Nauczyciel, który w liceum uczył mnie historii, zwykł mawiać do dziewcząt, które pojawiały się na lekcjach z jaskrawo pomalowanymi paznokciami, że coś im się na dłonie wylało ;))) Przypomniała mi się ta anegdotka w związku z intensywnym odcieniem granatu, na jaki, jak już dobrze wiecie KLIK, ostatnio sobie pozwoliłam. W czasach licealnych pewnie nie zdecydowałabym się na tak odważny manicure, ale dziś na szczęście cudzych kąśliwych uwag słuchać nie muszę i wylewam sobie na dłonie, co mi się żywnie podoba ;)))
A podoba mi się Inglot nr 112 :) To głęboki, ciemny, chłodny odcień granatu, przypominający atrament.
(Zdjęcie: www.inspirander.pl)
Nie jest zupełnie kremowy, rozświetlają go maleńkie połyskliwe drobiny, dzięki którym ostateczny efekt jest lekko satynowy. Mam nadzieję, że dostrzeżecie jego urok na zdjęciu.
Inglot nr 112
1. Dostępność - 1 (salony firmowe albo wyspy w galeriach handlowych)
2. Cena - 1 (20 zł, nieco wyższa od popularnych drogeryjnych marek, ale do przyjęcia jak za tak dużą pojemność -16 ml)
3. Kolor - 1 (nasycony, oryginalny, właśnie takiego szukałam)
4. Aplikacja - 1 (dość łatwa, lakier ma rzadką konsystencję, ułatwiającą malowanie)
5. Pędzelek - 1 (charakterystyczny dla wszystkich serii lakierów tej marki, długi i wąski, dzięki czemu precyzyjny)
6. Krycie - 0 (zaskakująco słabe, jak na tak ciemny kolor - konieczne nałożenie trzech warstw)
7. Wysychanie - 1 (szybkie, zwłaszcza ze wspomaganiem w postaci Inglot Dry&Shine)
8. Współpraca z innymi preparatami (tu: Orly Top2Bottom oraz Inglot Dry&Shine - 0 (nakładanie top coatu powodowało pojawianie się miejscowo jaśniejszych smug - mam ten problem ze wszystkimi lakierami tej marki, niezależnie od top coata)
9. Trwałość - 1 (satysfakcjonująca, około 5 dni)
10. Zmywanie - 0 (utrudnione, ciężko było pozbyć się lakieru wokół skórek)
Moja ocena: 7/10
Siedem punktów, dobrze. Nie rewelacyjnie, ale dobrze. Na tyle dobrze, że można zaryzykować i wylać sobie na dłonie ;)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Cudny kolor:)
OdpowiedzUsuńLakiery Inglota dobrze współpracują chyba tylko z ichnim top coatem (skubnęłam kiedyś mamie, nałożyłam na jakiś lakier Inglota i trzymał się idealnie tydzień!).
wreszcie coś z Twojego bloga mnie nie kusi :D ani Inglot,ani granat na paznokciach :p
OdpowiedzUsuńŚwietny. Lubię krótkie paznokcie pomalowane na chłodne, ciemne kolory.
OdpowiedzUsuńGdybym tylko umiała to zrobić tak precyzyjnie jak Ty, niewątpliwie nosiłabym.
Anonyme, z moich doświadczeń wynika, że nie współpracują nawet z "ichnim" ... To znaczy trwałość oczywiście jest przedłużona, ale zawsze te cholerne smugi przy malowaniu :(((
OdpowiedzUsuńPilar, to tak dla równowagi ;)))
Sabbath, trening czyni mistrza :) Choć mnie do mistrzostwa i tak daleko :)))
OdpowiedzUsuńRewelacyjny kolor! Ja już się nauczyłam żeby przechodząc obok stoiska Inglota odwracać głowę w drugą stronę, bo ich produkty wołają mnie za każdym razem :D
OdpowiedzUsuńMnie osobiście denerwuje, że kolory Inglota nigdy nie są w pełni kremowe, tylko właśnie satynowe. Nie przepadam za tymi lakierami, aczkolwiek granat prezentuje się niczego sobie;)
OdpowiedzUsuńKatalino, nie odwracaj wzroku, tylko zatykaj uszy, skoro wołają! Popatrzeć można ;)))
OdpowiedzUsuńMizz, ja też nie przepadam, ale zależało mi na granacie, na JUŻ ;)))
Bardzo ladnie sie prezentuje:-)
OdpowiedzUsuńniebawem pokaze swoj ulubiony granat:D bo troche pozazdroscilam:P
Zaskakujace jest to,ze potrzebne az 3 warstwy:/ Co prawda juz dawno nie mialam lakieru Inglota na paznokciach ale te,ktorych uzywalam spokojnie starczaly 2-jednak dawnooo to bylo;)
Może dlatego, że jest raczej rzadki? No nie wiem, dwie warstwy pewnie uszłyby w tłumie, ale wolałam dołożyć trzecią :)
OdpowiedzUsuńlubie granaty... bardzo mi sie podoba :)
OdpowiedzUsuńMaus, mnie też coś w nim urzekło, choć nie jest bez wad :)
OdpowiedzUsuńOj, zdjęcia nie oddają jego piękna. Mój aparat też tego nie ogarnia więc w swoim poście z nich zrezygnowałam. Nie wiem dlaczego tobie potrzebne są trzy warstwy? :(
OdpowiedzUsuńW sumie jestem usatysfakcjonowana już po 2, ale pierwsza to tak jakby prawie tego lakieru nie było.
