beauty & lifestyle blog

niedziela, 1 czerwca 2014

Wspomnień czar, czyli Dzień Dziecka z No to pięknie!


Witajcie! Jak Wam mija niedziela? Pamiętacie o tym, że dziś Dzień Dziecka? Pewnie już od dawna tego święta nie obchodzicie, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z tej okazji dziecko w sobie przywołać i trochę powspominać :))) 


Tak, tak, to ja :DDD Trzydzieści lat temu z niezłym hakiem.


Moje dzieciństwo przypadało na lata osiemdziesiąte. Wiem, że dla niektórych z Was to prehistoria, ale moje wspomnienia są żywe, jakby to było wczoraj :)))

ZABAWKI

W siermiężnych latach mojego wczesnego dzieciństwa sklepy zabawkowe niczym nie przypominały świątyń bogactwa, jakimi są dziś. Nikomu nie śniła się nawet taka na przykład Barbie z całym jej słodkim różem, szczytem marzeń była co najwyżej radziecka długowłosa lalka z mrugającymi oczami. A w rzeczywistości dostać można było plastikowe okropnie brzydkie "Jacki", plastikowe łyse lalki, których miałam chyba ze dwie albo i trzy sztuki. Dopiero mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się naturalnej wielkości gumowe lale bobasy, obiekt westchnień każdej dziewczynki. Swojego bobasa kochałam nad życie i nie umiejąc się z nim rozstać, codziennie targałam go do przedszkola, ubierając w swoje własne niemowlęce ciuszki. To, że się zachowały, nie było niczym dziwnym, w tamtych czasach niczego się nie wyrzucało.

Kiedy podrosłam, lalki naturalną koleją rzeczy poszły w odstawkę, a największym szczęściem było kilka metrów gumy w kieszeni. Takiej zwykłej, białej, wszywanej do majtek, kupowanej w pasmanterii, o ile oczywiście "rzucili". "Rzucali" rzadko, więc o gumę raz zdobytą trzeba było dbać. Skakanie w gumę było chyba najpopularniejszą dziewczyńską zabawą, w której największym wyzwaniem zawsze były dla mnie "trójki" na "pasach", czyli dla niezorientowanych trzy podskoki z naprzemiennym przydeptaniem linek przez obie stopy na gumie umieszczonej na wysokości pasa koleżanek. Nie wiem, czy ze trzy razy w życiu udała mi się ta sztuka, zwykle próby kończyły się "skuchą".

Dziewczyny miały oczywiście też inne dziewczyńskie zabawy. Jako kilkulatki namiętnie kopałyśmy tzw. "sekrety", czyli pod kawałkiem szkiełka ukrywałyśmy jakieś drobiazgi, przysypując to miejsce ziemią. Kiedy nauczyłyśmy się pisać, wszystkie jak jeden mąż zakładałyśmy pamiętniki, zbierając "ku pamięci" wpisy przyjaciółek, a potem "złote myśli", czyli specjalne zeszyty, w których gromadziło się odpowiedzi koleżanek na z góry ustalone pytania. Chłopaki w tym samym czasie grali w podchody, kapsle (wyścigi samochodowe, w których auta markowały pstrykane palcami po narysowanym na ziemi torze kapsle po oranżadzie) i dołki (rzuty monetą z odległości do wykopanej w ziemi dziury, skubańcy, grali na pieniądze!), rzucali też scyzorykami do celu (kto by dziś dał kilkuletniemu dzieciakowi nóż do ręki?!!!). 

Nie było komputerów (w moim rodzinnym domu pierwszy pojawił się z końcem lat osiemdziesiątych, uwierzycie, że nośnikiem danych były wtedy ... kasety magnetofonowe???) i wszystkich innych dzisiejszych atrakcji, dzieciarnia sama musiała organizować sobie czas. Chociaż przypominam sobie coś, co pewnie zwiastowało nadchodzącą erę gadżetów, mianowicie radziecką elektroniczną grę "jajeczka", w której trzeba było wykazać się refleksem i łapać do koszyczka jajka coraz szybciej wytaczające się z czterech różnych kurzych grzęd. Byłam mistrzynią!

