beauty & lifestyle blog

środa, 30 listopada 2011

:DDD

To dziś! Dzień Darmowej Dostawy :DDD Nie przegapcie, jeszcze nie jest za późno.






Dzień Darmowej Dostawy (DDD) to inicjatywa non-profit, która ma na celu zachęcenie do robienia zakupów w sieci jako alternatywy dla zatłoczonych centrów handlowych.

Głównym celem Dnia Darmowej Dostawy jest zachęcenie jak największej liczby osób do zrobienia zakupów w sieci. Darmowa dostawa powinna skutecznie przemówić do osób, które nigdy nie zamawiały jeszcze produktów w internecie, a także dodatkowo zachęcić dotychczasowych e-klientów do złożenia nowych zamówień. Zaoszczędzony w ten sposób czas i pieniądze można zdecydowanie lepiej spożytkować zwłaszcza w okresie przedświątecznym.

Darmowa dostawa towarów obejmuje wszystkie zamówienia złożone w sklepach uczestniczących w akcji, niezależnie od ich wartości, wybranego sposobu płatności (pobranie czy przelew) oraz metody dostawy (Poczta Polska, kurier, etc.).



TUTAJ znajdziecie dokładną listę sklepów, które biorą udział w akcji. Jeśli planowałyście zakupy, warto zrobić je właśnie dziś. Następna taka okazja dopiero za rok!


środa, 23 listopada 2011

Gość w dom :)))

Jakiś czas temu prezentowałam Wam przeciwtrądzikową serię Bioclin Acnelia włoskiej marki Instituto Ganassini [KLIK], zapowiadając jej rychłą recenzję. Niestety z pewnych względów nie mogłam przeprowadzić testów osobiście. Ale nie martwcie się, recenzja będzie! Z kłopotu wybawiła mnie niezawodna Frenka, która cały trud sprawdzenia skuteczności linii wzięła na siebie :))) Pozwólcie, że oddam jej głos, zapraszam do lektury.


Dzięki uprzejmości Cammie miałam okazję wypróbować zestaw kosmetyków firmy Instituto Ganassini linii Bioclin Acnelia, przeznaczony do codziennej pielęgnacji cery mieszanej, tłustej i trądzikowej. Moja skóra zazwyczaj nie sprawia mi większych kłopotów, ale tak szczęśliwie (czy też raczej nieszczęśliwie) się złożyło, że w momencie otrzymania kosmetyków miałam wysyp zanieczyszczeń, krostek, pory były rozszerzone, no wiadomo, o co chodzi ... Jakby na to nie patrzeć, byłam właściwą osobą na właściwym miejscu!

W skład zestawu próbek wchodziły trzy preparaty: żel oczyszczający, kuracja przeciwtrądzikowa oraz emulsja do cery trądzikowej.


Bioclin Acnelia C - żel oczyszczający

Wskazania: Codzienne oczyszczanie skóry mieszanej, tłustej i skłonnej do zmian trądzikowych. Dzięki wyselekcjonowanym składnikom aktywnym skutecznie zapobiega powstawaniu zmian trądzikowych. Delikatny w działaniu.

Efekt: Preparat pozostawia skórę dokładnie i głęboko oczyszczoną. Pory są mniej widoczne, a skóra jest wyraźnie wygładzona zyskując „efekt nowej skóry”.



(Zdjęcia: www.sklep.ganassini.pl)



Moja opinia

Żel jest całkiem niezły. Nie przepadam za żelami z serii przeciwtrądzikowych, ponieważ są zwykle jak dla mnie zbyt wysuszające, mocno ściągają skórę. Tutaj- miła niespodzianka, jest dość łagodny, a wciąż dobrze oczyszczający. Dobrze się pieni i ma nienachalny, świeży zapach.


Bioclin Acnelia K - kuracja przeciwtrądzikowa

Wskazania: Kuracja przeciwtrądzikowa o działaniu mikro złuszczającym do skóry tłustej i skłonnej do wyprysków. Wygładza powierzchnię skóry. Minimalizuje niedoskonałości skóry. Zapobiega rozmnażaniu się bakterii odpowiedzialnych za trądzik.

Efekt: Niedoskonałości skóry zostają usunięte, zaczerwienienia zmniejszone, a skóra odzyskuje jednolity wygląd i blask.





