Trudno było mi zmobilizować się do napisania tego posta, długo szukałam formy, w jakiej mogłabym go ująć, ale w końcu jest, podsumowanie minionego roku! Mam nadzieję, że nie znudziły się Wam jeszcze wszechobecne ostatnio blogowe retrospekcje i z ciekawością rzucicie okiem na to, co przygotowałam. Zapraszam!
Zwlekałam, bo nie do końca wiedziałam, jaki ten wpis ma być, wiedziałam na szczęście przynajmniej, jaki ma nie być, a to już połowa sukcesu :))) A zatem, nie będzie to post o kosmetycznych odkryciach, bo takie pisałam przez cały rok regularnie co miesiąc ---> KLIK. Nie będzie przypominania najpopularniejszych treści, jakie w ciągu roku pojawiały się na blogu, bo uważam, że publikowane regularnie podsumowania z serii Summa Summarum ---> KLIK wyczerpały już temat. Nie będzie statystyk, bo to nudne. Nie będzie też typowych recenzji, bo to nie czas i miejsce, spodziewajcie się raczej luźnych refleksji i swobodnie biegnących myśli. Te wszystkie zastrzeżenia nie oznaczają jednak, że będzie syntetycznie, oj nie! Lubicie długie posty, prawda? :DDD
Na dobry początek kosmetyki kolorowe, które postanowiłam wyróżnić. W 2014 roku miałam do czynienia z wieloma produktami, zarówno z nowościami, jak i ze znanymi od lat bestsellerami, i z górnej, i z dolnej półki, jednak kiedy się dobrze zastanowiłam, okazało się, że z całego tego kolorowego rogu obfitości systematycznie sięgałam tylko po kilka.
Zwlekałam, bo nie do końca wiedziałam, jaki ten wpis ma być, wiedziałam na szczęście przynajmniej, jaki ma nie być, a to już połowa sukcesu :))) A zatem, nie będzie to post o kosmetycznych odkryciach, bo takie pisałam przez cały rok regularnie co miesiąc ---> KLIK. Nie będzie przypominania najpopularniejszych treści, jakie w ciągu roku pojawiały się na blogu, bo uważam, że publikowane regularnie podsumowania z serii Summa Summarum ---> KLIK wyczerpały już temat. Nie będzie statystyk, bo to nudne. Nie będzie też typowych recenzji, bo to nie czas i miejsce, spodziewajcie się raczej luźnych refleksji i swobodnie biegnących myśli. Te wszystkie zastrzeżenia nie oznaczają jednak, że będzie syntetycznie, oj nie! Lubicie długie posty, prawda? :DDD
Na dobry początek kosmetyki kolorowe, które postanowiłam wyróżnić. W 2014 roku miałam do czynienia z wieloma produktami, zarówno z nowościami, jak i ze znanymi od lat bestsellerami, i z górnej, i z dolnej półki, jednak kiedy się dobrze zastanowiłam, okazało się, że z całego tego kolorowego rogu obfitości systematycznie sięgałam tylko po kilka.
Na miano kosmetyku roku zdecydowanie zasłużył czarny liner w pisaku Blackbuster z L'Oreal ---> KLIK. Uwielbiam go! Namalowanie ładnej kreski nigdy nie było tak łatwe. Odkąd pod koniec 2013 roku skusiłam się na niego po raz pierwszy, co parę miesięcy kupuję nową sztukę i nawet nie rozglądam się za niczym innym. Jedynie raz zrobiłam skok w bok, zdradzając go na rzecz podobnego i nieco tańszego pisaka z Inglota, który po pierwszych zachwytach rozczarował mnie jednak kiepską wydajnością. Drugi raz tego błędu nie popełnię, na tę chwilę nie chcę niczego innego, Blackbuster to dokładnie to, czego potrzebuję.
W 2014 roku po raz pierwszy miałam styczność z kosmetykami marki FM, której katalog wywarł na mnie takie wrażenie (bez kitu, najładniej wydany katalog kosmetyczny, jaki widziałam!), że zapragnęłam zrobić zamówienie. Prasowany puder bambusowy ---> KLIK, który wtedy kupiłam, tak mi się spodobał, że już nie wyobrażam sobie nie mieć go w kosmetyczce, czego wyrazem jest fakt, że właśnie przymierzam się do zakupu trzeciego już opakowania. To chyba mówi samo za siebie. Nadal bardzo lubię też przepięknie wygładzający cerę puder Lucidity Estee Lauder ---> KLIK, który w ciągu minionego roku wielokrotnie Wam zachwalałam, ale jeśli chodzi o niezawodność, w sensie utrwalania makijażu, FM jednak wygrywa, poza tym nie chciałam umieszczać dwóch pudrów w zestawieniu.
W 2014 roku nie ustawałam też w poszukiwaniach idealnego kremu BB. Spróbowałam kilku, a najlepszym okazał się Skin79 Dear Rose BB Cream ---> KLIK. Przyjemnie lekki, jasny, żółtawy i przyzwoicie kryjący - właśnie tak opisałabym go, gdybym miała to zrobić w skrócie. Szkoda tylko, że jest tak trudno dostępny, na zwykle niezawodnym ebay pojawia się coraz rzadziej ...
