Witajcie! Długo kazałam Wam na siebie czekać, także dziękuję wszystkim za cierpliwość. Zapowiadałam, że będę pisać na bieżąco, tak jak zwykle to robiłam w czasie wcześniejszych wyjazdów, ale ostatecznie z różnych przyczyn nic z tego nie wyszło. Także wybaczcie, ale tym razem zamiast kilku wirtualnych pocztówek z podróży, po prostu jedna obszerniejsza relacja. Zabieram Was na Węgry, do otoczonego winnicami, słynącego z wód termalnych Egeru!
Dlaczego Eger? Po pierwsze, relatywnie nieduża odległość. Z Przemyśla, gdzie mieszkam, to zaledwie około 350 km, które można pokonać w ciągu kilku godzin, co naprawdę ma znaczenie, jeśli tak jak ja podróżujecie z małym dzieckiem. Po drugie, lokalne atrakcje, termy i winnice. Baseny termalne w Egerze to ogromny kompleks (ponad 5 ha), złożony z wielu obiektów o różnym przeznaczeniu (od brodzików dla niemowlaków po pełnowymiarowy 50-metrowy basen sportowy), różnych głębokościach (już od 30 cm) i różnych temperaturach wody (w najcieplejszym basenie woda ma 37 stopni). Nie sposób nie wspomnieć też o lokalnym winie. Eger słynie z okolicznych winnic, ze swoich winnych piwnic i wielu okazji do degustacji trunków. Miłośnicy wina będą w niebie! Po trzecie, przystępne ceny. Wakacje na Węgrzech, uwzględniając podróż, noclegi, wyżywienie i rozmaite małe przyjemności zdecydowanie nie uderzają po przeciętnej polskiej kieszeni.
Wszystkie te argumenty mają charakter obiektywny, subiektywnie my po prostu bardzo Węgry lubimy. Już trzeci raz spędzaliśmy tam urlop (kilka lat temu w drodze do Czarnogóry na parę dni zatrzymaliśmy się w Gyuli, a zachwyceni atmosferą tej wypoczynkowej miejscowości rok później niezapomniane dwa tygodnie spędziliśmy w Budapeszcie), zawsze wracając zrelaksowani i zadowoleni.
Niestety nie mam własnych zdjęć z kąpieliska, porządnego aparatu zdecydowaliśmy się bowiem na ten wyjazd nie zabierać, a prywatne, rodzinne fotki robione "małpką" nie nadają się do publikacji. Tym razem wyjątkowo posiłkuję się więc oficjalnymi ujęciami z sieci.
Jak widzicie, "dla każdego coś miłego". W wodzie zamek wodny, zjeżdżalnie, huśtawki dla dzieci, bicze wodne, hydromasaże, rwące rzeki dla dorosłych, na zewnątrz zielona trawka, ławki albo plażowe leżaki, co kto lubi. Jest jeszcze pawilon, którego na zdjęciach nie widać, a w którym mieszczą się między innymi sauny i łaźnia turecka. Naprawdę jest co robić. Polecam to miejsce zarówno rodzinom z małymi dziećmi, jak i osobom lubiącym po prostu powygłupiać się w wodzie, wygrzać się i wymasować, ale też sportowcom, czy osobom nastawionym na wellness&spa. Ceny są naprawdę przystępne, zainteresowanych odsyłam TUTAJ.
Po kilku dniach w Egerze zapragnęliśmy zobaczyć też pobliskie termy w Miszkolcu (około godziny drogi od Egeru), gdzie oprócz tradycyjnych kąpieli pod gołym niebem, zażyć można ich też w basenach termalnych w jaskiniach. Wrażenia rzeczywiście niesamowite (wodne korytarze wydrążone w skałach, kamienne sklepienie, klimatyczne światło), choć szczerze mówiąc spodziewałam się, że obiekt będzie nieco większy. Tymczasem zarówno same jaskinie, jak i cały zewnętrzny kompleks mieszczą się w gruncie rzeczy na dość małym areale. Owszem, jest tam co robić, ale w moim osobistym zestawieniu wygrywają jednak termy w Egerze.
