Przeglądając ulubione strony, natknęłam się dziś na ciekawy artykuł z "Wysokich obcasów" sprzed kilku tygodni. Nie jest może szczególnie odkrywczy, bo każdy, kto w choć najmniejszym stopniu interesuje się rynkiem kosmetycznym, doskonale zdaje sobie sprawę ze skali, w jakiej podrabiane są markowe kosmetyki, ale i tak tekst Magdaleny Grzebałkowskiej "Leją siki w kosmetyki" otwiera oczy na pewne sprawy i skłania do smutnych refleksji ... Poświęćcie kilka minut i poczytajcie, KLIK.
Nie jest żadną tajemnicą, że podróbki były, są i pewnie będą produkowane jak najtańszym kosztem i bez jakiegokolwiek nadzoru, ale przyznam, że zszokowała mnie informacja, jak potrafią być naszpikowane groźnymi dla zdrowia związkami. O dreszcz obrzydzenia przyprawiła mnie wiadomość, że drogie, szlachetne piżmo zastępowane jest w "perfumach" po prostu ... ludzkim moczem. Dramat. Mogłoby się wydawać, że to jakaś bzdura wymyślona na potrzeby artykułu, ale powiem Wam, że sama kiedyś nacięłam się na podróbki i po tym, co zobaczyłam, w sumie jestem w stanie uwierzyć we wszystko, nawet w mocz w perfumach. Metale ciężkie, pleśń, bakterie, składniki niewiadomego pochodzenia i nieustalonej jakości, sama nie wiem, co jeszcze ... Strach się bać! Pomijając temat rzekę, czyli moralny aspekt produkowania / kupowania podróbek, naprawdę warto pamiętać o jeszcze jednym problemie, czyli zagrożeniu, jakie stanowią dla zdrowia, a nawet życia. W artykule przytoczona jest historia dziewczyny, która zmarła po zastosowaniu jakiegoś kremu rozjaśniającego, jak się okazało, naszpikowanego rtęcią.
Pamiętam, jakim rozczarowaniem były dla mnie kilka lat temu zakupy na Greatbuy (możecie o tym poczytać TUTAJ, w poście starszym niż węgiel :D). W jakimś zaćmieniu umysłu zdecydowałam się kupić kilka rzeczy, choć ceny powinny dać mi do zrozumienia, że to nie może być oryginalny towar. No i przyszła ta nieszczęsna paczka, pełna tandety, dziwnych zapachów i podejrzanych konsystencji. Oczywiście zawartość powędrowała do śmieci, a ja wzbogaciłam się o ważną naukę: cudów nie ma, pewne rzeczy muszą swoje kosztować. Trochę wstydzę się tych zakupów, bo stałam się ofiarą własnej naiwności, ale z drugiej strony nie zrobiłam ich w złej wierze, zostałam po prostu oszukana. Mam nadzieję, że Wam takie doświadczenia zostały oszczędzone.
Co myślicie o tym wszystkim? Pogadajmy.
Buziaki,
Cammie.
Nie jest żadną tajemnicą, że podróbki były, są i pewnie będą produkowane jak najtańszym kosztem i bez jakiegokolwiek nadzoru, ale przyznam, że zszokowała mnie informacja, jak potrafią być naszpikowane groźnymi dla zdrowia związkami. O dreszcz obrzydzenia przyprawiła mnie wiadomość, że drogie, szlachetne piżmo zastępowane jest w "perfumach" po prostu ... ludzkim moczem. Dramat. Mogłoby się wydawać, że to jakaś bzdura wymyślona na potrzeby artykułu, ale powiem Wam, że sama kiedyś nacięłam się na podróbki i po tym, co zobaczyłam, w sumie jestem w stanie uwierzyć we wszystko, nawet w mocz w perfumach. Metale ciężkie, pleśń, bakterie, składniki niewiadomego pochodzenia i nieustalonej jakości, sama nie wiem, co jeszcze ... Strach się bać! Pomijając temat rzekę, czyli moralny aspekt produkowania / kupowania podróbek, naprawdę warto pamiętać o jeszcze jednym problemie, czyli zagrożeniu, jakie stanowią dla zdrowia, a nawet życia. W artykule przytoczona jest historia dziewczyny, która zmarła po zastosowaniu jakiegoś kremu rozjaśniającego, jak się okazało, naszpikowanego rtęcią.