Nie mogę nie wspomnieć o moim ukochanym różu, czyli Golden Rose Terracotta Blush 07. Sprawa jest przedziwna, bo sięgam po niego zdecydowanie najczęściej, ignorując wszystkie moje piękne maczki czy inne szanele, a jeszcze chyba nigdy nie pokazałam go na blogu. A zatem robię to dziś, dodając, że ma cudowny, bardzo jasny, chłodny odcień, a dzięki wypiekanej formule daje ożywiające cerę rozświetlenie. Wymarzony róż dla osób o bladej skórze.
Na koniec rzecz o korektorze. A w zasadzie o kamuflażu, bo mowa o Catrice Camouflage Cream. Bardzo dobry produkt, świetnie kryjący i trwały, a w dobranym kolorze niewidoczny na skórze. W dodatku niedrogi. Był to dość przypadkowy zakup, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Jako że mam do ukrycia sporo przebarwień, posiłkuję się nim w każdym makijażu i myślę, że jak przyjdzie czas (już niebawem, ze względu na upływ terminu zdatności do użycia), kupię kolejne opakowanie. Polecam wszystkim borykającym się z problematyczną cerą.
A pielęgnacja? W 2014 roku skoncentrowana była wyłącznie na walce z przebarwieniami cery, opierając się głównie na produktach z kwasem azelainowym (Acne-derm i Skinoren, moi najlepsi przyjaciele!), który stosować można w zasadzie bez ograniczeń, niezależnie od pory roku, ale sięgałam też oczywiście po inne preparaty. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Napisanie posta o przebiegu mojej kuracji jest dla mnie blogowym priorytetem na najbliższe tygodnie, także spodziewajcie się niebawem obszernej relacji, a póki co poznajcie specyfiki, które z perspektywy czasu oceniam najwyżej. Jako bonus dorzucam suplementy, które w końcówce roku pomogły mi uporać się z nadmiernym wypadaniem włosów.
Zdecydowanie najdłużej był ze mną kupiony wczesną wiosną delikatnie złuszczający krem Bandi z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym ---> KLIK. Wiem, że zdania na jego temat są różne, od entuzjastycznie pochlebnych po skrajnie krytyczne, ja w każdym razie jestem jego gorącą zwolenniczką. Bardzo dobrze wpływał na stan mojej cery, nie usuwając co prawda w jakiś wyraźny sposób przebarwień, ale trzymając ją w ryzach i stopniowo wygładzając. Przyznaję jednak, że jego początkowo silne działanie z biegiem czasu słabło, jakby skóra coraz słabiej reagowała na jego składniki, także lubiłam robić sobie od niego kilkutygodniowe przerwy, po których znowu odczuwałam jego moc. Podsumowując, świetny krem dla wymagającej, skłonnej do zanieczyszczeń skóry.
Prawdziwym pogromcą przebarwień (i nie tylko) okazał się Locacid, czyli krem z retinoidem w postaci tretinoiny. Od razu uprzedzam jednak, że jest to preparat wydawany na receptę, miejcie tego świadomość. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się tej kuracji nie obawiałam, bo z retonoidami nie miałam wcześniej do czynienia, na szczęście okazało się, że nie taki diabeł straszny. Okupując co prawda efekty pewnymi skutkami ubocznymi (łuszczenie się, przesuszenie i uwrażliwienie skóry), z dnia na dzień cieszę się coraz ładniejszą cerą. Szczegóły, tak jak zapowiadałam wyżej, w jednym z kolejnych postów, już teraz zapraszam.
Uzupełnienie mojej kuracji stanowi oczyszczający płyn bakteriostatyczny z 2% kwasu migdałowego Pharmaceris z serii T, który stosuję po prostu jak zwykły tonik. Genialny! Mam już drugie opakowanie, na pewno będą też kolejne. Jest stosunkowo niedrogi i bardzo, bardzo skuteczny. Więcej o nim w swoim czasie.
Na zdjęciu widzicie też dwa produkty La Roche-Posay, ale wspomnieć chcę tylko o jednym, mianowicie kremie Toleriane Ultra Fluid, silnie nawilżającym specyfiku do cery wrażliwej. Na moją zmaltretowaną Locacidem skórę działa jak przynoszący ulgę kompres. Świetny, odczuwalnie kojący, w żaden sposób nie szkodzący cerze krem. Leżący obok żel do mycia twarzy Effaclar nie spisał się już niestety tak dobrze, ale o tym innym razem.
Pisząc o pielęgnacji, nie mogę nie poświęcić chwili suplementom, które poratowały mnie w kłopocie z włosami, które parę miesięcy temu leciały mi z głowy jak szalone, codziennie gubiłam ilości grubo przekraczające normę. Przekopałam internety i w pierwszym odruchu zdecydowałam się dać szansę Calcium Pantothenicum, ale dopiero polecony mi przez Was Biotebal przyniósł pożądane, w dodatku błyskawiczne efekty. Pierwsze symptomy poprawy zauważyłam już po zaledwie dwóch tygodniach regularnego przyjmowania tych tabletek, a z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej. W tym momencie mogę powiedzieć, że dzięki nim problem znacznie ograniczyłam. Zapamiętajcie tę nazwę, to działa! Jeszcze Wam zresztą o tym suplemencie przypomnę, o moich zmaganiach z wypadającymi włosami planuję napisać kiedyś odrębnego posta.
