To stara prawda, że nie szata zdobi człowieka, warto poznawać ludzi bliżej nie oceniając ich powierzchownie, bo tak zwane "pierwsze wrażenie" może mylić. Ja stawiam tezę, że z kosmetykami jest podobnie :)
Pokazywałam Wam kosmetyczne śliczności, dzisiaj natomiast zbliżenie na produkty, które wyglądają niepozornie, ale ja kupowałabym je nadal, nawet jeśli miałyby najbrzydsze opakowania świata. Dlaczego? Bo to według mnie prawdziwe kosmetyczne perły.
Agropharm, Oeparol, Łagodny tonik bezalkoholowy:
Dziwna, trudna do zapamiętania nazwa i nie rzucająca się w oczy zwykła plastikowa butelka z papierową etykietą. Nie przykuwa uwagi, nie błyszczy, w żaden sposób nie wyróżnia się wyglądem. Nawet nie wiem, jak to się stało, że po niego sięgnęłam. To musiało być zrządzenie losu, bo to toporne opakowanie kryje najlepszy tonik, jaki znam! Delikatny, łagodny, odżywczy, pozostawia skórę oczyszczoną, mięciutką i nie podrażnioną. Spełnia wszelkie moje oczekiwania, nie mam do tego produktu absolutnie żadnych zastrzeżeń. Raczej do producenta, że nie dba o dystrybucję, bo nie jest to niestety kosmetyk łatwo dostępny. Ja zwykle zaopatruję się w niego składając specjalne zamówienie w aptece, ale wart jest tego trudu!
Everyday minerals, Luminizing Sunlight Powder:
Jestem ogromną fanką kosmetyków mineralnych, zdecydowanie dominują w mojej kolorówce. Miałam do czynienia z wieloma firmami, przetestowałam mnóstwo produktów i w tym mineralnym gąszczu propozycji moim faworytem, mimo okropnego pudełka, jest właśnie ten puder. Cóż, opakowania edm urodą nie grzeszą, to zwykłe plastikowe krążki, w których notorycznie zacinają się zabezpieczające pokrętełka. Nieważne, wszystko nieważne, bo luminizing broni się sam. Jest produktem uniwersalnym, stosuję go z powodzeniem zarówno jako primer, jak i jako finisher. W połączeniu z dobrze dobranym mineralnym podkładem działa na mojej twarzy cuda! Skutecznie i długotrwale matuje, widocznie wygładza i dyskretnie rozświetla. Rysy są złagodzone, twarz wygląda zdrowo i promiennie. Uwielbiam ten efekt!
Blusche, Babydoll illuminizer:
Kolejne mineralne cudeńko w niezbyt ładnym opakowaniu. Pudełeczko, które widzicie na zdjęciu, to wzór starego typu, bo firma Blusche jakiś czas temu wprowadziła zmiany. Tych nowych opakowań nie miałam jeszcze w rękach, ale do jakichkolwiek rewolucji by nie doszło, dla mnie to nie ma znaczenia, liczy się przede wszystkim to, co jest w środku. Babydoll illuminizier to w zasadzie jasnoróżowy rozświetlacz, jednak na mojej bardzo jasnej skórze świetnie sprawdza się jako róż. Nie umiem dobrze oddać słowami, jak wspaniały efekt ten produkt daje na policzkach. W lustrze widzę niesamowicie naturalny look, delikatny rumieniec, jakby z podekscytowania. Widzę subtelne rozświetlenie, bez widocznych drobinek. Widzę promienną, zdrową skórę. Czego chcieć więcej?
Czasem warto zajrzeć pod tę przysłowiową szatę, nieprawdaż? ;)))
piątek, 21 maja 2010
Pokaż, kotku, co masz w środku ;)
Etykiety:
Agropharm
,
Blusche
,
Everyday Minerals
,
Kosmetyki mineralne
,
Makijaż
,
Pielęgnacja
,
Rozświetlacze
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Chwała Tobie i Angelkowi za to, że mnie na ten tonik namówiłyście :) nadal bardzo lubię hydrolaty z BU, ale Oeparol faktycznie robi z cerą coś fantastycznego. Bardzo nawilża, a jednocześnie nie pozostawia na skórze filmu. Hit :)
OdpowiedzUsuńZ niegrzeszących urodą hitów kosmetycznych przychodzą mi do głowy jeszcze:
- kremy Bielendy :P akurat myślę o tym bursztynowo-miodowym, bo jego używam... słoiczek-koszmarek, ale zawartość <3
- glinki i olej migdałowy z Galerii Mydeł i Soli
- podkłady i róże EDM właśnie... bardzo je lubię. Pudełka w sumie nie rażą, ale urodą też nie grzeszą :)
- odżywka do włosów Kallos al Latte - plastikowy, litrowy, zakręcany pojemnik o niezbyt wyszukanej stylistyce... czasem panowie w warsztatach trzymają w takich smary hehe... ale odżywkę uwielbiam :)
Racja, Bielenda te swoje kremy ładuje w plastik. "Miód i bursztyn" i tak jest jeszcze jakiś taki obły i w sumie zgrabny, ale już "Aloes" czy "Ogórek i limonka" to koszmarki ;)
OdpowiedzUsuńSporo produktów firmy Oeparol było dostępnych w sklepie tzw sklepie ziołowym na Franciszkańskiej (w sumie to niedaleko Karolka ;) ) Kiedyś używałam mleczko do twarzy tej fimy i było ok, no i pomadka ratowała moje usta zimą :)
OdpowiedzUsuńZ takich niepozornych rzeczy to olejek z BU (mnie nie zapychał :D), hydrolaty ;) No i dla mnie jeszcze krem z firmy Jadwiga bionawilżający :)
W ogóle to lubię proste opakowania :D
A gdzie kupowałaś Jadwigę? Mam puder mineralny tej firmy, swoją drogą świetny produkt, ale kupowałam go przez internet.
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się - jeszcze ZitZap z EGM ;) brzydal jakich mało. Mała, plastikowa buteleczka (o ile można coś tych rozmiarów nazwać buteleczką) kiepskiej jakości, odpadająca naklejka... ale zawartość działa :))
OdpowiedzUsuńZmienili opakowania Oeparolu i zmienili odrobinę skład toniku :(
OdpowiedzUsuńCo?!!! Miałaś okazję już przetestować? Jest gorzej? ...
OdpowiedzUsuńWłaśnie mama mi przyniosła zamówienie z apteki.
OdpowiedzUsuńBędę testować od dziś
Skład:
Aqua, Hydrogenated Castor Oil, Propylene Glycol, Sorbitol, Calendula Officinalis Extract, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Parfum, Allantoin, Oenothera paradoxa oil, methylparaben, tocopheryl acetate, disodium edta, propylparaben, benzyl salicylate, hydroxyisohexyl, 3- cyclohexene carboxaldehyde, linalool, coumarin;
Zmartwił mnie ten propylene glycol... :(
O nie, tylko nie PG ... Katastrofa :((( Jak można zepsuć taką perłę???
OdpowiedzUsuńNo właśnie, mój ukochany tonik (i chyba nie tylko mój...):(
OdpowiedzUsuńZmienili skład, opakowanie (szata graficzna i pojemność - 200ml) oraz oczywiście cenę - 10,5zł na doz.pl
Nie wiem gdzie szukać starej wersji, odwiedzę jutro parę aptek...
Ja też się rozejrzę ...
OdpowiedzUsuń