Tuż przed świętami, w wirze wielkanocnych przygotowań, pewnie nie znajdziecie czasu na długą relaksującą kąpiel? W takim razie choć rzućcie okiem na dodatki do kąpieli Bomb Cosmetics! Jak zwykle prześliczne, urocze, słodkie. Kto wie, może nawet nabierzecie ochoty na chwilę wytchnienia w wannie?
To jak, co wybieracie? Deser kakaowy, jagodową babeczkę, czy wiśniowo-jabłkową kulę? Wybór trudny, bo wszystko warte grzechu. Wiem, co mówię!
"Dalekie krainy", deser kakaowy do kąpieli z rumiankiem i olejkiem kokosowym. Owocowy koktajl łączący mleczne nuty kokosów ze słodkim ananasem. Cukierkowe serce zapachu cieszy nos, a jego słodką bazę tworzą karmel oraz wanilia.
"Tęcza", przywracająca równowagę kremowa babeczka do kąpieli z olejkiem szałwiowym i paczuli, pachnąca niczym przepyszny, jagodowy deser z lodami.
"Pocałunek motyla", podnosząca na duchu musująca kula do kąpieli z olejkami eterycznymi z mandarynki i neroli. Jabłuszka i wiśnie zaklęte w słodkiej kuli z motylkiem.
Powiem Wam szczerze, że ja mam z tego typu dodatkami do kąpieli pewien problem. Dość poważny nawet. Szkoda mi wrzucać je do wanny! Te wszystkie kuleczki, babeczki i inne muffinki są zwykle tak ładne, że najnormalniej w świecie lubię cieszyć nimi oko i moment rozpuszczenia ich w wodzie odwlekam w nieskończoność. Muszą swoje odleżeć, pełniąc w łazience funkcje dekoracyjne. Ale jak już się w końcu zdecyduję i przygotuję kąpiel z prawdziwego zdarzenia, to jest to dzięki nim najczęściej prawdziwa uczta dla zmysłów.
Nie inaczej było tym razem, nie zawiodłam się na żadnym z tych trzech dodatków. Nie było to dla mnie niespodzianką, bo tego typu produkty Bomb Cosmetics zdążyłam już dość dobrze poznać i wiedziałam, że za każdym razem czeka mnie odżywcza, kremowa, natłuszczająca ciało kąpiel. I tak właśnie było.
Najbardziej spodobała mi się kąpiel z "Pocałunkiem motyla", bo ta kula jako jedyna mocno musowała i wyraźnie zabarwiła wodę na piękną, żywą zieleń. Najtreściwszy okazał się deser kakaowy, bardzo skoncentrowany, według producenta wystarczający na nawet cztery kąpiele (mnie wystarczył na dwie, ale tylko od Was zależy, jak bardzo pozwolicie mu się rozpuścić za jednym razem). Kąpiel z "Tęczą" była natomiast zabawna, dzięki dodatkowi migoczącego brokatu, który na szczęście nie osiadał za bardzo na skórze.
Mankamenty? Jak zwykle te same. Brak piany i konieczność szorowania wanny z tłustego osadu. No i cena, bo trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 12-18 zł. Wbrew pozorom najekonomiczniej wypada najdroższy "Pocałunek motyla", bo teoretycznie powinien wystarczyć na cztery kąpiele, więc jego koszt rozkłada się na kilka seansów w wannie.
Nie inaczej było tym razem, nie zawiodłam się na żadnym z tych trzech dodatków. Nie było to dla mnie niespodzianką, bo tego typu produkty Bomb Cosmetics zdążyłam już dość dobrze poznać i wiedziałam, że za każdym razem czeka mnie odżywcza, kremowa, natłuszczająca ciało kąpiel. I tak właśnie było.
Najbardziej spodobała mi się kąpiel z "Pocałunkiem motyla", bo ta kula jako jedyna mocno musowała i wyraźnie zabarwiła wodę na piękną, żywą zieleń. Najtreściwszy okazał się deser kakaowy, bardzo skoncentrowany, według producenta wystarczający na nawet cztery kąpiele (mnie wystarczył na dwie, ale tylko od Was zależy, jak bardzo pozwolicie mu się rozpuścić za jednym razem). Kąpiel z "Tęczą" była natomiast zabawna, dzięki dodatkowi migoczącego brokatu, który na szczęście nie osiadał za bardzo na skórze.
Mankamenty? Jak zwykle te same. Brak piany i konieczność szorowania wanny z tłustego osadu. No i cena, bo trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 12-18 zł. Wbrew pozorom najekonomiczniej wypada najdroższy "Pocałunek motyla", bo teoretycznie powinien wystarczyć na cztery kąpiele, więc jego koszt rozkłada się na kilka seansów w wannie.
Produkty Bomb Cosmetics dostępne są w Polsce coraz szerzej, ale ja jak zwykle rekomenduję Wam Pachnącą Wannę ---> KLIK, której kibicuję od samego początku. Koniecznie zajrzyjcie, trwają tam teraz wiosenne porządki, wybrane produkty kupić można nawet o 50% taniej. Ja chyba też powinnam sprawdzić, co mają ciekawego, w końcu po kulach i babeczkach zostało mi tylko wspomnienie, pora więc zadbać o nowe dekoracje do mojej łazienki :DDD No bo same przyznajcie, czyż one nie są śliczne?
