Uwierzcie, trudno wybrać coś z karty dań napisanej w obcym języku. Co prawda cyrylicę czytam bez problemu, ale jednak ukraiński nie jest aż tak podobny do polskiego, jakby się mogło niektórym wydawać ;))) Co zrobić, jeśli w dodatku z kelnerką nie można się dogadać? Wybrać coś na chybił trafił! Tym sposobem zaserwowano nam to:
Pieróg? Nie pieróg? Chyba pieróg :))) Pewności nie mam, nie wiem nawet, czy to aby na pewno był specjał ukraiński, bo w knajpie podawano też kuchnię włoską ("pizza" zrozumiałam ...) i grecką (wiele mówiąca nazwa lokalu: "El Greco"). W każdym razie pyszne było! W środku smaczne warzywno - mięsne nadzienie.
A potem deser! :))) W opisywanej już kiedyś Kawiarni Wiedeńskiej.
Był tak pyszny, że z przyjemnością wróciliśmy tam na coś słodkiego także następnego dnia.
A pozostałe posiłki? Odkryliśmy fantastyczną włoską pasterię, zasługującą na osobnego posta :))) Wszystko Wam dokładnie pokażę i opiszę.
Tymczasem na zakończenie akcent, który mnie nieco rozczulił, przypomniał dawne czasy. Sprzedawany na wagę, prosto w gazetowe rożki, prażony słonecznik :)
Saturatory też były :)))
Zjadlabym takich pestek... :)
OdpowiedzUsuńSaturatory :D U mnie w Łodzi też są, uwielbiam napój o smaku kiwi...
OdpowiedzUsuńKamilanno, częstuj się ;)))
OdpowiedzUsuńAnonimie, smak kiwi to już jednak znak czasów :)))
Jadłaś mus czekoladowy? :P
OdpowiedzUsuńVioll, nie tym razem. Deser lodowy z owocami i gruszki po wiedeńsku :)))
OdpowiedzUsuń