Pisząc Wam ostatnio o właściwościach jadu pszczelego, przyszło mi do głowy, że to jeden z takich składników, których zastosowanie w kosmetyce może nieco zaskakiwać. Zaczęłam rozmyślać nad tym tematem i doszłam do wniosku, że w sumie znam takich dziwnych substancji więcej. Choć działanie nie wszystkich wypróbowałam na własnej skórze, to przynajmniej coś niecoś o nich słyszałam. Trudno, żeby takie informacje, nawet zasłyszane, nie zostawały w pamięci, bo to, co czasami ładowane jest do kosmetyków, naprawdę przechodzi ludzkie pojęcie. A zatem dziś, w ramach ciekawostki, zapraszam na post o nietypowych składnikach kosmetycznych :)))
- Jad pszczeli od razu przypomniał mi o jadzie węża (malezyjskiego Tropidolaemus Waglerrin), z którym zetknęłam się w kosmetykach marki Babaria, zachwalanych przez moją kosmetyczkę Magdę. Jad ten, hamując skurcze mięśni, wykazuje silne działanie przeciwzmarszczkowe, wygładzając skórę, zapobiegając pojawianiu się nowych zmarszczek i pogłębianiu się tych już istniejących. Jakkolwiek zachęcająco to brzmi, jakoś dziwnie pomyśleć, że dobrowolnie miałabym wystawić się na działanie wężowego jadu, stąd już tylko krok do innych toksyn. Czy w tym szaleństwie naprawdę jest metoda? Najwyraźniej tak, skoro rekordy popularności bije botoks.
- Pisząc o dziwnych składnikach kosmetyków, nie sposób nie wspomnieć o ... słowiczych odchodach, z których przygotowuje się ekskluzywną maseczkę do twarzy. Miałam kiedyś okazję wypróbować ten azjatycki specyfik (przygotowywany z proszku przypominającego zwykłą glinkę), ale jednorazowa aplikacja to jednak za mało, żebym mogła zauważyć efekty jego działania. W Azji słowicze odchody ceni się za ich silne właściwości odmładzające i rozjaśniające, ja w każdym razie jakoś od nich nie wypiękniałam ;)))
- Skoro już o Azji mowa, to trzeba przywołać też przykład jaskółczych gniazd, a w zasadzie śliny jaskółek, dzięki której te ptaki swoje gniazda budują. Azjatki ekstrakt z ich gniazd uznają za świetny środek zwalczający oznaki starzenia, stosując go zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie, traktując po prostu jako składnik pożywienia. No nie wiem ... :D
- Warto przypomnieć, że to właśnie z Azji przyszła też moda na kosmetyki ze śluzem ślimaka, który jest składnikiem wielu bb kremów, ale też zwykłych kremów pielęgnacyjnych, mających zapewnić wygładzenie i regenerację cery. Wiem, że specyfiki ze ślimaczym śluzem (brzmi trochę obrzydliwie, co nie? :D) mają swoje gorące zwolenniczki, ja zetknęłam się z nim tylko w Skin79 Snail Nutrition BB Cream, który szczerze mówiąc nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia.
- Włosomaniaczkom na pewno nieobce jest niewinnie brzmiące pojęcie placenta, tymczasem to nic innego jak ... łożysko. Kosmetyki z placentą, poprawiające kondycję włosów, ograniczające ich wypadanie i przyczyniające się do ich porostu, zawierają głównie ekstrakty z łożysk roślinnych (np. Kallos) / zwierzęcych (np. Mila), ale o dziwo, czasami także z łożysk ludzkich (np. Mil Mil), co czyni je niezwykle kontrowersyjnymi. Osobiście nie stosowałam i raczej nie zdecydowałabym się.
- Na pewno ciekawostką jest też ambra, która powszechnie znana jest jako szlachetny składnik perfum, a cytując chociażby za Wikipedią, to nic innego jak wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota, która jest prawdopodobnie wynikiem niestrawności lub zaparcia wieloryba. Urocze, prawda? :DDD
- Na koniec sperma, która jest podobno silnym przeciwutleniaczem. Słyszy się głównie o wykorzystywaniu spermy byczej lub spermy syntetycznej, ale nie udało mi się znaleźć żadnego przykładu realnego kosmetyku z tym składnikiem. Także może to tylko żyjąca własnym życiem legenda? Jak myślicie?
