Czasy się zmieniają, szybkim krokiem idzie nowe. Dziś młode dziewczyny, nastolatki, coraz wcześniej zaczynają korzystać z dobrodziejstw makijażu. Z dobrodziejstwami biorą często jednak w pakiecie także wszelkie jego przekleństwa, bo zwykle brak doświadczenia i umiaru powoduje, że wyglądają po prostu strasznie. Przemalowane, nagle nienaturalnie postarzałe, czasami niestety śmieszne.
Ale ja nie o tym, to nie będzie post o młodzieńczych kosmetycznych wpadkach. Dzisiaj chciałabym wsiąść w wehikuł czasu i opowiedzieć Wam o kosmetyku, który jako pierwszy w swoim życiu kupiłam samodzielnie za z trudem zaoszczędzone z kieszonkowego pieniądze.
Miałam 15 lat (zabawne, co? dziś niektóre 15-latki mają więcej kolorówki niż ja teraz) i mocne postanowienie błyskawicznego wydoroślenia ;))) Byłam przekonana, że to przede wszystkim kwestia wyglądu (no cóż, wybaczcie, miałam tylko 15 lat ...). W każdym razie stało się, kupiłam: mój pierwszy, mój upragniony, mój "dorosły" puder Yardley :))) Wyglądał tak:
(Obrazek: www.mediaonsugar.com)
Część z Was na pewno pamięta ten produkt. Dziś też można go kupić, choć pod inną nazwą (Lentheric, Feather Finish) i z trochę zmienionym designem:
(Obrazek: www.comparestoreprices.co.uk)
Dla 15-letniej dziewczyny, jaką wtedy byłam, ten puder był odrobiną luksusu. Pamiętam dzień, w którym go kupiłam, pamiętam tamten sklep, pamiętam nawet, że obsługiwał mnie mężczyzna.
Puder uwielbiałam, bo pozostawiał skórę aksamitną i zmatowioną. W zasadzie niczego więcej nie potrzebowałam.
Po latach kupiłam go ponownie, już pod nazwą Feather Finish. Cóż, czar prysł :))) Albo nie jest to ten sam produkt, albo mam teraz po prostu dużo większe oczekiwania ... W każdym razie nadal darzę go sentymentem, bo w końcu to on wprowadził mnie w dorosły, kobiecy świat makijażu :)))
Podzielicie się swoimi wspomnieniami? Odgrzebcie w pamięci TEN dzień i TEN kosmetyk :) Co to było?
beauty & lifestyle blog
A ja go mam :D I w sumie nawet lubię :D (tylko po tego typu kosmetykach nie świecę się po chwili, wszystko co przetestowałam z mineralnych pyłków niestety nie daje rady, kiedyś chyba Vril albo Lorane wspominała że ma podobny problem)
OdpowiedzUsuńGeneralnie nie jest zły ;) Znam gorsze
Agusia, ja nie twierdzę, że ten puder jest do niczego. Chodziło mi o to, że jest gorszy niż moje pielęgnowane o nim wspomnienie :)
OdpowiedzUsuńahh pamiętam też miałam taki puder !!!!! ;)))))
OdpowiedzUsuńi ostatnio chciałam go kupić i niegdzie go nie mogę znaleźć gdzie go kupić :(????
W małych drogeriach i na allegro :)
OdpowiedzUsuńMoim pierwszym "dorosłym" kosmetykiem też był prasowany puder ;) Max Factor Creme Puff. Nawet teraz mam w kuferku jeden nowiusieńki, a to że tak leży od 2 lat i czeka na zlitowanie, no cóż :) natchnęłaś mnie, może jutro spróbuję się nim zmatowić ;)
OdpowiedzUsuńMusze sie z Toba zgodzic,ze w/w Yardley nie przypomina w niczym Feather Finish,niestety....
OdpowiedzUsuńMam podobne wspomnienia z marka Yardleya bo oprocz pudru dolaczyly pozniej inne produkty i do tej pory mile wspominam puder do ciala czy perfumy.
Majac mascie lat traktowalam puder jako namiastke luksusu biorac pod uwage zasob kosmetykow oraz mozliwosci portfela;)
Czyli jednak coś jest na rzeczy ...
OdpowiedzUsuńKiedyś Soraya miała podkłady w płynie i to był jeden z moich pierwszych podkładów ;), do tego Puder transparentny w kamieniu Vipera (fajny był wtedy), kredka do oczu w kolorze białym - marki no name, tusz Paloma (hicior tamtych lat), a potem doszedł błyszczyk Pierre Renne w fioletowo - perłowych odcieniach heh ;)
OdpowiedzUsuńTeraz moje preferencje kosmetyczne zdecydowanie się zmieniły, ale fajne to były czasy jak się odkładało pieniądze by móc sobie kupić jakąś kolorówkę ;), albo jak się podkradało coś z kosmetyczki mamy :D
Moim pierwszym "dorosłym" kosmetykiem był puder prasowany Constance Carroll w odcieniu jasny bez :D. I tez dokładnie moge powiedziec gdzie go kupiłam...
OdpowiedzUsuń