Paczka, jaką dostałam od Magazynu Drogeria (o szczegółach tej współpracy wspominałam TUTAJ), była wyjątkowo hojna i bardzo różnorodna w swej zawartości. Jestem przekonana, że o wszystkich produktach z przyjemnością poczytacie, a część z nich być może wzbudzi Wasze szczególne zainteresowanie, gdyż nie wpisują się w nurt popularnych kosmetyków drogeryjnych. Tymczasem serię recenzji rozpoczynam od produktu, z którym prawdopodobnie miałyście okazję się zetknąć, od maseczki z białą glinką naszej rodzimej Bielendy :)))
Bioorganiczna maseczka Glinka biała należy do serii ANTI-AGE w linii Eco Care.
ECO CARE to linia do codziennej pielęgnacji twarzy i ciała, oparta w 100 % na naturalnych wyciągach roślinnych, minerałach i krystalicznie czystej wodzie. Skoncentrowane, silnie działające bogactwa naturalne w najczystszej postaci skutecznie pomagają dbać o zdrowie i urodę.
Według producenta maska ma właściwości oczyszczające, ujędrniające i nawilżające.
Błyskawicznie likwiduje dyskomfort przesuszonej skóry, radykalnie ją wygładza i uelastycznia, redukuje zmarszczki. Usuwa obumarłe komórki naskórka i nagromadzone zanieczyszczenia, tonizuje skórę, regeneruje ją i łagodzi podrażnienia. Doskonale odżywia dojrzałą, pozbawioną jędrności i napięcia skórę, poprawia jej elastyczność i koloryt.
Lubię maseczki glinkowe, z tą też się polubiłam. Co prawda gdybym sama dokonywała wyboru, pewnie sięgnęłabym jak zwykle po właściwszą dla mojej cery glinkę zieloną, również dostępną w linii Eco Care, ale tym samym zalet białej nie miałabym okazji poznać. A ta ma ich sporo. Przede wszystkim jest łagodna, zachowując przy tym właściwości oczyszczające. Aplikowana na zalecane 10 minut nie wysycha na wiór, nie ściąga skóry, pozostawiając ją odczuwalnie miękką, wygładzoną i nawilżoną. Trzeba wierzyć producentowi w jej skoncentrowaną formułę, bo czułam lekkie mrowienie, świadczące o jej aktywności.
Sama aplikacja jest wyjątkowo łatwa, bo w przeciwieństwie do wielu glinek dostępnych w postaci proszku, maski Bielendy nie trzeba rozrabiać, a potem po tym zabiegu sprzątać :) To po prostu biała pasta, gotowa do użytku. Konsystencja jest zwarta, ale nie tępa, raczej przyjemnie kremowa, pozwalająca bez trudu rozprowadzić maskę na skórze. Walory maski dodatkowo podnosi jej zapach. Delikatny, ale wyczuwalny, na pewno nie drażniący, raczej relaksujący. Dla mnie nieco orientalny, jakby kadzidlany.
Masce nie można odmówić skuteczności i to jest jej najważniejsza zaleta. Wygodna aplikacja również nie jest bez znaczenia. Przyczepię się jednak do opakowania, bo saszetki to coś, czego po prostu nie lubię, a tak są właśnie pakowane glinki Bielendy. Maseczka może być niby stosowana na twarz, szyję i dekolt, ale ja praktycznie zawsze ograniczam się do twarzy i trudno mi zawartość saszetki zaaplikować jednorazowo. Zawsze mam problem, jak to potem przechowywać, jak zabezpieczyć przed wysychaniem. Oczywiście dobrze jest móc kupić niewielką ilość produktu na testy, ale kiedy jestem już do czegoś przekonana, wolałabym też mieć możliwość zakupu pełnowymiarowego opakowania. Cóż, w tym przypadku nie mam. Maska dostępna jest wyłącznie w saszetkach. Za około 5 złotych dostajemy dwie osobno pakowane porcje, każda o pojemności 5 ml. Jednorazowo nie jest to duży wydatek, cena jest przystępna, jednak wystarczy policzyć, ile kosztowałaby tubka tego specyfiku ... Może i lepiej, że dostępne są wyłącznie tanie saszetki, łatwiej zdecydować się na zakup :))) Tym bardziej, że do ich estetyki w zasadzie nie można mieć zastrzeżeń, graficznie są bardzo udane. Poza tym dzięki oznaczeniu Eco Care wzbudzają zaufanie do produktu, które kryją, przywodząc skojarzenia z naturalnymi, bezpiecznymi składnikami.
Dobry produkt. Łatwo dostępny, skuteczny, choć jak dla mnie kiepsko pakowany. Oczywiście to kwestia indywidualnych upodobań, bez związku z jakością maski. Tę oceniam wysoko. Mam zamiar od czasu do czasu ulubioną zieloną glinkę zdradzać z białą. I nie zamierzam się z tą zdradą kryć :DDD
Nie cierpię maseczek w saszetkach, wybieram tubki!
