Jak już Wam wspominałam, jakiś czas temu otrzymałam do testów krem do ciała Nutriextra Vichy. Kilka blogerek zdążyło już o tym produkcie napisać, nie jest więc on pewnie dla Was zupełną nowością, ale tak czy inaczej zapraszam do lektury mojej recenzji.
(Zdjęcie: www.vichyconsult.pl)
A recenzentką w tym przypadku jestem idealną :))) Mam bardzo suchą, wymagającą skórę ciała, a jednocześnie nie przepadam za balsamowaniem i najchętniej robiłabym to jak najrzadziej. Do regularności jest w stanie skłonić mnie wyłącznie łatwość aplikacji i fajny zapach. Po prostu denerwuje mnie ten codzienny rytuał męczącego wmasowywania, a potem niecierpliwego oczekiwania aż wszystko się wchłonie. Co w przypadku niektórych produktów, zwłaszcza o natłuszczającej, cięższej formule, nie następuje nigdy ... Nie znam nikogo, kto lubiłby to uczucie lepkości.
Krem do ciała, który zgodnie z obietnicą producenta ma być odżywczy, a przy tym lekki, a w dodatku może być stosowany co drugi dzień, wydaje się spełnieniem moich marzeń. Po kilku tygodniach testów mogę ocenić, czy marzenia faktycznie się spełniły :)))
Wiecie już, czego oczekiwałam. Pierwsza konfrontacja oczekiwań z rzeczywistością okazała się całkiem przyjemna. Otworzyłam słoik (pękaty, pojemny, mieszczący aż 400 ml kremu) i poczułam fajny, lekki zapach. Dość długo nie mogłam go zidentyfikować, wiedziałam jedynie, że skądś go znam, tylko nie umiem nazwać. W końcu mnie olśniło! To melon! Tak, dla mnie krem Nutriextra ma ożywczy, świeży zapach melona.
Potem pierwsza aplikacja. Krem okazał się treściwy, gęsty, ale zadziwiająco łatwo rozprowadzał się po skórze. To dla mnie duży plus, tak jak pisałam, nie lubię mozolnego wcierania, wklepywania. A tu miła niespodzianka, mimo zwartej konsystencji w kilku ruchach udało mi się wysmarować się od przysłowiowych stóp do głów. Skóra momentalnie nabrała elastyczności i miękkości.
I w tym momencie zaczęły się schody ... Owszem, łatwo było krem zaaplikować, ale mimo upływających minut ciągle czułam go na sobie. Zrozumiałam, że muszę pogodzić się z lepką warstewką, jaka pozostaje na skórze. Fakt, efekt ten świadczył o natłuszczających, odżywczych walorach kremu, ale jednak miałam nadzieję, że da się tego uniknąć.
Oczywiście nie zniechęciłam się, postanawiając dać Nutriextra szansę. Z każdą kolejną aplikacją skóra wyglądała coraz lepiej i była w coraz lepszej kondycji. Powoli znikał przesusz z ramion i łydek. Faktycznie mogłam pozwolić sobie przy tym na aplikację co drugi dzień! Z biegiem czasu nawet rzadziej, bo jednak denerwowała mnie ta lepkość i straciłam serce do regularności. No i aplikowałam coraz mniejsze ilości, licząc na to, w sumie słusznie, że mniejsza ilość kremu w efekcie zminimalizuje dyskomfort związany z natłuszczeniem ciała. Mimo to efekt się utrzymywał, skóra nie była ściągnięta ani podrażniona, nawet jeśli smarowałam się co kilka dni.
Potem pierwsza aplikacja. Krem okazał się treściwy, gęsty, ale zadziwiająco łatwo rozprowadzał się po skórze. To dla mnie duży plus, tak jak pisałam, nie lubię mozolnego wcierania, wklepywania. A tu miła niespodzianka, mimo zwartej konsystencji w kilku ruchach udało mi się wysmarować się od przysłowiowych stóp do głów. Skóra momentalnie nabrała elastyczności i miękkości.
I w tym momencie zaczęły się schody ... Owszem, łatwo było krem zaaplikować, ale mimo upływających minut ciągle czułam go na sobie. Zrozumiałam, że muszę pogodzić się z lepką warstewką, jaka pozostaje na skórze. Fakt, efekt ten świadczył o natłuszczających, odżywczych walorach kremu, ale jednak miałam nadzieję, że da się tego uniknąć.