DOBRANOCKI

Kanałów z kreskówkami też nie było. Z dwóch dostępnych w tamtym czasie programów telewizyjnych, o małego widza dbała głównie "Jedynka", gdzie w tygodniu rano obejrzeć można było "Domowe przedszkole" (uwielbiałam krasnala Hałabałę), a w godzinach popołudniowych programy typu "Tik Tak", "Co Jak" czy "Pies Pankracy", a w weekend "Sobótkę", "Drops" lub słynny "Teleranek", którego emisji pamiętnego dnia się nie doczekano. Największą atrakcją dla każdego dzieciaka była jednak wieczorna "Dobranocka". Punkt dziewiętnasta obejrzeć można było na przykład "Bolka i Lolka", "Reksia", "Misia Uszatka", "Zaczarowany ołówek", uwielbianą przeze mnie "Pszczółkę Maję", "Krecika", arcyzabawnych "Sąsiadów" (do dzisiaj mnie śmieszą :D), "Wilka i zająca" (kto nie słyszał o "nu pagadi!"), "Misia Colargola", a w końcu także "Smerfy", które wniosły do telewizji dziecięcej nową jakość, "Gumisie" i "Muminki".

Na dobranockę się czekało, to był punkt kulminacyjny wieczoru, potem tylko myć się i spać! Chociaż mnie trudno było zagonić do spania, od zawsze kochałam czytać do poduszki.

SMAKOŁYKI

Czekolada w latach mojego dzieciństwa była dobrem niezwykle rzadkim. Sklepy były niemal puste, ze słodyczy dostać można były co najwyżej bezy, landrynki (kto pamięta landrynki półksiężyce?), pudrowe miętusy, a przy dobrych wiatrach krówki i klejące się do zębów cukierki iryski. Ale i tak oczywiście każdy marzył o gumach Donald :DDD Niezapomniany smak. I te komiksowe historyjki w środku! Wszyscy je kolekcjonowaliśmy, wąchając po kryjomu, bo długo zachowywały owocowy zapach. Co poza tym? Ciepłe lody, najlepiej w czekoladopodobnej polewie, żółta lub czerwona oranżada w woreczku (do dziś się dziwię, jak można było wymyślić coś takiego :DDD), no i oranżada w proszku, którą wybierało się z torebeczki palcem. Nigdy nie zapomnę, jak wspaniale strzelała na języku :DDD

CIUCHY

Wiadomo, do pewnego momentu o ubiorze dziecka decydują wyłącznie rodzice, maluchowi wszystko jedno. Ale i tak pamiętam swoje kolorowe chińskie sukieneczki z wczesnego dzieciństwa, kupowane oczywiście na wyrost, większość z nich "rosła" razem ze mną. Z późniejszych lat pamiętam obrzydliwe buty plastiki, które nosili w pewnym okresie po prostu wszyscy, charakterystyczne spódniczki lambadówki, które stały się niezwykle modne na fali popularności "Lambady", dekatyzowany dżins, z którego szyło się dosłownie wszystko (nawet kozaczki!), sportowe buty sofiksy i okropne, nawet wtedy nieco obciachowe ortalionowe dresy, tym lepsze, im w bardziej żarówiastym kolorze. To były czasy :DDD

SZKOŁA

Do podstawówki poszłam w 1987 roku. Z wielkim tornistrem, w fartuszku i z tarczą na rękawie. Przez pierwsze lata tak to właśnie wyglądało, strojem obowiązkowym był granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem, z tarczą z numerem i nazwą szkoły przyszytą na stałe do prawego rękawa (za agrafki leciały uwagi do dzienniczka!). Jedynie w piątek, nazywany "dniem kolorowym", mogliśmy przyjść do szkoły w dowolnym stroju i jakoś się wyróżniać. Z perspektywy czasu oceniam, że ten system nie był taki zły, nie było rewii mody, nie były widoczne różnice w zamożności, środowisko było chyba trochę zdrowsze. Ale nie zmienia to faktu, że fartuszka szczerze nie cierpiałam i cieszyłam się jak wariatka, kiedy ten wymóg został zniesiony.