Moja opinia

Bez owijania w bawełnę: prawdopodobnie rewelacja ;) Skuteczność tego preparatu mnie zaskoczyła. Niestety, do testów dostarczono tylko trzy próbki po 3ml (no cóż...), nie spodziewałam się cudów. Produkt szybko się skończył, ale nawet w tym krótkim czasie moje pory wyraźnie się zmniejszyły, koloryt ujednolicił, mniejsze zanieczyszczenia znikły, a większe zmniejszyły. Zapach tej emulsji był delikatny, prawie niewyczuwalny, konsystencja lekka, nadająca się pod makijaż. Szkoda tylko, że niemożliwe było przetestowanie kosmetyku przez zalecaną przez producenta ilość czasu, czyli 3-4 tygodnie, co nie pozwala na pełną, rzetelną ocenę skuteczności działania.


Bioclin Acnelia M - emulsja do cery trądzikowej

Wskazania: Codzienna pielęgnacja skóry mieszanej, tłustej i skłonnej do zmian trądzikowych. Dzięki wyselekcjonowanym składnikom aktywnym nawilża, reguluje wydzielanie sebum i zapobiega powstawaniu zmian trądzikowych.

Efekt: Skóra jest idealnie nawilżona, jednolita, gładka i matowa.





Moja opinia


To chyba najsłabszy element serii. W założeniu ma podtrzymywać efekty kuracji, ale do końca tak nie jest (może ta by było, gdybym preparatu Bioclin Acnelia K używała przez te 3-4 tygodnie ;) ) Nie jest wystarczająco nawilżający, a stan cery nieznacznie się pogorszył.



Podsumowując, prezentowane kosmetyki są bardzo dobrą alternatywą dla innych aptecznych preparatów przeciwtrądzikowych, bo skuteczną, a ceny zawierają się w przedziale 30-38zł. Minus - dostępność! Nie zauważyłam tych produktów w aptekach, nawet tych lepiej wyposażonych, aktualnie można je dostać głównie on-line (KLIK), a szkoda!


W swoim i Waszym imieniu dziękuję Frence za rzetelną i wyczerpującą recenzję. Freniu, miło mi było Cię gościć :* Marnujesz się, zakładaj bloga! :DDD

wtorek, 22 listopada 2011

Morskie opowieści :)))

Przedstawiam drugi i zarazem ostatni z lakierów Virtual Street Fashion, jakie wpadły w moje ręce, nr 100 Sea story w turkusowym odcieniu morskiej wody :)))









Lakier nie ma idealnie kremowego wykończenia, choć mogłoby się tak wydawać na pierwszy rzut oka. Tymczasem subtelnie rozświetla go srebrzysta poświata, co dość dobrze oddaje drugie zdjęcie. Efekt jest ciekawy, ozdobny, choć delikatny.


1. Dostępność - 0 (niestety utrudniona).
2. Cena - 1 (przystępna, około 8 złotych).
3. Kolor - 1 (wpisujący się w ciągle modny miętowy nurt, jednak wyróżniający się, "podrasowany" dodającą mu uroku poświatą).
4. Aplikacja -1 (charakterystyczna dla całej serii, łatwa dzięki dość rzadkiej konsystencji).
5. Pędzelek -1 (szeroki, ale precyzyjny, wygodnie osadzony).
6. Krycie - 1 (przyzwoite, dwie warstwy pokrywają płytkę paznokcia idealnie).
7. Wysychanie - 1 (szybkie).
8. Współpraca z innymi preparatami (tu: Inglot Dry & Shine) - 1 (bezproblemowa, bez smug, pęcherzyków powietrza i rozmazywania).
9. Trwałość - 1 (eureka! nawet do 6 dni).
10. Zmywanie - 1 (błyskawiczne, bez przebarwień).

Moja ocena: 9/10.


Sea Story potwierdza doskonałą jakość serii. Aż się chce bez końca snuć tę morską opowieść :)))

niedziela, 20 listopada 2011

Orient Express ;)))

Przywykłyśmy do pielęgnowania dłoni kremami, a może by tak raz sięgnąć po coś innego? Zwłaszcza że The Body Shop (zajrzyjcie na fun page na FB, KLIK) ma ciekawą propozycję, Hemp Hand Oil, olejek konopny do bardzo suchej skóry :)))






W szklanej, nieco aptecznie wyglądającej buteleczce, utrzymanej w ascetycznej stylistyce TBS, otrzymujmy 15 ml olejku, który aplikujemy za pomocą precyzyjnej pipetki prosto na dłonie. Już kilka kropli wystarczy, aby błyskawicznie porządnie je odżywić, przywrócić ładny, zdrowy wygląd, ukoić podrażnienia i pozbyć się nieprzyjemnego uczucia spierzchnięcia. Olej konopny znany jest zresztą w kosmetyce ze swoich właściwości odżywczych i wygładzających.