Nasłonecznione wzgórza otaczające Eger porastają rozległe winnice. Nie sposób ich nie zauważyć, są wszędzie. Region słynie z lokalnego wina Egri Bikaver, czyli egerskiej "byczej krwi".
Punktem obowiązkowym dla miłośnika wina, ale także dla każdego ciekawego nowych wrażeń zwykłego turysty, jest na pewno Dolina Pięknej Pani. Jak by to miejsce trafnie opisać? Najkrócej mówiąc, to skupisko wykutych w skale piwnic z optymalnymi warunkami do leżakowania wina, otwartych dla gości, zachęcających do degustacji trunków prosto w wielkich beczek i oczywiście do zakupów.
Nie do końca wiadomo, dlaczego dolina nosi imię Pięknej Pani, w każdym razie jej figura góruje nad okolicą.
Egerskie stare miasto jest bardzo klimatyczne, pełne śladów bogatej historii (chociażby wznoszące się nad starówką ruiny zamku, czy liczne akcenty tureckie, jak wyróżniający się na tle pobliskich kościołów minaret), urokliwych uliczek i zaułków, maleńkich knajpek i większych restauracji (polecam wyborną kuchnię restauracji Hotelu Senator, niebo w gębie!), szkoda tylko, że w czasie naszego pobytu niemal wszędzie trwał gruntowny remont, uniemożliwiający swobodny spacer po rynku i okolicach, zniechęcający też do robienia zdjęć, bo piękne kadry i tak przesłaniały ogrodzenia, wykopy i rusztowania.
Mam za to zdjęcie z nowszej części miasta, z typowego miejskiego osiedla sypialnianego. Koniecznie chcę je Wam pokazać, bo zdołałam uchwycić charakterystyczną dla Egeru zabudowę. Otóż w egerskich blokowiskach cały poziom parteru wykorzystywany jest na garaże, mieszkania zaczynają się dopiero na wysokości pierwszego piętra. Na pewno jest to rozwiązanie praktyczne, ale szczerze mówiąc wygląda to okropnie, co potęgują tylko odrapane zwykle elewacje i pstrokacizna szyldów, bo garaże, zamiast zgodnie z przeznaczeniem chronić auta, bardzo często pełnią funkcję sklepików i punktów usługowych.
A inne moje obserwacje? Bardzo trudny język, którego nie sposób zrozumieć, a przy tym kiepska znajomość angielskiego, waluta, którą przez liczne zera w cenach trudno sprawnie przeliczać (banknoty nawet po 10 000 i 20 000, kurs mniej więcej 100 forintów za 1,30 zł), słabość Węgrów do samochodów marki Suzuki, no i popularność ciastek Fornetti, które kupić można niemal na każdym rogu. Moją uwagę zwrócił też styl miejscowych kobiet, czy też raczej jego brak. Nie mówię tu przy tym o braku pogoni za modą (byłabym ostatnią osobą, która by się o to czepiała, sama często jestem z modą na bakier), chodzi mi raczej o specyficzną niedbałość stroju, brak umiejętności (a może luźniejsze podejście do sprawy po prostu?) łączenia ubrań, tak jak gdyby naciągały na siebie pierwsze lepsze rzeczy z szafy, bez refleksji, czy dobrze w tym wyglądają i czy wszystko do siebie pasuje. Inna rzecz, że w lokalnych sklepach jak dla mnie nie ma na czym oka zawiesić. W jedynej w mieście galerii handlowej (Agria Park) sklepem, który oferował najciekawsze ubrania, był oblegany przez miejscowe elegantki Orsay, który u nas jest przecież jedną z wielu zwykłych sieciówek. Ale nieważne, może nie mają fajnych ciuchów, ale mają za to drogerie DM! Oczywiście nie obeszło się bez sporych zakupów :DDD
Dla kogo zatem Eger?
