Witajcie! Jak Wam mija niedziela? Pamiętacie o tym, że dziś Dzień Dziecka? Pewnie już od dawna tego święta nie obchodzicie, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z tej okazji dziecko w sobie przywołać i trochę powspominać :)))
Tak, tak, to ja :DDD Trzydzieści lat temu z niezłym hakiem.
Moje dzieciństwo przypadało na lata osiemdziesiąte. Wiem, że dla niektórych z Was to prehistoria, ale moje wspomnienia są żywe, jakby to było wczoraj :)))
ZABAWKI
W siermiężnych latach mojego wczesnego dzieciństwa sklepy zabawkowe niczym nie przypominały świątyń bogactwa, jakimi są dziś. Nikomu nie śniła się nawet taka na przykład Barbie z całym jej słodkim różem, szczytem marzeń była co najwyżej radziecka długowłosa lalka z mrugającymi oczami. A w rzeczywistości dostać można było plastikowe okropnie brzydkie "Jacki", plastikowe łyse lalki, których miałam chyba ze dwie albo i trzy sztuki. Dopiero mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się naturalnej wielkości gumowe lale bobasy, obiekt westchnień każdej dziewczynki. Swojego bobasa kochałam nad życie i nie umiejąc się z nim rozstać, codziennie targałam go do przedszkola, ubierając w swoje własne niemowlęce ciuszki. To, że się zachowały, nie było niczym dziwnym, w tamtych czasach niczego się nie wyrzucało.
Kiedy podrosłam, lalki naturalną koleją rzeczy poszły w odstawkę, a największym szczęściem było kilka metrów gumy w kieszeni. Takiej zwykłej, białej, wszywanej do majtek, kupowanej w pasmanterii, o ile oczywiście "rzucili". "Rzucali" rzadko, więc o gumę raz zdobytą trzeba było dbać. Skakanie w gumę było chyba najpopularniejszą dziewczyńską zabawą, w której największym wyzwaniem zawsze były dla mnie "trójki" na "pasach", czyli dla niezorientowanych trzy podskoki z naprzemiennym przydeptaniem linek przez obie stopy na gumie umieszczonej na wysokości pasa koleżanek. Nie wiem, czy ze trzy razy w życiu udała mi się ta sztuka, zwykle próby kończyły się "skuchą".
Dziewczyny miały oczywiście też inne dziewczyńskie zabawy. Jako kilkulatki namiętnie kopałyśmy tzw. "sekrety", czyli pod kawałkiem szkiełka ukrywałyśmy jakieś drobiazgi, przysypując to miejsce ziemią. Kiedy nauczyłyśmy się pisać, wszystkie jak jeden mąż zakładałyśmy pamiętniki, zbierając "ku pamięci" wpisy przyjaciółek, a potem "złote myśli", czyli specjalne zeszyty, w których gromadziło się odpowiedzi koleżanek na z góry ustalone pytania. Chłopaki w tym samym czasie grali w podchody, kapsle (wyścigi samochodowe, w których auta markowały pstrykane palcami po narysowanym na ziemi torze kapsle po oranżadzie) i dołki (rzuty monetą z odległości do wykopanej w ziemi dziury, skubańcy, grali na pieniądze!), rzucali też scyzorykami do celu (kto by dziś dał kilkuletniemu dzieciakowi nóż do ręki?!!!).
Nie było komputerów (w moim rodzinnym domu pierwszy pojawił się z końcem lat osiemdziesiątych, uwierzycie, że nośnikiem danych były wtedy ... kasety magnetofonowe???) i wszystkich innych dzisiejszych atrakcji, dzieciarnia sama musiała organizować sobie czas. Chociaż przypominam sobie coś, co pewnie zwiastowało nadchodzącą erę gadżetów, mianowicie radziecką elektroniczną grę "jajeczka", w której trzeba było wykazać się refleksem i łapać do koszyczka jajka coraz szybciej wytaczające się z czterech różnych kurzych grzęd. Byłam mistrzynią!