Inna rzecz, że standardy nauki też odbiegały od tego, co znamy dzisiaj. Moja klasa liczyła niemal czterdzieści osób! I takich klas w mojej szkole-molochu w moim roczniku było jedenaście, od "a" do "k", co oczywiście oznaczało naukę na dwie zmiany. Kto dziś uczy się w takich warunkach? Poza tym mniej więcej raz na parę tygodni mieliśmy rozmaite apele "ku czci", byliśmy też obligatoryjnie całymi klasami wcielani do ZHP (pomimo całej mojej sympatii dla tej organizacji i ogromu serca, z jakim przez wiele lat, aż do dorosłości w niej działałam, nie sądzę, żeby przymus był dobrym rozwiązaniem). Aaaa, ale na religię chodziliśmy do kościoła, popołudniami, w czasie wolnym. Nikomu się nie śniło, że za parę lat stanie się ona jednym ze szkolnych przedmiotów. Osobiście uważam, że byłoby lepiej, gdyby w tej akurat kwestii zostało po staremu.

KOSMETYKI

Na koniec zostawiłam temat, którego pominąć nie mogłam, ale o którym za dużo nie mam niestety do powiedzenia. Kobiety w latach mojego dzieciństwa z pewnością się malowały, ale leżało to całkowicie poza moim ówczesnym zainteresowaniem, także kosmetyków kolorowych po prostu nie pamiętam. Owszem, moja mama miała jakieś szminki, zgaduję, że z Celii, jednak szczegółów nie umiem sobie przypomnieć. Przypominam sobie natomiast dość dobrze rodzinne kosmetyki pielęgnacyjne z mojego otoczenia, szampony familijne w ciężkich szklanych butelkach, żółte szampony "Bambino" z kaczuszką dla dzieci, "szyszki" do kąpieli o zapachu iglastego lasu, niezawodny i wszechobecny krem nivea, zwykłe toaletowe bądź szare mydło, kremy do golenia mojego taty używane z maszynką o wymiennych żyletkach. Niewiele tego, ale jakoś wszyscy chodziliśmy czyści i schludni. Gdybym dziś jakimś cudem trafiła do łazienki lat osiemdziesiątych, pewnie usiadłabym i zapłakała, czym tu się wydepilować, czym nawilżyć ciało, czym utrwalić fryzurę? Takie tam rozterki współczesnej kobiety z nadmiarem kosmetyków do wszystkiego :DDD


Ależ mnie wzięło na wspominki ... Mogłabym jeszcze tak długo :DDD Ale wystarczy, teraz Wasza kolej! Przywołajcie wspomnienia ze swojego dzieciństwa, przypomnijcie sobie, jak to wszystko wyglądało za Waszych dziecięcych lat. Koniecznie napiszcie, co najbardziej utkwiło Wam w pamięci, czekam na Wasze komentarze!

Buziaki,
Cammie.




85 komentarzy :

  1. Ja to malolata jestem;) ale panietam bobasa, ktorego kupilam za kase z komunii, gume do skakania mialam juz taka fajna, kolorowa. Z kosmetykow panietam szminke Mamy z Celii i zyletki do maszynki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, każdy ma własne wspomnienia, ale jak widać, twoje i tak trochę zazębiają się z moimi :)))

      Usuń
  2. Gilgotki, jak mogła oddać bobasa? :DDD Śmieję się, ale pamiętam, jak moja mama wielokrotnie próbowała pozbyć się z domu mojej lalki szmacianki, którą miałam od niemowlęctwa. Była już w stanie opłakanym, ale kochałam tę lalę nad życie i jakiś szósty zmysł zawsze mi podpowiadał, kiedy wytargać ją ze śmietnika :DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. W technikum uczyłam się na dwie zmiany- masakra : zaczynać dzień o 13 i kończyć o 19 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maxcom, w szkole średniej to przynajmniej się wysypiałaś, ale dla dzieciaka z pierwszych klas podstawówki lekcje na drugą zmianę najczęściej oznaczały po prostu dodatkowych kilka godzin porannego kiblowania w świetlicy :/