- dla kochających wodną rekreację;
- dla miłośników wina;
- dla rodzin z małymi dziećmi;
- dla lubiących organizować wakacje na własną rękę, bez dalekich czarterowych lotów i pośrednictwa biura podróży;
- dla amatorów gulaszu, papryki i arbuzów ;))) (arbuzy są tam tak dobre, że bez przerwy się nimi zajadałam, "przyturlałam" nawet kilka do Polski :DDD).
Urlop uznaję za udany. Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę przybliżyć Wam atmosferę Egeru i nakreślić możliwości wypoczynku w tym miejscu. Być może zachęciłam Was nawet do podróży? A może już tam byłyście? Koniecznie podzielcie się wrażeniami. Zdradźcie też, gdzie same wypoczywałyście lub zamierzacie wypoczywać w tym roku. Czekam na Wasze komentarze, na pewno odwiedzacie wspaniałe miejsca!
Buziaki,
Cammie.
Uwielbiam Węgry :) W te wakacje miałam okazję drugi raz odwiedzić Budapeszt i okolice. Szkoda, że ten język tak trudny, bo chętnie bym tam zamieszkała :)
OdpowiedzUsuńAnia, Budapeszt ogromnie mi się podobał, minęło już kilka lat, a ja ciągle żywo wspominam tamten pobyt. Świetny pomysł na miejskie wakacje!
UsuńMają DM?! WOW! Ale zazdroszczę!:)
OdpowiedzUsuńDaria, mają, mają :DDD
UsuńFantastyczne miejsce!
OdpowiedzUsuńChciałabym się wybrać w końcu na Węgry. Dwa razy miałam możliwość, ale coś stanęło na przeszkodzie...
Una, żałuj i nadrabiaj jak najprędzej!
UsuńJa też bardzo polubiłam Budapeszt. Byłam tam kilka razy i miałam szczęście zatrzymywać się w przepięknie położonym mieszkaniu znajomej w samym centum miasta. Można było bez trudu zwiedzać wszystko pieszo. Mało znam miast które mogą się równać urodą z Budapesztem.
OdpowiedzUsuńW tym roku wybralismy się na wyprawę objazdową po Islandii. Też mogę to polecić miłosnikom wodnych atrakcji - ciągle tam lało ;D. Ale było super. Niesamowite miejsce. :)
Jane, miałaś wspaniałe wakacje, szczerze zazdroszczę ci tej podróży. Musieliście widzieć niesamowite rzeczy, żałuję, że nie masz bloga, na którym mogłabym o tym poczytać :DDD
UsuńNawet czasem mnie kusi żeby zacząć coś pisać,ale pewnie zaniechałabym w okolicach 5-tego wpisu. ;)
UsuńNiekoniecznie, blogowanie wciąga jak bagno ;))) A jedną wierną czytelniczkę miałabyś już na starcie w mojej skromnej osobie :)
UsuńLepsze Ci podesłałam rzeczy do czytania. ;)
UsuńAle obiecuję, że jeśli coś spłodzę, pierwsza się o tym dowiesz.
Trzymam za słowo!
UsuńJa w tym roku byłam kilka dni nad jeziorem, przede mną weekend spędzony na barce na Warcie. Może jeszcze będą jakieś ciepłe kraje we wrześniu lub wypad do Berlina (DM! Primark!) z prawie Teściami;)
OdpowiedzUsuńEwa, Berlin to jedno z tych miast, których zwiedzanie odkładam z roku na rok, jakoś nie mogę się wybrać, choć już nawet porządny przewodnik kupiłam :DDD
UsuńZachęciłaś mnie do wakacji na Węgrzech! Może namówię małża w przyszłym roku na jakiś tygodniowy wypad :) No i DM ;)
OdpowiedzUsuńKasia, DM to tylko wartość dodana, ale przyznaję, ważna :DDD
UsuńA do wyjazdu na Węgry zachęcam :)))
Cammie i ja tam byłam i wino piłam :D
OdpowiedzUsuńPodzielam miłość do ziemi węgierskiej. Bardzo chętnie zamieszkałabym w tym kraju. W październiku czeka nas cudowny tydzień w Budapeszcie.