DOBRANOCKI
Kanałów z kreskówkami też nie było. Z dwóch dostępnych w tamtym czasie programów telewizyjnych, o małego widza dbała głównie "Jedynka", gdzie w tygodniu rano obejrzeć można było "Domowe przedszkole" (uwielbiałam krasnala Hałabałę), a w godzinach popołudniowych programy typu "Tik Tak", "Co Jak" czy "Pies Pankracy", a w weekend "Sobótkę", "Drops" lub słynny "Teleranek", którego emisji pamiętnego dnia się nie doczekano. Największą atrakcją dla każdego dzieciaka była jednak wieczorna "Dobranocka". Punkt dziewiętnasta obejrzeć można było na przykład "Bolka i Lolka", "Reksia", "Misia Uszatka", "Zaczarowany ołówek", uwielbianą przeze mnie "Pszczółkę Maję", "Krecika", arcyzabawnych "Sąsiadów" (do dzisiaj mnie śmieszą :D), "Wilka i zająca" (kto nie słyszał o "nu pagadi!"), "Misia Colargola", a w końcu także "Smerfy", które wniosły do telewizji dziecięcej nową jakość, "Gumisie" i "Muminki".
Na dobranockę się czekało, to był punkt kulminacyjny wieczoru, potem tylko myć się i spać! Chociaż mnie trudno było zagonić do spania, od zawsze kochałam czytać do poduszki.
SMAKOŁYKI
Czekolada w latach mojego dzieciństwa była dobrem niezwykle rzadkim. Sklepy były niemal puste, ze słodyczy dostać można były co najwyżej bezy, landrynki (kto pamięta landrynki półksiężyce?), pudrowe miętusy, a przy dobrych wiatrach krówki i klejące się do zębów cukierki iryski. Ale i tak oczywiście każdy marzył o gumach Donald :DDD Niezapomniany smak. I te komiksowe historyjki w środku! Wszyscy je kolekcjonowaliśmy, wąchając po kryjomu, bo długo zachowywały owocowy zapach. Co poza tym? Ciepłe lody, najlepiej w czekoladopodobnej polewie, żółta lub czerwona oranżada w woreczku (do dziś się dziwię, jak można było wymyślić coś takiego :DDD), no i oranżada w proszku, którą wybierało się z torebeczki palcem. Nigdy nie zapomnę, jak wspaniale strzelała na języku :DDD
CIUCHY
Wiadomo, do pewnego momentu o ubiorze dziecka decydują wyłącznie rodzice, maluchowi wszystko jedno. Ale i tak pamiętam swoje kolorowe chińskie sukieneczki z wczesnego dzieciństwa, kupowane oczywiście na wyrost, większość z nich "rosła" razem ze mną. Z późniejszych lat pamiętam obrzydliwe buty plastiki, które nosili w pewnym okresie po prostu wszyscy, charakterystyczne spódniczki lambadówki, które stały się niezwykle modne na fali popularności "Lambady", dekatyzowany dżins, z którego szyło się dosłownie wszystko (nawet kozaczki!), sportowe buty sofiksy i okropne, nawet wtedy nieco obciachowe ortalionowe dresy, tym lepsze, im w bardziej żarówiastym kolorze. To były czasy :DDD
SZKOŁA
Do podstawówki poszłam w 1987 roku. Z wielkim tornistrem, w fartuszku i z tarczą na rękawie. Przez pierwsze lata tak to właśnie wyglądało, strojem obowiązkowym był granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem, z tarczą z numerem i nazwą szkoły przyszytą na stałe do prawego rękawa (za agrafki leciały uwagi do dzienniczka!). Jedynie w piątek, nazywany "dniem kolorowym", mogliśmy przyjść do szkoły w dowolnym stroju i jakoś się wyróżniać. Z perspektywy czasu oceniam, że ten system nie był taki zły, nie było rewii mody, nie były widoczne różnice w zamożności, środowisko było chyba trochę zdrowsze. Ale nie zmienia to faktu, że fartuszka szczerze nie cierpiałam i cieszyłam się jak wariatka, kiedy ten wymóg został zniesiony.