Pamiętam, jakim rozczarowaniem były dla mnie kilka lat temu zakupy na Greatbuy (możecie o tym poczytać TUTAJ, w poście starszym niż węgiel :D). W jakimś zaćmieniu umysłu zdecydowałam się kupić kilka rzeczy, choć ceny powinny dać mi do zrozumienia, że to nie może być oryginalny towar. No i przyszła ta nieszczęsna paczka, pełna tandety, dziwnych zapachów i podejrzanych konsystencji. Oczywiście zawartość powędrowała do śmieci, a ja wzbogaciłam się o ważną naukę: cudów nie ma, pewne rzeczy muszą swoje kosztować. Trochę wstydzę się tych zakupów, bo stałam się ofiarą własnej naiwności, ale z drugiej strony nie zrobiłam ich w złej wierze, zostałam po prostu oszukana. Mam nadzieję, że Wam takie doświadczenia zostały oszczędzone.
Co myślicie o tym wszystkim? Pogadajmy.
Buziaki,
Cammie.
Moja ciocia jest wielbicielką perfum, które ZAWSZE kupuje w Sephorze albo w Douglasie. Około 1,5 mies temu skończył się jej ulubiony zapach no więc powędrowała po niego do drogerii. Na drugi dzień jak zwykle się nimi popsikała, ale wieczorem zaczął się dramat. Czuła, jakby jej skóra się wręcz paliła, spuchła niemiłosiernie, na dekolcie zrobiły się nawet otwarte rany. Widziałam ją około 2-3 tyg. po tym wszystkim i nadal było widać, że jest spuchnięta. Każdy milimetr ciała, na który 'spadły' perfumy zareagował w ten sposób. Wiem, że miała te perfumy oddać do przebadania, ale nie wiem co i jak.
OdpowiedzUsuńZamiast robić kosmetyki i budować renomę wśród klientów to dodają do produktów jakieś g**na za przeproszeniem.
Ann, trudno mi się odnieść do tego, co się stało, ale to wygląda na jakąś fatalną reakcję alergiczną ... Twoja ciocia zdecydowanie powinna te perfumy reklamować!
UsuńReakcja alergiczna została wykluczona. Coś z tymi perfumami musiało być nie tak. Ciekawe, czy dała je do przebadania, się okaże co to było.
UsuńNo nie wiem, może jakieś poparzenie?
UsuńA swoją drogą, jak wykluczyła alergię?
Gdy stawiła się do szpitala i ją zobaczyli od razu zrobili serię badań a na drugi dzień została przewieziona do szpitala w Bdg i została tam kilka dni.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę takich przejść, szczerze współczuję.
UsuńJak chyba każdy..kupujesz wypróbowane, markowe perfumy, które nagle wywołują takie efekty. To koszmar i wnet trauma być może nawet do końca życia.
UsuńTo rzeczywiście przerażające. Ale wierzyć się nie chce, żeby marki z wyższej półki aż tak zaniedbywały kwestię jakości i bezpieczeństwa. Musi być jakaś przyczyna, pytanie tylko jaka.
UsuńKilka miesięcy temu też się dałam oszukać, przez własną głupotę niestety, ale na szczęście na niedużą kwotę. Zamawiałam balsam do ust Eos i zamiast u swojego sprawdzonego sprzedawcy, zamówiłam u innego, bo miał zapach, którego jeszcze nie testowałam. Kiedy jajeczko do mnie dotarło już sam jego wygląd, rodzaj plastiku i niechlujne wykonanie wzbudziły podejrzenia, a kiedy je otworzyłam zabił mnie smród kojarzący się z warsztatem samochodowym. Jajo od razu wylądowało w koszu. Zamówiłam u starego sprzedawcy drugie, a że siostra akurat wybierała się na wakacje za ocean poprosiłam ją o zrobienie zapasów.
OdpowiedzUsuńAnia, przykro mi, że się nacięłaś, ale powiem ci, że nie sądziłam, że jajka eos są podrabiane! Owszem, cieszą się renomą, no ale to jednak dość tanie produkty. Komuś opłaca się produkować podróby?
