Mój romans z Misshą w kompakcie trwa od prawie dwóch tygodni. W tym czasie przeszłam od pierwszej euforii nad jej niewątpliwymi zaletami, poprzez chwilowe zwątpienie, aż do wyrozumiałej akceptacji nielicznych, ale odczuwalnych wad.
Przypomnę, chodzi o BB krem w kompakcie,
Missha M Cover BB Balm Pact. Coś niecoś pisałam już o nim
TUTAJ i
TUTAJ :)))

(Obrazek: www.misshaus.com)
Zalety?
- najjaśniejszy BB krem, z jakim miałam do czynienia,
- bardzo naturalny, wtapiający się w skórę kolor,
- doskonałe krycie, najlepsze, z jakim w przypadku BB kremów się zetknęłam,
- wysoka ochrona przeciwsłoneczna (SPF 50+ PA+++),
- brak skłonności do zapychania skóry,
- odczuwalne właściwości kojące,
- widoczne, optyczne wygładzanie skóry,
- trwałość,
- wydajność,
- urokliwe, higieniczne opakowanie.
Wady?
- gęsta konsystencja, sprawiająca, że łatwo można przesadzić z ilością kremu aplikowaną na twarz,
- kiepska współpraca z pędzlami o gęstym włosiu i z gąbeczką,
- brak subtelności tradycyjnego BB kremu.
Producent obiecuje trwały makijaż kojący podrażnienia, wyrównujący koloryt, zapewniający nawilżenie, odżywienie i uelastycznienie skóry, co krem osiągnąć ma dzięki zawartości kolagenu, witamin i protein pochodzących z kawioru, skwalanu o właściwościach antyoksydacyjnych oraz pudru absorbującego nadmiar sebum. I rzeczywiście, Missha M Cover Pact spełnia te obietnice, choć trzeba nauczyć się, jak się z tym produktem obchodzić. Bo tak jak wspominałam, nie przypomina tradycyjnego, płynnego BB kremu. Gęsta konsystencja utrudnia aplikację, sprawia, że makijaż jest bardziej widoczny. Dzieje się tak pewnie dlatego, że jest też mocniej napigmentowany, ale z drugiej strony dzięki temu poziom krycia jest naprawdę imponujący. Dlatego zainteresowanym tym kremem polecam nie zrażać się pierwszymi, prawdopodobnie nieudanymi testami, tylko poszukać swojego własnego, optymalnego sposobu aplikacji. Ja też szukałam, metodą prób i błędów :)

Gąbeczka dołączona do tego kremu jakoś mnie nie przekonała, dlatego pierwszych testów dokonałam flat topem (pędzlem o ściętym płasko włosiu, zapewniającym dobre krycie). Okazał się jednak zbyt gęsty, nabierał za dużo produktu i makijaż nie wyglądał ładnie, wyraźnie się odznaczał. Nie zrażona niepowodzeniem, sięgnęłam po Beauty Blender (czyli gąbeczkę w kształcie jajka do aplikacji na mokro), który do tej pory nie z takimi zawodnikami sobie radził. Ale efekt też mnie nie zadowolił. Owszem, krem rozprowadził się równomiernie, ale ciągle miałam wrażenie, że jest go na twarzy za dużo. Ostatecznie sięgnęłam po pędzel typu duo fiber (z włosiem o różnej długości), co okazało się strzałem w dziesiątkę. Duo fiber nabiera minimalną ilość kremu, a dzięki dość luźnemu włosiu pozwala na osiągnięcie efektu makijażu prawie niewidocznego.
Mimo tak oszczędnej aplikacji, krem nadal zapewnia doskonałe krycie. Spójrzcie na porównanie, na pierwszym zdjęciu moja skóra saute, na drugim dwie cieniusieńkie warstwy M Cover, bez nawet odrobiny korektora.

Co do trwałości, to oczywiście nie należy spodziewać się matu od rana do nocy. Wiadomo, po jakimś czasie twarz nabiera błysku, jednak niewątpliwą zaletą tego produktu jest fakt, że makijaż zrobiony przy jego użyciu mimo upływu godzin trwa nienaruszony, to znaczy nie ściera się i nie spływa. A błysku bez problemu można pozbyć się chociażby absorbentką. Trwałość łatwo też przedłużyć jakimś finisherem (producent zresztą zaleca makijaż w trzech krokach: baza + M Cover + puder). Ja lubię go w połączeniu z Complexion Perfection E.L.F.
Trudno porównać kompakt do zwykłego BB kremu. Mam wrażenie, że to dwa zupełnie różne produkty. M cover może nie spodobać się fankom lekkości kremu w płynie, kompakt jest bowiem zdecydowanie treściwszy, co pociąga za sobą cechy, o których pisałam wyżej. Nie daje też rozświetlenia, do jakiego przyzwyczaiły nas tradycyjne BB kremy, jego wykończenie jest zaledwie lekko satynowe, co również może być pewnym rozczarowaniem. Owszem, jest też cięższy i bardziej widoczny, ale z drugiej strony bardziej odżywczy, otulający skórę. Moim zdaniem świetny na zimę (polecany jest zresztą przez producenta jako krem idealny dla uprawiających sporty zimowe).
Jak widzicie, romans pełen wzlotów i upadków ;) Prawdziwa sinusoida: kocham, nie kocham, kocham, nie kocham ... Kocham! Aż do następnego romansu ;)))