Na dobry początek marca, książki lutego. Luty był dla mnie trudny, miałam mnóstwo pracy, lektury jednak nie umiałam i nie chciałam sobie odmawiać. Z każdej doby wykradając nieco czasu (kto by tam przejmował się spaniem :D), zdołałam przeczytać sześć pozycji, o których tradycyjnie, jak co miesiąc, chciałabym Wam dziś opowiedzieć. Zapraszam! Wiem, że część z Was wyczekuje tego posta.
Moje lutowe lektury to taki czytelniczy miks, trochę pozycji z listy "od dawna chciałam przeczytać", jak "Strach przed lataniem" Eriki Jong i "Rublowka" Walerija Paniuszkina, trochę głośnych tytułów, jak "Zaginiona dziewczyna" Gillian Flynn i "Mniej" Marty Sapały, no i trochę wydawniczych nowości, jak "Mała zagłada" Anny Janko i "Wyspa łza" Joanny Bator. Mam nadzieję, że z zainteresowaniem przeczytacie, co mam na temat tych książek do powiedzenia.
Erica Jong, Strach przed lataniem
Książka, która stworzyła kobietom możliwość "mówienia własnym głosem, dając im wspaniałą historię o seksie, radości i przygodzie". Powieść wywołała burzę, jednocześnie stając się bestsellerem tłumaczonym na kilkanaście języków.
Najstarsza pozycja na liście moich lutowych lektur, głośna książka z lat siedemdziesiątych XX wieku, głos drugiej fali feminizmu. Określana jako odważna powieść erotyczna. Czy ja wiem? Na pewno odważna, ale jak na tamte czasy, we mnie, kobiecie swoich czasów, nie obudziła spodziewanych emocji. Owszem, dużo w niej seksu, ale to nie o seks w moim odczuciu w niej chodzi. Raczej o zderzenie kobiecych "powinności" i konwenansów z kobiecymi pragnieniami, o wewnętrzne przyzwolenie na odrzucenie obaw hamujących nas w działaniu. Nie jest to w moim odczuciu książka wybitna, ale na pewno jest to książka ważna, warto po nią sięgnąć, o ile bliska jest Wam myśl feministyczna.
Gillian Flynn, Zaginiona dziewczyna
Jest upalny letni poranek, a Nick i Amy Dunne obchodzą właśnie piątą rocznicę ślubu. Jednak nim zdążą ją uczcić, mądra i piękna Amy znika z ich wielkiego domu nad rzeką Missisipi. Podejrzenia padają na męża. Nick coraz więcej kłamie i szokuje niewłaściwym zachowaniem. Najwyraźniej coś kręci i bez wątpienia ma w sobie wiele goryczy – ale czy rzeczywiście jest zabójcą? Z siostrą Margo u boku próbuje udowodnić swoją niewinność. Jednak jeśli Nick nie popełnił zbrodni, gdzie w takim razie podziewa się jego cudowna żona?
„Zaginiona dziewczyna" to wartki, piekielnie mroczny thriller z wyrafinowaną intrygą. Gillian Flynn z właściwą sobie znajomością ludzkiej psychiki stworzyła powieść o małżeństwie, w którym bardzo, ale to bardzo źle się dzieje. Książka natychmiast podbiła serca krytyków i czytelników i przeniesiono ją na ekran w reżyserii Davida Finchera.
Czytadło z potencjałem na niezły thriller, muszę przyznać, że całkiem mi się podobało. Prawdopodobnie już o tej książce słyszałyście, za sprawą hollywoodzkiej ekranizacji z gwiazdorską obsadą chyba nie sposób o niej nie usłyszeć. Ja też ciągle gdzieś natykałam się na różne wzmianki, ostatecznie sięgając po nią po jednym z odcinków Orange is the new black, w którym dostrzegłam, że bohaterka serialu czyta w więzieniu właśnie tę pozycję. To przeważyło szalę, uznałam, że trzeba w końcu sprawdzić, o co tyle hałasu. Nie jest to może literatura wysokich lotów, ale autorka miała na tę książkę jakiś pomysł, doceniam zabieg z niespodziewaną woltą w połowie opowieści. Nic nie jest takie, jakim wydaje się być. Gdzie jest zaginiona dziewczyna? Co się z nią stało? Kto jest prawdziwą ofiarą? Sprawdźcie.
