Pół roku temu pisałam Wam (KLIK) o moich próbach wzmocnienia włosów popularną kuracją preparatami Radical polskiego Laboratorium Kosmetyków Naturalnych Farmona.
Linia Radical przeznaczona jest do pielęgnacji włosów słabych, zniszczonych i wypadających. Jej składniki aktywne to wzmacniający włosy ekstrakt ze skrzypu polnego, regenerująca je i nawilżająca prowitamina B5, wyrównujące ich strukturę i chroniące przed uszkodzeniami proteiny jedwabne oraz inulina, która ma ułatwiać rozczesywanie.
Moja kuracja trwała cztery miesiące, potem już tylko obserwowałam trwałość jej efektów.
Zużyłam w tym czasie ...
... cztery szampony, w tym dwa wzmacniające, do częstego mycia włosów zniszczonych i wypadających oraz dwa do włosów farbowanych, wymagających intensywnej regeneracji i ochrony koloru ...

... dwie odżywki wzmacniająco - regenerujące ...
... oraz jedną mgiełkę wzmacniającą.
Co tu dużo gadać, kuracja jest skuteczna. Pierwsze efekty zauważyłam już po kilku tygodniach. Zdecydowanie mniej włosów wypadało mi podczas mycia i szczotkowania. Zachwyciło mnie to, bo dotychczas moje wypadające włosy w czasie wszelkich zabiegów pielęgnacyjnych były dosłownie wszędzie. Radical zdecydowanie pomógł mi się z tym uporać. Drugim sygnałem, że kondycja włosów się poprawiła, był przyjemny komentarz fryzjerki, która dostrzegła na mojej głowie mnóstwo tzw. "baby hair". Można więc uznać, że Radical nie tylko włosy wzmocnił, ale sprzyjał też odrastaniu tych, które wypadły wcześniej.
Zadowolona z efektów, po czterech miesiącach kurację przerwałam, wracając do zwykłej pielęgnacji. Po kilku tygodniach mogę stwierdzić, że niestety nie była to dobra decyzja, bo problemy powoli wracają. Stąd wniosek, że Radical jest skuteczny, ale warunkiem tej skuteczności jest regularność i konsekwencja w stosowaniu serii. Jeśli nie całej, to przynajmniej szamponu :)))
Uważam, że szampon to najmocniejsza strona tej linii pielęgnacyjnej. Jest łagodny, nadaje się do częstego stosowania (ja myję swoje włosy codziennie) i wyraźnie działa, spełniając obietnice producenta. Lubię też jego charakterystyczny ziołowy zapach, choć wiem, że niektórych on drażni.
Co do odżywki, uczucia mam mieszane. Denerwowała mnie ciężka, szklana butelka z dozownikiem, który doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Denerwowała mnie przedziwna jak na odżywkę konsystencja przypominająca wodę. Trudno aplikowało się ją na włosy i skórę głowy. Na pewno miała działanie wzmacniające, nie wykazywała jednak innych cech, których od odżywki oczekuję - nie wygładzała włosów i nie ułatwiała ich rozczesywania. Mam bardzo długie włosy i nie jest to dla mnie sprawa bez znaczenia. Kończyło się tym, że sięgałam najpierw po zwykłą odżywkę do spłukiwania, a dopiero potem po odżywkę Radical, traktując ją raczej jak ziołową wcierkę. Niestety wydłużało to rano czas przeznaczony na zabiegi pielęgnacyjne, który jak wiecie, w ferworze przygotowań do wyjścia jest szczególnie cenny.
Mgiełka natomiast okazała się po prostu katastrofą. Zużyłam tylko jedno jej opakowanie i więcej nie zamierzam po nią sięgać. Włosy po jej zastosowaniu, które w założeniu miały stawać się jedwabiste i błyszczące, robiły się jak siano, szorstkie i matowe. I to niezależnie od tego, czy aplikowałam ją na włosy mokre, wilgotne czy suche. Nawet jeśli jest integralnym elementem kuracji, wolę zaryzykować jej niepełną skuteczność, niż mieć na głowie druty.
Radical to dla mnie prawdziwe odkrycie, to kosmetyczna perła za grosze. Ale nie radzę sięgać po wszystkie produkty serii bezrefleksyjnie, bo na własnym przykładzie przekonałam się, że nie warto. Na pewno zostanę wierna szamponowi, jest rewelacyjny. Będę prawdopodobnie od czasu do czasu wracać do odżywki, bo mimo pewnych mankamentów, z pewnością wzmacnia działanie szamponu. Mgiełce już dziękuję. Ale za to z ciekawości dam pewnie szansę serum witaminowemu i ampułkom z kompleksem odżywczym stymulującym wzrost włosów, z którymi dotąd nie miałam do czynienia. I niech włos z głowy nie waży się spaść! ;)))