OdpowiedzUsuńMadAsHatter, coś nas łączy :))) Jeśli mam wybór, też wybieram tubkę :)
OdpowiedzUsuńja też wolę w tubce:)))
OdpowiedzUsuńteż wolę tubki :D
OdpowiedzUsuńtubki górą! Saszetki są meczące ;)
OdpowiedzUsuńMam maseczkę z glinki, choć innej firmy. I ma ona tą zaletę, że jest w tubce ;) Uwielbiam ją! (ale jestem oryginalna) ;) hehehe
OdpowiedzUsuńtrzeba będzie wypróbować :)
OdpowiedzUsuńno to kolejny produkt na listę zakupów ;)
OdpowiedzUsuńco do saszetek - niestety nie zawsze jest wybór, ale też wolę produkt w pudełeczku bądź tubce, bo nie lubię rozcinania i babrania się w tym wszystkim.
i ja :D
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, uwielbiam te maseczki, zresztą najbardziej zieloną glinkę, o której wspomniałaś:)
OdpowiedzUsuńzgadzam się z Tobą, świetna maska, ale saszetki są strasznie niewygodne ;/ z drugiej strony cena... no właśnie, coś za coś.
OdpowiedzUsuńMialam ja i ogolnie dobrze wspominam:D
OdpowiedzUsuńOj też nie lubię saszetek. Używam maseczki z glinką raz na tydzień, a zazwyczaj saszetka starcza na więcej niż 1 raz. Po tygodniu od otwarcia nie nadaje się do niczego. Dlatego teraz kupiłam sobie z Dermaglinu maseczkę glinkową "instant"- sam proszek, wsypuję i dodaję wody :)
OdpowiedzUsuńLubię maseczki z tej serii ale dla mnie trochę drogo jak tylko na saszetkę
OdpowiedzUsuńBardzo lubie białą glinkę .Mieszam ją z hudrolatem różanym ,albo wsypuje do kapieli ;)
OdpowiedzUsuńWoman Land, Asqua, Stri Linga, jak widać, więcej nas :)))
OdpowiedzUsuńKatalina, dla mnie glinki są po prostu najskuteczniejsze. Lubię też błotko z Morza Martwego :)
Simply, zachęcam :)
Fiolka, no właśnie, najlepiej byłoby, gdyby dostępne były i saszetki, i tubki, do wyboru :)
MoodHomme, ale że co? że tubki? :DDD
Mlodaa, dziękuję, zapraszam na kolejne :)
Eveleo, ciekawe, z czego to wynika, że tak ładują w saszetki ... Jakieś badania rynkowe? Chyba nie, skoro wszystkie wolimy tubki :ppp
Kleopatre, bo po prostu działa :)
Zoila, takie "instant" też oczywiście mam. Trochę trzeba się ubabrać, żeby je rozrobić, ale przynajmniej mamy dokładnie taką porcję, jaka jest nam jednorazowo potrzebna :)
Monia, tak naprawdę to taki set dwóch saszetek, pisałam o tym :)
Mami, do kąpieli jeszcze glinek nie wsypywałam, muszę spróbować :)
Ja akurat nie mam problemu z maseczkami w saszetkach, bo dla mnie 10 ml jest idealne na jeden raz ;)
OdpowiedzUsuńBella, nie obraź się, ale taką ilością to ja bym się chyba do kolan wysmarowała ;)))
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńkawaii-doll-kawaii-doll.blogspot.com/
moja ulubiona maseczka!:)
OdpowiedzUsuńja całą saszetke pakuję na jeden raz na twarz i wg mnie jest ok, nie oszczędzam, aczkolwiek firma mogłaby wprowadzic większe ilosci w tubkach...
Ja też bardzo lubię glinkę zieloną ale własnie jej przygotowanie zniechęca mnie do używania,chętnię wypróbuję zieloną z Bielendy :)
OdpowiedzUsuńKawaii, witaj :)
OdpowiedzUsuńNa Krawędzi, dla mnie zawartość saszetki to zdecydowanie za dużo, wolałabym móc dozować sobie ilość z tubki :)
Marta, w takim razie taka gotowa postać powinna być dla ciebie wybawieniem :)
nie miałam jeszcze okazji używać białej glinki, bo zawsze sięgam po zielone :) ale skoro otwarcie przyznajesz się do zdrady, to ja też się za maską obejrzę :) chociaż kiedy patrzę na moje maseczkowo-saszetkowe zbiory to kolejna stanowczo nie jest mi potrzebna...
OdpowiedzUsuńAdrianna, zbiory w końcu się skurczą ;)))
OdpowiedzUsuńNiedobre mam doświadczenia z maseczkami Bielendy. A saszetki są jednoczesnie praktyczne (na jeden raz, można zabrać w podróż) i wkurzające (zwykle wyciskają maskę z tubki mam ją na całych rękach). Cóż jednak począć. Tak jest pakowana większość znanych mi maseczek.
OdpowiedzUsuńChętnie wypróbuję;)
OdpowiedzUsuńz Bielendy mam peeling plus maseczke z Arbuzem i jestem w nim zakochana, to jest jak do tej pory najlepsza maseczka jaką miałam
OdpowiedzUsuń