. Swoją drogą nie pamiętam, kiedy ostatnio cokolwiek z ziaji mnie zadowoliło.

      Usuń
  8. Z kremów z wysokim filtrem to najbardziej lubię Vichy Capital Soleil, ale z azjatyckich kosmetyków lubię na lato BB, teraz mam Holika Holika, żałuję, że Missha mi nie przypasowała odcieniem i musiałam sprzedać :( A z The Face Shop kupiłam filtr SPF40 w sprayu, żeby móc sobie na makijaż popsikać w ciągu dnia, wszak filtry po paru godzinach powinno się reaplikować. Nie używałam go jeszcze, ale mam nadzieję, że się sprawdzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Evelinn, umknęło mi jakoś, że mają takie cudo w ofercie! Świetny patent! Chyba kupię, bo do tej pory z reaplikacją mi nie po drodze było.

      Usuń
  9. kupujesz na ebayu czy moze masz jakis zaprzyjazniony sklepik internetowy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Ooo widzisz ;) bardzo przydatny post ;) ja dotychczas używałam fajnego kremu +50 z Ziaji, miałam wersje przeciwzmarszczkową a wiem, ze była tez matująca, ale nie wiem jak z tym matującym działaniem tak na prawdę jest. Jednak zgadzam sie z Twoimi argumentami dotyczącymi wyzszosci azjatyckiej pielęgnacji z filtrami, dlatego chętnie przyjrzę sie tym kremom na ebayu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudia, filtr z ziaji kompletnie mi nie podszedł, właśnie wersję matującą kupiłam. Mąż "odziedziczył". Ale ja z ziają jakoś nigdy dogadać się nie mogę, nie wiem, po co w ogóle robię podejścia do kolejnych produktów, zawsze skucha.

      Usuń
  11. gdybyś miała wybrać ten matujący czy Vichy górą ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpinakożerco, niestety nie mam porównania, nie pomogę.

      Usuń
    2. oj źle zrozumiałam jak napomknęłaś o Vichy :) bardzo go lubię, ale jak zawsze nowe też kusi :)

      Usuń
    3. Oj, znam to, aż za dobrze :DDD

      Usuń
  12. Ajjjj, i co zrobiłaś?? Miałam ograniczyć zakupy a tu kusisz kremem potencjalnie dla mnie idealnym! :) Z drugiej strony, filtr zawsze się zużyje...lecę pobuszować po ebay ;) Sabina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sabina, nigdy nie wiadomo, co komu będzie pasować, ale jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz :DDD

      Usuń
  13. A ile, tak mniej więcej, czekasz na przesyłkę? Ja kiedyś bardzo często zamawiałam kosmetyki na iherbie, jednak okres oczekiwania 6 tygodni jakoś mnie zniechęcił...W sumie nie wiem od czego to zależy, bo były i takie sytuacje gdzie przesyłka docierała w 5 dni. Marzy mi się jakiś leciutki, nietłusty filtr do ciała na okres letni (nie znoszę się kleić), kiedy jeżdżę na rowerze. Niby mogłabym używać tego samego, co do twarzy, jednak jest to strasznie nieekonomiczne. Może ktoś coś poleci?
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martyna, czekam przeciętnie około 10 dni, maksymalnie do trzech tygodni. Najdłużej zdarza mi się czekać na paczki ze Stanów, choć tu też nie ma reguły.

      Usuń
  14. Jeszcze nie miałam okazji wypróbować żadnego azjatyckiego filtra...Póki co moim ulubieńcem jest La Roche Posay Anthelios XL Dry Touch - idealny dla cery mieszanej. Chętnie wypróbuję kiedyś coś azjatyckiego w tej kategorii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kirei, pewnie, będziesz miała porównanie :)

      Usuń
  15. Ja się lubuję w filtrach japońskich. Koreańskich wypróbowałam kilka ale żaden nie przypadł mi do gustu ;) Może kiedyś wypróbuję ten polecany przez Ciebie do cery tłustej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chiao, napisz coś więcej o swoich japońskich faworytach, jestem ogromnie ciekawa, co rekomendujesz.

