Miesiąc temu zarzekałam się, że mam dość trudnych tematów i sierpień zamierzałam poświęcić lekturom lekkim i przyjemnym. Starałam się, ale cóż, nie wyszło, znowu zniosło mnie w stronę spraw poważnych. Także wybaczcie mi tę niekonsekwencję, ale po prostu stało się. A zatem jeśli ciekawi Was, jakie prądy odpowiadają za ten mój czytelniczy dryf, zapraszam, książki sierpnia!
W sierpniu czytałam dużo, luksus ten zawdzięczam głównie urlopowi i długim godzinom w podróży. Zgodnie z założeniem zaczęłam od czytadła, "Zaklinacza deszczu" Johna Grishama, potem licząc na równie niezobowiązującą lekturę, sięgnęłam po "Witajcie w raju" Jennie Dielemans i "Znaki szczególne" Pauliny Wilk, co okazało się jednak założeniem na wyrost, na koniec pochylając się nad "Cesarzem wszech chorób" Siddhathy Mukherejee, "Oddziałem chorych na raka" Aleksandra Sołżenicyna i "Szeptami" Orlando Figesa, których to książek do lektur łatwych z pewnością już zaliczyć nie można.
John Grisham, "Zaklinacz deszczu"
Rudy Baylor kończy właśnie studia prawnicze. Marzy o praktyce zawodowej w renomowanej firmie, ale w Memphis – mieście, w którym jest zbyt wielu prawników – nie ma chętnych, by zatrudnić nowicjusza nawet za symboliczne wynagrodzenie. Bez pracy, pieniędzy, konta bankowego, ścigany przez wierzycieli, z grożącą mu eksmisją – ma tylko jedno wyjście: otworzyć własną kancelarię. Jego pierwszymi klientami są rodzice chorego na białaczkę chłopca, Donny'ego Raya Blacka. Donny umiera, ponieważ firma ubezpieczeniowa Great Benefit, bez podania prawdziwych przyczyn, odmówiła sfinansowania operacji przeszczepu szpiku kostnego, która mogła uratować mu życie. Świeżo upieczony adwokat, który nigdy nie miał klienta i nie uczestniczył w procesie przed ławą przysięgłych, pozywa ubezpieczyciela o dziesięć milionów dolarów. Pozwanej firmy broni najlepsza kancelaria w Memphis, na czele z legendarnym Leo F. Drummondem, najbardziej aroganckim, najlepiej opłacanym prawnikiem w całym stanie. Baylor kontra Drummond to niczym pojedynek Dawida z Goliatem. Ale cuda zdarzają się nawet na sali sądowej...
Twórczości Grishama chyba nikomu charakteryzować nie muszę, to bardzo znany autor, sukces zawdzięczający kryminałom / thrillerom prawniczym. "Zaklinacz deszczu" oczywiście też mieści się w tym nurcie. Nie jest to lektura szczególnie ambitna, ale tak jak wspominałam, miałam ochotę na coś czysto rozrywkowego i w tej roli powieść się spisała, zwłaszcza że jest dobrze napisana, widać w niej sprawdzony warsztat mistrza gatunku. Polecać tej pozycji jakoś szczególnie nie będę, ale odciągać Was od lektury też nie zamierzam, same wiecie najlepiej, czy lubicie taką literaturę. Historia w każdym razie jest na tyle ciekawa, że książka nie nudzi.
Twórczości Grishama chyba nikomu charakteryzować nie muszę, to bardzo znany autor, sukces zawdzięczający kryminałom / thrillerom prawniczym. "Zaklinacz deszczu" oczywiście też mieści się w tym nurcie. Nie jest to lektura szczególnie ambitna, ale tak jak wspominałam, miałam ochotę na coś czysto rozrywkowego i w tej roli powieść się spisała, zwłaszcza że jest dobrze napisana, widać w niej sprawdzony warsztat mistrza gatunku. Polecać tej pozycji jakoś szczególnie nie będę, ale odciągać Was od lektury też nie zamierzam, same wiecie najlepiej, czy lubicie taką literaturę. Historia w każdym razie jest na tyle ciekawa, że książka nie nudzi.