Mimo odczuwalnie bogatej konsystencji, Hemp Hand Oil nie jest tłusty i wyjątkowo łatwo się wchłania jak na swoją olejową formułę, dłonie po jego zastosowaniu nie kleją się. To jego ogromna zaleta. Oczywiście nie znika bez śladu, pozostawia warstewkę, ale raczej ochronną niż brudzącą wszystko dookoła przy najlżejszym choćby dotyku. Zarzutem jednak może być wrażenie, że ochrona ta jest dość powierzchowna. Krótko mówiąc, skóra po zastosowaniu olejku jest ukojona i dobrze zabezpieczona, ale raczej nie należy spodziewać się dogłębnej regeneracji. Stosowany systematycznie (systematyczności niestety mi brakuje ...) z pewnością jednak trwale poprawi kondycję skóry.

Wartością dodaną tego produktu jest niewątpliwie zapach. Mocny, kadzidlany, długo utrzymujący się na skórze. Dla wrażliwego nosa może okazać się nawet drażniący, radzę powąchać przed zakupem. Na mnie sprawia jednak wrażenie odprężającego, relaksującego.

Jak podsumować ten błyskawicznie działający, orientalnie pachnący olejek? To proste! Orient Express ;)))

sobota, 19 listopada 2011

Zdrada ;)))

Paczka, jaką dostałam od Magazynu Drogeria (o szczegółach tej współpracy wspominałam TUTAJ), była wyjątkowo hojna i bardzo różnorodna w swej zawartości. Jestem przekonana, że o wszystkich produktach z przyjemnością poczytacie, a część z nich być może wzbudzi Wasze szczególne zainteresowanie, gdyż nie wpisują się w nurt popularnych kosmetyków drogeryjnych. Tymczasem serię recenzji rozpoczynam od produktu, z którym prawdopodobnie miałyście okazję się zetknąć, od maseczki z białą glinką naszej rodzimej Bielendy :)))






Bioorganiczna maseczka Glinka biała należy do serii ANTI-AGE w linii Eco Care.

ECO CARE to linia do codziennej pielęgnacji twarzy i ciała, oparta w 100 % na naturalnych wyciągach roślinnych, minerałach i krystalicznie czystej wodzie. Skoncentrowane, silnie działające bogactwa naturalne w najczystszej postaci skutecznie pomagają dbać o zdrowie i urodę.

Według producenta maska ma właściwości oczyszczające, ujędrniające i nawilżające.

Błyskawicznie likwiduje dyskomfort przesuszonej skóry, radykalnie ją wygładza i uelastycznia, redukuje zmarszczki. Usuwa obumarłe komórki naskórka i nagromadzone zanieczyszczenia, tonizuje skórę, regeneruje ją i łagodzi podrażnienia. Doskonale odżywia dojrzałą, pozbawioną jędrności i napięcia skórę, poprawia jej elastyczność i koloryt.

Lubię maseczki glinkowe, z tą też się polubiłam. Co prawda gdybym sama dokonywała wyboru, pewnie sięgnęłabym jak zwykle po właściwszą dla mojej cery glinkę zieloną, również dostępną w linii Eco Care, ale tym samym zalet białej nie miałabym okazji poznać. A ta ma ich sporo. Przede wszystkim jest łagodna, zachowując przy tym właściwości oczyszczające. Aplikowana na zalecane 10 minut nie wysycha na wiór, nie ściąga skóry, pozostawiając ją odczuwalnie miękką, wygładzoną i nawilżoną. Trzeba wierzyć producentowi w jej skoncentrowaną formułę, bo czułam lekkie mrowienie, świadczące o jej aktywności.

Sama aplikacja jest wyjątkowo łatwa, bo w przeciwieństwie do wielu glinek dostępnych w postaci proszku, maski Bielendy nie trzeba rozrabiać, a potem po tym zabiegu sprzątać :) To po prostu biała pasta, gotowa do użytku. Konsystencja jest zwarta, ale nie tępa, raczej przyjemnie kremowa, pozwalająca bez trudu rozprowadzić maskę na skórze. Walory maski dodatkowo podnosi jej zapach. Delikatny, ale wyczuwalny, na pewno nie drażniący, raczej relaksujący. Dla mnie nieco orientalny, jakby kadzidlany.