Inna rzecz, że standardy nauki też odbiegały od tego, co znamy dzisiaj. Moja klasa liczyła niemal czterdzieści osób! I takich klas w mojej szkole-molochu w moim roczniku było jedenaście, od "a" do "k", co oczywiście oznaczało naukę na dwie zmiany. Kto dziś uczy się w takich warunkach? Poza tym mniej więcej raz na parę tygodni mieliśmy rozmaite apele "ku czci", byliśmy też obligatoryjnie całymi klasami wcielani do ZHP (pomimo całej mojej sympatii dla tej organizacji i ogromu serca, z jakim przez wiele lat, aż do dorosłości w niej działałam, nie sądzę, żeby przymus był dobrym rozwiązaniem). Aaaa, ale na religię chodziliśmy do kościoła, popołudniami, w czasie wolnym. Nikomu się nie śniło, że za parę lat stanie się ona jednym ze szkolnych przedmiotów. Osobiście uważam, że byłoby lepiej, gdyby w tej akurat kwestii zostało po staremu.
KOSMETYKI
Na koniec zostawiłam temat, którego pominąć nie mogłam, ale o którym za dużo nie mam niestety do powiedzenia. Kobiety w latach mojego dzieciństwa z pewnością się malowały, ale leżało to całkowicie poza moim ówczesnym zainteresowaniem, także kosmetyków kolorowych po prostu nie pamiętam. Owszem, moja mama miała jakieś szminki, zgaduję, że z Celii, jednak szczegółów nie umiem sobie przypomnieć. Przypominam sobie natomiast dość dobrze rodzinne kosmetyki pielęgnacyjne z mojego otoczenia, szampony familijne w ciężkich szklanych butelkach, żółte szampony "Bambino" z kaczuszką dla dzieci, "szyszki" do kąpieli o zapachu iglastego lasu, niezawodny i wszechobecny krem nivea, zwykłe toaletowe bądź szare mydło, kremy do golenia mojego taty używane z maszynką o wymiennych żyletkach. Niewiele tego, ale jakoś wszyscy chodziliśmy czyści i schludni. Gdybym dziś jakimś cudem trafiła do łazienki lat osiemdziesiątych, pewnie usiadłabym i zapłakała, czym tu się wydepilować, czym nawilżyć ciało, czym utrwalić fryzurę? Takie tam rozterki współczesnej kobiety z nadmiarem kosmetyków do wszystkiego :DDD
KOSMETYKI
Na koniec zostawiłam temat, którego pominąć nie mogłam, ale o którym za dużo nie mam niestety do powiedzenia. Kobiety w latach mojego dzieciństwa z pewnością się malowały, ale leżało to całkowicie poza moim ówczesnym zainteresowaniem, także kosmetyków kolorowych po prostu nie pamiętam. Owszem, moja mama miała jakieś szminki, zgaduję, że z Celii, jednak szczegółów nie umiem sobie przypomnieć. Przypominam sobie natomiast dość dobrze rodzinne kosmetyki pielęgnacyjne z mojego otoczenia, szampony familijne w ciężkich szklanych butelkach, żółte szampony "Bambino" z kaczuszką dla dzieci, "szyszki" do kąpieli o zapachu iglastego lasu, niezawodny i wszechobecny krem nivea, zwykłe toaletowe bądź szare mydło, kremy do golenia mojego taty używane z maszynką o wymiennych żyletkach. Niewiele tego, ale jakoś wszyscy chodziliśmy czyści i schludni. Gdybym dziś jakimś cudem trafiła do łazienki lat osiemdziesiątych, pewnie usiadłabym i zapłakała, czym tu się wydepilować, czym nawilżyć ciało, czym utrwalić fryzurę? Takie tam rozterki współczesnej kobiety z nadmiarem kosmetyków do wszystkiego :DDD
Ależ mnie wzięło na wspominki ... Mogłabym jeszcze tak długo :DDD Ale wystarczy, teraz Wasza kolej! Przywołajcie wspomnienia ze swojego dzieciństwa, przypomnijcie sobie, jak to wszystko wyglądało za Waszych dziecięcych lat. Koniecznie napiszcie, co najbardziej utkwiło Wam w pamięci, czekam na Wasze komentarze!
Buziaki,
Cammie.
