beauty & lifestyle blog

środa, 23 lutego 2011

Niebieskie migdały :)

Polubiłam je od pierwszej chwili. Moje nowe granatowe oprawki! :))) Kto nosi okulary, ten wie, jak ciężko trafić na te jedne jedyne. Ja miałam farta, wypatrzyłam, przymierzyłam, zapłaciłam :DDD Jak Wam się podobają?



Podobno wyglądam na nieustająco rozmarzoną ;))) No nie wiem ... :DDD




wtorek, 22 lutego 2011

Misja specjalna ;)))

Spieszę poinformować, że zdecydowałam się na nowe wyzwanie :))) Podjęłam współpracę z marką Virtual KLIK (linią doskonale Wam znanej marki Joko), dzięki czemu mam możliwość przetestowania dla Was kilku kosmetyków :)))


(Od razu dodam, że współpraca jest zupełnie niezobowiązująca! Nie obawiajcie się, nie wiąże mnie z marką ani umowa, ani kasa, moje recenzje były i zawsze będą niezależne.)

Oto, co trafiło w moje ręce :)))

Baza pod cienie do powiek


Tusz do rzęs Deep Carbon Black 3 in 1 Long & Volume &Waterproof

Kremowy kamuflaż, paleta korektorów

Odżywka modelująca do brwi Eyebrows Under Control

Odżywka do rzęs Stars' secret, Base & Eyelash Serum

Baza wygładzająca pod makijaż Satin Smooth Make Up Base

Lakiery do paznokci z serii Vinyl Mania


Jak widać, sporo tego :) Przede mną zatem misja specjalna! Agentka Cammie przygotuje dla Was całą serię recenzji :))) Piszcie w komentarzach, co interesuje Was najbardziej, co mam brać na celownik w pierwszej kolejności ;)))

Na koniec najlepsze :) Już niebawem konkurs, w którym do wygrania będzie pięć dużych zestawów kosmetyków marki Virtual! Nie przegapcie!


niedziela, 20 lutego 2011

Od przybytku głowa nie boli :)))

Od paru dni cieszę się nieco spóźnionym co prawda, ale fantastycznym prezentem urodzinowym. Przyobiecanym i wyczekanym :)))

NYX, Nude On Nude Natural Look Kit

Od razu w oczy rzuca się porządna, masywna kasetka.



W środku dziewięć kostek naturalnych beżów i brązów oraz lusterko.


Łatwo zauważyć, że zostały sprytnie skomponowane w trójkolorowe paski cieni matowych i satynowych.


Paski stanowią już w zasadzie gotowe kombinacje kolorystyczne, cienie idealnie ze sobą współgrają.


Spód kasetki kryje niespodziankę, dwie kremowe pomadki do ust i podręczne aplikatorki.


Dość neutralne odcienie pomadek dają gwarancję świetnego uzupełnienia makijażu oka.


Paletka jest zaskakująco malutka, przez co też niezwykle poręczna. Przypomina mi nieco stylistykę Givenchy, ale to chyba jakieś odległe echo. Kolorystycznie idealna, pasująca każdemu, wprost wymarzona do dziennego, lekkiego makijażu. Właśnie czegoś takiego było mi trzeba :))) A że to kolejna paletka w moich zbiorach? Kto by się przejmował? W końcu od przybytku głowa nie boli :)))

sobota, 19 lutego 2011

Symetrycznie ;)))

Clear Oval Lights Cubic Zirconia Bead ... Wielkie cyrkoniowe oczka osadzone w srebrnej oprawie. Czyż nie piękna ta zawieszka?

(Zdjęcie: www.pandoramoa.com)

Wydaje mi się, że doskonale komponuje się z resztą moich koralików.



Lubię symetrię i to chyba widać :)))

czwartek, 17 lutego 2011

Pan Wiluś ;)))

Jestem już duży. Wiem, bo Pani mi powiedziała. Podobno ma to jakiś związek z moją ostatnią wizytą u weterynarza. Hmmm, szczerze mówiąc nie za wiele pamiętam ... Nagle film mi się urwał, a potem dłuuuuugo dochodziłem do siebie ... Ale zniosłem to dzielnie i całkiem już wróciłem do formy.