To oczywiście nie jest tak, że napisałam Wam o wszystkim, co systematycznie stosowałam. Jest cała masa kosmetyków, do których regularnie w minionym roku wracałam (żeby wspomnieć chociażby stosowany do włosów olej kokosowy, płyn micelarny Garnier, delikatny żel-krem łagodzący Be Beauty do mycia twarzy, emulsję z granatem Alterra, olejki do ciała Alverde, chusteczki do demakijażu Cleanic, czy serum do rąk Evree Max Repair), uznałam jednak, że gdybym miała tak wszystko wymieniać, zanudziłabym Was na śmierć. Skupiłam się więc na creme de la creme, produktach, które z różnych względów najbardziej zapadły mi w pamięć.
Cofam się zatem w czasie raz jeszcze, przywołując w pamięci moje ulubione w 2014 roku lakiery do paznokci. Muszę przyznać, że mój gust ostatnio nieco się odmienił, wśród preferowanych dotąd przeze mnie nasyconych kolorów niespodziewanie znalazły się także odcienie jasne i delikatne. Spójrzcie zresztą.
Uzupełnienie mojej kuracji stanowi oczyszczający płyn bakteriostatyczny z 2% kwasu migdałowego Pharmaceris z serii T, który stosuję po prostu jak zwykły tonik. Genialny! Mam już drugie opakowanie, na pewno będą też kolejne. Jest stosunkowo niedrogi i bardzo, bardzo skuteczny. Więcej o nim w swoim czasie.
Na zdjęciu widzicie też dwa produkty La Roche-Posay, ale wspomnieć chcę tylko o jednym, mianowicie kremie Toleriane Ultra Fluid, silnie nawilżającym specyfiku do cery wrażliwej. Na moją zmaltretowaną Locacidem skórę działa jak przynoszący ulgę kompres. Świetny, odczuwalnie kojący, w żaden sposób nie szkodzący cerze krem. Leżący obok żel do mycia twarzy Effaclar nie spisał się już niestety tak dobrze, ale o tym innym razem.
Pisząc o pielęgnacji, nie mogę nie poświęcić chwili suplementom, które poratowały mnie w kłopocie z włosami, które parę miesięcy temu leciały mi z głowy jak szalone, codziennie gubiłam ilości grubo przekraczające normę. Przekopałam internety i w pierwszym odruchu zdecydowałam się dać szansę Calcium Pantothenicum, ale dopiero polecony mi przez Was Biotebal przyniósł pożądane, w dodatku błyskawiczne efekty. Pierwsze symptomy poprawy zauważyłam już po zaledwie dwóch tygodniach regularnego przyjmowania tych tabletek, a z każdym kolejnym dniem było coraz lepiej. W tym momencie mogę powiedzieć, że dzięki nim problem znacznie ograniczyłam. Zapamiętajcie tę nazwę, to działa! Jeszcze Wam zresztą o tym suplemencie przypomnę, o moich zmaganiach z wypadającymi włosami planuję napisać kiedyś odrębnego posta.
To oczywiście nie jest tak, że napisałam Wam o wszystkim, co systematycznie stosowałam. Jest cała masa kosmetyków, do których regularnie w minionym roku wracałam (żeby wspomnieć chociażby stosowany do włosów olej kokosowy, płyn micelarny Garnier, delikatny żel-krem łagodzący Be Beauty do mycia twarzy, emulsję z granatem Alterra, olejki do ciała Alverde, chusteczki do demakijażu Cleanic, czy serum do rąk Evree Max Repair), uznałam jednak, że gdybym miała tak wszystko wymieniać, zanudziłabym Was na śmierć. Skupiłam się więc na creme de la creme, produktach, które z różnych względów najbardziej zapadły mi w pamięć.
Cofam się zatem w czasie raz jeszcze, przywołując w pamięci moje ulubione w 2014 roku lakiery do paznokci. Muszę przyznać, że mój gust ostatnio nieco się odmienił, wśród preferowanych dotąd przeze mnie nasyconych kolorów niespodziewanie znalazły się także odcienie jasne i delikatne. Spójrzcie zresztą.
Kolorem roku ogłaszam ciemny, mocny róż Golden Rose Rich Color nr 26 ---> KLIK. Dlaczego? Bo to on zdecydowanie najczęściej gościł na moich paznokciach, zarówno na dłoniach, jak i na stopach. W ogóle całą tę serię polubiłam, za ogromną gamę kolorów, za wygodny pędzelek i za trwałość. Myślę, że będę do niej jeszcze nie raz wracać.
Lakierem, który przyczynił się do zmiany moich kolorystycznych upodobań, był Essie Topless & Barefoot w pięknym, idealnie wyważonym odcieniu nude ---> KLIK. Trafił do mnie przez przypadek, a dziś nie wyobrażam sobie nie mieć go pod ręką. Sprawdza się w każdej sytuacji, jest klasyczny i elegancki. Bardzo lubię łączyć go z piaskowym złotem Golden Rose (Holiday Nail Color nr 82).