Jak widzicie, w kosmetologii nie ma chyba żadnych granic. Jako substancje czynne wykorzystywane są zarówno składniki w jakiś sposób kontrowersyjne, jak i po prostu zwyczajnie dziwne. Co o tym myślicie? Dodałybyście coś do mojej listy? Dajcie znać, o jakich kosmetycznych dziwolągach słyszałyście. A może same miałyście okazję przetestować coś dziwnego? Czekam na Wasze komentarze, piszcie!
Buziaki,
Cammie.
Miałam kiedyś krem do twarzy ze śluzem ślimaka. Nawilżał fajnie, ale jakiś klejący był. Na drugie pudełko się nie zdecydowałam.
OdpowiedzUsuńEwlyn, ja miałam z nim styczność tylko w bb kremie, ale tak jak pisałam, szału nie było. Inna rzecz, że pewnie istnieją lepsze bb kremy ze śluzem niż Skin79.
UsuńMam krem pod oczy ze śluzem ślimaka :D jakoś mnie nie odrzuca, działa świetnie i ładnie pachnie ;)
OdpowiedzUsuńKarolina, najważniejsze działanie, nasza pracująca wyobraźnia to w sumie drugorzędna sprawa :DDD
UsuńAaa. Ambra to takie cos?! Jestem w szoku
OdpowiedzUsuńEwa, przepraszam, jeśli zniszczyłam twoje romantyczne wyobrażenia :DDD
UsuńJa miałam kiedyś krem BB z porożem jelenia (bodajże Missha Cho Bo Yang ;))
OdpowiedzUsuńInga, poroże jelenia? Pierwsze słyszę! I jak efekty? :DDD
UsuńRewelacja, hihi ;)
UsuńNic, tylko się smarować :DDD
Usuńja używałam, żelu do twarzy ze śluzem ślimaka i był całkiem spoko :)
OdpowiedzUsuńha! teraz już rozumiem czemu zapach ambry mi się nie podoba :D
Kasik, myślę, że pochodzenie ambry nie ma tu nic do rzeczy, wiele osób perfumy ambrowe kocha, nie zdając sobie często sprawy, co to za składnik ;)))
UsuńJa czytałam kiedyś artykuł o wpływie połykanej spermy ludzkiej na kobiecą urodę ;-D Mniam! hahaha :D
OdpowiedzUsuńDaria, przemilczę :DDD
Usuń... ja....ja wypróbuję :x
UsuńAnonimie, nie wiem, co powiedzieć :DDD
UsuńO matko jestem w szoku!! :)
OdpowiedzUsuńLina, ale że co? :DDD
UsuńŚluz ślimaka jestem w stanie zrozumieć ale sperma ? Bleee jakiś seksista to wymyślił chyba
OdpowiedzUsuńBasia, nie wnikajmy ;)))
UsuńO masakra! Nie wiedziałam, że placenta to łożysko... A Kallos faktycznie ma taką maskę.. A o śluzie ślimaka słyszy się coraz więcej ;)
OdpowiedzUsuńInaccessible, no tak, ale w kallosie akurat zastosowano placentę roślinną :)
UsuńTa maska Mili też zawiera placentę roślinną. W sumie maska jest rewelacyjna, ale jeżeli zawierałaby inne łożysko, to bym nie używała, jakkolwiek super by nie była. :)
UsuńMii, o ile mamy na myśli ten sam produkt, to w tej masce zgodnie z opisem zawarta jest jednak placenta zwierzęca.
