Zauważyłam spore zainteresowanie tematem BB kremów. Ponaglacie mnie, nie mogąc doczekać się recenzji. Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość, bo rzetelne testy muszą zabrać trochę czasu. Chociaż co do wartości pielęgnacyjnych BB kremów i tak nawet nie zamierzam się wypowiadać, bo kupiłam opakowania miniaturowe, wystarczające na zaledwie kilkakrotne zastosowanie. To za mało, żeby z cerą mogło zacząć się coś dziać. Ale już po kilku użyciach mogę wydać ocenę co do efektu estetycznego. I skoro tak się niecierpliwicie, napiszę parę słów o BB kremie, od którego zaczęłam testy, tzn. o Lioele Beyond Solution.

(Obrazek: www.lioele.en.ec21.com)
Przyznaję, że z tym kremem, bestsellerem marki, wiązałam największe nadzieje, bo właśnie on został mi wskazany przez internetową wyszukiwarkę dopasowującą konkretny BB krem do potrzeb naszej cery (BB Finder
KLIK). W dodatku producent obiecuje spektakularne wygładzenie i równomierne krycie. I co? Pstro :) Rozczarowanie :(
Ale po kolei.
Opakowanie jest urocze i, mimo że to miniaturka, całkiem wygodne i funkcjonalne.

Schody zaczęły się przy aplikacji.
Machnęłam ostatecznie ręką na konsystencję, bo znając skład kremu nie spodziewałam się niczego ultralekkiego, ale i tak przyzwyczajona do makijażu mineralnego jakoś tak nieszczególnie odebrałam ten gęsty, tłustawy krem. Rozprowadzał się jednak całkiem przyjemnie i miękko, tu plus. Myślę, że dziewczyny stosujące tradycyjne, płynne podkłady będą bardzo zadowolone, nie rozumiejąc nawet moich zastrzeżeń. Minerałoholiczki natomiast mogą nieco się krzywić :)
Stopień krycia faktycznie był zaskakujący. Nie idealny, ale wystarczający, nie musiałam posiłkować się korektorem. Coś tam prześwitywało, ale nie czułam się źle. Cera została ładnie wygładzona, jednak nie zauważyłam tego słynnego wypełnienia rozszerzonych porów. Po prostu od skóry fajnie odbijało się światło, bo wykończenie nie jest matowe, a takie lekko satynowe (miłośniczki matu nie będą zadowolone). Mimo to moja skłonna do przetłuszczania się cera nie wyglądała niezdrowo, krem nadał taki błysk "kontrolowany", naturalne sebum trzymając w ryzach.
Nadspodziewanie ciężką konsystencję i nie do końca dokładne krycie mogłabym zaakceptować. Ale największy minus najbardziej wpływający na całokształt moich odczuć to kolor. Co do zasady BB kremy są uniwersalne i teoretycznie powinny wtopić się w każdą cerę. W praktyce trzeba znaleźć BB krem, który charakteryzuje się nie tyle dobrze dobranym kolorem, jak w przypadku zwykłego podkładu, ale odpowiednią tonacją. Z Lioele zupełnie nie trafiłam. Ma co prawda niezłe krycie, ale jest też przez to dość mocno napigmentowany, trudno oczekiwać, że wtopi się idealnie, zwłaszcza w jasną skórę, np. taką jak moja. Wydaje mi się, że najbardziej pasowałby dziewczynom wybierającym zwykle podkłady w kategorii beige lub tan. Bladolice, zapomnijcie o nim.
Spróbuję pokazać Wam ten krem w porównaniu do dość jasnego Bourjois Healthy Mix nr 51 Light Vanilla. To jedyny tradycyjny podkład, jaki mam, więc musi wystarczyć :) Jest dość popularny, więc mam nadzieję, że takie porównanie da Wam jakieś wyobrażenie o odcieniu Lioele.


A tak prezentował się na twarzy.

W sumie gdyby nie ten kolor, to byłoby przyzwoicie. Byłam tamtego dnia w knajpie, na spacerze, miałam gości, przetrwał wszystko. Makijaż nie spłynął, nie starł się. Ale nie czułam się komfortowo, wiedziałam, że kolor się odznacza. Krem nie dał też tak spektakularnego wygładzenia, żeby mi tę niedogodność zrekompensować. Także bez żalu puszczam Lioele Beyond Solution w świat z nadzieją, że komuś innemu (Fanka :***) lepiej się przysłuży. W mojej kosmetyczce nie ma dla niego miejsca.