Masce nie można odmówić skuteczności i to jest jej najważniejsza zaleta. Wygodna aplikacja również nie jest bez znaczenia. Przyczepię się jednak do opakowania, bo saszetki to coś, czego po prostu nie lubię, a tak są właśnie pakowane glinki Bielendy. Maseczka może być niby stosowana na twarz, szyję i dekolt, ale ja praktycznie zawsze ograniczam się do twarzy i trudno mi zawartość saszetki zaaplikować jednorazowo. Zawsze mam problem, jak to potem przechowywać, jak zabezpieczyć przed wysychaniem. Oczywiście dobrze jest móc kupić niewielką ilość produktu na testy, ale kiedy jestem już do czegoś przekonana, wolałabym też mieć możliwość zakupu pełnowymiarowego opakowania. Cóż, w tym przypadku nie mam. Maska dostępna jest wyłącznie w saszetkach. Za około 5 złotych dostajemy dwie osobno pakowane porcje, każda o pojemności 5 ml. Jednorazowo nie jest to duży wydatek, cena jest przystępna, jednak wystarczy policzyć, ile kosztowałaby tubka tego specyfiku ... Może i lepiej, że dostępne są wyłącznie tanie saszetki, łatwiej zdecydować się na zakup :))) Tym bardziej, że do ich estetyki w zasadzie nie można mieć zastrzeżeń, graficznie są bardzo udane. Poza tym dzięki oznaczeniu Eco Care wzbudzają zaufanie do produktu, które kryją, przywodząc skojarzenia z naturalnymi, bezpiecznymi składnikami.

Dobry produkt. Łatwo dostępny, skuteczny, choć jak dla mnie kiepsko pakowany. Oczywiście to kwestia indywidualnych upodobań, bez związku z jakością maski. Tę oceniam wysoko. Mam zamiar od czasu do czasu ulubioną zieloną glinkę zdradzać z białą. I nie zamierzam się z tą zdradą kryć :DDD



piątek, 18 listopada 2011

Pozycja obowiązkowa :)))

Na recenzję produktów Kemon, które prezentowałam TUTAJ, kazałam Wam czekać dość długo, ale oto jest: moja opinia na temat fluidu zwiększającego objętość włosów Macro z serii Hair Manya oraz odżywki nadającej włosom grubość i zwiększającej objętość fryzury Volume e Corposita z linii Actyva.






Produkty, jak widzicie, dwa, ale recenzję postanowiłam napisać jedną, wspólną, bo i fluid, i odżywka mają spełniać w zasadzie to samo zadanie: zwiększać objętość włosów.


Fluid MACRO zwiększa grubość i objętość włosów. Nadaje im zdrowy, lśniący oraz pełen życia wygląd. Nie klei się. Nie ma negatywnego wpływu na działanie innych zastosowanych produktów do stylingu. MACRO to propozycja dla wszystkich pragnących stałej objętości, miękkości i niezrównanego połysku. Efektem jego zastosowania są lekkie, nieposklejane włosy o miłym zapachu leśnych jagód i naturalnie wyglądającą wystylizowana fryzura.



VOLUME E CORPOSITA, odżywka nadająca grubość i zwiększająca objętość fryzury. Odżywka oparta jest na bazie protein roślinnych (proteiny z soi i pszenicy) i naturalnych energetyzujących ekstraktów (wyciąg z pąków lipy, wyciąg z nasion lnu). Zawiera substancje czynne, nabłyszczające i zmiękczające. Ułatwia rozczesywanie cienkich i przewrażliwionych włosów, dodaje im objętości i blasku, nie obciążając włosa. Odżywka zmniejsza puszystość podczas suszenia, sprawiając, że włosy stają się podatne na układanie. Ułatwia nadanie objętości i pomaga utrzymać ją w czasie, sprawia, że włosy stają się grubsze, błyszczące i bardzo lekkie.










Na pewno nie zaskoczę was, pisząc, że najlepsze efekty daje stosowanie obu produktów jednocześnie? :))) Oba są na swój sposób skuteczne, ale w duecie skuteczność ta staje się wręcz spektakularna.

Moim zdecydowanym faworytem stał się fluid. Prosty w aplikacji, bardzo wydajny i bajecznie, apetycznie pachnący wyraźną nutą leśnych owoców. Nanoszony dłońmi na wilgotne włosy, tuż przed suszeniem, usztywnia je i rozdziela, co naprawdę zwiększa ich objętość. Jest to widoczne nawet na moich długich, ciężkich i z natury dość grubych włosach, także wyobrażam sobie, że na włosach krótszych i delikatniejszych efekt byłby jeszcze bardziej zauważalny. Denerwuje mnie jedynie, że po zastosowaniu fluidu włosy tracą sypkość, tak charakterystyczną tuż po umyciu głowy. Przy krótkich fryzurach nie będzie to pewnie miało znaczenia, ba, być może będzie to efekt pożądany, bo ułatwi układanie, ale dla mnie jest to niestety trochę irytujące. No ale coś za coś. Także mimo dość wygórowanej ceny (65 złotych za 250 ml), uważam, że warto rozważyć zakup tego produktu, zwłaszcza że jego skuteczność i wydajność z pewnością osłodzą wydatek.