Taaaaak, jestem już duży. Ale Pani na szczęście i tak nadal mówi do mnie "Kotku" ;)))

Pozdrawiam Was,
Pan Wiluś :)))

wtorek, 15 lutego 2011

Wspomnienie lata :)

Na przekór okropnej, mroźnej pogodzie, z tęsknoty za ciepłym słońcem, wygrzebałam z mojego lakierowego kuferka prawdziwie letnią, od wielu miesięcy zapomnianą, intensywną pomidorową czerwień. Prawie zapachniało dojrzałymi, rozgrzanymi pomidorami prosto z krzaka. Czujecie? ;)))


(Zdjęcie: www.lycolife.pl)



Wibo, Express Growth nr 302 (seria Trendy lata 2010)




1. Dostępność - 0 (nie jestem pewna, czy kolekcja letnia nadal jest w sprzedaży, jeśli tak, to poprawcie mnie, zmienię punktację).
2. Cena - 1 (bardzo przystępna, około 5 złotych).
3. Kolor - 1 (dość nietypowa, wyróżniająca się, kremowa jaskrawa czerwień).
4. Aplikacja - 1 (doskonała, dzięki dość rzadkiej, rozlewającej się niemal po płytce konsystencji paznokcie niemalże same się malują).
5. Pędzelek - 1 (wygodny, dość długi i zwarty).
6. Krycie - 0 (rzadka konsystencja ułatwia malowanie, ale nie daje dobrego krycia ... dwie warstwy to zdecydowanie za mało, dla dobrego efektu trzeba nałożyć trzecią).
7. Wysychanie - 1 (mimo trzech warstw naprawdę bezproblemowe, pewnie dlatego, że dzięki wspomnianej już charakterystycznej konsystencji są niezwykle cieniutkie).
8. Współpraca z innymi preparatami (tu: Orly Top2Bottom oraz Essence Quick Dry) - 0 (aplikacja top coata spowodowała wysyp masy bąbelków powietrza, co możecie zresztą dostrzec na zdjęciu).
9. Trwałość - 0 (przeciętna, po trzech dniach lakier nawet nie tyle odpryskuje, co pęka).
10. Zmywanie -1 (łatwe).

Moja ocena: 6/10

Jakość, jak widzicie, taka sobie, ale ten kolor! Wspomnienie lata w środku zimy :)))

niedziela, 13 lutego 2011

Zamienianie się jest fajne :)))

Jak wiecie, całkiem niedawno sprawiłam sobie dużą, kolorową paletę marki Stila, nie rozglądałam się więc za niczym innym. Ale nadarzyła się okazja, dzięki której w drodze wymianki z Anką Franką weszłam w posiadanie kolejnej paletki :)))

Urban Decay, Eyeshadow Ammo Shadow Box


(Zdjęcie: www.urbandecay.com)

Cienie Urban Decay od dawna chodziły mi po głowie, ale jakoś nigdy nie zdecydowałam się na zakup. Wiadomo, utrudniony dostęp i cena ... Ammo składa się z zaledwie 10 kolorów, a w regularnej ofercie kosztuje około 40 dolarów. Ale ta jakość! Nie dawała mi spokoju. Marka przecież z niej słynie. Tym bardziej ucieszyłam się, że doszło do wymianki. Paletka nie jest co prawda nowa, ale właśnie taki był nasz deal :)


Cienie są nasycone, o miękkiej, kremowej wręcz konsystencji, dzięki czemu łatwo się rozcierają, łącząc się ze sobą na powiece w niemal niewidoczny sposób. Po prostu bajecznie proste w aplikacji. No i trwałe, zwłaszcza położone na bazę. W zależności od odcienia dają satynowe bądź brokatowe wykończenie, co pozwala wyczarować zarówno delikatny look dzienny, jak i mocniejszy, roziskrzony wieczorowy. W tym konkretnym zestawie brakuje mi jedynie jakiejś szarości, wydaje mi się, że paletka uzupełniona o ten kolor byłaby bardziej uniwersalna. Mimo tej niewielkiej niedogodności i tak jestem bardzo zadowolona. Kto by nie był? Zamienianie się jest fajne! :DDD



sobota, 12 lutego 2011

Uśmiech Mony Lisy :)

Oglądacie You Tube? Na pewno oglądacie :))) Kręcicie nawet własne filmy, wiem przecież :) Ja zdecydowanie wolę pisać, niż opowiadać, ale przyznaję, że jestem wiernym widzem wielu kanałów. Dziś pierwszy z serii postów, w których przedstawiać Wam będę moje ulubione kanały urodowe :))) Jestem przekonana, że części z Was będą one doskonale znane, ale pewnie nie wszystkim.