Anna Janko, Mała zagłada
Sochy na Zamojszczyźnie, 1 czerwca 1943 roku. Wystarczyło parę godzin, by wieś przestała istnieć. Budynki zostały spalone. Mieszkańcy rozstrzelani. Pośród zgliszczy pozostał jeden dom, nieliczni dorośli i kilkoro dzieci. Wśród nich — dziewięcioletnia Terenia Ferenc, matka Anny Janko. Dziewczynka widziała, jak Niemcy mordują jej rodzinę. Nieludzki obraz towarzyszył jej przez lata spędzone w domu dziecka, by nigdy nie dać o sobie zapomnieć. Takich dzieci jak ona — osieroconych, obarczonych zbyt wielkim ciężarem — wciąż jest wiele, także dziś. Dzieci białych, żółtych, czarnych, które zaczynają życie od apokalipsy oglądanej na własne oczy. Masakry i ludobójstwa nie stały się przeszłością.
"Mała zagłada" Anny Janko nie jest jeszcze jedną tragiczną opowieścią rodzinną wyciągniętą z lamusa II wojny światowej. To mocna, jak najbardziej współczesna rozprawa z traumą drugiego pokolenia — naznaczonego strachem. Brutalna, naturalistycznie opisana historia pacyfikacji polskiej wsi staje się w niej punktem wyjścia do przedstawienia etycznej i egzystencjalnej bezradności — wspólnej dla wszystkich, którzy przetrwali.
Książka wstrząsająca, mocna, bardzo osobista. Dawno przy żadnej lekturze nie wylałam tylu łez. Nie powstrzymywałam ich, czułam, że trzeba opłakać te wszystkie ofiary. Autorka ma niesamowity dar ubierania emocji w słowa, a robi to bez żadnej egzaltacji, prostotą sformułowań poruszając najczulsze struny. Brzmiąc tym bardziej wiarygodnie, że opowiada o doświadczeniach własnej rodziny, której trudna historia staje się punktem odniesienia dla ukazania tematu w szerszej perspektywie. To nie jest lektura łatwa, przygotujcie się na to. Warto przeczytać. Poważnie, przeczytajcie.
Walerij Paniuszkin, Rublowka
Podmoskiewski park narodowy milionerów nazywa się Rublowka. Poruszamy się tu powoli, a naprzeciwko nas suną samochody klasy luks: mercedes, mercedes, maybach, mercedes, bentley, volkswagen (ups, to służba pojechała), mercedes, mercedes, maybach, mercedes… Wokół nas rozpościera się dziewiczy las. Na jego skraju reklamy zachęcają do kupna pierścionka w cenie niewielkiej posiadłości, posiadłości w cenie niewielkiego kraju, łódki w cenie niewielkiego lotniskowca… Bogaci i sławni żyją tu za wysokimi płotami, a my, po drugiej stronie, chcemy wiedzieć, co jedzą, w co wierzą, czego się boją, na co mają nadzieję... I — a niech ich czort! — skąd mają tyle pieniędzy?
Tyle o tej książce słyszałam, że spodziewałam się nie wiadomo czego, tymczasem wcale nie zrobiła na mnie wrażenia. Ot, reportaż, momentami nudny. Wyobrażałam sobie, że autor skupi się na kulisach życia pławiących się w niewyobrażalnym dla przeciętnego zjadacza chleba bogactwie mieszkańców Rublowki, sypnie anegdotami i ciekawostkami, tymczasem to raczej historia dochodzenia do wielkich pieniędzy niż historia z nich korzystania. Na pewno książka ma swoich odbiorców, ja oczekiwałam jednak czegoś innego. Tym razem wybór lektury nietrafiony.
Joanna Bator, Wyspa łza
Znikła bez śladu. Opowieść o mrocznej bliźniaczce.
Co robi Joanna Bator, którą prześladują słowa „znikła bez śladu”? Szuka po omacku. Czeka na znak. Na Sandrę Valentinę, która w 1989 roku znikła bez śladu i do dziś nie odnaleziono jej ciała.
Pisarka i fotograf ruszają śladem zaginionej Sandry. Tam, gdzie kończy się jej trop, zaczyna się mroczna opowieść o miłości, samotności i pisaniu. O podróży na Sri Lankę, wyspie w kształcie łzy, bramie do świata Joanny Bator i jej bliźniaczki... Zdjęcia Adama Golca ilustrują tę mroczną podróż na wyspę, gdzie ludzie i miejsca istnieją jednocześnie w rzeczywistości i w świecie czarnej magii.