Niestety nie mogę tego samego napisać na temat odżywki. Owszem, spełnia obietnice producenta, a w parze z fluidem czyni wręcz cuda, jednak stosowana samodzielnie nie jest aż tak zachwycająca, żeby bez bólu przełknąć jej cenę (65 złotych za 150 ml), tym bardziej, że jej wydajność nie jest powalająca. Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że dzięki niej włosy stają się wyjątkowo miękkie i lekkie. Własnie ta lekkość stanowi o objętości fryzury. Jej aplikacja nie jest jednak aż tak bezproblemowa, jak w przypadku fluidu, bo wymaga czasu (nałożenie na wilgotne włosy, odczekanie, dokładne spłukanie), co w moim przypadku wyklucza regularne stosowanie. Po prostu rano minuty są dla mnie zbyt cenne :)))



Podsumowując, jeśli na punkcie objętości włosów macie bzika, Kemon to zdecydowanie coś dla Was. Odżywkę potraktujcie opcjonalnie, na pewno nie zaszkodzi, ale przy wysokich oczekiwaniach może rozczarować. Za to fluid to pozycja obowiązkowa :)))

czwartek, 17 listopada 2011

Inspirowane naturą :)

Dałam się namówić, rozpoczynam przygodę z Pantene :))) Przez najbliższe tygodnie pielęgnacja moich włosów opierać się będzie na czterech produktach z inspirowanej naturą serii Nature Fusion: szamponie, odżywce, serum wzmacniającym oraz intensywnej masce odbudowującej.



(Kolaż utworzony ze zdjęć promocyjnych Pantene)





Aby zapewnić włosom odpowiednią ochronę i piękny wygląd, naukowcy Pantene Pro-V połączyli dobroczynną moc natury zawartą w odżywczych właściwościach azjatyckiej rośliny Cassia z najnowszymi osiągnięciami nauki, tworząc wyjątkową linię Nature Fusion z kompleksem Cassia. Eksperci Pantene Pro-V poddali polimery pozyskane z nasion Cassii rewolucyjnemu procesowi technologicznemu, zwanemu kwaternizowaniem, który sprawia, że polimery przywierają do włosa. Aby lepiej zrozumieć efekty, jakie daje proces kwaternizowania, wyobraźmy sobie pozbawiony ząbków suwak. Posiada on strukturę, ale brak mu zdolności zaczepiania się. Ząbki zamka (w tym wypadku dodatnie ładunki – czyli kationy) są dodawane właśnie w procesie kwaternizowania. Zwiększona liczba dodatnich ładunków sprawia, że unikalny kompleks Cassia pomaga odżywiać włosy, chronić ich powierzchnię przed uszkodzeniami spowodowanymi tarciem, a także neutralizuje negatywne ładunki, charakterystyczne dla zniszczonych włosów.


Ciekawe, jak Nature Fusion poradzi sobie w zderzeniu z moimi oczekiwaniami, a te są spore. Zobaczymy. W każdym razie jestem dobrej myśli i już teraz zapraszam Was na recenzję!

środa, 16 listopada 2011

Ładne kwiatki :)))

Delikatna skóra wokół oczu wymaga szczególnej pielęgnacji. Sklepowe półki wręcz uginają się od przeznaczonych do tego celu specyfików. Co wybrać? Nie gubicie się czasem w gąszczu możliwości? Mnie zdarza się to dość często. Właśnie w stanie takiego konsumpcyjnego zmieszania jakiś czas temu mój wybór, dość przypadkowo, padł na krem pod oczy z Alterry. I bingo! Zużywam już trzecie opakowanie :)))

Opcje są dwie. Dzika róża dla skóry młodej oraz orchidea dla skóry dojrzałej. Miałam do czynienia z obiema wersjami, ale to orchidea podbiła moje serce i to właśnie po nią sięgnęłam powtórnie.






Krem z dziką różą ma lekką, płynną konsystencję. Szybko się wchłania, delikatnie nawilżając. Nie podrażnia, choć wyraźnie pachnie, co może przeszkadzać wrażliwcom. Nadaje się pod makijaż. Dla mnie jednak okazał się za mało odżywczy. Mimo to oceniam go wysoko, myślę, że wiele osób usatysfakcjonuje.