Ja to malolata jestem;) ale panietam bobasa, ktorego kupilam za kase z komunii, gume do skakania mialam juz taka fajna, kolorowa. Z kosmetykow panietam szminke Mamy z Celii i zyletki do maszynki;)
OdpowiedzUsuńEwa, każdy ma własne wspomnienia, ale jak widać, twoje i tak trochę zazębiają się z moimi :)))
UsuńGilgotki, jak mogła oddać bobasa? :DDD Śmieję się, ale pamiętam, jak moja mama wielokrotnie próbowała pozbyć się z domu mojej lalki szmacianki, którą miałam od niemowlęctwa. Była już w stanie opłakanym, ale kochałam tę lalę nad życie i jakiś szósty zmysł zawsze mi podpowiadał, kiedy wytargać ją ze śmietnika :DDD
OdpowiedzUsuńW technikum uczyłam się na dwie zmiany- masakra : zaczynać dzień o 13 i kończyć o 19 :)
OdpowiedzUsuńMaxcom, w szkole średniej to przynajmniej się wysypiałaś, ale dla dzieciaka z pierwszych klas podstawówki lekcje na drugą zmianę najczęściej oznaczały po prostu dodatkowych kilka godzin porannego kiblowania w świetlicy :/
UsuńUwielbialam grac "w gume" Teraz juz nie pamietam tych wszystkiech figur i rodzajow gry. Ale to byla koniecznosc na karzdej przerwie!
OdpowiedzUsuńI pudrowe mietusy tez pamietam. Dziadek nam takie kupowal na wage :)
A kasety to jeszcze mam, chociaż nie mam na czym słuchać.
To byly czasy...
(wychodzi na to jesteś rok starsza ode mnie :p)
Ewlyn, no popatrz, mnie te miętusy też głównie dziadek kupował :DDD
Usuńmiałyśmy podobne dzieciństwo,mam podobne wspomnienia :) w gumę byłam bardzo dobra. uwielbiałam też grać w klasy. smaku oranżady w proszku nigdy nie zapomnę :)
OdpowiedzUsuńSimply, właśnie, w klasy też grałam! I była jeszcze jedna taka popularna podwórkowa zabawa, tylko nie mogę sobie nazwy przypomnieć. Trzeba było w ciemno podać ilość kroków i ich rodzaj do celu, na przykład "pięć normalnych, dwa słoniowe, dziesięć tip topów" :DDD
Usuńtak, tak, była taka gra! w nią też grałam :)
UsuńTylko jak to się nazywało? Ali ali dom się pali? To chyba nie to :DDD
Usuńi gra w dwa ognie :D I raz, dwa , trzy , czarownica patrzy na oczy :D
UsuńCzy ktoś z nas kiedyś powiedział rodzicom , że mu się nudzi ? :D
UsuńJa raz spróbowałam, to usłyszałam, że mam się rozebrać i pilnować ubrania :DDD A tak na serio, to stan nudy był nam raczej obcy.
Usuńta gra nazywala sie "Panstwa Miasta " albo gra w "wojne" .....
Usuńrysowalo sie kolo na piasku , dzielilo na czesci i kazda czesc byla Panstwem itd...
Ank, ale tam się robiło te kroki? Mnie się wydaje, że jakąś piłką się rzucało, czy czymś :DDD
Usuńrzucalo sie patykiem , ktorym pozniej zaznaczalo sie terytorium wroga ,,
Usuńznalazlam opis na necie bo za dlugo bym musiala pisac ...
http://zabawy.zrodla.org/gra_panstwa_miasta/
tylko na zdjeciach jest gra na asfalcie a my gralismy na piachu ...
ja czesto bawilam sie w ta "gre" a jestem rocznik 78'
moze Ty gralas w cos innego...
To jednak zupełnie inna gra ...
UsuńZgrałyśmy się tematycznie dzisiaj z postami, ja też wspominam, ale akurat same smakołyki.