Jennie Dielemans, "Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym"
Czy jadąc na wakacje, możemy „płacić i wymagać”? Za parędziesiąt euro kupić „koloryt lokalny”? Wierzyć, że tygodniowe all-inclusive ma coś wspólnego z podróżą? Czy na egzotycznych wyspach pozostało jeszcze coś do odkrycia, oprócz jednakowych hoteli, zastawionych leżakami plaż, straganów pełnych pamiątek i kontynentalnego menu? Jennie Dielemans przez kilka lat przyglądała się turystom marzącym o nieskażonych cywilizacją, dziewiczych rajach, będących oazą autentyzmu i antidotum na nużącą codzienność zachodniego świata. W czasach, gdy przemysł turystyczny stał się dla wielu krajów główną gałęzią gospodarki i źródłem utrzymania dla mieszkańców, szwedzka dziennikarka sprawdza, jak zmasowany ruch turystyczny wpływa na miejscową ludność i środowisko. Opisuje korupcję, samowolę budowlaną, góry śmieci i dewastację środowiska. Portretuje mieszkańców wiosek, którzy — dostosowując się do oczekiwań żądnych „autentyczności” turystów — godzą się na zaglądanie do garnków. Efektem jej wędrówek i bacznych obserwacji jest fascynujący zbiór reportaży — alternatywny przewodnik o „Zachodzie na wakacjach” i brzemiennej w skutki konfrontacji z lokalnymi kulturami.
Kiedy sięgałam po "Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym", przekonana byłam, że będą to zabawne, anegdotyczne historyjki o biurach podróży i ich klientach, przy których pośmieję się i zrelaksuję. Tymczasem lektura wbrew moim oczekiwaniom okazała się dużo poważniejsza, siłą rzeczy popychając mnie ku refleksjom głębszym niż zakładałam. Ten zbiór reportaży na pewno nie ma na celu bawić, raczej otworzyć czytelnikom oczy na problem dewastacji środowiska i wykorzystywania lokalnej ludności w miejscach atrakcyjnych turystycznie. Pokazuje, jak za fasadą rajskich wakacji, odrealnionego świata wykreowanego na potrzeby bogatych, przyzwyczajonych do luksusu turystów, kryje się bieda, bezmyślna eksploatacja naturalnych zasobów i bezwzględność wielkich graczy tego sektora przemysłu. Warto przeczytać, jak zresztą większość reportaży Wydawnictwa Czarne.
Kiedy sięgałam po "Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym", przekonana byłam, że będą to zabawne, anegdotyczne historyjki o biurach podróży i ich klientach, przy których pośmieję się i zrelaksuję. Tymczasem lektura wbrew moim oczekiwaniom okazała się dużo poważniejsza, siłą rzeczy popychając mnie ku refleksjom głębszym niż zakładałam. Ten zbiór reportaży na pewno nie ma na celu bawić, raczej otworzyć czytelnikom oczy na problem dewastacji środowiska i wykorzystywania lokalnej ludności w miejscach atrakcyjnych turystycznie. Pokazuje, jak za fasadą rajskich wakacji, odrealnionego świata wykreowanego na potrzeby bogatych, przyzwyczajonych do luksusu turystów, kryje się bieda, bezmyślna eksploatacja naturalnych zasobów i bezwzględność wielkich graczy tego sektora przemysłu. Warto przeczytać, jak zresztą większość reportaży Wydawnictwa Czarne.
Paulina Wilk, "Znaki szczególne"
Najnowsza książka Pauliny Wilk, autorki nagradzanego debiutu „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii”. „Znaki szczególne” to prywatny zapis dorastania w czasie demokratycznych przemian. Osobista i poruszająca historia do rodzinnego czytania. Współczesna Polska ujęta w autobiograficznej opowieści trzydziestolatki, która razem z rówieśnikami przeżywała zachwyty i rozczarowania nową rzeczywistością. Ukształtowani w okresie gwałtownych przemian i entuzjastycznej atmosferze wolności, stworzyli różnorodne pokolenie. Autorka, jak wszystkie dzieci transformacji, nosi własne znaki szczególne. Od lat osiemdziesiątych XX wieku do dziś. Od socjalistycznych podwórek do open space i przestrzeni wirtualnej. Od pożyczanych rowerów i kapsli do kupionych na kredyt mieszkań i samochodów. Od pomysłowych zabaw na dywanie do schematycznych zadań w koncernach. I od baśniowej wizji demokracji do realnej, gorzkiej polityki. „Znaki szczególne” są zapisem dorastania w wolności, która także dzieciom i nastolatkom postawiła zaskakujące wyzwania. Ostatni obywatele PRL, a jednocześnie pierwsi obywatele wolnej Polski – są generacją szczególną. Przecięci na pół, starzy i nowi zarazem. Wychowani w poczuciu równości i oswojeni z niedostatkiem, ale dorastający w atmosferze rywalizacji i wielkich szans. Nie w pełni nowocześni, bo także nieco staromodni. Urodzona w 1980 roku autorka była jednym z dzieci porwanych przez wir przemian. Teraz ogląda własne dzieciństwo, dorastanie i dorosłość, opisuje też losy rodziny, sąsiadów i bliskich, by zrozumieć, jak głęboka, wszechobecna – i niezakończona – jest transformacja życia w Polsce. Powrót na podwórko to okazja, by z przeszłości zabrać wszystko, co potrzebne teraz w nowym, ale niekoniecznie lepszym świecie: czas wolny, wspólną przestrzeń, zdolność bycia razem i budowania kompromisów.