Wiem, że to dopiero marzec, ale to chyba moje największe książkowe rozczarowanie tego roku ... Czekałam na tę książkę, wyglądałam jej, odliczałam dni do premiery. Wspominając moc wrażeń, jakich w tamtym roku dostarczyły mi pozycje tej autorki, w tym niezapomniana "Piaskowa Góra", liczyłam na coś równie dobrego, mądrego, pięknie napisanego. Do warstwy językowej rzeczywiście nie mogę się przyczepić, autorka ma niepowtarzalny styl, jednak cała reszta ... Co to ma być??? I o czym to w ogóle jest? Przeczytałam i naprawdę nie wiem, o czym. Ten literacki kocioł ze zbyt dużą ilością składników doprawionych mentalnym ekshibicjonizmem autorki przyprawił mnie wyłącznie o czytelniczą niestrawność. Piszę to z przykrością, ale ta lektura była stratą czasu.
Marta Sapała, Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków
Nie pamiętam już, kiedy i dlaczego przyszło mi do głowy, że kluczem do codzienności może być portfel. Jego zawartość (bądź jej brak) i to, co się z nią robi. Piszę o tym, co się dzieje, gdy spróbuje się – na jakiś czas – radykalnie ograniczyć codzienną konsumpcję. Oskubać ją do tego, co naprawdę niezbędne. Tymczasowy zakupowy post, na podjęcie którego zdecyduje się kilkanaście gospodarstw domowych z całej Polski, stanie się też częścią mojej codzienności. Na dwanaście eksperymentalnych miesięcy. Na cały roczny cykl.
Przez ten rok zaglądam do nie swoich portfeli, spiżarni, szaf i głów. Dowiaduję się, ile może kosztować przetrwanie, wykończenie mieszkania, zaproszenie na świat człowieka. Ile płacimy za poczucie bezpieczeństwa, szacunek, spokój. Jaka jest cena dostępu do zdrowia, wiedzy, czystego powietrza, wody, chlorofilu. Jak przeliczyć czas na pieniądze, pieniądze na przedmioty, przedmioty na relacje. Czy redukcja we wszystkich tych dziedzinach daje swobodę, a może wręcz przeciwnie – uwiera? Czy „mniej” w jednej dziedzinie oznacza „więcej” w innej? I dlaczego bilans między nimi nie chce się zgodzić?
Bardzo ciekawa książka opisująca roczny eksperyment społeczny. Na dwanaście miesięcy autorka wraz z innymi osobami zaangażowanymi w projekt włącza tryb "mniej", ograniczając potrzeby do minimum, rezygnując ze wszystkiego, z czego można zrezygnować, co do zasady nie kupując, w razie konieczności dobra zdobywając na przykład w drodze wymiany. Nie muszę Wam na pewno mówić, jak trudne było to w nastawionym na konsumpcję świecie. Ten rok wiele w nich wszystkich zmienił, często nadając ich życiu zupełnie nową optykę. Czytelnik towarzyszy im tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, obserwuje ich sukcesy i porażki, sporo z lektury wynosząc dla siebie. Książka nie jest bowiem jedynie suchą relacją, naprawdę skłania do myślenia. Mnie też przyniosła wiele przemyśleń. Jestem pewna, że i dla Was oznaczałaby nowe spojrzenie na odwieczny problem "mieć czy być?".
Książką lutego ogłaszam "Małą zagładę" Anny Janko, jej ciężar gatunkowy sprawia, że wszystkie pozostałe lektury pozostają daleko w tyle. Choć na pewno warto wyróżnić też "Mniej" Marty Sapały. Pozostałe pozycje? Cóż, nie wszystkie książki pozostawiają w nas głęboki ślad, prawda?
Mam nadzieję, że trafiłyście w lutym na dobre książki, które ślad jednak w Was pozostawiły. Zachęcam Was do podzielenia się wrażeniami, napiszcie, co ciekawego przeczytałyście w ostatnim czasie. Będzie mi też miło, jeśli wypowiecie się na temat pozycji, o których dziś pisałam. Znacie te książki? Co o nich myślicie? Zapraszam do dyskusji, jak zwykle czekam na Wasze komentarze!
Buziaki,
Cammie.
'Zaginiona dziewczyna' bardzo mi się podobała, co do 'rublowki' też miałam wysokie oczekiwania i wcale im ta książka nie sprostała, chwilami była nudna, a zabieg z opisaniem życia w formie gry też nie wydał mi się ciekawy. Jeśli szukasz książki o wielkich fortunach i ekstrawagancjach rosyjskich oligarchów polecam 'sceny z życia rosyjskich milionerów', krótka, ale ciekawa i zabawna :)
OdpowiedzUsuńAleksa, słyszałam o tej książce, niewykluczone, że przeczytam. Choć teraz chwilowo mam dość tego tematu. Siła rozczarowania.