      Usuń
  4. Uwielbialam grac "w gume" Teraz juz nie pamietam tych wszystkiech figur i rodzajow gry. Ale to byla koniecznosc na karzdej przerwie!
    I pudrowe mietusy tez pamietam. Dziadek nam takie kupowal na wage :)
    A kasety to jeszcze mam, chociaż nie mam na czym słuchać.
    To byly czasy...
    (wychodzi na to jesteś rok starsza ode mnie :p)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewlyn, no popatrz, mnie te miętusy też głównie dziadek kupował :DDD

      Usuń
  5. miałyśmy podobne dzieciństwo,mam podobne wspomnienia :) w gumę byłam bardzo dobra. uwielbiałam też grać w klasy. smaku oranżady w proszku nigdy nie zapomnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Simply, właśnie, w klasy też grałam! I była jeszcze jedna taka popularna podwórkowa zabawa, tylko nie mogę sobie nazwy przypomnieć. Trzeba było w ciemno podać ilość kroków i ich rodzaj do celu, na przykład "pięć normalnych, dwa słoniowe, dziesięć tip topów" :DDD

      Usuń
    2. tak, tak, była taka gra! w nią też grałam :)

      Usuń
    3. Tylko jak to się nazywało? Ali ali dom się pali? To chyba nie to :DDD

      Usuń
    4. i gra w dwa ognie :D I raz, dwa , trzy , czarownica patrzy na oczy :D

      Usuń
    5. Czy ktoś z nas kiedyś powiedział rodzicom , że mu się nudzi ? :D

      Usuń
    6. Ja raz spróbowałam, to usłyszałam, że mam się rozebrać i pilnować ubrania :DDD A tak na serio, to stan nudy był nam raczej obcy.

      Usuń
    7. ta gra nazywala sie "Panstwa Miasta " albo gra w "wojne" .....
      rysowalo sie kolo na piasku , dzielilo na czesci i kazda czesc byla Panstwem itd...

      Usuń
    8. Ank, ale tam się robiło te kroki? Mnie się wydaje, że jakąś piłką się rzucało, czy czymś :DDD

      Usuń
    9. rzucalo sie patykiem , ktorym pozniej zaznaczalo sie terytorium wroga ,,
      znalazlam opis na necie bo za dlugo bym musiala pisac ...
      http://zabawy.zrodla.org/gra_panstwa_miasta/
      tylko na zdjeciach jest gra na asfalcie a my gralismy na piachu ...
      ja czesto bawilam sie w ta "gre" a jestem rocznik 78'
      moze Ty gralas w cos innego...

      Usuń
    10. To jednak zupełnie inna gra ...

      Usuń
  6. Zgrałyśmy się tematycznie dzisiaj z postami, ja też wspominam, ale akurat same smakołyki.
    Co do kosmetyków, pamiętam jak moja mama używała tuszu do rzęs w kamieniu z dziwną szczoteczką, a ja podkradałam jej szminki w tandetnych, plastikowych opakowaniach i przeraźliwie niebieskie cienie do powiek :)

    Poszłaś do szkoły, kiedy ja miałam roczek. Ale u mnie też były apele, co poniedziałek, z hymnem szkoły i na specjalne okazje, jeśli akurat wypadły w tygodniu. Wśród dzieci z klasy królowały wtedy właśnie 'złote myśli', a po lekcjach grałam w te same ruskie jajeczka. To były czasy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Króliczek, to se ne wrati :DDD Ale dobrze, teraz dzieci mają lepiej.