UsuńRaz natknęłam się na śmieszną wręcz podróbkę tuszu MAC. Napis MAC, logo marki, wszystko cacy, ale skądś znałam tę żółtą buteleczkę .. Nagle olśnienie, no tak - buteleczka łudząco przypominająca tusze MNY. napisałam do Pani, czy oferuje oryginał - nie odpisała.
OdpowiedzUsuńNa razie nie natknęłam się na żadną podróbkę. Na szczęście, bo nie wiem, jak bym zareagowała na niewiadomego pochodzenia produkt.
Marta, miałaś nosa, dobrze, że cię tknęło.
UsuńAkurat byłam wtedy na urlopie, zaraz sobie przeczytam art, dzięki! :)
OdpowiedzUsuńNena, no ja właśnie też dopiero dziś przeczytałam, choć WO kupuję co tydzień. Tamten numer wpadł w ręce mojej córeczki, zanim zdążyłam go przejrzeć. Oczywiście podarty na strzępy :DDD
OdpowiedzUsuńCammie, oj pamiętam te zakupy na greatbuy... Nigdy więcej!
OdpowiedzUsuńFF, problem w tym, że trzeba być naprawdę czujnym w dobie zakupów internetowych, łatwo nadziać się na oszustów. Choć oczywiście też mam nadzieję, że już nie dam się tak zrobić.
UsuńNie kupuję podrób. Wolę kupić coś co jest tańsze, ale nie jest chamską podróbką. Wolę kupić wosk Yankee Cande za 7 zł, niż Janke Candle za 2 zł. Jeżeli nie stać mnie na oryginał, a w przypadku wysokopółkowych kosmetyków tak jest, to nie kupuję sobie namiastki luksusu za ułamek ceny. Wolę wybierać marki, na które mnie stać.
OdpowiedzUsuńZoila, i to jest zdrowe podejście. No ale jednak ktoś te podróby kupuje, jakoś znajdują nabywców. Część jest pewnie nieświadoma, co bierze, padając ofiarą oszustów, ale gros osób niestety karmi swoją próżność podróbkami całkowicie świadomie i bez poczucia obciachu.
Usuńmam takie same podejście :)
UsuńSimply, piąteczka!
UsuńChęć wzbogacenia się cudzym kosztem chyba przesłania niektórym wszystkie inne, o niebo ważniejsze sprawy. Po prostu nie rozumiem takich ludzi i mogę tylko mieć nadzieję, że nie będe musiala mieć z nimi do czynienia.
OdpowiedzUsuńJola, tego ci życzę! Samych udanych zakupów :*
UsuńCiekawy temat.
OdpowiedzUsuńSama podróbek nie kupuję. Tak jak dziewczyny wyżej: nie stać mnie na Chanel, to kupuje np. Revlon, a nie Szanel :)
Inną sprawą są kosmiczne ceny towarów markowych, szczególnie w modzie. A koniec końców i tak wszystko jest szyte w tej samej fabryce w Bangladeszu, czy Kambodży.
Kolejna rzecz to marketingowe bajki o super działaniu, czy niesamowitych składnikach wielu kosmetyków. Bajeczki takie same, jak w przypadku kremu za 15pln, tylko droższe.
Ja miałam krótki romans z kosmetykami z górnej półki, trafiałam na produkty dobre i buble, by po krótkim czasie stwierdzić, że nie warto.
Anonimie, masz rację, w dużej mierze mamy do czynienia z marketingowym bełkotem, który ma uzasadnić spory wydatek i obudzić w nas nadzieje na cudowne, unikalne właściwości kosmetyku. To taka gra, w którą wszyscy gramy. Oni wiedzą, że my wiemy, my wiemy, że oni wiedzą, że wiemy ;))) A i tak koniec końców kupujemy. Szkoda tylko, że niektórzy w tej grze oszukują, stawiając na podróby.
UsuńCzytałam to. Temat znany, więc w sumie najbardziej mnie zdziwiło kompletnie olanie dziennikarki przez przedstawicielkę firmy Chanel (nie interesuje ich badanie podrób ani porównanie, nie życzą sobie być wspomnianymi w jednym artykule z markami nieselektywnymi , och jej :-))
OdpowiedzUsuńMad, też mnie to zastanowiło, takie całkowite wyparcie tematu, odcięcie się od problemu.