Z końcem roku trafił do mnie duet O.P.I. z dość starej już co prawda kolekcji New York City Ballet, w postaci mlecznobiałego lakieru Don't Touch My Tutu i srebrnego toppera Pirouette My Whistle ---> KLIK. Miłość od pierwszego wejrzenia!
W 2014 roku pogłębiła się też moja słabość do czerwieni. Moje poszukiwania idealnego odcienia zaowocowały dwoma wspaniałymi lakierami, Rimmel Salon Pro Hip Hop ---> KLIK, który przepięknie prezentował się w letnim słońcu, i Essie A list ---> KLIK, jeden z moich ostatnich nabytków, który szybko zyskał status zimowego ulubieńca. Ale myślę, że w kwestii czerwieni nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa :))) Za parę dni się zresztą przekonacie.
Pozwólcie, że teraz zatrzymam się na chwilę przy ulubionych gadżetach. Moja krótka lista liczy zaledwie trzy punkty, ale każdy jest mocny!
W 2014 roku pogłębiła się też moja słabość do czerwieni. Moje poszukiwania idealnego odcienia zaowocowały dwoma wspaniałymi lakierami, Rimmel Salon Pro Hip Hop ---> KLIK, który przepięknie prezentował się w letnim słońcu, i Essie A list ---> KLIK, jeden z moich ostatnich nabytków, który szybko zyskał status zimowego ulubieńca. Ale myślę, że w kwestii czerwieni nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa :))) Za parę dni się zresztą przekonacie.
Pozwólcie, że teraz zatrzymam się na chwilę przy ulubionych gadżetach. Moja krótka lista liczy zaledwie trzy punkty, ale każdy jest mocny!
Jeśli chodzi o gadżet kosmetyczny, to rok 2014 należał do szczoteczki sonicznej Clarisonic. Mój model to Mia 2, pisałam Wam o nim TUTAJ. Jedna z lepszych inwestycji w urodę, jakie w życiu zrobiłam, dzięki tej szczoteczce oczyszczanie twarzy weszło na nowy dla mnie, dużo wyższy poziom. Chwilowo co prawda, ze względu na uwrażliwienie skóry przez Locacid, nie korzystam z niej, ale z ogromną przyjemnością wrócę do niej po zakończeniu kuracji. Albo i szybciej, o ile kupię odpowiednią dla cery wrażliwej końcówkę.
Clarisonic kupiłam na początku roku, z jego końcem natomiast rzutem na taśmę do moich ulubionych gadżetów dołączył nowy telefon, iPhone 6. Normalnie pewnie bym Wam o tym nie pisała, ale ostatnie dwa lata z jego poprzednikiem (HTC) były tak trudne (żeby wspomnieć tylko o ciągłym zawieszaniu się, czy samoczynnym wyłączaniu ...), że różnica jest dla mnie szokująca i po prostu nie mogę tego przemilczeć. Stary wylądował na dnie szuflady (choć zarzekałam się, że zrzucę go z najwyższego budynku w mieście :DDD), a nowy z każdym dniem coraz bardziej mnie zachwyca, jest wielofunkcyjny, intuicyjny i przede wszystkim niezawodny.
Ale to nie telefon zasłużył na miano gadżetu roku, tytuł ten zgarnia Kindle Paperwhite II! Mniej więcej w połowie roku pożegnałam się ze starszym modelem (wcześniej miałam 4 Touch), wymieniając go na nowsze cacko. Całkiem niedawno o nim pisałam, więc teraz nie będę się powtarzać, odsyłam Was po prostu do tamtego tekstu ---> KLIK. Spisuje się świetnie, uwielbiam wszystkie jego funkcje, wprost nie wyobrażając sobie bez niego życia. Wspaniałe urządzenie, wszystkie książki świata w zasięgu kilku kliknięć, zawsze pod ręką.
Skoro już o książkach mowa, to chciałabym płynnie przejść do tematu najważniejszych dla mnie lektur ubiegłego roku. Miałam problem z dokonaniem wyboru (policzyłam, w ciągu roku przeczytałam 53 pozycje, było z czego wybierać), ale udało się.
Autorka, której twórczość zrobiła na mnie największe wrażenie, to Joanna Bator. Jej "Piaskowa Góra" ---> KLIK to zdecydowanie najlepsza książka, po jaką sięgnęłam w 2014 r. Z wytypowaniem tej pozycji nie miałam akurat żadnego problemu. To jedna z tych książek, których nigdy się nie zapomina, mądra, klimatyczna, napisana pięknym językiem. Kto nie czytał, niech koniecznie to zrobi!
Wyraźny ślad po sobie zostawiła we mnie także dwutomowa "Antologia polskiego reportażu XX wieku" opracowana pod redakcją bardzo przeze mnie cenionego Mariusza Szczygła, zbiór najważniejszych i najciekawszych reportaży dwudziestego stulecia ---> KLIK. Ciągle żywe jest też we mnie wspomnienie o ni to śmiesznej, ni to strasznej książce "On wrócił" Timura Vermesa, w której autor, ubierając fabułę w humorystyczne fatałaszki, snuje tak naprawdę wstrząsającą wizję współczesnego świata, w którym ponownie zjawia się Hitler razem ze swoją chorą ideologią ---> KLIK.
Książki książkami, a co z serialami? W 2014 roku obejrzałam ich naprawdę sporo, ale wyróżnić chcę tylko kilka.