      Usuń
    2. Na razie przez te 3 lata niewiele ich jeszcze wypróbowałam ale polecam filtr biały oraz niebieski Hada Labo - pierwszy jest trochę bardziej nawilżający, drugi bardziej matujący ale obydwa mają lekko wilgotne wykończenie, co mi się akurat bardzo podoba. Polecam też szary filtr Sofina (zapomniałam nazwy) i złotą Anessę od Shiseido - te dwa są zdecydowanie matujące. Wszystkie mają formę emulsji; od żelowych kosmetyków trzymam się z daleka bo mnie zazwyczaj bardzo zapychają. Na razie tyle ;D

      Usuń
  16. Opis super jednak ja wolę jakoś stacjonarne kosmetyki. W ogóle się zraziłam jakoś do internetowych sklepów (chyba że kupuję coś co dobrze znam). Wolę pomacać, obejrzeć itd. Jak dla mnie najlepszy do tej pory był krem Vichy 50 do cery mieszanej. Skusiłam się w tym roku na filtr z Avene Refleks słoneczny 50+ (bo tani był, przyznaję bez bicia), jednak jak zużyję wracam do Vichy. Za stara już jestem na takie eksperymenty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mkp, ja tam nie mam oporów przed zakupami przez internet, szczerze mówiąc, to dla mnie duże udogodnienie.

      Usuń
    2. Że udogodnienie to na pewno, ale ja jestem z tych co muszą dotknąć, żeby uwierzyć :)

      Usuń
  17. Super, czekałam na tę recenzję :)
    Oba wyglądają bardzo ciekawie, ale jako że wiosna za pasem, to bliżej przyjrzę się filtrowi matującemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kartki, długo kazałam wam na nią czekać, ale co zrobić, życie.

      Usuń
  18. Czuję się zaintrygowana, a jakże ;)
    Zimą stosuje słabsze filtrowanie i to w kremach pielęgnacyjnych . Filtr 20 spf, ale wiosna już wszak w progu ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Aqua Sun Gel zapisany na liście!
    Teraz używam różowej Misshy, fajny filtr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. FF, ja z miszki miałam biały, lubiłam go, możliwe, że będę jeszcze do niego wracać.

      Usuń
  20. Dzięki za ten post Cammie! Właśnie kończy mi się filtr z Vichy i szukam godnego zastępstwa. Z oferty The Face Shop zainteresowała mnie jeszcze wersja Oil - Cut jako, że jestem posiadaczką mocno tłustej cery. Cammie, a stosujesz na co dzień jakiś krem pod filtr? Szukam czegoś lekkiego, bo jednak dziwnie mi tak sam filtr na twarz kłaść :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Silverrings, do usług :)))
      Pod filtr niczego już nie stosuję. Te azjatyckie filtry mają to do siebie, że najczęściej zawierają sporo składników pielęgnacyjnych, taka wartość dodana do ochrony przeciwsłonecznej. Mojej cerze to wystarcza, no i makijaż lepiej się zachowuje, jak nie przesadzam z ilością warstw. Na pewno wiesz, co mam na myśli.

      Usuń
    2. Właśnie też byłam ciekawa czy stosujesz coś pod filtr. Ja, mimo, ze mam cerę mieszaną/tłusta, to pod matujący Vichy zwykle potrzebowałam jakiegoś kremu. Teraz właśnie otrzymałam przesyłkę z prezentowanym tu Sebium Control i wiążę z nim spore nadzieje. Jego zadanie to: ma dać sobie radę bez kremu "pod" i nie zwarzyć mi makijażu :) Dziękuję Ci, cammie, za wpisy, dzięki którym odkrywam takie perełki. Pozdrawiam, Sabina.

      Usuń
    3. Sabina, to ja dziękuję za Twój ciepły komentarz, to największa wartość blogowania :* Mam nadzieję, że będziesz z tego zakupu równie zadowolona jak ja :)))

      Usuń
  21. Ochrona przeciwsłoneczna to podstawa zdrowej skóry. Zapobiega powstawaniu zmarszczek i wielu problemom dermatologicznym. Nie wszystkie dziewczyny chcą w to wierzyć i pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karo, rzekłabym nawet, że te wierzące i pamiętające to niestety mniejszość.

      Usuń