Krem z orchideą jest co prawda przeznaczony dla skóry dojrzałej, ale w gruncie rzeczy nie liczy się przecież wiek, tylko rzeczywiste potrzeby skóry. A moja najwyraźniej potrzebuje mocniejszej pielęgnacji. W każdym razie orchidea mi służy. Krem jest skoncentrowany, zwarty, w porównaniu z różą zdecydowanie bardziej treściwy. Pachnie, ale nie uczula. Porządnie nawilża i napina, przynosząc odczuwalny komfort i ukojenie. I o to przecież chodziło!






Kremy wyraźnie się różnią, ale oba są warte uwagi. Wydajne, niedrogie (kilkanaście złotych), higienicznie opakowane i w pełni naturalne, co charakteryzuje wszystkie produkty marki, wydają się dobrym zakupem. Ja wybieram orchideę, ale róża też może dla kogoś okazać się kusząca. Takie to ładne kwiatki :)))

wtorek, 15 listopada 2011

Brand new :DDD

Śliczności! Nowe, wolne od parabenów cienie od Joko! Kolekcja składa się z 15 paletek, skomponowanych w dwójki, trójki i czwórki. Prezentują się bardzo ciekawie, co mam okazję sprawdzić na przykładzie neutralnego trio J 350 oraz naturalnego quattro J 407. Spójrzcie tylko :)))


















Jak widzicie, jeszcze nieskalane pędzlem, chciałam najpierw pokazać je Wam w pełnej krasie. Zgadnijcie, czym się jutro pomaluję? :DDD

poniedziałek, 14 listopada 2011

Barwy miasta :)))

Street Fashion Virtual to już może nie nowinka, ale ja z tą kolekcją lakierów mam do czynienia dopiero teraz. Otrzymałam do testów dwa soczyste kolory, z których na pierwszy ogień poszedł nr 98 Pretty woman, intensywny, nasycony róż. Lubię takie żywe odcienie, ten też bardzo przypadł mi do gustu. Świetnie kontrastuje z moją szarą jesienną garderobą, nieco ją ożywiając.









Kolekcja Street Fashion jest częścią serii Vinylmania i jakością nie odbiega od lakierów Virtual, które opisywałam Wam wcześniej.

1. Dostępność - 0 (małe drogerie i internet).
2. Cena - 1 (przystępna, około 8 złotych).
3. Kolor -1 (mocny, żywy, na paznokciach identyczny jak w buteleczce).
4. Aplikacja -1 (charakterystyczna dla całej serii Vinylmania, łatwa dzięki dość rzadkiej konsystencji).
5. Pędzelek - 1 (szeroki, wygodny).
6. Krycie -1 (doskonałe, już jedna warstwa potrafi być satysfakcjonująca).
7. Wysychanie - 1 (dość szybkie).
8. Współpraca z innymi preparatami (tu: Inglot Dry & Shine) - 1 (bez zastrzeżeń, żadnych smug, żadnych bąbelków powietrza).
9. Trwałość - 1 (do 5 dni).
10. Zmywanie - 1 (bezproblemowe, bez przebarwień).

Moja ocena: 9/10.


Street Fashion, barwy miasta. Bardzo mi się to kolorowe miasto podoba, a Wam? :)))

sobota, 12 listopada 2011

Koty za płoty :)))

Kłopoty z kapryśną cerą? Jest rozwiązanie! Bioclin Acnelia, seria do cery trądzikowej włoskiej marki Istituto Ganassini :)))






Jeśli problem płatającej figle cery nie jest Wam obcy, pewnie zainteresuje Was rychła recenzja tej obiecująco zapowiadającej się serii. Testom poddany zostanie preparat Bioclin Acnelia K - kuracja przeciwtrądzikowa, Bioclin Acnelia M - emulsja do cery trądzikowej i Bioclin Acnelia C - żel oczyszczający. Liczę na ich skuteczność, choć przyznam, że z Istituto Ganassini nigdy wcześniej do czynienia nie miałam. W każdym razie niebawem wszystko się okaże, pierwsze koty za płoty :)))

środa, 9 listopada 2011

Bezpieczna zima :)))

Zamykając na jakiś czas temat Flos-Lek Winter Care, chciałabym Wam jeszcze zwrócić uwagę na konkurs z naprawdę atrakcyjnymi nagrodami, jakie czekają na wszystkich zainteresowanych asortymentem marki. Macie ochotę na zimowy wypad w Alpy? :)))



(Zdjęcie: www.floslek.pl)