Buziaki,
Cammie.
Cammie.
Już od dawna mam chęć na te produkty, zwłaszcza że mam sklep z tymi dobrociami bardzo blisko, czuje że jak tam pójdę to bez opamiętania wszystko będzie lądować w koszyku :D
OdpowiedzUsuńLady, istnieje takie ryzyko :DDD
Usuńboskie!
OdpowiedzUsuńOla, no właśnie :DDD
UsuńFaktycznie piękne, chyba nigdy bym ich nie rozpuściła :D
OdpowiedzUsuńVioll, ja zawsze ze sobą walczę, z jednej strony lubię na nie patrzeć, z drugiej mam ochotę zapodać coś do wody :DDD I bądź tu, babo, mądra!
UsuńZa każdym razem czytając takie posty żałuję że nie mam wanny :(
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt Cammie :*
Marta, dziękuję, wzajemnie :* Bardziej wylewne życzenia planuję złożyć wam wszystkim jutro :)
UsuńUwielbiam ich babeczki (kule musujące już mniej) i regularnie pojawiają się w moich nowościach, a miłością do nich zdążyłam już zarazić mamę i siostrę:) Z pokazywanych przez Ciebie wersji miałam tylko Tęczę, teraz w zapasach został mi już tylko uroczy Guziczek o pięknym zapachu maliny i kokosa, więc niedługo na pewno zrobię kolejne zamówienie:)
OdpowiedzUsuńAnia, dlaczego musujące ci nie pasują? Ja miałam pierwszy raz, nie mam do niej zastrzeżeń, bardzo mi się spodobała. Zwłaszcza że w środku miała rdzeń (ten wystający różowy element, widoczny na zdjęciu), który rozpuszczał się w normalnym tempie, uwalniając olejki.
UsuńMusujące po prostu słabiej nawilżają skórę (nie tylko z BC, te z Organique też). Kremowe i maślane to moi faworyci w tej kwestii:)
UsuńTa zielona akurat całkiem dobrze nawilżała :)
UsuńJa to bym z chęcią taką babeczkę zjadła :)
OdpowiedzUsuńTylko oczywiście jadalną - a w takiej babeczkowej kąpieli musi być odprężająco :)
UsuńKto by nie zjadł :DDD
UsuńUrocze! :)
OdpowiedzUsuńTo chyba mój trzeci dziś komentarz tej treści, na blogach, ale cóż poradzę, wszystko takie "urocze". Chyba mnie świąteczne rozczulenie wzięło ;)
Serduszko, najwyraźniej :DDD
UsuńJa stwierdzam, że w kąpieli jednak najbardziej cenię sobie pianę;) za co kule i inne proszki to domena mojego faceta:)
OdpowiedzUsuńEwa, ja też kocham pianę, dlatego do codziennej kąpieli najczęściej wlewam jednak jakiś pachnący płyn.
UsuńOstatnio skusiłam się na moją pierwszą babeczkę. Wygląd był super, ale rozczarował mnie słaby zapach i ten koszmarny tłusty osad, o którym piszesz.
OdpowiedzUsuńMatylda, no niestety, to jest ten minus, olejki i masła są dobroczynne dla naszej skóry, ale sprzątanie po takiej kąpieli do przyjemności nie należy.
UsuńUwielbiam takie cacuszka do kąpieli, ale mam ten same problem, szkoda jest mi ich wrzucić do wanny :D
OdpowiedzUsuńPaula, ciężko się z nimi rozstać :DDD
UsuńTeż zawsze szkoda mi ich używać :D Nienawidzę też mycia wanny po tego typu specyfikach, kule z Organique robią to samo ;) Najpierw relaks w pachnącej wannie a potem szorowanko ;)
OdpowiedzUsuńInga, no nie ukrywam, jest to zniechęcające :/
UsuńA ja - może na szczęście - nie przepadam za przesiadywaniem w wannie, latego jeśli już babeczki, to takie z działu spożywczego :D Choć te ładniutkie :)
OdpowiedzUsuńFF, ja akurat kąpiele bardzo lubię, od zawsze mnie relaksują. Ale babeczkom spożywczym też nie powiem nie, no przecież :DDD
Usuń:-)
OdpowiedzUsuńWyglądają tak uroczo i "słitaśnie", że aż szkoda użyć. :-)
Una, no właśnie, no właśnie :DDD
Usuńnajpiękniejsze kosmetyki do kąpieli jakie kiedykolwiek widziałam :)
OdpowiedzUsuńRedhead, naprawdę? Cieszę się!
UsuńCoś pięknego!
OdpowiedzUsuńNa pewno skompletuję zestaw takich kul mojej Mamie.
Ona uwielbia takie gadżety :)
Aneta, świetny pomysł na prezent :)))
UsuńA mi zawsze żal je wrzucać do wody więc kupuję kule :D
OdpowiedzUsuńMaria, kule też bywają piękne :DDD
Usuń