      Idę poczytać, co tam napisałaś :)

      Usuń
  7. To wspomnienia podobne do moich :) Do szkoły chodziłam na 8 rano 1,5km sama albo z siostra główną ulicą przez wieś i się nikt nie bał. Najfajniej było zimą, śnieg po pas:). A świetlicy nie było więc po lekcjach wychowywalismy się sami. Bawiliśmy się w podchody, gumę itp. Visolvit w proszku jedzony na sucho, paczki pracownicze na święta z bananami w czekoladzie, mandarynkami. To były czasy :) Dzięki za wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mkp, zawsze do usług :)

      Czasy się zmieniły. Nasze pokolenie było wychowywane w taki sposób, że dziś rodzice postępujący jak nasi przed laty mieliby na głowie kuratora i TVN Uwaga :DDD

      Usuń
  8. Urodziłam się 33 lata temu, mam co wspominać :)
    Oranżadę w woreczkach, lody Bambino, blok (słodkość), wafelki Kuku-Ruku, gumy Donald ...
    Dobranocka to była rzecz święta: Smerfy,Gumisie, Muminki, Żwirek i Muchomorek, Dżeki i Nuka, Miś Uszatek ...
    Nie mogło zabraknąć Domowego Przedszkola, Kulfona i Moniki, Pana Tik-Taka :)
    Godziny spędzane z koleżankami i kolegami, zabawy w podchody, dwa ognie, skakanie w gumę ...
    Ech, to były piękne czasy :) Miło się wspomina!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, i jeszcze kosmetyki. Pamiętam toaletkę Mamy i jej brzoskwiniowy fluid Ireny Eris. I jeszcze oliwkowy krem Ziai :)

      Usuń
    2. Aneta, blok (w moich stronach "lubuski") uwielbiałam i do dziś wspominam ten smak :))) Kupowałabym i dziś, gdyby tylko był gdzieś dostępny.

      Usuń
    3. "Kuku-Ruku " to jest nowe cudo z masy kakaoooooowej ... :P

      Usuń
    4. Kukuruku jest chrupiące, w szkole, w lesie i na łąąąąąące! :DDD

      Usuń
    5. Właśnie tak to szło, dziewczyny :) Miałam specjalny album i wklejałam naklejki z tych wafelków :)

      Usuń
    6. Ja wyklejałam album z naklejkami z gum chabel :DDD

      Usuń
  9. Cammie oessuuuu ! Jaki wspaniały wpis !
    Czytałam z wypiekami , tym większymi , że to wszystko tak dobrze przecież i ja pamiętam , bo i na same lata moje dzieciństwo i dorastanie przypadło :D

    Wyobraź sobie, że ruskie jajka ja mam do dziś .
    Nie działa co prawda już ustrojstwo jak trzeba , ale jest :D Mogę na Insta wrzucić :D
    Kurcze ,ależ poruszyłaś dziś nostalgiczną strunę w duszy :D
    Podpisuje się pod tym wszystkim co napisałaś !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Buty Sofix dla każdego
      Trwałe , modne i wygodne
      I na wiosnę i na lato
      Nosi synek , nosi tato
      W tym chodzi ! "
      boszzzeeee.... :D

      Usuń
    2. Mami, serio, masz jeszcze jajeczka? :DDD Kolekcjoner pewnie grubą kasę by ci za ten cud radzieckiej myśli technicznej dziś zapłacił :DDD Ale nie sprzedawaj!

      Usuń
    3. Zachowaj dla potomnych :DDD

      Usuń
    4. Ja sobie ściągnęłam na tel. wyglądaja tak samo, ale to już nie tooo...:P

      Usuń
    5. No nie gadaj, że można ściągnąć na telefon! Profanacja ;)))

      Usuń
  10. Uroczy wpis. :) Moje dzieciństwo przypada na podobne lata, tylko na podwórku bawiłam się troszkę inaczej. Od bardzo młodego wieku byłam koniem ( na skutek małej obsesji wywołanej wizytą w stadninie w wieku 2 lat). Rżałam, paskałam, galopowałam, co tylko chcesz - pełen repertuar. Nie bardzo szło się ze mną dogadać, ale jak potrzebowano konia do jakieś zabawie to rola zawsze była obsadzona. :) Także nie pamiętam grania w gumę, ale prawie na pewno miałam tą gumę w "pysku". Dzisiaj pewnie coś by mi na to przepisali...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jane, jesteś niesamowita, chciałabym cię kiedyś poznać osobiście :DDD