Renia, zazdroszczę! Budapeszt wywarł na mnie niezapomniane wrażenie, chętnie bym tam wróciła.
UsuńCammie jak się zdecydujesz na wypad do Budapesztu to mam świetną miejscówkę. Nie dziwię się, kiedy byliśmy pierwszy raz w Budapeszcie zakochaliśmy się od pierwszego zobaczenia. Teraz każdego roku październik jest zarezerwowany na wyjazd do Budapesztu. Niestety w zeszłym roku nie udało nam się pojechać :( W tym roku jesteśmy podekscytowani wyjazdem bo kilka miejsc, które znamy przeszło metamorfozę.
UsuńNo to czekają was wspaniałe wakacje :)))
UsuńAleż Ci zazdroszczę:) Moje wakacje w tym roku nie należały do udanych, mam nadzieję że w przyszłym sobie odbiję (kto wie, może na Węgrzech, bo Budapeszt mi się marzy...)
OdpowiedzUsuńJa niestety z pomorskiego mam wszędzie daleko i jestem skazana na loty, za którymi nie przepadam. No ale przynajmniej mam nasze morze na wyciagnięcie ręki, więc juz nie narzekam:P
Princess, generalnie mogłabym to samo napisać o sobie i kierunkach w Polsce, ode mnie wszędzie tak daleko! To niesprawiedliwe :DDD
UsuńEger, miałam możliwiośc odwiedzić wiele razy . Wszystko przez poprzedni bussines i kontrahentów tamtejszych, którzy bardzo często nas zapraszali do siebie ;)
OdpowiedzUsuńW Dolinie kilka razy nocowaliśmy w tej fajnej drewnianej willi-restauracji . Zgadzam się w 100% co do mega trudnego języka . Mimo wielu odwiedzić ,a także rewizyt , ni w ząb nie umiem nic powiedzieć . Z angielskim tam faktycznie kiepsko .Chyba już nieco łatwiej po niemiecku .
Co do stylu węgierek ... ;) Te z którymi ja miałam styczność ...olaboga :D
Fajnie ,ze wyjazd udany i powypoczywać się udało ;)
Mami, czyli z moimi spostrzeżeniami nie urwałam się jednak z choinki :DDD Fajnie, że potwierdzasz pewne sprawy, bo przyznam ci się, że filtrowałam nieco poglądy, szykując tego posta, żeby nie wyjść na totalną zołzę :PPP
UsuńHehehe... jest jak piszesz.Uwielbienie złota w nadmiarze i jakis taki eklektyczny gust ;)
UsuńNie wiem jak w duzym Bupapeszcie.
W Budapeszcie zupełnie nie miałam takich refleksji, a byłam dwa tygodnie, zdążyłam się napatrzeć.
UsuńZakupów w DMie pozazdrościć - aj ale mi chętki na arbuza narobiłaś :)
OdpowiedzUsuńRobaczek, mnie jeszcze połówka została, może nawet zaraz sobie kawałek zjem :DDD
UsuńŚwietna relacja, faktycznie masz niedaleko z Przemyśla. Ja też jestem z Podkarpacia. :) W tym roku postawiliśmy na wypoczynek w górach, Zakopane i okolice, byliśmy też na basenach termalnych w Białce Tatrzańskiej, ale widzę i zresztą od znajomych słyszałam, że na Węgrzech jest lepiej i nawet taniej niż w PL. W przyszłym roku planujemy się wybrać właśnie na termy albo na Węgry albo na Słowację albo tu i tu. :D
OdpowiedzUsuńNika, Węgry nad Polską i Słowacją mają tę jedną przewagę, że tam jest większa gwarancja pogody, to już jest jednak południe. Ile razy tam jestem, tyle razy panują upały. Pamiętam, że jak byliśmy w Gyuli, temperatura sięgała aż 42 stopni! Nigdy wcześniej ani później nie przeżyłam takiego skwaru.
