
sobota, 30 kwietnia 2011
Analiza porównawcza ;)))

piątek, 29 kwietnia 2011
Nie do wiary! ...

czwartek, 28 kwietnia 2011
Tajna broń ;)))

Satin Smooth – nowa baza pod makijaż Virtual, profesjonalny sposób na gładką, świeżą i promienną cerę.
Trwały makijaż i nieskazitelnie gładka cera to marzenie każdej kobiety. Marka Virtual przedstawia bazę pod makijaż Satin Smooth, która wygładza skórę, ujednolica jej koloryt i idealnie matuje.
Wiele kobiet stara się ukryć niedoskonałości skóry i przebarwienia nakładając grube warstwy podkładu, pudru czy korektora, które nadmiernie obciążają skórę. Nowa beztłuszczowa silikonowa baza pod makijaż Satin Smooth Virtual błyskawicznie wygładza i ożywia skórę. Tuszuje drobne niedoskonałości skóry i ujednolica jej koloryt. Baza pod makijaż Satin Smooth to profesjonalny kosmetyk, który przedłuża trwałość makijażu nie wysuszając delikatnej skóry twarzy. Idealnie matuje, dzięki zawartym w składzie silikonowym polimerom. Wzmacnia efekt podkładu, ułatwia jego rozprowadzanie i znacznie przedłuża działanie podkładu oraz pudru.
Wygładzającą bazę Satin Smooth Virtual można stosować także samodzielnie, bez podkładu.
Przeznaczona jest dla każdego typu skóry. Nie ściąga i nie wysusza skóry.

środa, 27 kwietnia 2011
Mała księżniczka ;)))


poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Satysfakcja gwarantowana :)))


sobota, 23 kwietnia 2011
Punkt honoru ;)))

piątek, 22 kwietnia 2011
Jak jedwab :)

Promienna, idealnie gładka cera jest podstawą wiosennego makijażu.
Virtual przedstawia odżywiający puder z jedwabiem.
Prasowany puder do twarzy z dodatkiem protein jedwabiu oraz witamin A, E, F matuje błyszczące partie skóry, nawilża skórę suchą i delikatną. Ultralekki, delikatny i niezwykle wydajny puder sprawia, że skóra staje się jedwabiście gładka i miękka. Półtransparentne odcienie pudru idealnie dopasują się do kolorytu cery, jednocześnie ją ujednolicając. Maskuje drobne niedoskonałości skóry oraz przebarwienia. Nie zatyka porów, skóra swobodnie oddycha. Ze względu na odżywcze właściwości i delikatność szczególnie polecany dla cery suchej, wrażliwej, skłonnej do alergii. Produkt można stosować zarówno na podkład jako utrwalenie makijażu, jak również samodzielnie dla uzyskania efektu promiennej, pełnej blasku cery. Nie pozostawia śladu na ubraniu.
Jest to mój pierwszy produkt tej firmy po bardzo długiej przerwie. Odczucia względem niego mam bardzo mieszane, może być to dla was dziwne, ponieważ przedstawię wam tylko jeden minus tego produktu, ale dla mnie jest on bardzo znaczący.
Gdy otworzyłam opakowanie, myślałam, że puder ma w sobie zbyt dużo różowego pigmentu i zrobi ze mnie malutką świnkę, na całe szczęście tak się nie stało, aczkolwiek nie wiem, czy to dlatego, że puder bardzo ładnie dostosowuje się do koloru skóry, czy jest to „zasługa” aplikacji bardzo cieniutką warstwą.
Produkt jest aksamitny i takie też wykończenie pozostawia na naszej buzi. Myślałam, że z tego powodu będzie się on bardzo kruszył, a tutaj, o dziwo, nic takiego się nie dzieje. Puder bardzo ładnie matuje skórę i dość dobrze daje sobie radę z moją dość mocno przetłuszczającą się strefą T. W ciągu dnia potrzebuję 1-2 poprawek, a w moim przypadku to bardzo dobry wynik.
Pewnie zastanawiacie się, co sprawia, że mam mieszenie odczucia względem tego kosmetyku. Jest to niby błahostka, ale szczerze mówiąc mnie drażni i to bardzo. A mowa tutaj o zapachu. W moim odczuciu jest on ciężki, pudrowy, a na dodatek słodki, kojarzący się trochę z zasypką dla niemowląt bądź babcinym pudrem. Zapach ten jest bardzo wyczuwalny podczas aplikacji i utrzymuje się on przez ok. 5 minut, jak dla mnie zdecydowanie za długo.
Tak jak z działania tego pudru jestem bardzo zadowolona, tak ten zapach działa bardzo na jego niekorzyść. Prawdę mówiąc nie wiem, czy zużyję ten produkt do końca.
Jak widzicie, Yasminella ma mieszane uczucia i Silky Pressed Powder nie podbił jej serca (jej pełny wpis możecie przeczytać TUTAJ, bo zdecydowałyśmy się opublikować dzisiejszą recenzję równolegle). Jesteśmy wyjątkowo zgodne co do jego zapachu, ale najwyraźniej ja jestem mniej wrażliwa na tym punkcie, bo choć mnie drażni, to jednak pudru nie dyskwalifikuje. Jego właściwości rekompensują mi wszelkie niedogodności. Z pewnością zużyję go do końca. I wypatrywać będę jego ekskluzywnej wersji, w pięknej, kobiecej puderniczce. Bo Silky Pressed Powder na taką zasługuje.
czwartek, 21 kwietnia 2011
Bon appetit ;)))