OdpowiedzUsuńCo do kosmetyków, pamiętam jak moja mama używała tuszu do rzęs w kamieniu z dziwną szczoteczką, a ja podkradałam jej szminki w tandetnych, plastikowych opakowaniach i przeraźliwie niebieskie cienie do powiek :)
Poszłaś do szkoły, kiedy ja miałam roczek. Ale u mnie też były apele, co poniedziałek, z hymnem szkoły i na specjalne okazje, jeśli akurat wypadły w tygodniu. Wśród dzieci z klasy królowały wtedy właśnie 'złote myśli', a po lekcjach grałam w te same ruskie jajeczka. To były czasy!
Króliczek, to se ne wrati :DDD Ale dobrze, teraz dzieci mają lepiej.
UsuńIdę poczytać, co tam napisałaś :)
To wspomnienia podobne do moich :) Do szkoły chodziłam na 8 rano 1,5km sama albo z siostra główną ulicą przez wieś i się nikt nie bał. Najfajniej było zimą, śnieg po pas:). A świetlicy nie było więc po lekcjach wychowywalismy się sami. Bawiliśmy się w podchody, gumę itp. Visolvit w proszku jedzony na sucho, paczki pracownicze na święta z bananami w czekoladzie, mandarynkami. To były czasy :) Dzięki za wspomnienia.
OdpowiedzUsuńMkp, zawsze do usług :)
UsuńCzasy się zmieniły. Nasze pokolenie było wychowywane w taki sposób, że dziś rodzice postępujący jak nasi przed laty mieliby na głowie kuratora i TVN Uwaga :DDD
Urodziłam się 33 lata temu, mam co wspominać :)
OdpowiedzUsuńOranżadę w woreczkach, lody Bambino, blok (słodkość), wafelki Kuku-Ruku, gumy Donald ...
Dobranocka to była rzecz święta: Smerfy,Gumisie, Muminki, Żwirek i Muchomorek, Dżeki i Nuka, Miś Uszatek ...
Nie mogło zabraknąć Domowego Przedszkola, Kulfona i Moniki, Pana Tik-Taka :)
Godziny spędzane z koleżankami i kolegami, zabawy w podchody, dwa ognie, skakanie w gumę ...
Ech, to były piękne czasy :) Miło się wspomina!
Aaaa, i jeszcze kosmetyki. Pamiętam toaletkę Mamy i jej brzoskwiniowy fluid Ireny Eris. I jeszcze oliwkowy krem Ziai :)
UsuńAneta, blok (w moich stronach "lubuski") uwielbiałam i do dziś wspominam ten smak :))) Kupowałabym i dziś, gdyby tylko był gdzieś dostępny.
Usuń"Kuku-Ruku " to jest nowe cudo z masy kakaoooooowej ... :P
UsuńKukuruku jest chrupiące, w szkole, w lesie i na łąąąąąące! :DDD
UsuńWłaśnie tak to szło, dziewczyny :) Miałam specjalny album i wklejałam naklejki z tych wafelków :)
UsuńJa wyklejałam album z naklejkami z gum chabel :DDD
UsuńCammie oessuuuu ! Jaki wspaniały wpis !
OdpowiedzUsuńCzytałam z wypiekami , tym większymi , że to wszystko tak dobrze przecież i ja pamiętam , bo i na same lata moje dzieciństwo i dorastanie przypadło :D
Wyobraź sobie, że ruskie jajka ja mam do dziś .
Nie działa co prawda już ustrojstwo jak trzeba , ale jest :D Mogę na Insta wrzucić :D
Kurcze ,ależ poruszyłaś dziś nostalgiczną strunę w duszy :D
Podpisuje się pod tym wszystkim co napisałaś !
"Buty Sofix dla każdego
UsuńTrwałe , modne i wygodne
I na wiosnę i na lato
Nosi synek , nosi tato
W tym chodzi ! "
boszzzeeee.... :D
Mami, serio, masz jeszcze jajeczka? :DDD Kolekcjoner pewnie grubą kasę by ci za ten cud radzieckiej myśli technicznej dziś zapłacił :DDD Ale nie sprzedawaj!