Po pierwsze Breaking Bad, za wszystkie emocje i za jedynego w swoim rodzaju Waltera White'a. Po drugie House of Cards, za intrygę i klimat. Po trzecie Suits, za dwóch przystojniaków i jednego Louisa Litta ;))) Po czwarte Sherlock, za całokształt. No i po piąte, last but not least, The big bang theory, za niesamowitą dawkę humoru.
Gdybym miała wybrać słowo roku, postawiłabym na rutynę. Rok 2014 upłynął mi spokojnie, dni i tygodnie toczyły się jeden za drugim z góry ustalonym trybem, powtarzalnym, może i nudnym, ale bezpiecznym. Właśnie tego potrzebowała moja rodzina i cieszę się, że mogłam jej to zapewnić, dzieląc czas między pracę i dom. Choć nie ukrywam, że emocją roku było poczucie poświęcenia, rezygnacji z wielu własnych przyjemności życia toczącego się poza domem. Myślę, że dobrze rozumieją mnie wszystkie matki małych dzieci, przez większość czasu zdanych wyłącznie na ich opiekę. Niech no tylko moja córa podrośnie! :)))
A blog? To też ważna część mojego życia, więc na koniec poświęcę mu kilka zdań. W 2014 roku, jak pewnie zauważyłyście, przeszedł małą metamorfozę, pisałam zdecydowanie rzadziej, mniej miejsca poświęcając typowym recenzjom, więcej natomiast tematom luźnym, szeroko rozumianym okołourodowym i z braku lepszego słowa powiedzmy, że lajfstajlowym. Wyszło tak w sumie samoistnie, ale No to pięknie! ma się dobrze, nowych czytelników stale przybywa, więc chyba zmierzam w dobrym kierunku? Gdzie jest kres tej drogi, jeszcze jednak nie wiem, bo skłamałabym twierdząc, że blogowe zwątpienia są mi obce. Myśli o zawieszeniu lub nawet całkowitym zamknięciu bloga pojawiały się w mojej głowie w minionym roku często jak nigdy. Póki co jestem na etapie kolejnej fali entuzjazmu, ale co będzie w przyszłości? Nie wiem. Piszę zupełnie szczerze. Mam nadzieję, że mimo wszystkich chwil zniechęcenia, jakie pewnie mnie czekają, spotkamy się tu przy okazji podobnego posta za rok.
A tymczasem raz na zawsze pożegnajmy rok 2014. Już wiecie, jaki był dla mnie, zdradźcie więc, jak Wam upłynął, dobrze czy źle? Może chciałybyście pochwalić się jakimś kosmetycznym bądź niekosmetycznym odkryciem? Może macie ochotę napisać mi o jakimś ważnym dla Was wydarzeniu? A może po prostu chcecie odnieść się do jakiejś kwestii, którą dziś poruszyłam? Piszcie, jak zwykle czekam na Wasze komentarze!
Buziaki,
Cammie.
A blog? To też ważna część mojego życia, więc na koniec poświęcę mu kilka zdań. W 2014 roku, jak pewnie zauważyłyście, przeszedł małą metamorfozę, pisałam zdecydowanie rzadziej, mniej miejsca poświęcając typowym recenzjom, więcej natomiast tematom luźnym, szeroko rozumianym okołourodowym i z braku lepszego słowa powiedzmy, że lajfstajlowym. Wyszło tak w sumie samoistnie, ale No to pięknie! ma się dobrze, nowych czytelników stale przybywa, więc chyba zmierzam w dobrym kierunku? Gdzie jest kres tej drogi, jeszcze jednak nie wiem, bo skłamałabym twierdząc, że blogowe zwątpienia są mi obce. Myśli o zawieszeniu lub nawet całkowitym zamknięciu bloga pojawiały się w mojej głowie w minionym roku często jak nigdy. Póki co jestem na etapie kolejnej fali entuzjazmu, ale co będzie w przyszłości? Nie wiem. Piszę zupełnie szczerze. Mam nadzieję, że mimo wszystkich chwil zniechęcenia, jakie pewnie mnie czekają, spotkamy się tu przy okazji podobnego posta za rok.
A tymczasem raz na zawsze pożegnajmy rok 2014. Już wiecie, jaki był dla mnie, zdradźcie więc, jak Wam upłynął, dobrze czy źle? Może chciałybyście pochwalić się jakimś kosmetycznym bądź niekosmetycznym odkryciem? Może macie ochotę napisać mi o jakimś ważnym dla Was wydarzeniu? A może po prostu chcecie odnieść się do jakiejś kwestii, którą dziś poruszyłam? Piszcie, jak zwykle czekam na Wasze komentarze!
Buziaki,
Cammie.
Widzę na Twojej liście kilku swoich ulubieńców :))) Mówisz, że ten liner taki dobry? Nigdy go nie próbowałam...
