Kilka tygodni temu wspominałam Wam, że nieustające kosmetyczne poszukiwania pchnęły mnie ku Missha Signature Dramatic Foundation. Darząc ogromną sympatią Signature Wrinkle Filler BB Cream ---> KLIK, założyłam, że tradycyjny podkład z tej samej serii będzie równie dobry. Cóż, okazało się, że niekoniecznie. Naprawdę cieszę się, że nie zdecydowałam się w ciemno na pełnowymiarowe opakowanie, co zdarza mi się dość często, tym razem głos rozsądku na szczęście na czas podszepnął, że na początek wystarczy mi kilka samplerów.
Ostatecznie kupiłam zestaw dziesięciu saszetek, zamówienie składając oczywiście na ebay, za całość płacąc kilka dolarów. Przesyłka z Korei dotarła dość szybko, już po kilkunastu dniach mogłam zaspokoić ciekawość i przystąpić do testów. Oczekiwania miałam spore, podkład Dramatic opisywany jest jako wyjątkowo lekki, dzięki rozmaitym składnikom wręcz pielęgnacyjny, a zarazem kryjący i ograniczający przetłuszczanie się skóry.
Missha M Signature Dramatic Foundation SPF31 PA++ to luksusowy podkład przecizmarszczkowy, przeciwsłoneczny i rozjaśniający. Zawiera kompleks zapobiegający podrażnieniom skóry oraz puder przepuszczający powietrze i kontrolujący produkcję sebum (ze sfermentowanych drożdży). Podkład w płynie Missha ma lekką i jedwabistą konsystencję. Kryje niedoskonałości skóry, jednocześnie pozwalając jej oddychać (dzięki zawartości 34% wody z kwiatu lotosu). Ponadto podkład zawiera wyciągi z 10 ziół oraz oraz: cynamonu, lawendy, cytryny, zielonej herbaty, borówki, dzikiej róży, hibiskusa, acai, jemioły, persymony, pietruszki, nasturcji i japońskiego głogu. Nie zawiera parabenów, oleju mineralnego, sztucznych barwników, talku oraz benzofenonu.
Dałam temu podkładowi kilka szans i niestety za każdym razem mnie zawodził. Ale nie wszystkie obietnice producenta okazały się gołosłowne. Rzeczywiście okazał się leciutki, głównie dzięki swojej płynnej, rzadkiej konsystencji, przypominając mi nieco powszechnie lubiany Bourjois Healthy Mix. Nie obciążał skóry, dość dobrze się wtapiał, nie utleniając się w ciągu dnia. Co z tego jednak, kiedy kompletnie nie radził sobie z wymaganiami przetłuszczającej się i skłonnej do zanieczyszczeń cery?
Krycie tego podkładu nazwałabym symbolicznym, a każda jego aplikacja po kilku godzinach kończyła się niekontrolowanym błyszczeniem się skóry i warzeniem się w okolicach ust. Nie pomagała zmiana kremu stosowanego pod makijaż, utrwalającego pudru czy regularne zbieranie sebum matującymi bibułkami.
Dramatic w moich oczach okazał się bardzo, bardzo przeciętnym podkładem w wygórowanej cenie (około 170 zł w polskich sklepach internetowych i około 30-40 dolarów na ebay). Ratuje go przynajmniej kolor. Z dwóch dostępnych odcieni wybrałam oczywiście jaśniejszy, oznaczony numerem 21.
Jak na kolorówkę azjatycką, proponującą zwykle bb kremy z dominującą siną, wręcz szarą nutą, Dramatic jest pod tym względem naprawdę ciekawy, ciepły i żółciutki. Dla porównania zestawiłam go z Revlon Colorstay 150 Buff, który dzięki swojej popularności jest chyba dobrym punktem odniesienia.
Nie ukrywam, jestem rozczarowana, tym bardziej, że moje dotychczasowe doświadczenia z produktami tej marki zawsze były bardzo udane. Najwyraźniej trafiłam na wyjątek od tej reguły. Zdecydowanie odradzam go osobom o cerze tłustej, potrzebującym makijażu trwałego i kryjącego. Myślę natomiast, że mógłby sprawdzić się na cerze suchej, która pewnie doceniłaby jego lekkość i nawilżające właściwości. Ale głowy nie dam i zachęcać Was do zakupu na pewno nie będę.
Cóż, tak to już jest, że nie każdy zakup jest udany. Całe szczęście, że to tylko kilka samplowych saszetek. A naprawdę korciło mnie, żeby kupić pełnowymiarową buteleczkę. Bo trzeba przyznać, że jest przepiękna!
Co myślicie na temat tego podkładu? Przekonuje Was ta koreańska propozycja? Ciekawa jestem Waszego zdania. Napiszcie też, proszę, czy Wam również w ostatnim czasie zdarzyły się jakieś nietrafione kosmetyczne zakupy. Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki,
Cammie.