Z zasadami i regulaminem konkursu Bezpieczna zima z Winter Care możecie zapoznać się TUTAJ i TUTAJ. A co dokładnie można wygrać? Sprawdźcie TUTAJ :))) Łapcie okazję, życzę szczęścia!

niedziela, 6 listopada 2011

Improwizacja :)))

Improwizujecie w kuchni? Przyznaję, że mnie zdarza się to bardzo często. Nie lubię kurczowo trzymać się przepisów, zwykle dostosowuję je do swoich kulinarnych upodobań. Albo wręcz po prostu wymyślam, co by tu można przygotować ze składników, które akurat mam pod ręką. Tak też powstała moja ulubiona ostatnio żółta sałatka z curry :)))






Co musicie wygrzebać z lodówki i domowych zapasów?

  • trochę ryżu
  • kawałek żółtego sera
  • żółtą paprykę
  • kilka jajek
  • puszkę kukurydzy
  • majonez
  • sól, pieprz i curry

Ryż ugotujcie na sypko, do wystudzonego wrzucajcie kolejno resztę składników: stary na dużych oczkach ser, drobno pokrojoną paprykę, ugotowane na twardo i przeciśnięte przez praskę jajka, na koniec kukurydzę. Połączcie wszystko łyżką majonezu i doprawcie do smaku. Tajemnicą tej prostej sałatki jest curry, którego dodałam, a jakże, w szale improwizacji :))) Efekt był tak smakowity, że teraz odtwarzam ją regularnie, doprawiając właśnie w ten sposób. Do czego i Was namawiam! Smacznego :)))

sobota, 5 listopada 2011

Zima (nie taka) zła :)))

Zima zbliża się wielkimi krokami i chyba czas najwyższy pomyśleć, jak się do niej przygotować. Nikogo nie trzeba przecież przekonywać, że w tym mroźnym okresie nasza skóra potrzebuje szczególnej ochrony? Z pomocą w kłopocie przychodzi niezawodny jak zawsze Flos - Lek wraz se swoją serią Winter Care, którą już niedługo stopniowo będę dla was recenzować :)))

O czym dokładnie będzie można poczytać? Spójrzcie, może coś wzbudzi Waszą szczególną ciekawość :)))



KREM OCHRONNY ZIMOWY

BIO-OCHRONNY KREM ZIMOWY Z BIO-OLEJEM ZE SŁODKICH MIGDAŁÓW

KREM OCHRONNY Z FILTRAMI UVA/UVB SPF 20 NA NARTY I SPORTY ZIMOWE

KREM ZIMOWY DO RĄK I PAZNOKCI

POMADKA ZIMOWA Z FILTREM UV







To kosmetyki, których jakość sprawdzać będę osobiście, ale recenzji będzie więcej! Z góry wiedziałam, że dla dwóch kolejnych produktów nie znajdę zastosowania, trafiły zatem w ręce osób, które będą miały z nich pożytek. Swoimi doświadczeniami oczywiście podzielą się z Wami za moim pośrednictwem.



KREM TŁUSTY ZIMOWY DLA CERY Z PROBLEMAMI NACZYNIOWYMI

KREM OCHRONNY DLA DZIECI NA ZIMĘ "SOPELEK"



(Zdjęcia pochodzące ze strony www.floslek.pl)



Cierpliwie czekajcie na recenzje, już teraz zapraszam Was do lektury. Jest szansa, że zima zła nie będzie taka zła :)))

środa, 2 listopada 2011

Patrz mi na usta :)))

Mam w zanadrzu jeszcze kilka zaległych recenzji, których publikacja przesunęła się ze względu na moje długie wakacje, ale powoli wychodzę na prostą. Dziś chciałam przypomnieć Wam powiększające usta aloesowo - kolagenowe błyszczyki JOKO z serii Double Therapy.



(Zdjęcie udostępnione przez JOKO)


Efekt uzyskany przy użyciu Double Therapy marki JOKO sprawia, że usta stają się zmysłowe i kuszą zdrowym wyglądem. Jest to możliwe dzięki połączeniu działania dwóch dobroczynnych składników. Kompleks kolagenowy silnie nawilża i uwydatnia usta, a masło aloesowe odżywia głębokie warstwy naskórka oraz chroni przed szkodliwym działaniem.


Lip gloss Double Therapy JOKO wyraźnie wygładza skórę ust i pokrywa ją lśniącą, półtransparentną powłoką. Formuła zawiera aloes, witaminy E i F oraz kolagen. Działanie składników aktywnych można odczuć zaraz po nałożeniu Double Therapy na usta. Lip gloss powoduje delikatny efekt mrowienia i daje przyjemne uczucie chłodzenia.