OdpowiedzUsuńAla, zależy jakiego efektu oczekujesz. On nie da ci głębokiej, teatralnej czerni (pod tym względem lepszy jest jego braciszek, Super Slim), raczej taką dzienną, miękką, wiem, że nie wszystkim to się podoba. Mnie to akurat pasuje, nie czuję się w ciągu dnia (a nakładam makijaż o 6.30) "przemalowana", jeśli wiesz, co mam na myśli. Lubię go jednak przede wszystkim za łatwość obsługi, idealnie leży w dłoni i ma świetną końcówkę, którą wbrew pozorom można wyrysować nie tylko grube, mocne kreski, cieniutkie też bez problemu można nią wyczarować.
UsuńAle pięknie to wszystko ujęłaś :) Właśnie trafiłam tutaj do Ciebie i zostaję, czekam na Twoje doświadczenia i przemyślenia odnośnie Locacid. Przeszłam ostatnimi miesiącami podobną kurację przy pomocy Acnatac, który okazał się skuteczny, ale chętnie poczytam o Twojej kuracji.
OdpowiedzUsuńPoza tym zgodzę się z Twoją, że eyeliner L'Oreal jest genialny :) I koniecznie muszę znaleźć ten krem BB, strasznie mi się spodobał :)
Agnieszka, witaj, rozgość się :)))
UsuńParę dni temu sprawdzałam ebay pod kątem tego bb kremu, dostępne były niestety tylko miniatury w tubce, nie zdziw się więc, jak zobaczysz inne niż na moim zdjęciu opakowanie. Obawiam się, że ten krem powoli znika ze sprzedaży, jak wcześniej Scandal Rose&Vanilla tej samej marki. Ledwo go znalazłam i pokochałam, a już go wycofali.
No to pięknie! :)
UsuńNo nie wiem, czy tak pięknie, bo wygląda na to, że znowu muszę się rozglądać za nowym bb kremem :DDD Coś tam już nawet zamówiłam na próbę, zobaczymy.
UsuńJa ostatnio sie zastanawiam nad jakims kremem bb, ale szukam wlasnir jakiegos dobrego zoltka:)
OdpowiedzUsuńKamuflaz z Catrice u mnie sie nie sprawdzil - zapychal mnie;(
Ewa, to już brzmi trochę absurdalnie, korektor, który zapycha! Nie dziwię się, że go skreśliłaś. Na mojej cerze na szczęście sprawdza się bardzo dobrze, lubię poziom krycia, który zapewnia, no i jego trwałość, dzięki której mam pewność, że od rana do wieczora wszystko, co ma być zakryte, zakrytym pozostaje :)))
Usuńbardzo ciekawy post:) u mnie pod względem kosmetycznym był to rok świetnych odkryć kosmetycznych, natomiast z życiu prywatnym same pozytywy:zamieszkanie z ukochanym,stała praca, kupno wymarzonego samochodu..Tak więc zyczę sobie i Tobie oczywiście też, aby 2015 był równie udany :)
OdpowiedzUsuńMichalina, dziękuję, wszystkiego dobrego!
UsuńCalcium pantothenicum i ja używam z powodzeniem:)
OdpowiedzUsuńKindle wymieniłam na paperwhite, bo poprzednik wyzionął ducha, uwielbiam go;)
Częstotliwość postów to osobista sprawa - pisz tak by było Ci wygodnie;) I tak czytelnicy wracają.
Bogusia, z tą częstotliwością to jest tak, że czasami żałuję, że nie mam czasu pisać częściej, innym razem z kolei mam czas, ale na chwilę tracę serce do bloga i nie chce mi się nawet dwóch słów napisać. Kto zrozumie kobietę? :DDD
UsuńUwielbiam Piaskową Górę, świetna książka :). Bardzo lubię House of Cards i Suits, z niecierpliwością czekam na kolejne sezony.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie tym pudrem FM, chyba muszę przekartkować katalog tej marki :)
Zoila, nowy sezon Suits już 28 stycznia, sesesesese :DDD
UsuńFM serdecznie ci polecam. Niby marka katalogowa, a całe światy wyżej niż taki avon na przykład. Kosmetyków oferują stosunkowo mało (w porównaniu z przeładowanym wszystkim avonem prawdziwa bieda :DDD), ale ma to swoje plusy, produkty są dopracowane. Jak sam katalog zresztą, pięknie, elegancko wręcz wydany, na bardzo dobrej jakości papierze, z prześlicznymi zdjęciami. Przejrzyj sobie kiedyś. I tylko na marginesie dodam, że w moich oczach ta marka robi sobie ogromną krzywdę, uparcie w innym katalogu sprzedając "odpowiedniki" znanych perfum. To akurat jest bardzo słabe.
Kojarzę FM właśnie z tych odpowiedników, których sprzedawanie uważam za słabą akcję, dlatego nigdy mnie nie pociągała.
UsuńJa pewnie też nigdy bym się nie zainteresowała, gdyby koleżanka z pracy nie była konsultantką. Można powiedzieć, ze katalogi same wpadły mi w ręce.
