Ładnych parę miesięcy temu otrzymałam tajemniczą paczkę po brzegi wypełnioną produktami Garnier Fructis Goodbye Damage. W sumie do dziś nie wiem, kto był nadawcą i na jakich zasadach tę przesyłkę otrzymałam, bo z nikim się na nic nie umawiałam. I szczerze powiem, że nawet zła byłam, bo przez wiele lat kosmetyków Fructis unikałam jak ognia, pamiętając łupieżową masakrę, jaką mi kiedyś zafundowały, a tu taka paka! Szampon, odżywka, maska, serum na końcówki i enigmatyczna ekspresowa kuracja. Jak już się pewnie domyślacie, zwyciężyła ciekawość i zaryzykowałam, wprowadzając całą serię do swojej pielęgnacji. Wbrew obawom żadna krzywda mi się nie stała, szampon, odżywka i maska okazały się całkiem przyzwoite i w zasadzie tylko serum na końcówki zupełnie mi się nie spodobało. Ale czarnym koniem Goodbye Damage okazała się ona, bohaterka tego posta, ekspresowa kuracja!
Ekspresowa Kuracja to moc maski i lekkość odżywki w żelowo - kremowej formule, która działa na zniszczone włosy od momentu nałożenia. Wystarczy ją nałożyć na całą długość wilgotnych, umytych szamponem włosów, a następnie od razu spłukać. Efekt jest natychmiastowy: włosy są wzmocnione, a ich ubytki uzupełnione - ekspresowa regeneracja i niezwykła miękkość.
Cena: około 15 zł / 200 ml.
Podchodziłam do tej kuracji jak pies do jeża, nie wierzyłam w jej wyjątkowość. Czym niby ona różni się od zwykłej odżywki? Uważałam, że to sprytny chwyt marketingowy pozwalający na proste zwiększenie sprzedaży dzięki wprowadzeniu kolejnego produktu uzupełniającego pielęgnację włosów. Nie czarujmy się, pewnie w jakimś stopniu właśnie tak to funkcjonuje, ale fakt jest faktem, że ekspresowa kuracja Fructis zrobiła na mnie spore wrażenie.
Wielokrotnie wspominałam Wam, że włosy myję rano, przed pracą. Wiele razy powtarzałam też, że kluczowym czynnikiem, który decyduje o produktach, na jakich opiera się moja poranna pielęgnacja, jest czas, jaki pozwalają mi zaoszczędzić. Pod tym względem ekspresowa kuracja okazała się strzałem w dziesiątkę. Jest faktycznie tak, jak obiecuje producent, aplikacja jest błyskawiczna, kuracja nie wymaga bowiem przetrzymywania na włosach, od razu można ją spłukać. A włosy są po niej jak marzenie! Gładkie, sypkie i lśniące. Oczywiście o żadnym długotrwałym efekcie nie ma mowy, kuracja jest kuracją tylko z nazwy. Jak dla mnie to po prostu skoncentrowana odżywka, doskonale kondycjonująca włosy, ale nie naprawiająca ich stanu w jakiś cudowny sposób. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam efekt, jaki daje. Gwarancja łatwo rozczesujących się, zdyscyplinowanych włosów!
Jak dla mnie, kuracja to najmocniejszy punkt całej serii i tylko do niej zamierzam wracać. Reszcie produktów Goodbye Damage mówię goodbye :DDD Owszem, są wydajne, pięknie, owocowo pachną i generalnie spełniają swoje funkcje, ale charakteryzuje je przeciętność, na której tle ekspresowa kuracja naprawdę się wyróżnia. Tak jak wspominałam, nadużyciem byłoby stwierdzenie, że trwale poprawia stan włosów, ale w codziennej pielęgnacji sprawdza się genialnie i traktując ją jako odżywkę na pewno się nie zawiedziecie.
Kto jest skłonny dać jej szansę?
Buziaki,
Cammie.