Kolejna książka, której dałam się zwieść. Naprawdę spodziewałam się lektury lekkiej, przywołującej miłe wspomnienia z dzieciństwa i okresu dorastania, historyjek, przy których można się pośmiać i z rozrzewnieniem wrócić pamięcią do tamtych lat. Tymczasem "Znaki szczególne", choć faktycznie odnoszą się do wspomnień dla mojego pokolenia dość uniwersalnych, mają jednak charakter naprawdę osobisty. Autorka miała najwyraźniej ambicję przez pryzmat własnego przykładu scharakteryzować całą generację dzisiejszych trzydziestolatków i choć zrobiła to ze smakiem, to moim zdaniem nieco nadużyła uproszczeń, kreśląc nas wszystkich jako osoby na straconej pozycji, w symbolicznym rozkroku pomiędzy dawnym i dzisiejszym. Mam wrażenie, że chcąc potwierdzić swoje tezy, uległa pokusie generalizowania. I piszę to, mimo że urodzona w tym samym roku i wychowywana jak ona w rodzinie wojskowej, mam doświadczenia do niej bardzo, bardzo podobne. Ale jeśli uogólniające wszystko i wszystkich zapędy autorki Wam nie przeszkadzają, polecam tę książkę Waszej uwadze, zwłaszcza jeśli należycie do pokolenia wyżu demograficznego przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
Siddhartha Mukherjee, "Cesarz wszech chorób. Biografia raka"
Siddhartha Mukherjee, amerykański onkolog i pisarz, opowiada historię raka, poczynając od pierwszych odnotowanych przypadków sprzed tysięcy lat, a kończąc na czasach współczesnych, badając ten temat z precyzją biologa molekularnego, wnikliwością historyka i pasją biografa. Łącząc przystępnie przekazaną wiedzę naukową z opisem konkretnych – historycznych i współczesnych – przypadków chorych, pisze fascynującą kronikę choroby, która towarzyszy ludzkości od ponad pięciu tysiącleci, i zarazem demistyfikuje tę najbardziej zdemonizowaną chorobę wszech czasów. Książka spotkała się ze znakomitym przyjęciem środowisk naukowych i literackich. Otrzymała m.in. Nagrodę Pulitzera w kategorii Literatura faktu, Literacką Nagrodę PEN / E.O. Wilson dla Książek Naukowych, nagrodę za najlepszy debiut przyznawana przez dziennik „The Guardian” oraz nagrodę „Książki dla Lepszego Życia”. Cesarz wszech chorób został także uznany za jedną z dziesięciu najlepszych książek 2010 roku przez „The New York Times Book Review”, magazyn „Time” zaliczył go do stu najważniejszych książek stulecia, zaś „The New York Times” do stu najlepszych książek non-fiction wszech czasów.
W tym przypadku nie miałam złudzeń, już tytuł sugerował temat trudny i poważny. Ale skoro i tak zdążyłam już wcześniej zboczyć z kursu lektur lekkich, machnęłam ręką i wzięłam się za tę cegłę, którą postanowiłam przeczytać za namową jednej z Was (dzięki, Jane!). Co tu dużo mówić, ta książka to ogrom wiedzy na temat raka, jego postrzegania na przestrzeni dziejów, jego różnych odmian, historii ich rozpoznania i leczenia, na szczęście podanej w bardzo strawny i zrozumiały dla laika sposób. Przez długi czas bez problemu podążałam za snutą przez autora opowieścią, problemy zaczęły mi stwarzać dopiero końcowe fragmenty odnoszące się do czasów współczesnych, bo tam już roiło się od specjalistycznych pojęć i określeń związanych z genetyką i kuracjami celowanymi. Mimo wszystko lektura była arcyciekawa i otworzyła mi oczy na wiele spraw. Polecam!