      Usuń
    2. Edit: Chociaż nie wiem, czy byśmy się zaprzyjaźniły ;))) Moja jedyna wizyta w stadninie zakończyła się zakorzenieniem się strachu przed zwierzętami sięgającymi mi wyżej niż do kolan :DDD

      Usuń
    3. I vice versa. Może się kiedyś uda spotkać. Nie muszę przybywać konno ;)

      Usuń
    4. Ależ nie krępuj się, jestem już duża i umiem panować nad lękami :DDD

      Usuń
    5. Cieszę się, że podchodzisz do sprawy z jajem. :D Bywasz czasem w Warszawie?

      Usuń
    6. Jak się będę wybierać, na pewno dam znać :*

      Usuń
  11. Ach, dobranocki, oglądałam razem z siostrą, nasza mama wspomina, że jak nastawała pora bajki to nagle dzieci nie było, mogło sią palić, walić, a my jak zahipnotyzowane, nic nie istniało.
    Pamiętam również nutelle, która dostawaliśmy w paczce od rodziny, a tata wydzielał ją po łyżeczce i chował pod kluczem. Hitem był też preparowany, cała buzia lądowała w torebce:)
    No i był jeszcze pegasus, nieśmiertelny Mario, tank, bomber man, strzelanie do kaczek (ten ich śmiech)
    A z kosmetyków pamiętam że strasznie smierdzialy, ale i tak lubilam się do nich dobierać, a za cień najczęściej służył mi zwykły krem nivea nałożony na grubo na powieki, żeby mocno biały był, oczywiście szybko się zbierał w załamaniu więc starałam się nie mrugać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pooliver, nutella pod kluczem, to musiało być traumatyczne :DDD
      Rzeczywiście, zapomniałam o "dmuchanym" ryżu, jak na ten smakołyk dzieciarnia wołała :DDD Oblizywało się palucha i wsadzało do woreczka z ryżem, żeby przykleiło się do niego jak najwięcej ziarenek.

      Usuń
    2. A jak słodyczy brakowało to nawet pasta do zębów była dobra, ale nie byle jaka, o smaku coli, co to była za przyjemność:D
      Z nutellą, o tak to trauma była:)

      Usuń
    3. Kurka wodna, zapomniałam napisać o paście do zębów ze słonikiem! Smakowała pomarańczami, niektórzy naprawdę ją jedli :DDD

      Usuń
  12. Wzruszyłam się mimo, że kilka dobrych lat nas dzieli mam podobne wspomnienia :)
    Ja jeszcze pamiętam jak wracałam do domu z gustownym naszyjnikiem z papieru toaletowego (szarego!) do domu bo akurat rzucili ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krzykla, braku papieru toaletowego już nie odczułam, ale pamiętam, że wiecznie robiło się zapasy cukru i kawy :)))

      Usuń
  13. Melduję, że w latach 90. pamiętniki (ku pamięci, mięci kupa :D) i złote myśli (babki dzisiejszych tagów :D) były nadal żywe. Mam dwa pamiętniki, ale złote myśli wyrzuciłam. O ja głupia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zoila, co za strata :DDD Żałuj, po trzykroć żałuj! Wiem, co mówię, bo mam moje stare pamiętniki (dzienniki raczej) z nastoletnich czasów i jak sobie czasem do tych wpisów wracam, to łomatkoicórkoisąsiadko :DDD

      Usuń
    2. Mi utkwił w pamięci wpis do takiego pamiętnika mojego kolegi. Pytanie o ulubioną piosenkarkę- odpowiedź: "celine ją"

      Usuń
    3. No co, wszyscy wiedzą, o kogo chodzi :DDD

      Usuń
    4. Też mam pamiętniki :D
      A pamiętacie PeleMele ???