Składniki zawarte w Double Therapy sprawiają, że lip gloss ma kompleksowe działanie. Specjalna postać kolagenu szybko wchłania się, długotrwale nawilża i likwiduje efekt spierzchniętych ust. Dzięki temu usta są optyczne powiększone – bez ingerencji skalpela, czy strzykawki. Masło aloesowe chroni skórę przed wysuszaniem, pomaga odżywiać głębokie warstwy naskórka i regeneruje komórki. Dodatkowo formuła jest wzbogacona kompleksem witamin E i F, które nawilżają skórę i działają przeciwrodnikowo.



Pamiętacie? W konkursie, w którym można było je zdobyć, zwyciężyła Face of the sun [KLIK]. Zwyciężczyni zobowiązała się do przygotowania recenzji, którą to z przyjemnością teraz Wam przedstawiam :)))



Kolory błyszczyków w opakowaniach są bardzo intensywne, ale po nałożeniu na ustach wyglądają dużo jaśniej. Podczas aplikacji mają przyjemny, delikatny zapach, jednak potem nie jest on wyczuwalny.


Ogromnym plusem błyszczyków jest efekt chłodzenia, jaki dają. Przyznam, że bardzo mi się to podoba. Mrowienie na ustach jest wyczuwalne i dzięki temu usta wydają się większe. Szkoda tylko, że efekt ten szybko znika.


Podoba mi się również to, że drobinki brokatu są subtelne. Nie zauważyłam żeby brokat wędrował mi po brodzie, czy wokół ust. Niestety minusem jest to, że moje długie włosy z łatwością lepią się do niego. Opakowanie jest bardzo eleganckie i estetyczne, co sprawia, że chętnie sięgam po taki produkt.


Podsumowując, bardzo podoba mi się efekt, jaki można uzyskać dzięki błyszczykom Joko. Uczucie mentolu na ustach i powiększenie ich powoduje, że jest to doskonały produkt na lato!




Pozwólcie, że dodam swoje trzy grosze, zwłaszcza że do Face of the sun trafiły trzy z sześciu kolorów kolekcji, pozostałe trzy zostały zaś u mnie: cielisty beż, jasny róż i zgaszona czerwień :)))










I może właśnie zacznę od palety kolorów, bo oceniam ją bardzo wysoko. Została świetnie skomponowana, dzięki czemu mogą z niej wybrać coś dla siebie dziewczyny o różnych typach urody i różnych upodobaniach w makijażu. Moim ulubieńcem z miejsca stał się naturalnie wyglądający beż, doskonale pasujący do zwykłego, codziennego looku. Róż również zdobył moją sympatię, choć nie jest już to kolor tak uniwersalny. Czerwień to świetna propozycja na specjalne okazje.

Kolory kolorami, ale co z tym powiększeniem ust? Aplikacji bezsprzecznie towarzyszy lekko podrażniające wargi mrowienie, utrzymujące się przez kilka minut. To właśnie w tym czasie Double Therapy prezentuje się najlepiej, rzeczywiście sprawiając, że usta wydają się pełniejsze. Nie jest to jednak efekt trwały i spektakularny, raczej chwilowy i subtelny, nie spodziewajcie się więc cudów. Mrowienie stopniowo ustępuje, ale za to na ustach pozostaje ślicznie mieniąca się tafla koloru, bo Double Therapy są dość dobrze napigmentowane. Nie kryją może całkowicie, ale też nie tego oczekujemy przecież od błyszczyków.

Co do trwałości, to muszę przyznać, że znam trwalsze błyszczyki. Double Therapy utrzymują się na ustach do dwóch godzin. Na szczęście ścierają się równomiernie, bez zbijania się w brzydkie grudki. Także wystarczy lekkie odświeżenie makijażu i bez precyzyjnych poprawek możemy nadal cieszyć się pełnymi ustami.

Błyszczyki Double Therapy kosztują około 18 złotych i myślę, że są warte swojej ceny, zwłaszcza że producent zapewnia, że posiadają też pewne właściwości pielęgnacyjne. Pomadek ochronnych co prawda nie zastąpią, ale na pewno wygładzą usta, nie ściągając ich i nie przesuszając. Także jeśli lubicie podkreślać usta i zależy Wam przy tym na ich kondycji, zainteresujcie się Double Therapy. Face of the sun widziała w nich świetną propozycję na lato, ale ja myślę, że warto mieć je pod ręką przez cały rok :)))