W tym przypadku nie miałam złudzeń, już tytuł sugerował temat trudny i poważny. Ale skoro i tak zdążyłam już wcześniej zboczyć z kursu lektur lekkich, machnęłam ręką i wzięłam się za tę cegłę, którą postanowiłam przeczytać za namową jednej z Was (dzięki, Jane!). Co tu dużo mówić, ta książka to ogrom wiedzy na temat raka, jego postrzegania na przestrzeni dziejów, jego różnych odmian, historii ich rozpoznania i leczenia, na szczęście podanej w bardzo strawny i zrozumiały dla laika sposób. Przez długi czas bez problemu podążałam za snutą przez autora opowieścią, problemy zaczęły mi stwarzać dopiero końcowe fragmenty odnoszące się do czasów współczesnych, bo tam już roiło się od specjalistycznych pojęć i określeń związanych z genetyką i kuracjami celowanymi. Mimo wszystko lektura była arcyciekawa i otworzyła mi oczy na wiele spraw. Polecam!
Aleksander Sołżenicyn, "Oddział chorych na raka"
Oddział chorych na raka – utwór długo zakazany w ZSRR – po raz pierwszy ukazał się na Zachodzie w 1968 roku. Sportretowany przez Sołżenicyna szpital to alegoria państwa totalitarnego, a dwaj pacjenci: Oleg Kostogłotow i Paweł Rusanow to skrajnie różne przykłady kondycji jego obywateli. Walczący z rakiem bohaterowie tej przejmującej powieści przekonują się, jak bezduszna i obojętna jest instytucja powołana do ratowania życia. W obliczu śmierci rozmyślają nad sensem ludzkiej egzystencji, nad samotnością i naturą świata. Kanwą powieści stały się doświadczenia autora, który po pobycie w łagrze przeszedł operację usunięcia nowotworu, a potem nawrót choroby i jej ostateczne ustąpienie.
Sięgnięcie po "Oddział chorych na raka" było naturalną konsekwencją lektury "Cesarza wszech chorób", gdzie ta powieść Sołżenicyna była bardzo często przywoływana. Jakoś zawstydziłam się, że nie znam takiej klasyki i postanowiłam ten brak nadrobić, przygotowując się na emocje podobne do tych, które towarzyszyły mi kiedyś przy "Archipelagu Gułag" i "Jednym dniu Iwana Denisowicza". Mimo wszystko nie odbierałam tej książki alegorycznie, nie szukałam odniesień do państwa totalitarnego, jak najczęściej jest interpretowane jej przesłanie, odebrałam tę historię wprost. I owszem, wywarła na mnie spore wrażenie. Sądzę, że mimo tylu lat, ile minęło od jej napisania, nie straciła na aktualności, dotykając spraw uniwersalnych, strachu przed bólem i śmiercią, poczucia wykluczenia i wyobcowania, równości wobec choroby. Mocne, przeczytajcie.
Orlando Figes, "Szepty. Życie w stalinowskiej Rosji"
Głośna książka autora "Tańca Nataszy" i "Poślij chociaż słowo". W Szeptach Orlando Figes opisuje historie ludzi, którzy żyli w czasach dyktatury stalinowskiej. Są wśród nich także znane postaci: Anna Achmatowa, Jelena Bonner, Bułat Okudżawa, Konstantin Simonow ... Korzystając z setek rodzinnych archiwów, a także niezliczonych wywiadów, autor odtwarza tamten świat dramatycznych moralnych wyborów i kompromisów. Świat, w którym ludzie mówili szeptem, aby ochronić siebie, rodzinę lub przyjaciół, a życie prywatne w warunkach totalnej kontroli państwa wydawało się niemożliwe.
Ostatnie dni sierpnia poświęciłam lekturze "Szeptów", zatrzymując się jeszcze na chwilę przy stalinowskiej Rosji. Jak możecie się domyślić, ta książka również miała swój ciężar. Skupiała się na życiu prywatnym Rosjan na przestrzeni kilkudziesięciu lat reżimu komunistycznego, z wielkimi czystkami lat trzydziestych, z ideologią wojny ojczyźnianej lat czterdziestych, represjami lat powojennych, aż do lat dziewięćdziesiątych, które po raz pierwszy wielu ofiarom systemu otworzyły ciasno zasznurowane wcześniej usta. Sama w sobie bardzo interesująca, nie była jednak napisana najlżejszym językiem, przez co lektura nieco mi się dłużyła. Ale na pewno w jakimś tam stopniu poszerzyła moje horyzonty, także czasu jej poświęconego nie uważam za stracony.