LLQ, przy dwóch warstwach widzę prześwity i koniec :DDD
OdpowiedzUsuńMam ten lakier w kolekcji, mam! :)))) Pasuje do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńJa za to prócz uroku granatu na pazurkach, urok pięknego ptaszka dostrzegam :o) Że też jeszcze Twoje kocisko się nim nie zainteresowało. Za to moje... narobiło mi roboty na cały dzisiejszy wieczór. Jak myślisz czym? Hehehe... chyba go będę jak psa wyprowadzać na "mniejsze i większe sprawy". Nie mieści się, czy jak...
OdpowiedzUsuńVioll, ty i granat? Nie pasuje mi do ciebie ;DDD
OdpowiedzUsuńDorota, moja mama ma oko do takiej ciekawej ceramiki, zwinęłam jej tego wróbla, nie mogłam się oprzeć. Już go widzę sama wiesz gdzie ;)))
Co do kota, bywa, że mój maluch też się nie mieści ... :brzydal:
Nie lubię lakierów inglota... Po prostu nie lubię i już... Zawiodłam się na nich parę razy... No może jeden na jakieś 15 sztuk jest zadowalający... Wolę albo droższe i lepszej jakości, długo się trzymające, albo tanioszki w fajnych kolorach, które podrasuję dobrym podkładem i top coatem i też nieźle się trzymają. Ale kolor ładny, nie przeczę, chociaż dla mnie mógłby być trochę jaśniejszy bo jest prawie czarny, ale może to kwestia zdjęcia?
OdpowiedzUsuńBardzo lubie granaty, chociaz nigdy nie mialam na paznokciach. Musze to zmienic ;)
OdpowiedzUsuńCo do nauczycieli to z sentymentem wspominam moja nauczycielke od chemii, ktora zawsze mowila ze mi sie cos na glowe wylalo(mialam pofarbowane wlosy):)
Siulka, zdecydowanie to kwestia zdjęcia. W ogóle ostatnio mam problem z robieniem zdjęć, ciągły deficyt dziennego światła. Aczkolwiek nie spodziewaj się, że na żywo kolor tego lakieru będzie bardzo żywy. To mocny, wyraźny granat, ale jednak stonowany, chłodny, nie bije po oczach. To taki kolor starych szkolnych fartuszków, podrasowany błyskiem ;)))
OdpowiedzUsuńMoodlishko, ja też uwielbiam granat, sporo go w mojej garderobie. Od żywego kobaltu po ciemny atrament ;)))
Ja z inglota mam fiolet i wymaga on MINIMUM trzech warstw. Czasem klade nawet cztery. Moze stad ta duza pojemnosc? :p
OdpowiedzUsuńSimply_a_woman, a mnie tu się niektórzy dziwią, że AŻ trzy warstwy kładę ;)))
OdpowiedzUsuńto ja jeszcze dodam swoje trzy grosze, swojego czasu lubowałam się w malowaniu paznokci, wtedy też szukałam czegoś, co mnie naprawdę zadowoli i znalazłam - Manhatan - trwałość i połysk lakieru samochodowego ;o)
OdpowiedzUsuńEssence ma ładny granacik - underwater.
OdpowiedzUsuń:)
Dorota, przypomniałaś mi o tych lakierach, mam nawet jakieś dwa mleczne kolorki. Też bardzo je lubiłam, ale odkąd odważyłam się na mocniejsze kolory, bledziochy poszły w odstawkę ;) Muszę od nowa przyjrzeć się szafie tej marki, kojarzę, że mają bajeczne czerwienie.
OdpowiedzUsuńDu, jakoś nigdy mi do Natury nie po drodze ... Zawsze to jest specjalna wycieczka.
Tak, nieprawdopodobnie piękne czerwienie, burgundy :o) Bladziochy wówczas mnie nie interesowały.
OdpowiedzUsuńDorota, proszę, proszę, cicha woda ;)))
OdpowiedzUsuń