środa, 20 kwietnia 2011
Być jak Coco :)

wtorek, 19 kwietnia 2011
Dla ciała i duszy :)





Produkty wyrabia się ręcznie, przy użyciu naturalnych składników: olei, wyciągów roślinnych, suszonych roślin, olejków eterycznych, wosku pszczelego. Natura bowiem mądrzejsza jest od ludzi, a rośliny wzrastają na Ziemi od czasów niepamiętnych, nawet dla człowieka. Natura wie wszystko na temat naszego smutku, radości i szczęścia. Jesteśmy jej częścią, a ona jest częścią nas. W dawnych czasach ludzie wykorzystujący siłę przyrody na rzecz ludzi, tworzący magiczne receptury, byli nazywani mędrcami.
piątek, 15 kwietnia 2011
Marzenia do spełnienia :)))

Potem pierwsza aplikacja. Krem okazał się treściwy, gęsty, ale zadziwiająco łatwo rozprowadzał się po skórze. To dla mnie duży plus, tak jak pisałam, nie lubię mozolnego wcierania, wklepywania. A tu miła niespodzianka, mimo zwartej konsystencji w kilku ruchach udało mi się wysmarować się od przysłowiowych stóp do głów. Skóra momentalnie nabrała elastyczności i miękkości.
I w tym momencie zaczęły się schody ... Owszem, łatwo było krem zaaplikować, ale mimo upływających minut ciągle czułam go na sobie. Zrozumiałam, że muszę pogodzić się z lepką warstewką, jaka pozostaje na skórze. Fakt, efekt ten świadczył o natłuszczających, odżywczych walorach kremu, ale jednak miałam nadzieję, że da się tego uniknąć.
Oczywiście nie zniechęciłam się, postanawiając dać Nutriextra szansę. Z każdą kolejną aplikacją skóra wyglądała coraz lepiej i była w coraz lepszej kondycji. Powoli znikał przesusz z ramion i łydek. Faktycznie mogłam pozwolić sobie przy tym na aplikację co drugi dzień! Z biegiem czasu nawet rzadziej, bo jednak denerwowała mnie ta lepkość i straciłam serce do regularności. No i aplikowałam coraz mniejsze ilości, licząc na to, w sumie słusznie, że mniejsza ilość kremu w efekcie zminimalizuje dyskomfort związany z natłuszczeniem ciała. Mimo to efekt się utrzymywał, skóra nie była ściągnięta ani podrażniona, nawet jeśli smarowałam się co kilka dni.