UsuńCzuć z tego wpisu, że wypoczęłaś, należało Ci się :) :*
OdpowiedzUsuńFF, to prawda, bateryjki podładowane :DDD
UsuńRozmarzyłam się. Chętnie bym pozjeżdżała z takiej zjeżdżalni :))
OdpowiedzUsuńDarin, no widzisz, a mnie akurat w ogóle do nich nie ciągnęło :DDD
UsuńDobry urlop nie jest zły :). Szkoda, że nie ma osobistych zdjęć, ale na tych też wszystko wygląda zachęcająco. Witamy po powrocie!!
OdpowiedzUsuńMkp, wszystkie zdjęcia, oprócz tych z basenów, są moje :) Jakość może nie jest najlepsza, ale miałam ze sobą "aparacik", a nie aparat :DDD
UsuńWęgry mają fantastyczny klimat :) Budapeszt dopiero przede mną i znów marzą mi się ciepłe źródła, żeby się porządnie wygrzać ahhhh... w Egerze był małżonek we wcześniejszych latach, ja nie miałam okazji - jeszcze :)
OdpowiedzUsuńpamiętam za to z trasy przepiękne pola słoneczników :))
Szpinakożerco, tak, ja też od razu widzę w głowie te słonecznikowe pola! Niezapomniany widok :)))
UsuńTe łaźnie... WOW! Robią wrażenie! :)
OdpowiedzUsuńKatsuumi, :)))
UsuńNo to zaszalałaś... Ładne zdjęcie, szkoda że Ciebie na nich nie ma ;) Liczyłam na jakąś efektowną pozę w wakacyjnej wersji :D A co do winnic, to lubię takie klimatyczne miejsca, lubię zapach kantyny... Swojego czasu dużo jeździłam do Włoch, gdzie właśnie takie miejsca odwiedzałam i bardzo miło mi się kojarzą również pod względem ludzi, których tam spotkałam ;) Fajnie, że podróż się udała, gratuluję ;) Na Węgrzech nigdy jeszcze nie była, ale może przy najbliższej okazji... Chociaż teraz marzy mi się Turcja, bo dawno nie zażyłam takiego ciepła, kąpieli wodnej i słonecznej, jak to miejsce umożliwia... Niby podróżuję dość sporo, ale raczej jest to klimat umiarkowany, już czas się trochę "wygrzać" :)))
OdpowiedzUsuńFlora, doskonale rozumiem potrzebę wygrzania kości, mnie też wakacje kojarzą się ze słońcem i wodą :) Aczkolwiek lubię też wakacje miejskie, bez słońca i wody, niespieszne zwiedzanie różnych miejsc i korzystanie z atrakcji wielkich miast :)
UsuńŚwietna fotorelacja :) Zazdroszczę wyjazdu!
OdpowiedzUsuńMagdalena, no to w drogę! :)))
UsuńJa też byłam na Węgrzech, ale nad samym Balatonem w Siofoku i też jestem zachwycona:-) a Twój post spowodował, że z pewnością pojadę tam nie raz (wprawdzie był to mój 2 raz na Węgrzech, ale poprzedni to parenaście lat temu po maturze) - chociaż jestem znad samego morza - ale udało nam się zrobić trasę w 15 godzin:-) a i miałam wreszcie okazję - jak Ty - odwiedzić DM (w Siofoku są aż 2;-) a te pola słoneczników, macie rację cudowne:-) ach "przez Ciebie" chciałabym tam wrócić:-)
OdpowiedzUsuńPoohatek, na pewno ci się to uda, skoro tak dobrze Węgry wspominasz :)
UsuńJa Balatonu jeszcze nie znam, ale kto wie, może w przyszłości?
Pięknie opisałaś swoje wakacje :)
OdpowiedzUsuńSerduszko, starałam się ;)))
Usuń