Nie wiedziałam o istnieniu tego produktu :)
OdpowiedzUsuńKamyczek, bo to w sumie względna nowość, w sklepach od kilku miesięcy dopiero.
UsuńOooo. Kiedyś Fructisy zrobiły mi masakrę na głowie, więc się na nie obraziłam. Zainteresowałaś mnie tą kuracją :)
OdpowiedzUsuńZoila, no ja to samo miałam! Swędząca skóra, łupież i obciążone włosy. Kilka lat trzymałam się potem z dala od fructisów. Gdyby nie ta niespodziewana paczka, na pewno dalej by tak było. Mówię uczciwie, jak jest, ta seria krzywdy mi nie zrobiła. Ale z wyjątkiem tej kuracji nie będę do niej wracać, są produkty, które lubię dużo bardziej. Może pamiętasz zresztą, że ostatnio regularnie używam szamponu z odżywką 2w1 z avonu, druga butla za chwilę sięgnie dna i na pewno zamówię trzecią :)))
UsuńMnie przyciągnęły kiedyś te urocze zielone opakowanka i głowę miałam autentycznie biało-czerwoną - sypało się, a ja dodatkowo drapałam jak wściekła. Czekaj, którego szamponu z Avonu używasz? Bo coś mi umknęło :)
UsuńTakiego:
Usuńhttp://no-to-pieknie.blogspot.com/2013/10/bye-bye-bad-hair-day-czyli-odkrycia.html
Mnie do fructisów ten owocowy zapach przyciągał :D
Oj, chyba miałam ten szampon z Avonu i też mnie po nim swędziało :(
UsuńA Fructisy bosko pachną :)
Mnie służy. Jedyny, po którym naprawdę nie muszę używać odżywka, bo 2w1 to nie ściema.
UsuńJa jestem pewna, że dam jej szansę ;))) Sięgam po wszystko, co obiecuje dać mi sypkie, gładkie włosy ;)
OdpowiedzUsuńVioll, pod tym względem dla mnie bomba, w dodatku efekt jest natychmiastowy! Już podczas spłukiwania czuć, jak się wygładzają. Zresztą poczytaj sobie recenzje chociażby na KWC, wygląda na to, że nie jestem osamotniona w swojej pełnej zachwytów opinii :)))
UsuńJa używałam szamponu i oddałam go mojemu chłopakowi ;).
OdpowiedzUsuńZzielona, nie służył ci? Ja go zużyłam, ale tak jak pisałam, oceniam go przeciętnie.
UsuńCzuję się skuszona ;P
OdpowiedzUsuńIndependent, i słusznie :DDD
UsuńKiedyś zielony Fructis tak mi złupieżył głowę, że więcej po niego nie sięgnęłam. Dziś trzymałam cudo z Twojego posta w rękach, ale się nie zdecydowałam. Będę jutro w Rossmannie, to się bliżej przyjrzę. :-)
OdpowiedzUsuńMellody, dopiero co wyżej z Zoilą podobne historyjki sobie opowiadałyśmy :DDD Z tym zielonym (nawet nie wiem, jaka seria, jedna z pierwszych, sprzed paru lat) coś musiało być nie tak, skoro tyle osób miało przez niego problemy.
UsuńZaciekawilas mnie :) lubie takie ekspresy na co dzien.
OdpowiedzUsuńInfinity, ta odżywka naprawdę jest błyskawiczna.
UsuńLubię produkty Garniera, ostatnio bardzo polubiłam odżywkę z serii Oleo repair. Z tej jeszcze nic nie miałam, ale zaciekawiłaś mnie tą kuracją :)
OdpowiedzUsuńKasia, a ja nawet nie wiedziałam, że istnieje taka seria jak oleo repair :DDD
UsuńPowiem Ci,że ja bardzo lubię kosmetyki tej firmy:) Szampony używam stale i wciąż, a tutaj napisałaś o tej kuracji ,a mnie właśnie czegoś takiego potrzeba!:) Muszę się jak najprędzej za nią rozejrzeć bo z moimi biednymi włosami jest nieciekawie. Swoją drogą ja bym nie była złą za taką przesyłkę;)))
OdpowiedzUsuńMarzenia, niespodzianka sama w sobie była miła, po prostu wolę swoją pielęgnację sama wybierać.