UsuńMała zagłada już czeka na mojej półce na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńKamyczek, przygotuj się na mocne przeżycia.
UsuńTeż mam w planach Zaginioną dziewczynę :P
OdpowiedzUsuńAdresWyobraźnia, całkiem fajna lektura dla rozrywki. Nic ambitnego, ale historia ciekawa.
UsuńJeju Cammie ! ile Ty kobieto czytasz ! Kapelusze z głow ! Zawsze mnie zadziwia , kiedy jesteś w stanie to wciągnąć i nam jeszcze tu pięknie opisać, mając dom, męża, dziecko malutkie i pracę zawodową <3
OdpowiedzUsuńZnam tylko "Zaginioną Dziewczynę" . Faktycznie książkę czyta się szybko, bo jest wciągająca i nieprzewidywalna . Lubię takie freaki . Koniec jednak jak dla mnie ... dziwaczny ;)
U mnie ostatnio dwa tomy "Igrzysk śmierci " (trwam w zachwycie i w niedowierzaniu, ze znów książka jest milion razy lepsza od tego kinowego wszak hitu ) i wzięłam się za Kinga "Doktor Sen " . Bardzo mi się podoba ta cegła ;)
Czekam na "Gniew" i bylam w kinie na "Ziarnie Prawdy" w sobotę ;)
Mami, szczerze mówiąc, to sama nie wiem, jak ja daję radę :DDD A tak na serio, to mam specyficzne życie rodzinne, dzięki któremu w tygodniu mam dużo czasu dla siebie. A że nie dosypiam, to inna rzecz :DDD
UsuńJak ci się "Ziarno prawdy" podobało?
Cammie, książkę czytałam już tak dawno, że dopiero podczas seansu sobie na bieżąco przypominałam zarówno wątki jak i postaci . Oczywiście książka jest dużo pełniejsza i wiele wątków pominięto, postaci spłaszczono ( np. Misia hahahah ) , albo pominięto . Mimo to sama atmosfera jak najbardziej w porządku i dla osób, które książki nie znają ( jak mój małż) był to film wciągający .Modrerstwo, zagadka, intryga, wszytsko podszyte jeszcze tajemnicą z przeszłości .Ogólnie oceniam in plus .
UsuńNo to się cieszę, bo ja jednak byłam trochę rozczarowana. Choć może też w jakimś stopniu też dlatego, że byłam świeżo po lekturze (dosłownie parę dni) i różnice pomiędzy książką a scenariuszem wydawały mi się kolosalne.
UsuńJak zobaczyłam tytuł "Rublowka", to oczy mi się zaświeciły - ale po przeczytaniu Twojej recenzji mój entuzjazm zgasł ;)
OdpowiedzUsuńChiao, nie powiedziane, że tobie akurat ta książka nie przypadłaby do gustu, mnie w każdym razie się nie spodobała. I w sumie sama nie wiem, czy to kwestia poziomu tej książki, czy rozbieżności jej treści z moimi wyobrażeniami.
UsuńSzkoda, że tym razem Bator nie sprostała oczekiwaniom. W sumie kiedy słucham jak się wypowiadała o swoim najnowszym literackim dziecku to trochę to trąciło egzaltacją, ale myślałam, że tekst się obroni. No cóż, ja jeszcze jestem przed lekturą.
OdpowiedzUsuńZa to mogę szczerze polecić "Tam gdzie konczy się kraj" Dawida Grossmana. Dawno żadna książka mnie tak nie zachwyciła. Naprawdę świetna i poruszająca. Jeśli tego nie masz daj mi znać. ;)
Jane, niestety, miałam wobec Bator spore oczekiwania, którym nie zdołała sprostać nawet w niewielkim stopniu. Wiesz, jak szanuję tę autorkę, naprawdę poziom Wyspy łzy mnie zaskoczył.
UsuńGrossmana nie mam :)
Nie ma Grossmana? Toż to kryminalne niedopatrzenie!
UsuńA wracając do Bator to chyba bardzo ciężko o równą formę w literaturze. Przypomina mi się twórczość Zadie Smith, którą pokochałam za debiutanckie Białe zęby. Kolejne książki nie były już chyba tak świeże i porywające, chociaż nigdy nie były słabe.
Ale powrót do najwyższej formy jest jeszcze możliwy - przeważnie po słabszym okresie. ;)
Miejmy nadzieję, że będzie tak, jak piszesz.
UsuńZainteresowałaś mnie Zaginioną dziewczyną, pewnie się skuszę jak będę miała nastrój na tego typu książkę.