Usuńzapłaczę się w dzień, w którym zrezygnujesz z blogowania. uwielbiam Cię czytać i od zawsze podziwiam sposób, w jaki posługujesz się naszym ojczystym językiem. pisz nam jeszcze długo :)
OdpowiedzUsuńSimply, dziękuję! To szalenie miłe. Sama blogujesz, więc wiesz, jak to jest, gdy ktoś docenia twoją pracę :*
Usuńdoceniam. wprawdzie nie komentuję każdego Twojego wpisu, ale każdy z ogromną przyjemnością czytam. ba! jesteś jedną z moich ulubionych blogerek :)
UsuńMiód na moje blogerskie serce :*
UsuńSwietne podsumowanie:)Ciekawe jaką czerwien wybrałas? Nie zwklekaj z pokazaniem jej:) U mnie w tym roku jedno odkrycie , ale za to rewolucyjne:)) Serum arganowe z sebu kontrol complex od Bielendy- wreszcie przestałam sie świecic, moja cera mieszana została ujarzmiona:)
OdpowiedzUsuńA i Kami masz duza lekkosc pisania wiec mam nadzieje, ze bedziesz to robiła dożywotnio;)
UsuńNef, dożywotnio? To się chyba nie uda :DDD
UsuńSłyszałam o tej serii z Bieledny, podobno serum nawilżające jest genialne. Wszyscy wychwalają, coś musi być na rzeczy. Nasza Angel też chyba któreś kupiła, muszę przy okazji ją o to zapytać.
Nasza Angel...jak to uroczo brzmi ;) Angel śpieszy donieść, że to co kupiła okazało się beznadziejne i leży na dnie szuflady...
UsuńNo co ty? A zapowiadało się tak pięknie ...
UsuńEj no, nie pisz mi tu o zamykaniu bloga. Wiem, że masz swoje poboczne zajęcia takie jak życie & stuff, ale to mój ulubiony blog, no! :D
OdpowiedzUsuńJane, poboczne zajęcia, uśmiałam się :DDD Kochana jesteś :*
UsuńPuder bambusowy wygląda ślicznie. Szkoda mi byłoby go używać - takie ma śliczne tłoczenie.
OdpowiedzUsuńEva, to prawda, urocze zdobienie. Za pierwszym razem też miałam opory, ale potem pooooooszło :DDD
UsuńPielęgnacja cery bardzo ciekawa:)
OdpowiedzUsuńKasia, wymuszona okolicznościami, ale robię, co mogę :)))
UsuńŚwietne podsumowanie zrobiłaś!
OdpowiedzUsuńJakoś sobie nie wyobrażam, żeby Twój blog zniknął, wielokrotnie zdarzało mi się zaglądać do starszych postów, a nowe czytam zawsze z ogromną przyjemnością.
Moje hity 2014: olejek pod prysznic, audiobooki, House of Cards, Katarzyna Bonda, maszyna do szycia, kolor pomarańczowy i - last but not least - Karaiby ;)
FF, na razie nie znikam, ale kto wie, co będzie kiedyś, przecież w końcu nadejdzie ten dzień, w którym postawię ostatnią kropkę :)
UsuńTwoje hity genialne, podziwiam cię zwłaszcza za to, że tak zapaliłaś się do szycia.
Bing Bang Theory zawsze bardzo mnie rozwesela. :) Świetny, lekki, ale nie głupi serial. :)
OdpowiedzUsuńSkonfundowana, właśnie wczoraj obejrzałam sobie ostatni odcinek na dobranoc, na dobry sen :)))
UsuńTęsknię za wykończeniem jakie daje puder Lucidity, miałam kolor 06 i nie mogę odżałować że już się skończył i nigdzie nie mogę go kupić.
OdpowiedzUsuńEwa, też mam 06, upolowałam kiedyś na truskawce. Ale ten puder chyba całkiem zniknął ze sprzedaży, we wszystkich odiceniach.
UsuńJakie piękne opakowanie ma ten krem BB *-* nigdy go nie widziałam ;) chociaż nie wiem, czy te żółte tony byłyby dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńKlaudia, pokazywałam go parę razy, musiały ci te wpisy umknąć :) Faktycznie jest żółty, jeśli takie tony ci nie pasują, to raczej nie jest to krem dla ciebie.
UsuńMiałam cienki liner Loreal i kompletnie sie u mnie nie sprawdził, ale ten grubasek i tak kusi:) A co do lakierów w zeszłym już roku w końcu poznałam lakiery Essie i pomimo tego, że nie trzymaja się u mnie jakoś długo to jednak są to pierwsze lakiery, które jestem w stanie zużyć do ostatniej kropli. A Fiji i Bahama Mama to lakiery, które będe kupować już chyba zawsze:)
OdpowiedzUsuńVashti, essie na moich paznokciach trzymają się akurat długo, nawet do tygodnia, co doceniam zawsze, kiedy sięgam po lakier jakiejś słabszej marki i nagle okazuje się, że po trzech, czterech dniach w planie dnia muszę wykroić czas na manicure.
UsuńWidzę kilka produktów które lubię i jeszcze więcej takich na które miałabym ochotę. PuderFM muszę sobie zamówić. Bardzo zainteresował mnie też krem bo.
OdpowiedzUsuńKasia, puder gorąco polecam. Co do kremu, to wiadomo, nigdy nie ma pewności, komu podpasuje, ale ten puder jest naprawdę uniwersalny.
UsuńA ja właśnie skończyłam drugie opakowanie Biotebalu (czyli dwa miesiące kuracji) i ani śladu jakichkolwiek efektów :( Ech życie... ;)
OdpowiedzUsuńKastoria, naprawdę, żadnych efektów? Moje włosy zareagowały wyjątkowo szybko, szacuję, że te tabletki ograniczyły ich wypadanie o połowę. Albo i lepiej.