Jak widzicie, z moich planów nic nie wyszło. Zakładałam, że na urlopie poczytam coś typowo wakacyjnego, lekkiego, zabawnego, niezaprzątającego myśli, ale coś jednak pchało mnie ku poważniejszym pozycjom. Najwyraźniej taka karma :DDD
Zainteresowała Was któraś z moich sierpniowych lektur? A może dobrze je znacie? Koniecznie napiszcie. Zdradźcie też, co ciekawego czytałyście w ostatnim czasie. Sierpień upłynął Wam pod znakiem niezobowiązujących czytadeł, czy jednak pokusiłyście się o coś trudniejszego? Piszcie, czekam na Wasze komentarze!
Zanim jednak oddam Wam głos, chciałabym jeszcze serdecznie podziękować za ciepłe przyjęcie poprzedniego posta z serii Książki miesiąca ---> KLIK. Bije rekordy popularności! Tak mnie to cieszy, że dla wszystkich moli książkowych będę miała niedługo niespodziankę, stay tuned!
Buziaki,
Cammie.
Zagraj o świecę zapachową
Bridgewater Sweet Grace!
Zawsze z przyjemnością czytam Twoje posty książkowe, po pierwsze mogę dopisać co nieco do swojej listy, a po drugie to okazja, żeby spojrzeć wstecz na własne lektury :)
OdpowiedzUsuń"Zaklinacza" mam w oryginale, pewnie kiedyś po niego sięgnę, wielokrotnie byłam o krok od kliknięcia "Witajcie w raju", nie wiem sama, dlaczego tego nie zrobiłam, "Znaki szczególne" od niedawna na liście do przeczytania, "Oddział chorych na raka" dla odmiany od dawna, "Cesarza wszech czasów" chętnie bym przeczytała po lekturze "Oddziału".
U mnie w sierpniu kolejna Bonda, do tego "Boskie przyrodzenie. Historia penisa" Hickmana i minibook Znaku "Reporterzy [ich świat]". Jestem w trakcie "Mojej walki. Księga 1" Knausgaarda. Czyli początek lżejszy, koniec cięższy. Czyżby zima szła? ;)
FF, no przecież, winter is coming :DDD
UsuńNapisz mi na maila, co byś chciała przeczytać z mojej sierpniowej listy, zobaczymy, co da się zrobić ;)))
:* :)
UsuńAbsolutnie uwielbiam Oddział.
OdpowiedzUsuńMaria, dobra książka, nie dziwię się.
UsuńOddział chorych na raka mnie zainteresował - ja niestety ostatnio narzekam na brak czasu żeby spokojnie poczytać ale w święta się nadrobi :)
OdpowiedzUsuńRobaczek, ja czytania potrzebuję jak oddychania :DDD Mogę się nie wyspać, ale poczytać codziennie choć trochę muszę.
Usuń"Oddział chorych na raka" to jednak z książek, które wywarły na mnie wielkie wrażenie.
OdpowiedzUsuńA u mnie w tym miesiącu, jak i u Ciebie, min. Grisham, ale inna pozycja- "Czas zapłaty".
Kalinda, nie czytałam, warto się za to brać?
UsuńZdecydowanie. Trzyma w napięciu właściwie do ostatnich stron. Część bohaterów powtarza się z "Czasu zabijania", klimat też podobny.
UsuńCzasu zabijania też nie czytałam, musiałabym zacząć chyba właśnie od tego.
Usuńwstyd się przyznać, ale od 2 miesięcy męczę tę samą lekturę, "Zimową opowieść". byłaby to dużo lepsza książka, gdyby usunięto z niej nużące opisy; akcja zyskałaby na wartkości. a tak, muszę ją sobie dawkować, bo szybko mnie ta lektura męczy :/
OdpowiedzUsuńSimply, godna podziwu wytrwałość. Ale rozumiem cię, też zwykle jak zaczynam, to kończę. W ostatnich latach poległam tylko na "Łaskawych". No nie mogłam doczytać do końca, mimo podejmowania wielu prób.
Usuńja nie lubię czytać kilku książek jednocześnie, a zacząć i nie skończyć książki też nie potrafię. więc tę czytam powoluteńku
UsuńNa szczęście to nie wyścigi :*
Usuńod kiedy mam czytnik ebooków czytam znacznie częściej - teraz jestem w trakcie I części Millenium Larssona - Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet.