Usuńa w życiu ! :D
UsuńZachowaj dla potomnych :DDD
UsuńJa sobie ściągnęłam na tel. wyglądaja tak samo, ale to już nie tooo...:P
UsuńNo nie gadaj, że można ściągnąć na telefon! Profanacja ;)))
UsuńMożna:D
UsuńUroczy wpis. :) Moje dzieciństwo przypada na podobne lata, tylko na podwórku bawiłam się troszkę inaczej. Od bardzo młodego wieku byłam koniem ( na skutek małej obsesji wywołanej wizytą w stadninie w wieku 2 lat). Rżałam, paskałam, galopowałam, co tylko chcesz - pełen repertuar. Nie bardzo szło się ze mną dogadać, ale jak potrzebowano konia do jakieś zabawie to rola zawsze była obsadzona. :) Także nie pamiętam grania w gumę, ale prawie na pewno miałam tą gumę w "pysku". Dzisiaj pewnie coś by mi na to przepisali...
OdpowiedzUsuńJane, jesteś niesamowita, chciałabym cię kiedyś poznać osobiście :DDD
UsuńEdit: Chociaż nie wiem, czy byśmy się zaprzyjaźniły ;))) Moja jedyna wizyta w stadninie zakończyła się zakorzenieniem się strachu przed zwierzętami sięgającymi mi wyżej niż do kolan :DDD
UsuńI vice versa. Może się kiedyś uda spotkać. Nie muszę przybywać konno ;)
UsuńAleż nie krępuj się, jestem już duża i umiem panować nad lękami :DDD
UsuńCieszę się, że podchodzisz do sprawy z jajem. :D Bywasz czasem w Warszawie?
UsuńJak się będę wybierać, na pewno dam znać :*
UsuńKONIEcznie. Get it? :D
UsuńOh yeah :DDD
UsuńAch, dobranocki, oglądałam razem z siostrą, nasza mama wspomina, że jak nastawała pora bajki to nagle dzieci nie było, mogło sią palić, walić, a my jak zahipnotyzowane, nic nie istniało.
OdpowiedzUsuńPamiętam również nutelle, która dostawaliśmy w paczce od rodziny, a tata wydzielał ją po łyżeczce i chował pod kluczem. Hitem był też preparowany, cała buzia lądowała w torebce:)
No i był jeszcze pegasus, nieśmiertelny Mario, tank, bomber man, strzelanie do kaczek (ten ich śmiech)
A z kosmetyków pamiętam że strasznie smierdzialy, ale i tak lubilam się do nich dobierać, a za cień najczęściej służył mi zwykły krem nivea nałożony na grubo na powieki, żeby mocno biały był, oczywiście szybko się zbierał w załamaniu więc starałam się nie mrugać
Pooliver, nutella pod kluczem, to musiało być traumatyczne :DDD
UsuńRzeczywiście, zapomniałam o "dmuchanym" ryżu, jak na ten smakołyk dzieciarnia wołała :DDD Oblizywało się palucha i wsadzało do woreczka z ryżem, żeby przykleiło się do niego jak najwięcej ziarenek.
A jak słodyczy brakowało to nawet pasta do zębów była dobra, ale nie byle jaka, o smaku coli, co to była za przyjemność:D
UsuńZ nutellą, o tak to trauma była:)
Kurka wodna, zapomniałam napisać o paście do zębów ze słonikiem! Smakowała pomarańczami, niektórzy naprawdę ją jedli :DDD
UsuńWzruszyłam się mimo, że kilka dobrych lat nas dzieli mam podobne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze pamiętam jak wracałam do domu z gustownym naszyjnikiem z papieru toaletowego (szarego!) do domu bo akurat rzucili ;)
Krzykla, braku papieru toaletowego już nie odczułam, ale pamiętam, że wiecznie robiło się zapasy cukru i kawy :)))
UsuńMelduję, że w latach 90. pamiętniki (ku pamięci, mięci kupa :D) i złote myśli (babki dzisiejszych tagów :D) były nadal żywe. Mam dwa pamiętniki, ale złote myśli wyrzuciłam. O ja głupia!