UsuńMuszę kupić!:)
OdpowiedzUsuńKasia, fajna jest, raczej nie będziesz żałować :)
UsuńU mnie te wszystkie Fructisy sie ne sprawdzaja;/ ani szampony, ani maski, ani odzywki, widocznie nie dla mnie ta firma : )
OdpowiedzUsuńPiszącDniem, też miałam takie nastawienie i w sumie nadal jestem nieufna. Tę kurację, która przypadkowo trafiła w moje ręce (sama nigdy bym jej nie kupiła!), traktuję jako wyjątek od reguły. Bo generalnie, jak już kilka razy pisałam, fructisy też mi nie służą.
UsuńMiałam ją ostatnio kupić:)
OdpowiedzUsuńTheBeauty, co się odwlecze, to nie uciecze :)
UsuńA ja właśnie mam ochotę nie na maskę, a właśnie na to serum. :)
OdpowiedzUsuńTyle się o nim naczytałam, że jest dobry, a do tego ten owocowy zapach kusi :P
Mii, w sensie na rozdwojone końcówki? Mnie obciążało włosy. Lepiszcze.
UsuńNie wiem czemu, ale nie działa mi u Ciebie odpowiedź :(
OdpowiedzUsuńNie rozdwajają mi się włosy, ale na zimę cięższe silikony są wskazane ;)
Mi,jestem pod takim wrażeniem serum indula (które niestety już mi się skończyło), że nic innego chyba nie jest w stanie mnie zadowolić :D
Usuńoo :) akurat pokończyłam dużo odżywek, mogę sobie coś sprawić, jest na liście zaraz po jakiejś masce od Mrs Potter ;)
OdpowiedzUsuńMo, ja na pewno kupię drugie opakowanie, pierwsze już puste, trzymałam tylko do zdjęcia :DDD
UsuńA to niespodzianka! Fajnie, że tak Ci służy. Kiedyś używałam Fructisów i krzywdy nie robiły, ale to było co najmniej 10 lat temu :D Nie wiem, dlaczego ich potem nie kupowałam.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki: fajnie byłoby, gdybyś wrzucała w miarę możliwości fotki składów. Wiem, że można to znaleźć w necie, ale jeśli to nie problem, to miło byłoby znaleźć i recenzję, i skład w jednym poście :)
FF, szukałam nawet składu, żeby wkleić, ale nie mogłam znaleźć, a nie chciało mi się z opakowania przeklepywać. Chyba rozumiesz :D
UsuńAbsolutnie nie miałam na myśli przeklepywania! Wystarczyłoby zdjęcie :)
UsuńTeraz w tygodniu jest tak ciemno, jak wracam z pracy, że o zdjęciach nie ma mowy, w bieżących postach korzystam ze zdjęć zrobionych dużo wcześniej, a akurat skłądu nie cyknęłam. Muszę się w końcu doświetlić :DDD
UsuńJak tylko ją gdzieś znajdę to nie omieszkam zakupić ;)
OdpowiedzUsuńYuki, chyba w każdej drogerii i w każdym supermarkecie dostaniesz :)
Usuńbardzo chetnie bym wyprobowala jak uszczuple swoje wlosowe zapasy :)
OdpowiedzUsuńPelaska, pewnie to trochę potrwa, co? :D
UsuńBardzo chętnie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńKamiluśka, :)
UsuńJa chętnie ją wypróbuję:) Moje włosy puszą się. Chętnie je zdyscyplinuję, a ten produkt ma ogromny potencjał. Jest przeznaczony do suchych, zniszczonych kosmyków, a moje włosy są wysokoporowate. Wciąż odczuwam skutki farbowania sprzed dwóch lat.
