Przez blogi przetacza się ostatnio lawina recenzji flamastrów do ust z balsamem odżywczym Perfect Stay Lip Tint Astor, który 8 kwietnia trafi do sklepów, pozwólcie więc, że ja też dołożę swoje pięć groszy, zwłaszcza że posta na ten temat zdążyłam już zapowiedzieć (TUTAJ i TUTAJ).
(Zdjęcie: www.astorliptint.pl)
W palecie Lip Tint znajduje się sześć kolorów, ja do testów otrzymałam trzy: nr 103 Rosewood Blush (mocny, nasycony, fuksjowy róż), nr 200 Grenadine (ceglastą, podszytą brązem czerwień) oraz nr 300 Nude Sweetness (czerwonawy beż, przełamany różem).
Koncepcja tego produktu jest bardzo ciekawa. W założeniu ma on ułatwiać precyzyjny, trwały makijaż ust, a jako bonus zapewnić im nawilżenie. Stąd też jego nietypowa konstrukcja: koloryzujący pisak z jednej strony i balsam z drugiej. Takie dwa w jednym.
Pomysł fajny. Flamaster rzeczywiście pozwala na bardzo precyzyjną aplikację, co przy mocnym nasyceniu poszczególnych odcieni nie jest bez znaczenia. Można w wygodny sposób obrysować kontur ust, a następnie wypełnić je kolorem. Kolejnym krokiem jest nałożenie balsamu, który podnosi komfort noszenia Lip Tint na ustach, a przy okazji nadaje im połysk.
Popatrzcie, jak prezentują się poszczególne odcienie.
Zdjęcia niestety nie oddają rzeczywistego nasycenia kolorów. W rzeczywistości są dużo żywsze, intensywniejsze. Nawet Nude Sweetness, którego nazwa sugeruje coś delikatnego i naturalnego, okazuje się kryjący i wyraźnie na ustach widoczny (swoją drogą kolory opakowań i nazwy poszczególnych flamastrów średnio oddają to, co jest w środku). Ja szczerze mówiąc nie przepadam za tak mocnym akcentowaniem ust, dużo swobodniej czuję się z subtelniejszym makijażem. Ale dla kobiet odważnych, które lubią wyrazisty makijaż, Lip Tint będzie objawieniem.
Na pewno dobrym rozwiązaniem jest balsam, stanowiący integralny element pisaków. Pytanie, czy wystarczającym ... Bez dwóch zdań jest niezbędny, bo pigment ma konsystencję farbki, która nakładana jest co prawda cienką i niewyczuwalną warstwą, ale ma też tendencję do ściągania ust. Po aplikacji szybko zasycha i łatwo poczuć dyskomfort. Balsam ratuje sytuację, ale jak dla mnie i tak jest za słaby. Owszem, ładnie zmiękcza i nabłyszcza usta i może mało wymagającym osobom to wystarczy, ale ja życzyłabym sobie czegoś bardziej treściwego, kojącego. Tym bardziej, że przeciąganie pisakiem po wargach może je podrażniać. Pisak nie sunie po nich gładko, czasem trzeba zwiększyć nacisk, żeby pigment wydobywał się równo, a to kończy się różnie. Ja w każdym razie kilkakrotnie zwróciłam uwagę, że aplikacja, choć niewiarygodnie precyzyjna, nie jest "czystą przyjemnością" ;))) No i muszę podkreślić, że dla osiągnięcia ładnego efektu usta muszą być nieskazitelne, wypielęgnowane i zdrowe. Formuła pigmentu ma to do siebie, że bezlitośnie podkreśla każdą niedoskonałość.
Niezaprzeczalną zaletą Lip Tint, wyróżniającą go na tle wszelkich pomadek i błyszczyków, jest jego trwałość. Pigment utrzymuje się na ustach przez wiele godzin. Można swobodnie pić, jeść, rozmawiać, a kolor trwa. W dodatku nie migruje, nie ma potrzeby bez przerwy kontrolować makijażu. To jest olbrzymi atut. Owszem, z biegiem czasu blednie, ale równomiernie, bez ścierania się.
Pewne obiekcje można natomiast mieć do opakowania. Wiele blogerek zwróciło zresztą uwagę na jego niefunkcjonalność. Część z pisakiem w zasadzie jest ok, bo choć trzeba mocno docisnąć, żeby prawidłowo ją zamknąć, o czym zdarzało mi się niestety zapominać, to jednak taki mechanizm chroni przed wysychaniem. Większe zastrzeżenia budzi część z balsamem, który poprzez ściąganie i nakładanie osłonki za każdym razem narażony jest na uszkodzenie. Mnie na szczęście się to nie przydarzyło, ale nauczona doświadczeniem recenzentek, które nie miały tyle szczęścia, byłam po prostu bardzo ostrożna. Obawiałam się też szczerze mówiąc, że balsam złamie się w czasie samej aplikacji, co wcale nie jest takie nieprawdopodobne, bo sztyftu, odsłoniętego na całej długości, po prostu nic nie chroni. Zdecydowanie powinien być wykręcany, to rozwiązałoby wszelkie niedogodności.