OdpowiedzUsuńZoila, co za strata :DDD Żałuj, po trzykroć żałuj! Wiem, co mówię, bo mam moje stare pamiętniki (dzienniki raczej) z nastoletnich czasów i jak sobie czasem do tych wpisów wracam, to łomatkoicórkoisąsiadko :DDD
UsuńMi utkwił w pamięci wpis do takiego pamiętnika mojego kolegi. Pytanie o ulubioną piosenkarkę- odpowiedź: "celine ją"
UsuńNo co, wszyscy wiedzą, o kogo chodzi :DDD
UsuńTeż mam pamiętniki :D
UsuńA pamiętacie PeleMele ???
Ja nie pamiętam, co to?:DDD
UsuńTo był taki dziewczyński zeszyt, który dawało się przyjaciółkom do wypełnienia ;)
UsuńCoś jak pamiętanik ,ale nie do końca
link
http://zabawnik.org/?p=108
No toż to właśnie złote myśli! :DDD
UsuńAaaa.... : D
UsuńJestem tylko trochę młodsza od Ciebie i doskonale pamiętam grę w gumę, zeszyty ze "złotymi myślami" czy szampon familijny w wielkim opakowaniu. Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, to moja mama oprócz szminki, miała błyszczyk w słoiczku, który jej oczywiście podkradałam ;))
OdpowiedzUsuńLady, błyszczyki, jakie pamiętam, to takie owocowe lepiszcza w szklanych opakowaniach z kuleczką jako aplikatorem. Koloru to nie dawało w ogóle, za to niemiłosiernie oblepiało usta :DDD
UsuńTen mamy był w takim opakowaniu jak baza pod cienie (np. Kobo), był błyszczący mocno, miał chyba brokat i lekko wiśniowy kolor ;))
UsuńWidzę, że wspomnienie jak żywe :DDD
UsuńNo wiesz, pierwsze makijażowe doświadczenia ^^ ....
UsuńTeż miałam lalkę bobasa i też ubierałam ją w swoje niemowlęce ciuszki, a nawet woziłam w swoim starym wózku:) Skakałam też w gumę i sznura, a na Barbie chodziłam popatrzeć do Pewexu:P Oszalałam kiedy na komunię dostałam konsolę Pegazus, aaa to był szał:D
OdpowiedzUsuńZawsze czekałam niecierpliwie na niedzielę, bo wtedy leciały najlepsze, disneyowskie dobranocki- Myszka Miki, Kaczor Donald czy te wspomniane przez Ciebie.
A pamięta ktoś draże Jarzębinki? Albo takie galaretki kolorowe w cukrze, w okrągłym pudełeczku? I wafelki Kukuruku?:D
Co do kosmetyków... moja babcia pracowała w teatrze więc od dziecka przebierałam w kolorowych mascarach, kredkach, szminkach:D
Rocznik '85
Princess, u nas nie grało się w sznura, tylko w kabel ;))) O ile oczywiście tę samą zabawę mamy na myśli :D
UsuńJarzębinki doskonale pamiętam, choć szczerze mówiąc nie przepadałam za nimi. Podobnie jak za galaretkami w cukrze. Do dziś są w sprzedaży i nigdy ich nie kupuję, bo za bardzo kojarzą mi się ze smutnym dzieciństwem bez czekolady :DDD
A ja raz kupiłam z ciekawości i jak spróbowałam to zaczęłam się zastanawiać jak można było to jeść?:P
UsuńPrzypomniało mi się jeszcze mydło zielone jabłuszko, oranżada w słomce i takie długopisy co miały kilka kolorowych wkładów w jednym, achh aleś narobiła tym wpisem:) Aż się śmieję do monitora:)
Pamiętam te długopisy! Fajny bajer :DDD
UsuńTo był piękne czasy :)
OdpowiedzUsuńCzasy to bardziej chore, ale wspomnienia piękne nam zostały : D
UsuńEmilia, zgadzam się z Mami, były piękne, bo były "nasze", ale generalnie nie ma czego zazdrościć.
UsuńCudny wpis, uwielbiam takie wspominki:)
OdpowiedzUsuńJa urodzilam sie w polowie lat 80tych, takze najwiecej pamietam z lat 90tych:)
Wspaniale czasy Bravo, Popcornu, Spice Girls, BackstreetBoys, Petera Andre...