UsuńSłyszałam o tym, co dodaje się do perfum. Mimo wszystko praktycznie każdy z tych punktów brzmi obrzydliwie ;)
OdpowiedzUsuńRecenzjatorka, a jednak są amatorki takiej pielęgnacji :)
UsuńO śluzie ślimaka słyszałam a reszcie nie miałam pojęcia bardzo ciekawy post :)
OdpowiedzUsuńRobaczek, cieszę się, że ci się spodobał :)
UsuńŚwietny pomysł na post! :D O większości tych składników nie wiedziałam i chyba bym się nie skusiła na wypróbowanie kosmetyków z nimi. ;)
OdpowiedzUsuńNaturally, mówią, że wszystko jest dla ludzi ;)))
UsuńJeszcze piżmo i koszenila mi się nasuwa , tak na szybciora ;)
OdpowiedzUsuńMami, faktycznie. Trzeba by wpisać na listę zaraz po porożu jelenia, o którym była mowa wyżej :DDD
UsuńKremy ze "ślimakiem" świetnie nawilżają ;))
OdpowiedzUsuńKarolina, nikt nie twierdzi, że nie :)
UsuńOlej arganowy pochodzi z owocow, ktore zanim trafily do presy (a wlasciwie ich pestki), to przelecialy przez cala koze... wylatujac tylem ;)
OdpowiedzUsuńa swoja droga ja nie toleruje ani sluzu slimaka ani jadu weza... wysypuje mnie paskudnie :/
Maus, o tym nie wiedziałam, zaskakujące. Ale sprawdziłam, faktycznie tak jest!
UsuńNo przeciez bajek nie opowiadam ;)) ... smacznego wszystkim tym, co uzywaja arganowego do smazenia i salatek hehe...
UsuńZ ciekawości sprawdziłam, bo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Prawda mnie zdruzgotała :DDD
UsuńEeeee, z tym arganem z tyłka kozy to tylko w warunkach handmade. Na skalę przemysłową nie da rady, bo zwierzaki nie dałyby rady nadtrawić tyle orzechów :D
UsuńBlanka, słuszna uwaga.
UsuńPrawde mowiac wszystko co na skale przemyslowa, to jeszcze gorzej sie kojarzy i nawet chyba nie chce wiedziec jak wyglada obrobka, bo wtedy ta koza wyda sie sympatyczna ;))
UsuńA ja widziałam wytwarzanie oleju w Maroku. "Orzeszki" nie były z tyłka ;) Ale wiecie jak pozyskuje się jedną z najdroższych kaw na świecie?:))
UsuńAnonimie, wiem, wiem :D Ale nie miałam okazji pić.
UsuńTo i tak nic w porównaniu z różnymi retro recepturami jak puder z arszenikiem, czy krem z rtęcią.
OdpowiedzUsuńTrzeba pocierpieć żeby być piękną. Przypomina mi to o Helenie Rubinstein, która już na poczatku budowania swojego kosmetycznego imperium stwiała na egzotycznie brzmiące ingrediencje ( w tym przypadku były to chyba jakieś zioła z Karpat! :D). W tej kwestii chyba nie tak dużo się od tametego czasu zmieniło. ;)
Jane, no i jeszcze ołów koniecznie do tej twojej retro listy :DDD
UsuńHyhyhy...i odrobina azbestu :D
UsuńMami, jak szaleć, to szaleć :DDD
UsuńCzego to już firmy - aby zarobić - nie wymyślą.
OdpowiedzUsuńZofiana, pomysłowość nie ma granic ;)))
UsuńO łożysku i jaskółczych gniazdach nigdy nie słyszałam, reszta obiła mi się o uszy :) Nie przypominam sobie jednak, zebym używała jakiegoś kosmetyku z którymś z tych składników i póki co nie mam zamiaru, chociaż ciekawią mnie kremy ze śluzem ślimaka :)
OdpowiedzUsuńCoconut, śluz ślimaka ma swoje gorące zwolenniczki, coś w tym musi być.
UsuńJa teraz używam tylko produtków Sylveco. Na etykietkach są dokładnie opisane wszystkie składniki, producent NIC NIE UKRYWA ! Nawet jeżeli któs się nie zna na składach bez problemu po przeczytaniu ulotki stwierdzi czy dany krem będzie dla niego odpowiedni:)
OdpowiedzUsuńMarta, ja jeszcze z sylveco nie miałam do czynienia.
UsuńO kilku z tych składników nie wiedziałam :) Bardzo ciekawy post!
OdpowiedzUsuńSerduszko, cieszę się, że cię zainteresował :)))
Usuń