OdpowiedzUsuńUsta, u mnie puszą się (mocno odstają od głowy, jakby się elektryzowały) tylko baby hair.
Usuńnie ma to jak "niespodzianki" :D
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia na jakiej zasadzie działa Garnier, ale połowy z tych produktów, które macie w PL, Stany w ogóle nie widziały. W tym tej kuracji. A szkoda, bo po Twojej recenzji na pewno bym się na nią skusiła :)
Urban, za to macie masę innych rzeczy, których my tu na oczy nie widzimy!
UsuńNiby tak, ale generalnie prawidłowość jest taka, że pod względem wyboru kosmetyków do pielęgnacji czegokolwiek, szczególnie tych dostępnych cenowo szerszemu gronu odbiorców, Polska bije Stany na łeb.
UsuńW USA można poszaleć z kolorówką, szczególnie tą selektywną, ale gdybyś zobaczyła wybór np. balsamów do ciała czy masek do włosów, to ... smuteczek. Nie ma w czym przebierać, no nie ma.
Bardzo fajna niespodzianka, oby więcej takich :D Myślę, że produkt idealny dla osób, które tak jak Ty rano myją włosy :) Jeśli ktoś nie myje co dzień, to może okazać się,że już nie jest tak efektowna :)
OdpowiedzUsuńOlfaktoria, rzeczywiście, myję codziennie. Nawyk utrwalony od wielu, wielu lat. Tylko włosy rosną :D
UsuńUżywam aktualnie szamponu z tej serii :) Na razie jest OK!
OdpowiedzUsuńSerduszko, nie był zły, ale musiałam robić sobie przerwy od niego co parę dni i sięgać po coś naprawdę mocno oczyszczającego.
UsuńU mnie, póki co, jest wystarczająco oczyszczający. Czasem mam wrażenie, że aż za mocno "domywa" włosy. No ale jednak każde włosy są inne :) Podoba mi się zapach tego szamponu!
UsuńO tak, cała seria przepięknie pachnie :)))
UsuńZ tej serii miałam SERUM scalające końcówki i bardzo dobrze się u mnie spisało :)
OdpowiedzUsuńSzkatułka, no widzisz, a ja go nie polubiłam.
UsuńChociaż nie kazdemu moze przypasowac, to ja moglabym wyprobowac ;)))
OdpowiedzUsuńKatsuumi, jak ci się ładnie zrymowało :)
UsuńMoże kiedyś spróbuję, ale ogólnie za Fructisem, podobnie jak Ty, nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńNena, ja planuję do niej wrócić, jak tylko zużyję to, co jeszcze zalega mi w łazience.
UsuńMnie Fructis kusił lata temu, gdy wchodził z hukiem na rynek. Potem okazało się że kosmetyki te są podobne do szeregu innych. Polubiłam się z jednym szamponem, ale generalnie szału owe produkty we mnie nie wywołały ;)
OdpowiedzUsuńKatalina, nowości coś takiego w sobie mają, że trudno im się oprzeć. A potem wychodzi szydło z worka :DDD
UsuńJeżeli chodzi o Fructisy to tylko zapach mi w nich odpowiada.
OdpowiedzUsuńNiestety, pielęgnacyjnie nie było u mnie najlepiej.
Elektryzowanie i puszenie się włosów ;/
Aneta, mnie z kolei podrażniały. No ale to dawno było, te mi krzywdy o dziwo nie zrobiły.
UsuńWitam.Świetny blog. Czy odżywka i serum obciążają włosy?
OdpowiedzUsuńAnonimie, nie nazwałabym tego obciążaniem, raczej "dociążaniem", dzięki któremu włosy są zdyscyplinowane. Moje włosy akurat to lubią :) Nie miałam poczucia, że są oklapnięte.
UsuńOraz: dziękuję :)))