OdpowiedzUsuńMniej faktycznie skłania do przemyśleń. Mnie samą ciągnie do takich eksperymentów, może nie rocznych ale jednak
Rzabba, ja bym na pewno nie mogła żyć w sposób opisany w książce. Ale wiesz, dla każdego "mniej" ma inne znaczenie. Ja też mam swoje "mniej", które jestem w stanie zaakceptować.
UsuńSięgnę na pewno po "Małą zagładę" i "Mniej".
OdpowiedzUsuńW lutym skończyłam czytać dwie trylogie: Theorina i Miłoszewskiego, i wciągnęłam się w serię www Ciszewskiego. W trakcie czytania "Gastrofaza" Mary Roach :)
PS. Eriki ;)
FF, a wiesz, że miałam wątpliwości? Sprawdzałam nawet w jakimś internetowym słowniku, ale jak widać, oszukał mnie :DDD Zaraz poprawię :*
Usuń"Zaginiona dziewczyna" wg mnie mocno przereklamowan i książka i film ;-/
OdpowiedzUsuńParę słów, z jakichś względów odniosła sukces, ale masz rację, ten szum wokół niej jest nieadekwatny.
Usuń"Mała zagłada" to pierwsza przeczytana przeze mnie w tym roku książka (miałam egzemplarz przedpremierowy) i od razu silna kandydatka na książkę roku. "Wyspa łza" leży i z każdą przeczytaną recenzją coraz mniej mam ochotę zdejmować ją z półki.
OdpowiedzUsuńZe swojej strony polecam doskonałą norweską powieść "Półbrat" Lars Saabye Christiansena.
Aga, ja jestem w sumie zaskoczona recenzjami "Wyspy łzy". Z ciekawości przeczytałam ich kilka i w zasadzie wszystkie były pozytywne. Ja naprawdę nie rozumiem tych ochów i achów. Mam wrażenie, że to coś na zasadzie "Słowacki wielkim poetą był", Bator napisała wcześniej świetne książki i przy słabszej nadal zbiera tego owoce.
UsuńMniej czeka na mnie w kolejce, zainteresowałaś mnie "Zaginioną Dziewczyną" i "Małą zagładą". Chociaż tej ostatniej się obawiam, bo ja później takie książki odchorowuję tygodniami...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Yenn
Dominika, rozumiem cię, coś takiego nie spływa po człowieku jak po kaczce.
UsuńAnonimie, przepraszam, przez przypadek skasowałam twój komentarz. Mimo wszystko odniosę się do tego, co napisałaś.
OdpowiedzUsuńAleksijewicz też bardzo lubię, cenię jej reportaże za interesujące tematy i za styl, który mi odpowiada. Podoba mi się, że oddaje głos ludziom, sama stojąc z boku. Teraz waśnie czytam "Czasy secondhand" :)
Co do poziomu "Zaginionej dziewczyny", uważam, że potencjał tej książki został zmarnowany przez kiepski język. Czytałam po polsku, nie mam odniesienia do oryginału, więc nie wiem, czy to kwestia stylu autorki czy raczej kiepskiego tłumaczenia. W każdym razie można to było zrobić lepiej! Ale sam pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał.
Czytałam "Zaginioną Dziewczynę" w oryginalne i w polskim tłumaczeniu (nie całość) i mogę, z ręką na sercu, powiedzieć, że niestety tłumaczenie jest kiepskie. Książka sporo na tym traci i nie dziwię się, że nie byłaś pod wrażeniem. Mnie uwiodly świetnie rozwinięte postacie, słownictwo, socjopatyczna otoczka całości. Po polsku czytało mi się po prostu ciężko, historia straciła "to coś", które jest w oryginale. Można to było zrobić lepiej.
OdpowiedzUsuńMiałam właśnie takie podejrzenia. Jednak tłumaczenie to kluczowa sprawa, z dobrej książki jest w stanie zrobić książkę kiepską, ale i odwrotnie, utalentowany tłumacz nawet ze szmiry zrobi rzecz do przyjęcia.
UsuńWielka szkoda z Bator. Po wspanialej Piaskowej Gorze i Chmurdalii dla mnie juz "Ciemno prawie noc" byla wielkim rozczarowaniem....Miloszewski za to wspanialy :) Filmu jeszcze nie widzialam. Teraz czytam Drach Twardocha. Podoba mi sie. Potem siegne chyba po Zaginiona dziewczyne :)
OdpowiedzUsuńBea, "Zaginiona dziewczyna" to zupełnie inny kaliber, po Twardochu będziesz miała wrażenie, że obniżyłaś loty ;)))
Usuń