UsuńCałkiem niedawno dałam się oszukać na tuszu do rzęs chanel...
OdpowiedzUsuńRudzielec, współczuję.
Usuńczytałam u innookiej, masakra, mnie nie kuszą takie kosmetyki, te z wyższej półki zawsze kupuje w sephorze czy douglasie, by mieć pewność że są oryginalne ;)
OdpowiedzUsuńBogusia, problem w tym, że to często nie kwestia świadomego wyboru, tylko oszustwa, którego jako klienci stajemy się ofiarami.
Usuńniezły artykuł, fajnie,że poruszyłaś ten temat. pewnie większośc z nas spotkała się w swoim życiu z jakimis podróbami. cóż trzeba być uważnym, cudów nie ma. kilka lat temu kiedy zaczynałam przygode z makijażem kupiłam pas z pędzlami 'MAC" jedyne 50e za 15 pędzli- jakoś od początku nie wierzyłam że to orginały, większośc z tych pędzli mam do dziś, wiadomo jakość nie ta ale malować się nimi da. pędzle jednak to nie kosmetyki i bać się ich nie trzeba, że zaszkodzą naszej skórze. Co innego jeśli chodzi o coś co będziemy nakładać na twarz czy ciało...
OdpowiedzUsuńMags, a takie pasy w ogóle oryginalnie są dostępne? Serio nie wiem.
Usuńczytałam ten artykuł jakiś czas temu i jest on przerażający! :/
OdpowiedzUsuńMarti, przerażający dla mnie jest zalew podróbek, i to nie tylko kosmetyków. Ubrania, buty, akcesoria, można by mnożyć. Chanelki za dwa dolary, rolexy za euro ... Rozmiary tego czarnego rynku są porażające.
UsuńOł szit... kawę piję.... prawię wymiotnęłam...
OdpowiedzUsuńPaczajka, witaj :)
UsuńFakt, niezbyt przyjemna lektura przy kawie :D Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej.
Przeczytałam cały ten artykuł i cóż, nie zaskakuje, ale smuci. Świat zmierza w złym kierunku, od dawna.
OdpowiedzUsuńSerduszko, wszystko postawione na głowie po prostu.
UsuńZa artykuł zaraz się biorę, ale aż się boję! Natomiast na podróbkę natknęłam się raz, jak chciałam bronzer Hoola. Nie byłam jeszcze zby obeznana i zamówiłam go na Allegro. Cóż, nie przypomniało to kawy z mlekiem, a cegłę ;-) Napisałam do sprzedawczyni raz, drugi, trzeci, a gdy zagroziłam sądem, Pani mi łaskawie odpisała i oddała pieniądze wraz z przesyłką.
OdpowiedzUsuńDrugi raz nabrałam się znów na Benefit, bo znalazłam mini pudry, więc nie sądziłam, że będą podróbą, ale niestety były:( Niby kolor identyczne, ale opakowanie podrobione, jeden puder był zniszczony i zapach Coralisty.. Mam oryginalną i pachnie oranżadą, a tam czułam chemię. Pisałam cały miesiąc, ale dopiero gdy wystawiłam negatywa, łaskawie Pan mi odpisał i oddał pieniądze pod warunkiem, że usunę komentarz. Pieniądze oddał, ale bez kosztów wysyłki, które była DROGA. Niestety Pan dalej sprzedaje pełno podrób Benefit..
Kosmetoholiczko, Benefit jest chyba jedną z najbardziej podrabianych marek. Zamieszczałam nawet kiedyś zdjęcia podróbek, sama nacięłam się na thrrrob, a koleżanka na inne róże. Jakość była dramatyczna i kompletnie nie przypominała oryginałów.
UsuńZgodzę się. I jeszcze MAC to najbardziej podrabiana marka.
UsuńTo ja napiszę, że kupiłam parę lat temu dziwny Haloween Jesusa del Posocw stacjonarnej perfumerii na literę M... W buteleczce pływał osad, a zapach szybko wietrzał. Zachowujcie paragony i od razu zwracajcie jeśli coś Wam się wydaje podejrzane w produkcie. Ja sięnie pozwolę więcej robić w ciula. Jeśli klientki nie będą się domagać jakości za którą płacą to będą oszukiwane do końca świata!
OdpowiedzUsuń