OdpowiedzUsuńForbiddenparadise, tak, też to zauważyłam, zdecydowanie czytam więcej, ukułam nawet taki termin, "efekt kindle'a" :DDD
UsuńMillenium czytałam parę lat temu, wciąga!
Przyznam, ze nie czytałam nic z tych pozycji :(
OdpowiedzUsuńOd niewiemkiedy męczę "TO" Kinga , bo choć bardzo mi się podoba, to jednak rozciagłosc tej książki sprawia , że co rusz przerywam ją czymś innym :P
Mami, wiem, co masz na myśli, pamiętam, że czytałam tę książkę bity miesiąc, w styczniu bodajże. Na nic więcej nie starczyło wtedy już ani czasu, ani chęci.
Usuń'Szepty' chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńYasniable, ta książka nie ma lekkości, dzięki której nie można oderwać się od lektury, trzeba przy niej skupienia, ale warto ją przeczytać, bo rzadko się zdarza, żeby w takich historycznych opracowaniach był aż tak duży przekaz o życiu prywatnym.
UsuńTrzeba mi ostatnio lekkiej lektury, dlatego Twoje propozycje na razie odrzucam :-) niedawno odświeżyłam sobie przygody Tereski i Okrętki czyli pochłonęłam jednym ciągiem Zwyczajne życie/Większy kawałek świata/Ślepe szczęście oraz na dokładkę Dzikie białko. Aktualnie czytam autobiografię pana Wojciecha "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" - napisana z dużą dawką humoru, świetnie się czyta.
OdpowiedzUsuńMad, niewykluczone, że kiedyś przeczytam, lubię takie autobiograficzne książki.
Usuńplanuję przeczytać "Szepty". obecnie czytam "Skazani" o upadku rosyjskiej arystokracji.
OdpowiedzUsuńZofiana, obie książki jakoś tam będą się ze sobą wiązać, także zostaniesz w temacie.
UsuńZgadza się :)
UsuńPożądny stosik się uzbierał ( wirtualny). :) Książki, które albo przeczytałam, albo czytam albo zamierzam przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio była promocja na znakomite Lalki w ogniu Pauliny Wilk na ebooka. Jeśli gdziesz dorwiesz, bardzo polecam ( ja mam audiobooka). Szkoda, że teraz mam trochę mniej czasu na czytanie, ale pewnie za jakiś czas, kiedy nadejdzie jesienna słota nie bedzie mi się chciało robic nic innego.;)
Jane, do Lalek w ogniu przymierzam się od dłuższego czasu, także pewnie w końcu przeczytam. Zwłaszcza po twojej rekomendacji, wszystkie są zawsze trafione!
UsuńNo to ta książka mnie naprawdę ZACHWYCIŁA. Polecałabym ją też każdemu kto planuje podróż do Indii. Może pomóc zminiejszyć szok kulturowy, ale co ważniejsze uwrażliwić na kwestie które dla większości przybyszów są niedostrzegalne.
UsuńDo Indii póki co się nie wybieram (choć w sumie, kto to zgadnie?), ale chętnie przeczytam :)
UsuńWarto przeczytać przed ewentualną podróżą. Żeby wiedzieć na co sie porywasz...;)
UsuńI bez podróży przeczytam :*
UsuńTak, Zalinacz Deszczu, ale Grishama nigdy nie czytałam chociaż kryminały czytam namiętnie już od jakiś 2 - 3 lat... Może i dla tego autora znajdą w końcu czas ;) Teraz zastanawiam się nad zamówieniem Inicjałów Zbrodni, powrót detektywa Poirot.
OdpowiedzUsuńGosia, to nie są typowe kryminały, raczej historie prawnicze. Grisham to klasyk gatunku, warto coś przeczytać, choćby poznawczo.
UsuńNiestety, żadnej z Twoich książek miesiąca nie znam (ale może to okazja żeby się z nimi zapoznać? :))
OdpowiedzUsuńDla mnie najważniejszą książką sierpnia był "Cień wiatru", odświeżyłam po 2 latach, nadal zachwyca, czytałaś?
Catalinka, pewnie, ze dwa albo i trzy razy :)))
UsuńGdybym z mojej sierpniowej listy miała polecić ci tylko jedną pozycję, byłby to chyba Oddział chorych na raka, może się zdecydujesz?
Mnie zachęciłaś do lektury „Zaklinacza deszczu”, zaraz poszukam tej pozycji w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńSerduszko, w takim razie przyjemnej lektury!
UsuńKsiążka już zarezerwowana :) Dziękuję!
UsuńSzybko działasz :D
Usuń