UsuńSuits - uwielbiam ten serial :)
OdpowiedzUsuńMika, już niedługo nowy sezon!
UsuńCammie, jak zawsze super podsumowanie . Aż ..Ty umiesz pięknie pisać ! <3
OdpowiedzUsuńOstatnio jestem zaskoczona jak mało włosów tracę . Jestem w kropce, bo albo to właśnie to Calcium tak działa, albo żelazo, które zaczęłam w końcu( po tylu napomnieniach od lekarza ) regularnie suplementować .
Mami, dziękuję :*
UsuńCokolwiek to jest, dobrze, że zadziałało!
A myślałam, że to ja mam tendencję do przydługich postów :D Już nauczyłam się dzielić takie na więcej części, ale jak patrzę na wpisy z początków blogowania, to olaboga! :) Zaintrygowałaś mnie tym płynem z Pharmaceris T. Kindle, Sherclock, Suits, to też i moi ulubieńcy :) Piaskowe złoto z GR przegapiłam, ale już go chcę ;)
OdpowiedzUsuńMary, pisałam to już kiedyś w recenzji, ale powtórzę i teraz: to złotko GR to najlepszej jakości piaskowy lakier, z jakim miałam do czynienia, także pod względem wizualnym nie ma sobie równych!
UsuńCammie świetne podsumowanie! Bardzo lubię Twój styl pisania :* Z przyjemnością czytam Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńRenia, dzięki :* to dla mnie najlepsza nagroda i motywacja, kiedy piszecie mi takie rzeczy :)))
UsuńTwoje ulubione lakiery są rzeczywiście piękne, jak tylko wykończę moje coś na pewno przetestuję. I proszę, nie przestawaj blogować, bardzo lubię Cię czytać :)
OdpowiedzUsuńKarolina, na dobry początek zwróć na Rich Color Golden Rose, naprawdę fajne lakiery za stosunkowo niewielkie pieniądze, poza tym gama odcieni tak bogata, że na pewno trafisz na kolor, który cię zainteresuje :)
UsuńOraz: dziękuję za dobre słowo :*
Koniecznie muszę wzbogacić swoją kolekcję lakierów o mocny róż z Golden Rose.
OdpowiedzUsuńUsta, jest przepiękny, zawsze zwraca uwagę i ożywia nawet najnudniejszy strój :)))
UsuńCzy w Antologii jest cos o Bałkanach?
OdpowiedzUsuń2014 byl dla mnie zmiana w zyciu - nowa rola zyciowa. Koncowka to brak czasu na wszystko ale maly usmiech wszystko wynagradza. W tym roku wreszcie musze napisac prace dyplomowa (mam nadzieje,ze do lutego;)) zaczac nadrabiacbraki w czytaniu mych kochanych ksiazek oraz zaczac malowac pazury:)
Och, jak ja uwielbiam Twoj blog - czuje sie u Ciebie wysmienicie.
Pozdrawiam,
M.
M., w takim razie życzę ci, żebyś wszystkie te plany zrealizowała! Dobrze wiem, jakie to trudne, przy małym dziecku wykroić trochę czasu dla siebie.
UsuńJeszcze jedno, a propos Antologii. Nie przypominam sobie, żeby poruszane były tam jakieś bałkańskie tematy.
UsuńCammie bardzo fajne podsumowanie, z przyjemnością je przeczytałam
OdpowiedzUsuńKarti, cieszę się, że ci się spodobało :)))
UsuńPrzeczytałam jednym tchem, wszystko mnie zaciekawiło - i lakiery i puder bambusowy i liner i Biotebal. Z chęcią powróciłam do postów szczegółowych. Zazdroszczę nowego telefonu. Nawet nie o to chodzi że to IPhone ale że dobrze działa. Mojego nie cierpię. Po mulących Androidach zdecydowałam się na Nokię (nie najnowszą) i chociaż windows działa jako tako, to sam telefon ma kilka upierdliwych wad. Wymienię na inny model na pewno, jak tylko będzie okazja. Swoją drogą wszystkiego najlepszego w Nowym Roku - blogowym i osobistym.
OdpowiedzUsuńMkp, dziękuję, tobie też wszystkiego dobrego :*
UsuńDoskonale cię rozumiem z tym telefonem, mój poprzedni był okropnie zawodny, wyłączał się sam, zawieszał się, bywało, że moje smsy nie wiedzieć czemu dochodziły po kilku dniach ... Porażka. Teraz mam komfort :)))
Fajne podsumowanie!
OdpowiedzUsuńKosmetyki Fm to dla mnie nadal czrana magia, ale róż GoldenRose muszę chociaż wymacać:D
Anne, fajnie, że wydało ci się interesujące :)
UsuńTen róż jest fantastyczny, choć docenią go raczej tylko osoby o naprawdę jasnej cerze. Dla reszt mógłby być w zasadzie rozświetlaczem :)))
Bardzo ciekawe, nietypowe podsumowanie:) w tym roku rownież bardzo polubilam płyn bakteriostatyczny Pharmaceris:)
OdpowiedzUsuńEwelina, witaj, rozgość się :))) Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej!
Usuń