      Usuń
    5. Ja nie pamiętam, co to?:DDD

      Usuń
    6. To był taki dziewczyński zeszyt, który dawało się przyjaciółkom do wypełnienia ;)
      Coś jak pamiętanik ,ale nie do końca
      link
      http://zabawnik.org/?p=108

      Usuń
    7. No toż to właśnie złote myśli! :DDD

      Usuń
  14. Jestem tylko trochę młodsza od Ciebie i doskonale pamiętam grę w gumę, zeszyty ze "złotymi myślami" czy szampon familijny w wielkim opakowaniu. Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, to moja mama oprócz szminki, miała błyszczyk w słoiczku, który jej oczywiście podkradałam ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lady, błyszczyki, jakie pamiętam, to takie owocowe lepiszcza w szklanych opakowaniach z kuleczką jako aplikatorem. Koloru to nie dawało w ogóle, za to niemiłosiernie oblepiało usta :DDD

      Usuń
    2. Ten mamy był w takim opakowaniu jak baza pod cienie (np. Kobo), był błyszczący mocno, miał chyba brokat i lekko wiśniowy kolor ;))

      Usuń
    3. Widzę, że wspomnienie jak żywe :DDD

      Usuń
    4. No wiesz, pierwsze makijażowe doświadczenia ^^ ....

      Usuń
  15. Też miałam lalkę bobasa i też ubierałam ją w swoje niemowlęce ciuszki, a nawet woziłam w swoim starym wózku:) Skakałam też w gumę i sznura, a na Barbie chodziłam popatrzeć do Pewexu:P Oszalałam kiedy na komunię dostałam konsolę Pegazus, aaa to był szał:D
    Zawsze czekałam niecierpliwie na niedzielę, bo wtedy leciały najlepsze, disneyowskie dobranocki- Myszka Miki, Kaczor Donald czy te wspomniane przez Ciebie.
    A pamięta ktoś draże Jarzębinki? Albo takie galaretki kolorowe w cukrze, w okrągłym pudełeczku? I wafelki Kukuruku?:D
    Co do kosmetyków... moja babcia pracowała w teatrze więc od dziecka przebierałam w kolorowych mascarach, kredkach, szminkach:D
    Rocznik '85

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Princess, u nas nie grało się w sznura, tylko w kabel ;))) O ile oczywiście tę samą zabawę mamy na myśli :D

      Jarzębinki doskonale pamiętam, choć szczerze mówiąc nie przepadałam za nimi. Podobnie jak za galaretkami w cukrze. Do dziś są w sprzedaży i nigdy ich nie kupuję, bo za bardzo kojarzą mi się ze smutnym dzieciństwem bez czekolady :DDD

      Usuń
    2. A ja raz kupiłam z ciekawości i jak spróbowałam to zaczęłam się zastanawiać jak można było to jeść?:P
      Przypomniało mi się jeszcze mydło zielone jabłuszko, oranżada w słomce i takie długopisy co miały kilka kolorowych wkładów w jednym, achh aleś narobiła tym wpisem:) Aż się śmieję do monitora:)

      Usuń
    3. Pamiętam te długopisy! Fajny bajer :DDD

      Usuń
  16. Odpowiedzi
    1. Czasy to bardziej chore, ale wspomnienia piękne nam zostały : D

      Usuń
    2. Emilia, zgadzam się z Mami, były piękne, bo były "nasze", ale generalnie nie ma czego zazdrościć.