Na pierwszy ogień słodka Michelle Phan :))) KLIK



(Zdjęcie: www.ricebunny.xanga.com)

Michelle, makeup artist, w internecie znana także jako Rice Bunny, to Amerykanka wietnamskiego pochodzenia. Jej charakterystyczna azjatycka uroda, niezaprzeczalny talent i ciekawe pomysły przyciągają rzesze fanów na całym świecie. Kanał Michelle subskrybuje grubo ponad milion widzów, co czyni z niej jedną z najbardziej popularnych i rozpoznawalnych autorek.

Filmy Michelle odznaczają się profesjonalizmem i wysoką jakością. Zawsze są doskonale skadrowane i oświetlone. Ich znakiem rozpoznawczym jest głos płynący z offu, Michelle w trakcie nagrywania zwykle nie odzywa się ani słowem. Bardzo lubię tę formułę. Komentarz zza kadru i świetny montaż sprawiają, że filmy są dynamiczne, bez niepotrzebnych dłużyzn.

Niedawno kanał przeszedł pewną metamorfozę, Michelle zaprosiła do współpracy stylistkę i fryzjerkę, od czasu do czasu możemy więc oglądać też filmy z ich udziałem. Nie jestem szczerze mówiąc przekonana, czy była to dobra decyzja, bo nowym dziewczynom brakuje jednak charyzmy i uroku Michelle. Ale rozumiem intencje tego posunięcia, kanał miał się stać bardziej uniwersalny, kompleksowo obejmując tematykę szeroko rozumianego wyglądu. Pewnie wielu fanom to odpowiada, ja jednak zdecydowanie wolę filmy takie, jak ostatnia propozycja Michelle.



Na koniec wyznam, że pomijając talent Michelle, lubię ją także za tajemniczy, subtelny uśmiech, który nigdy nie schodzi z jej twarzy. Uśmiecha się do swoich widzów niczym Mona Lisa. Mona Lisa z You Tube, na miarę czasów :)))

wtorek, 8 lutego 2011

Eksploracja ;)))

Coś mi się wydaje, że przepadłam z kretesem ... MAC zawrócił mi w głowie! Bo jak inaczej wytłumaczyć kolejne zakupy? Mój korektor Bourjois Healthy Mix właśnie po niemal roku dokonał żywota, więc skorzystałam z życzliwego pośrednictwa koleżanek i kupiłam MAC Studio Finish Concealer SPF 35 :)))


Zdecydowałam się na odcień NC 20, czyli dość jasny, z wyraźnymi żółtymi tonami.



Pierwsze testy są bardzo obiecujące, właśnie czegoś takiego szukałam - korektora kryjącego, ale dobrze stapiającego się ze skórą.

Bardzo się cieszę, że zakup mi się udał, ale to oznacza, że eksploracja marki, a tym samym eksploatacja mojego portfela, najpewniej będzie postępować ... ;)))

poniedziałek, 7 lutego 2011

Entliczek pentliczek ;)))

Puder legenda :)))

E.L.F. Complexion Perfection

(Zdjęcie: www.eyeslipsface.co.uk)

Bije w Polsce od jakiegoś czasu rekordy popularności, mimo że nie jest tu dostępny i trzeba go zamawiać online z Wielkiej Brytanii KLIK. Jest tak dobry, że jego sława go wyprzedza, czy ta lawina zamówień z Polski to tylko zaspakajanie ciekawości?

Przyznam, że ja nie wiedziałam o nim zbyt wiele, kiedy kilka miesięcy temu sama go kupowałam. Pisałam Wam o moich pierwszych zakupach w E.L.F. TUTAJ, pamiętacie? W moim przypadku w grę weszła chyba raczej ciekawość niż wpływ jakichś zachęcających recenzji, tym bardziej, że w tamtym czasie jeszcze nie było o tym produkcie tak głośno.

Ale dziś o Complexion Perfection jest głośno :) Pomyślałam więc, że jeśli do tej pory tego pudru nie znacie, być może zainteresuje Was moja opinia na jego temat.

Od razu dystansuję się od wszelkich entuzjastycznych zachwytów nad jego rzekomymi właściwościami upiększającymi. Nie dajcie się nabrać, to zaklinanie rzeczywistości. Choć imituje swoim wyglądem wysokopółkowe pudry, nie dorównuje im pod wieloma względami. Nie jest też remedium na wszelkie problemy skóry. Takie rzeczy tylko w Photoshopie ;))) Ale z całą pewnością ma wiele cech, które wyróżniają go na tle innych podobnych produktów tej klasy. I to wyraźnie wyróżniają.