Cudowne bajki Disneya - Mala Syrenka, Krol Lew, Pokahontaz...
W TV moim faworytem bylo 5-10-15, pamietacie?
Tez gralam w gume, ale zazwyczaj razem z moja paczka z bloku budowalismy BAZY :D generalnie gonilismy po poli (no bo ja z Krakowa jestem) cale popoludnia, I tylko krzyczalo sie do mamy, zeby rzucila z balkonu picie hehe
W sklepiku szkolnym kupowalismyu zelki I lody-wyciskacze.
A i panowala mania zbierania KARTECZEK - takich kolorowych, do segregatora.
Pierwszy komputer dostalam, kiedy poszlam do liceum(!)
A jezeli chodzi o kosmetyki, to nigdy nie zapomne specyficznego zapachu kremu mojej babci, czyli Pani Walewskiej.
Lemesos, rzeczywiście, Pani Walewska! Przypomniałaś mi o tym kremie, moja mama go używała. Miał piękne, ciemnoniebieskie opakowanie, bardzo charakterystyczne.
UsuńNa karteczki byłam już za stara, ale moje młodsze koleżanki zbierały :DDD
Świetny post i cudne zdjęcie! :D Sporo wspomnień nam się pokrywa :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że w przedszkolu bawiłam się głównie z chłopakami i na długie lata została mi z tamtych czasów awersja do spódnic i sukienek - nijak się nie dało w nich czołgać ani zasuwać po podłodze na kolanach :D Jeśli chodzi o zabawki, to nad lalki zaś przedkładałam misie - zawsze były faworyzowane, jak bawiłam się w przedszkole ;D
Pamiętam granie w gumę, w klasy, złote myśli i inne pamiętniki (nauczycielom się też dawało, żeby się wpisywali). Do plastików przymocowywało się jakieś takie korki, żeby był "obcas", hihihi. A ze słodyczy wspominaliśmy ostatnio z bratem wyrób czekoladopodobny - rany, jakie to było paskudne!
FF, jakoś mnie te misie w ogóle nie dziwią :DDD
UsuńCo do plastików, to był jeden model na takim miniobcasiku, pamiętam, że zazdrościłam takich "dorosłych" butów koleżance :DDD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRenia, a wiesz, mnie też wydaje się, że Zuza jest teraz bardzo podobna do mnie na tym zdjęciu :)))
UsuńCammie fantastyczny post :) zdjęcie super! przez chwilę myślałam, że to Zuzia ;)
UsuńJa niestety nie mam dobrych wspomnień z dzieciństwa i nie chcę przypominać sobie lat z dzieciństwa :(
To i moje dziecinstwo.
OdpowiedzUsuńDodalabym jeszcze tylko gre w hacele, spakanie przez pilke odbijana o sciane, pamstwa-miasta icos mi sie po glowie kolacze z rzucaniem scyzorykiem w kolko i odcinanie pbszarow.
i czapki smerfetki z 3 paskami, ochygne spodnie piramidy z wyszywanym paskiem.
i ta kreatywnosc mam w kuchmi. blok czekoladowy czyli czekplada prlu.
kredki z misiem i szare zeszyty.
ech. piekne to choc siermiezne wspomnienia.
Mila, witaj, rozgość się i zostań na dłużej :)
UsuńNie wiem, co to hacele, ale skakanie przez piłkę to "kozioł", tak nazywaliśmy tę zabawę w moich stronach. Uwielbiana przez dzieci, znienawidzona przez dorosłych, bo jak się tę nieszczęsną piłkę odbijało od ściany bloku, to w mieszkaniach z wielkiej płyty wszystko się trzęsło :DDD
Hacele to takie coś: http://pl.wikipedia.org/wiki/Hacele. Mam masę kuzynów - musiałam się dostosować ;)
OdpowiedzUsuńRozgościłam się na tyle bezczelnie, że czytam od początku :D
Serio? To miłe, ale daruj sobie chociaż pierwsze dwa lata :DDD Nie mogę patrzeć na tamte stare zdjęcia! Warsztat miałam fatalny :DDD
UsuńPrzepadlo
Usuń