      Usuń
  17. Cudny wpis, uwielbiam takie wspominki:)
    Ja urodzilam sie w polowie lat 80tych, takze najwiecej pamietam z lat 90tych:)
    Wspaniale czasy Bravo, Popcornu, Spice Girls, BackstreetBoys, Petera Andre...
    Cudowne bajki Disneya - Mala Syrenka, Krol Lew, Pokahontaz...
    W TV moim faworytem bylo 5-10-15, pamietacie?
    Tez gralam w gume, ale zazwyczaj razem z moja paczka z bloku budowalismy BAZY :D generalnie gonilismy po poli (no bo ja z Krakowa jestem) cale popoludnia, I tylko krzyczalo sie do mamy, zeby rzucila z balkonu picie hehe
    W sklepiku szkolnym kupowalismyu zelki I lody-wyciskacze.
    A i panowala mania zbierania KARTECZEK - takich kolorowych, do segregatora.
    Pierwszy komputer dostalam, kiedy poszlam do liceum(!)

    A jezeli chodzi o kosmetyki, to nigdy nie zapomne specyficznego zapachu kremu mojej babci, czyli Pani Walewskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lemesos, rzeczywiście, Pani Walewska! Przypomniałaś mi o tym kremie, moja mama go używała. Miał piękne, ciemnoniebieskie opakowanie, bardzo charakterystyczne.

      Na karteczki byłam już za stara, ale moje młodsze koleżanki zbierały :DDD

      Usuń
  18. Świetny post i cudne zdjęcie! :D Sporo wspomnień nam się pokrywa :)
    Pamiętam, że w przedszkolu bawiłam się głównie z chłopakami i na długie lata została mi z tamtych czasów awersja do spódnic i sukienek - nijak się nie dało w nich czołgać ani zasuwać po podłodze na kolanach :D Jeśli chodzi o zabawki, to nad lalki zaś przedkładałam misie - zawsze były faworyzowane, jak bawiłam się w przedszkole ;D
    Pamiętam granie w gumę, w klasy, złote myśli i inne pamiętniki (nauczycielom się też dawało, żeby się wpisywali). Do plastików przymocowywało się jakieś takie korki, żeby był "obcas", hihihi. A ze słodyczy wspominaliśmy ostatnio z bratem wyrób czekoladopodobny - rany, jakie to było paskudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. FF, jakoś mnie te misie w ogóle nie dziwią :DDD

      Co do plastików, to był jeden model na takim miniobcasiku, pamiętam, że zazdrościłam takich "dorosłych" butów koleżance :DDD

      Usuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia, a wiesz, mnie też wydaje się, że Zuza jest teraz bardzo podobna do mnie na tym zdjęciu :)))

      Usuń
    2. Cammie fantastyczny post :) zdjęcie super! przez chwilę myślałam, że to Zuzia ;)

      Ja niestety nie mam dobrych wspomnień z dzieciństwa i nie chcę przypominać sobie lat z dzieciństwa :(

      Usuń
  20. To i moje dziecinstwo.
    Dodalabym jeszcze tylko gre w hacele, spakanie przez pilke odbijana o sciane, pamstwa-miasta icos mi sie po glowie kolacze z rzucaniem scyzorykiem w kolko i odcinanie pbszarow.
    i czapki smerfetki z 3 paskami, ochygne spodnie piramidy z wyszywanym paskiem.
    i ta kreatywnosc mam w kuchmi. blok czekoladowy czyli czekplada prlu.
    kredki z misiem i szare zeszyty.
    ech. piekne to choc siermiezne wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mila, witaj, rozgość się i zostań na dłużej :)

      Nie wiem, co to hacele, ale skakanie przez piłkę to "kozioł", tak nazywaliśmy tę zabawę w moich stronach. Uwielbiana przez dzieci, znienawidzona przez dorosłych, bo jak się tę nieszczęsną piłkę odbijało od ściany bloku, to w mieszkaniach z wielkiej płyty wszystko się trzęsło :DDD

      Usuń
  21. Hacele to takie coś: http://pl.wikipedia.org/wiki/Hacele. Mam masę kuzynów - musiałam się dostosować ;)
    Rozgościłam się na tyle bezczelnie, że czytam od początku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? To miłe, ale daruj sobie chociaż pierwsze dwa lata :DDD Nie mogę patrzeć na tamte stare zdjęcia! Warsztat miałam fatalny :DDD

      Usuń