Oczywiście nie zniechęciłam się, postanawiając dać Nutriextra szansę. Z każdą kolejną aplikacją skóra wyglądała coraz lepiej i była w coraz lepszej kondycji. Powoli znikał przesusz z ramion i łydek. Faktycznie mogłam pozwolić sobie przy tym na aplikację co drugi dzień! Z biegiem czasu nawet rzadziej, bo jednak denerwowała mnie ta lepkość i straciłam serce do regularności. No i aplikowałam coraz mniejsze ilości, licząc na to, w sumie słusznie, że mniejsza ilość kremu w efekcie zminimalizuje dyskomfort związany z natłuszczeniem ciała. Mimo to efekt się utrzymywał, skóra nie była ściągnięta ani podrażniona, nawet jeśli smarowałam się co kilka dni.
Także podsumowując, Nutriextra to niezły zawodnik. Doskonały specyfik dla osób z ekstremalnie suchą skórą, potrzebujących skutecznej, długotrwałej pomocy, wybaczający brak regularności w stosowaniu :) Na pewno za treściwy dla osób ze skórą zdrową, nie wymagającą szczególnej pielęgnacji. Nie idealny, ale skuteczny, co dla niektórych może być ważniejsze niż dyskomfort wynikający z ciężkiej formuły. Dla mnie nie jest ważniejsze ... Nutriextra wolę traktować nie jako stały element pielęgnacji, ale raczej jako ratunek w sytuacjach krytycznych. Dobrze wiedzieć, że mam go pod ręką w razie naprawdę złej kondycji skóry. Ale ideału szukam dalej. Cóż, moje marzenia nadal do spełnienia ;)))
Ja dostałam kilka próbek tego kremu i właściwości tego kremu są cudne, ale jego zapach mnie drażni kojarzy mi się z namoczonymi w wodzie jakimi kolwiek kwiatmi
OdpowiedzUsuńbardzo fajna recenzja, tym bardziej, że po zimie wszystkie borykamy się z jakimś suchym elementem ciała :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
pozdrawiam ciepło
Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuńJa muszę się zabrać za opis mleczka do ciała z tej samej serii, ale to w przerwie świątecznej :D, jak szał na GR na moim blogu minie, na razie nie będę miała siły przebicia hehehehe
Buźka :***
Ehh, a już myślałam, że na czymś zaoszczędzę. Mam taką samą skórę jak Ty i takie same wymagania. Póki co podołało tylko masło TBS mango, ale też wchłania się dość długo więc ja na noc się smaruję. Ale efekt jest tego warty, bo tak ładnej skóry jak po nim to nigdy nie miałam. No i też można spokojnie co 2 dzień się smarować ;)
OdpowiedzUsuńJa też strasznie nie lubię wieczornego rytuału balsamowania i unikam jak ognia. Jednak moja skóra jest sucha i często po kąpieli ściągnięta więc jest to przykra konieczność. U mnie to nawet najpiękniejszy zapach mi w końcu "obrzydnie" jeśli chodzi o balsamy ;p
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi ten balsam i opinia zachecajaca. Musze dorwac gdzies probki :)
OdpowiedzUsuńA ja zauważyłam u siebie, że systematyczność jednak popłaca. Już na początku ciąży zauważyłam zmianę skóry ciała z normalnej na suchą i b. suchą. Nudności i złe samopoczucie powodowały, że nie chciało mi się smarować czymkolwiek i robiłam to raz na kilka dni mimo przerażenia stanem skóry na ramionach, nogach... Po 1 trymestrze kiedy wróciłam do sił witalnych powróciłam do masła bursztynowego Ziaji, który swoim zapachem uprzyjemnia aplikację. Smaruję się codziennie (ramiona, dekolt, szyję i nogi) i uratowałam moją skórę. Jest taka jak kiedyś, gładka, pachnąca, delikatna i miękka, a jednocześnie sprężysta na tyle ile jest to możliwe myślę w stanie odmiennym :) Polecam systematyczność ! :) Pozdrawiam ciepło :) Właśnie dziś kupiłam odżywkę z do brwi z Virtuala, którą polecałaś ostatnio :)
OdpowiedzUsuńgdyby nie parę świństw w składzie, to bym się na niego pokusiła ;)
OdpowiedzUsuńYasminello, ależ masz skojarzenie :)))
OdpowiedzUsuńAgatha, witaj :)))
Agnieszka, dzięki :*
No widziałam właśnie, co tam się u ciebie dzieje :DDD
Greatdee, TBS jeszcze nie testowałam, bo czekam na wyniki waszego głosowania. Macie pierwszeństwo wyboru przecież ;)))
Kizia, a mnie właśnie zapach zwykle kręci :)))
Moodlishko, podobno są dostępne, także pytaj :)
Eveleo, no ty jesteś teraz w szczególnej sytuacji, musisz wyjątkowo dbać o skórę :)
Kotwilka, szczerze mówiąc składu nie analizowałam :)
to ja prosze o wyprodukowanie takiego kremu do twarzy, obawiam sie, ze nigdy juz nie znajde remu dla siebie.
OdpowiedzUsuńAgata, nie poddawaj się ;)))
OdpowiedzUsuń