Podsumowując: plus za innowacyjny pomysł, intensywny kolor i niezwykłą trwałość, minus za niekomfortową formułę pigmentu i opakowanie.
Nie polecam, ale i nie odradzam. Wszystko zależy, czego od produktu do ust oczekujecie. Lip Tint na pewno się wyróżnia, będzie ideałem dla kobiet ceniących sobie wyrazisty i trwały kolor na ustach. Dla innych, nad trwałość przedkładających właściwości pielęgnacyjne i komfort noszenia, będzie najwyższej fajnym gadżetem, doskonałym na większe okazje, ale na pewno nie na co dzień.
Same zdecydujcie, czy Lip Tint Was kręci. Poddaję Wam to pod rozwagę :)))
Bardzo trafny przedostatni 'akapit', z którym się całkowicie zgadzam:)
OdpowiedzUsuńSwoje kompletne wrażenia opisałam na blogu;)
hmm nie chcę tutaj nikogo urazić, ale wydaje mi się że do tych czas napisałaś tą recenzje w najprzyjemniejszy sposób xD
OdpowiedzUsuńMnie te produkty do końca nie przekonują, kolory są ok, nawet się zdziwiłam, że dobrze mi w takich ciemnych odcieniach, ale balsam nie nawilża, do samej trwałości też mam zastrzeżenia, u mnie pigment zniknął z ust po jednym posiłku, nie wiem, z czego to wynika...
OdpowiedzUsuńAnonyme, czytałam :)))
OdpowiedzUsuńYasminello, nie do końca rozumiem, o co ci chodzi, ale dzięki :D:D:D
Mizz, wiesz co zauważyłam? Że trzeba lip tinta kłaść na gołe usta, kolor ma tendencje do szybszego znikania, kiedy zabezpieczone są jakimś balsamem. No ale komfort noszenia go na ustach drastycznie spada bez czegoś pod spodem ... no problematyczne to pisadło! ;)))
jedna z ciekawszych recenzji Lip Tint, jaką miałam ostatnio okazję czytać na blogach:)
OdpowiedzUsuńja podobnie jak Ty, wolę delikatnie podkreślone usta, więc te flamastry mnie nie przekonują;)
April, dziękuję, cieszę się, że tak myślisz :***
OdpowiedzUsuńMam okazję testować pisaczki i mam podobne spostrzeżenia. U mnie jednak kolor długo się trzyma i nie wysusza ust (mimo nie używania balsamu), jedyne dwa zastrzeżenia: pisak trochę drapie i kiedy maluję górną wargę to koloryzujący płyn nie spływa do końcówki i nie maluje, chyba, że ktoś potrafi malować górną wargę trzymający pisak w pionie końcówką do dołu :P (a może ja jestem tylko taka nieporadna?:-))
OdpowiedzUsuńNo i ten balsam koniecznie powinien być wykręcany.
:-)
Bardzo wyczerpująca recenzja, produkt raczej nie dla mnie i fajnie, że mogłam się przekonać o tym przed zakupem. Dzięki.
OdpowiedzUsuńMoje testowanie zakonczylo sie niepowodzeniem i dla osob,ktore tak ja ja borykaja sie z problemem suchych ust na pewno nie polece.
OdpowiedzUsuńKolejny gadzet,ktory zapowiadal sie ciekawie z akcentem na "zapowiadal".
Idalia, nie jesteś nieporadna, też to zauważyłam. Dociśnięcie do ust trochę pomaga, ale tak jak pisałam, to podrażnia usta ...
OdpowiedzUsuńNurka, cieszę się, że mogłam pomóc :)
Hexx, czytałam właśnie, że nie jesteś zadowolona ... Ja nie mam może aż tak negatywnych odczuć, ale tak zupełnie pozytywnych to też nie :)
ciekawe:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z twoją recenzją:)Nude Sweetness na twoich ustach wygląda pięknie!
OdpowiedzUsuńChanel :)
OdpowiedzUsuńKleopatre, dziękuję :*
Hej :] Mam pytanie jak można otrzymać te flamastry do ust do testowania? Proszę odpisz na moim blogu, będę bardzo wdzięczna ;]
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie do rozdania! :)
OdpowiedzUsuńhttp://pysiapatrysia.blogspot.com/2011/04/rozdanie.html
Buziaki i miłego dnia:)
a mnie ten produkt zaciekawil . zawsze "zjadam" pomadki wiec raczej ich nie uzywam . moze to bedzie cos w sam raz dla mnie :) . fajna recenzja i bardzo pomocna.
OdpowiedzUsuńzakupiłam dziś swojego Lip Tint'a :) wkrótce poddam go osobistej recenzji :)
OdpowiedzUsuńPysia, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńSmieti, do usług :)))
Zakupoholiczko, jaki kolor wybrałaś?
mi najbardziej ze wszystkich odpowiada odcien najjasniejszy.
OdpowiedzUsuńKiedys podobny specyfik mial Max Factor - no dobra w sumie w ogole nie byl podobny;)mial blyszczyk-pomadke i utrwalacz. Ja wspominam go calkiem ok wiec moze i Astor-a wyprobuje.
a w jakiej cenie te pisaki ?
OdpowiedzUsuńciekawe ciekawe :)
OdpowiedzUsuń