W sumie podtrzymuję to, co napisałam kilka miesięcy temu. Pozwólcie, że zacytuję:

Bardzo ładne opakowanie z lusterkiem, a w środku cztery kostki pudru - żółta, niebieska, zielona i różowa. Kolory można, a nawet trzeba mieszać, dzięki czemu uzyskujemy puder, który jednocześnie wyrównuje koloryt naszej cery (zwróćcie uwagę, to są odcienie podstawowych korektorów do kamuflażu), ożywia ją i matuje. Nie ciemnieje na twarzy, nie robi maski, jest dyskretny i niewidoczny.

Wszystko prawda :) Choć podkreślam, że wyrównanie kolorytu cery nie oznacza, że puder ma właściwości kryjące! Chodzi raczej o subtelny optyczny efekt wygładzenia, ujednolicenia skóry, która wygląda świeżo i delikatnie. I matowo, choć wcale nie płasko. Żadnego błysku, żadnych drobinek, żadnego rozświetlenia, ale za to zdrowy, miękki, a co najważniejsze długotrwały mat :) Pod tym względem to jeden z lepszych pudrów, jakie miałam. Doskonale trzyma makijaż w ryzach, za to go lubię i używam praktycznie codziennie. Oto dowód :)))



Gwoli uczciwości muszę dodać, że wygląda na to, że nie wszystkim Complexion Perfection służy tak dobrze. Wiele kobiet skarży się, że puder jest niewydajny, bardzo słabo sprasowany (zajrzyjcie chociażby do Urban Warrior KLIK albo Kamilanny KLIK). Ja do swojego egzemplarza nie mam takich zastrzeżeń, ale te krytyczne uwagi wskazują, że niestety jakość pudru może zależeć od partii, z której pochodzi. Także entliczek pentliczek ;))) Ja w każdym razie Complexion Perfection polecam każdemu, kto nie boi się zagranicznych zakupów online, szuka pudru o doskonałych właściwościach matujących i jest skłonny zaryzykować 3,5 funta :))) Albo przepłacić na allegro ;)))

sobota, 5 lutego 2011

Żeby mieć, trzeba chcieć ;)))

Żadnym pędzlem, nawet najlepszym i najdroższym, nie wyczarujemy pięknego makijażu, jeśli nie będziemy o niego właściwie dbać. Podstawa to higiena i pielęgnacja. Pędzel musi być nieskazitelnie czysty! W końcu ma bezpośredni kontakt z naszą skórą. Wyobraźcie sobie oblepione zaschniętym podkładem, posklejane, brudne włosie ... Żyjącą tam własnym życiem podejrzaną florę bakteryjną ... Przytknęłybyście coś takiego do twarzy? No właśnie.

Oczywiście istnieją profesjonalne preparaty do czyszczenia pędzli, ale są trudno dostępne. Na szczęście jest mnóstwo skutecznych zamienników, wystarczy się rozejrzeć.

Swoje pędzle, zwłaszcza do podkładu płynnego, piorę po każdym użyciu (przyznaję, że w przypadku innych zdarzają się odstępstwa od tej reguły). Dlatego dobrze, żeby detergent, jaki do tego stosuję, był łagodny. Zwykle sięgam po prostu po delikatny szampon dla dzieci, na przykład mój ulubiony Babydream, który kupuję specjalnie do pielęgnacji pędzli.


Butla kosztuje około 10 złotych i mieści 250 ml produktu. Szampon jest wydajny, opakowanie wystarcza na dobrych kilka miesięcy, a w ruch idzie codziennie. W ciepłej wodzie łagodnie się pieni, dokładnie usuwając z pędzli wszelkie pozostałości podkładów, pudrów, korektorów, cieni. Dobrze się przy tym wypłukuje.

Samo czyszczenie pędzli to jednak dopiero połowa sukcesu. Równie ważny jest sposób ich suszenia. Po praniu warto delikatnie odcisnąć wodę z pędzli w miękki ręcznik (ja używam do tego doskonale chłonącej wilgoć mikrofibry) i odłożyć je w pozycji do góry nogami (włosiem w dół), jeśli znajdziecie na to skuteczny i wygodny sposób. Ja nie znalazłam, dlatego wbrew sztuce tego nie robię :) Odkładam je po prostu w pozycji horyzontalnej, wierząc, że nie szkodzę im za bardzo ;))) Generalnie chodzi o to, aby nie pozwolić wodzie spłynąć po włosiu w stronę trzonka, bo to na bank po jakimś czasie skończy się katastrofą. Pędzel się rozklei, włosie wypadnie, a trzonek, jeśli jest drewniany, nieestetycznie napuchnie.