Zapraszam do udziału
w urodzinowym rozdaniu!
Do wygrania ekskluzywny zestaw
kosmetyków Bee Pure
na bazie jadu pszczelego i miodu manuka.
Wszelkie bb kremy, zarówno te nasze, drogeryjne, jak i te azjatyckie są dla mnie zdecydowanie zbyt ciemne i zbyt żółte. A szkoda, bo jakiś bebik na tę porę roku byłby jak znalazł.
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie nie trafiłam na żadnego bubla, na szczęście :)
Marta, to akurat zwykły, tradycyjny podkład, nie bb krem, choć produkowany przez markę, która właśnie z bb kremów słynie.
UsuńSzkoda, że się nie sprawdził :-( Gdyby obietnice producenta okazały się słuszne to od razu bym kliknęła... ;-)
OdpowiedzUsuńYzma, no niestety, obiecanki cacanki, przynajmniej w przypadku mojej cery.
UsuńNo coz, na pewno sie na niego nie skusze. Za to dzieki Twoim rekomendacjom mam ochote na zlota wersje :)
OdpowiedzUsuńBelieve, ten bb krem naprawdę wart jest uwagi, aczkolwiek zauważyłam, że zrobił się dla mnie ostatnio tak o pół tonu za ciemny. Pewnie ktoś postronny nawet tego nie widzi, ale zaczyna mi to trochę przeszkadzać.
UsuńDobrze, że to tylko małe saszetki. Po ostatniej niemiłej przygodzie z podkładem L'oreal Infallible po nowości długo nie sięgnę:(
OdpowiedzUsuńMania, taki fatalny był? Ja nie wiem, z szafy loreal ostatecznie w true match byłby dla mnie kolor, reszta za ciemna niestety.
UsuńMoże to jest tak, że kremy BB są w Azji tak popularne, że podkłady na ich rynku to tylko jakaś dziwna nisza i nie bardzo potrafią je robić? Odnoszę wrażenie, że podobnie jest w Europie, gdzie pomimo popularności kremów BB, mało która firma wypuszcza na rynek produkt o zbliżonych właściwościach do tych azjatyckich.
OdpowiedzUsuńSama od jakiegoś czasu czaję się na zakup kosmetyku japońskiego - Hada Labo Lotion z kwasem hialuronowym. Opinie ma bardzo zachęcające, ale nie wiem czy warto zapłacić za niego wielokrotność ceny kwasu hialuronowego ze sklepu z półproduktami. Ale kusi, kusi...:) Pewnie kiedyś mi się przypadkiem kliknie, ale to po urlopie. ;)
Jane, nie chcę generalizować, bo miałam do czynienia tylko z jednym azjatyckim podkładem, ale być może coś w tym jest, wąska specjalizacja :DDD
UsuńOpieram swoją obserwację na asortymencie z azjatyckich popularnych drogerii. Nie widziałam tam prawie wcale podkładów, tylko własnie kremy BB. Ogólnie mieli zupełnie unikalne linie kosmetyków do twarzy typu puder/podkład/korektor ( wszystko z filtrem!), ale cienie, maskary i produkty do ust były już często podobne lub takie same. Co kraj to konsument :)
UsuńTo prawda. Inna rzecz, że dla bladolicych Europejek azjatyckie propozycje, ześwirowane na punkcie ochrony przeciwsłonecznej, bywają baaardzo kuszące i zdobywają tu nadspodziewaną popularność, mimo trudności z zakupami.
UsuńJa czekam na Missha M BB :) jak dobrze pójdzie to będę miała prosto z Korei :)
OdpowiedzUsuńAnia, a co, wybierasz się???
UsuńSzkoda że się jednak nie sprawdził - ja z azjatyckich podkładów nic nie miałam :)
OdpowiedzUsuńRobaczek, chyba nic straconego ...
UsuńOj.....a mnie on tez bardzo kusil. Mam skore sucha,ale chyba nie chce sie przekonywac na wlasnej skorze. Ja pewnie jak kliknelabym, to pelnowymiarowke bo moja intuicja spi w takich momentach ;)
OdpowiedzUsuńUffff...to zaszaleje i cos za ta kase sobie kupie, w koncu zaoszczedzilam :D
Neomedia, niewykluczone, że na twojej cerze wyglądałby ładnie. Proponuję kliknąć próbkę, a resztę "zaoszczędzonej" kasy faktycznie przepuścić :D
UsuńJuz ja wydalam :D
UsuńTaka szybka jestem ;)
Tej Misshy nie miałam, więc trudno mi cokolwiek sensownego powiedzieć. Po Twoich zdjęciach, jedno jest pewnie, że kolor i jego tony są naprawdę super. Szkoda, że tylko to.
OdpowiedzUsuń