Przyjemnie sięgać rano po świeżutki, czyściutki pędzel, co? Żeby to mieć, musi się chcieć ;))) Wiem, że czasami "się nie chce" albo brakuje czasu, ale pierzmy pędzle, z dbałości o nie i dla dobra naszej skóry.

piątek, 4 lutego 2011

Efekt "WOW" ;)))

Pędzel typu duo fiber to dla mnie absolutny must have. Cenię duo fibery za ich niezwykłą uniwersalność. Doskonale nadają się aplikacji płynnych podkładów, świetnie radzą sobie z sypkimi, nakładanymi na duże powierzchnie korektorami, są idealne do delikatnego muskania policzków różem. Dzięki nierównej długości włosia wszelkie kosmetyki aplikowane są wyjątkowo oszczędnie, co czyni makijaż lekkim i prawie niewidocznym. Nic dziwnego, że mam aż trzy takie pędzle. Ale jeden się wyróżnia, deklasując pozostałe. Mój najnowszy pędzlowy nabytek, MAC nr 187 :)))




Obok MACa widzicie moje dwa wysłużone duo fibery z Coastal Scents. Lubiłam je i wydawały mi się świetne, ale MAC to zupełnie inna jakość, zrozumiałam to, jak tylko wzięłam ten pędzel to ręki. Jego włosie jest wyjątkowo miękkie, ale nie to go wyróżnia, znam mnóstwo dużo tańszych pędzli, które nie ustępują mu pod tym względem. Różnica tkwi w elastyczności / sprężystości włosia i w jego gładkiej strukturze. Nie bez znaczenia jest też jego idealna wręcz gęstość, nie za zwarta, nie za luźna. Podkład nakładany tym pędzlem rozprowadza się niezwykle równomiernie i niemalże sam! Kilka ruchów ręką i makijaż gotowy. Bez smug, bez nierówności, bez podrażniania skóry. Używam go codziennie i za każdym razem w myślach wzdycham "WOW!" ;))) Wybaczyłam mu nawet, że podczas prania na początku gubił pojedyncze włoski. Przyznaję, że wydawało mi się to skandaliczne w przypadku pędzla kosztującego 42 dolary.

Bo niestety za jakość trzeba płacić ... Pędzle MACa są po prostu bardzo drogie, zwłaszcza w Polsce, gdzie ich ceny są sporo wyższe niż w Stanach. Ta różnica jest dla mnie niezrozumiała. Muszę chyba jednak przejść nad nią do porządku dziennego, bo 187 tak mnie urzekł, że na poważnie rozważam zakup innych pędzli tej marki :)))

wtorek, 1 lutego 2011

Młodość nie wieczność ;)

Młodość nie wieczność, za mną kolejne urodziny :))) Nawet nie pytajcie które ;))) Na szczęście upływ czasu skutecznie osładzają urodzinowe prezenty, zwłaszcza te zupełnie niespodziewane :)))

Kilka dni temu, kompletnie się nie spodziewając, odebrałam wielką pakę, której nadawcą, jak się okazało, ponownie była Reniakicia. Pamiętacie, jak chwaliłam się Wam prezentem świątecznym od niej? KLIK Co prawda nie wiem, czym sobie zasłużyłam, ale tym razem dostałam prezent urodzinowy. A raczej całą masę prezentów. Popatrzcie, co znalazłam w środku :)

Od razu moją uwagę przykuła urocza Nawilżająca pomadka - błyszczyk polskiej marki Celia. Apetycznie pachnąca, miękka, odżywcza, w świetnym neutralnym kolorze :)


Zachwyciły mnie też mydła. Oszołamiająco pachnące libańskie mydło bursztynowe ...



... oraz zabawna mydlana figurka, z której na pewno nie zrobię użytku, bo szkoda by mi było tego pięknego kotka ;)))


Renia hojną ręką dorzuciła też sporo rozmaitych sampli :)


A żeby nie było nudno, prezenty urozmaiciła pastami paprykowymi przytarganymi z niedawnej wycieczki na Węgry :)))


Na koniec skomplementowała mnie takim oto obrazkiem :)))


Reni jeszcze raz dziękuję, a Was serdecznie zapraszam na jej raczkującego, ale obiecująco zapowiadającego się bloga Szminką po lustrze KLIK. Poczytacie tam przede wszystkim o niszowych markach naturalnych, których Renia jest znawczynią, ale nie tylko. Renia ma nosa do dobrych kosmetyków, ale ma też oko do niebanalnej biżuterii, mam nadzieję, że będzie nam ją pokazywać. A od czasu do czasu relacjonować te wszystkie arcyciekawe wydarzenia kulturalne, w których z prawdziwą pasją bierze udział. Zajrzyjcie do niej koniecznie :)))