Miałam dziś przygotować obiecany Wam post herbaciany, ale pomyślałam, że na to przyjdzie jeszcze pora (zainteresowanych zapraszam jutro!), a tymczasem warto zatrzymać się nad książkowym podsumowaniem stycznia.
W ogóle jakie jest Wasze podejście do wpisów tego typu? Wiem, że mają się nijak do profilu beauty bloga, ale recenzje książkowe zamieszczam od samego początku i w myśl zasady "ty tu urządzisz" ;))) nie chciałabym z tego rezygnować. Widzę po statystykach, że nie cieszą się może jakąś olbrzymią popularnością, jednak mimo wszystko znajdują swoich odbiorów. Sama uwielbiam takie treści u innych blogerek, mam więc nadzieję, że i Wy nie czujecie się zamęczane niechcianymi postami. Dajcie znać, proszę, co myślicie.
Styczeń umknął mi jak jedno mgnienie, nie wiadomo kiedy. Czasu na lekturę nie miałam za wiele, ale oczywiście coś tam czytałam, zwykle kosztem snu. Albo w kąpieli :DDD I na początek może właśnie słów kilka o mojej "lekturze kąpielowej", czyli książce, którą zabierałam ze sobą na relaksujące seanse do wanny :DDD David Mitchell, "Atlas chmur".
Niezwykła powieść, w której zniesione zostały granice języka, gatunku literackiego i czasu. David Mitchell proponuje zadumę nad zagadką ludzkiego losu, żądzą władzy i niebezpiecznym kierunkiem, w którym w pogoni za władzą zmierzamy. Nominowany do prestiżowej Nagrody Bookera "Atlas chmur" to również jedna ze Stu Książek Dekady według wpływowych brytyjskich krytyków Richarda Madeleya i Judy Finnigan. Na podstawie powieści powstał głośny film, w którym kreacje stworzyła cała plejada gwiazd: Tom Hanks, Halle Berry, Susan Sarandon, Jim Sturgess, Ben Whishaw, Jim Broadbent i Hugh Grant.
Na "Atlas chmur" składa się sześć fascynujących, różnorodnych stylistycznie opowieści, których narratorzy żyją w odległych od siebie epokach. W 1850 roku pasażer statku pisze dziennik pokładowy i z utęsknieniem wypatruje końca podróży przez Pacyfik. W Belgii lat międzywojennych wydziedziczony kompozytor usiłuje oszustwem zarobić na chleb. Dziennikarka Luisa z idealistycznym zacięciem walczy o prawdę w Kalifornii rządzonej przez gubernatora Reagana. A w obecnych czasach wydawca książek ucieka przed gangsterami, którym jest winien pieniądze. Poznajemy również dwie osoby z przyszłości: genetycznie modyfikowaną Sonmi-451, pracującą w restauracji i czekającą na wykonanie wyroku śmierci; oraz Zachariasza, chłopaka z wysp Pacyfiku, który przygląda się, jak dogasa światło nauki i cywilizacji. Bohaterowie "Atlasu chmur" słyszą nawzajem swoje echa poprzez meandry dziejów. Odmieni to losy tych sześciorga zarówno w błahym, jak i w doniosłym wymiarze...
"Atlas chmur" nie jest pozycją, którą można by polecić każdemu. Konstrukcja książki, przeplatających się pozornie zupełnie ze sobą nie związanych sześć opowieści z przeszłości i z przyszłości, sprawia, że nie jest najłatwiejsza w odbiorze, zwłaszcza że język każdej historii utrzymany jest w stylu epoki. Przyznaję, nie czyta się tego najłatwiej. Ale o ile językowe archaizmy mnie męczyły, tak wykreowany przez autora język przyszłości wywarł na mnie olbrzymie wrażenie. Brawo dla tłumaczki! Wyobrażam sobie, jak trudno było to przełożyć, zachowując charakter oryginału.
Pomysł ciekawy, formuła nietypowa i przez to interesująca, ale nie wszystkie historie mnie porwały. Momentami wiało nudą, a co najgorsze przewidywalnością. Całości broni odsłona przyszłości, która jak dla mnie ma potencjał na odrębną, w dodatku bestsellerową książkę!
Widziałyście może ekranizację? Podzielcie się wrażeniami.
Dużo lżejszą lekturą był "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" Jonasa Jonanssona. O tak, tę książkę polecam każdemu!
Posiłkuję się zdjęciem z netu, bo czytałam na kindle'u.
Ponad milion sprzedanych egzemplarzy w samej Skandynawii!
Życiowa podróż szwedzkiego Forresta Gumpa po ostatnich stu latach losów świata.
Właśnie minęło dziesięć dekad nadzwyczaj bogatego w wydarzenia życia Allana Karlssona. Problem tylko w tym, że zdrowie odmawia posłuszeństwa i wygląda na to, że wielka feta z okazji setnych urodzin będzie musiała się odbyć w domu spokojnej starości. Jednak człowiek, który jadł kolację z przyszłym prezydentem Trumanem, leciał samolotem z premierem Churchillem, pił wódkę ze Stalinem i zaznajomił się z Mao Zedongiem, nie może tak po prostu zdmuchnąć świeczek na torcie. Wymyka się przez okno i rusza w swą ostatnią życiową podróż...
Dawno przy żadnej książce tak się nie uśmiałam. Owszem, napisana jest prostym językiem, ale wynika to z konwencji. To przezabawna, przesiąknięta absurdem historia stulatka, który w akcie buntu nawiał z domu starców i wyrusza w pełną niewiarygodnych przygód podróż (z wątkiem kryminalnym, dużą forsą i słoniem w tle), wspominając przy tym swoje długie życie, w którym przypadki, sploty zdarzeń i zbiegi okoliczności sprawiały, że zawsze znajdował się w samym centrum zwrotnych punktów historii. Skojarzenia z "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" nasuwają się same. Gdyby Franek Dolas dożył setki, mogłaby to być historia o nim :DDD
Na koniec reportaż, efekt trochę zwariowanego eksperymentu, "Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem" Witolda Szabłowskiego i Izabeli Meyzy.
Co dziś rzucili?... czyli podróż do przeszłości. Przystanek PRL.
Kolejki po girlandy papieru toaletowego, „Brutal” obok „Pani Walewskiej”, rodzinna podróż maluchem do Bułgarii. Czasy, w których panie nosiły trwałą, a panowie „męski zwis”, dobrze znamy z filmów Barei albo przeżyliśmy na własnej skórze... Ale warto spojrzeć na nie w zupełnie inny sposób.
Dwójka dziennikarzy, Iza i Witek, postanowili na pół roku przenieść się do rzeczywistości przełomu lat 1981/1982. Zamieszkali w bloku z wielkiej płyty, zrezygnowali z Internetu i komórek, a po Warszawie jeździli fiatem 126p. Dziecku wręczyli zabawki pamiętające czasy Jaruzelskiego, a w ich kuchni zagościły dania polecane przez kultową „Przyjaciółkę”.
Po co to wszystko? Autorzy sprawdzili czym różni się współczesne życie od tego sprzed trzech dekad. Zabrali nas w sentymentalną podróż, przyjrzeli się absurdom PRL-u, ale przede wszystkim szukali odpowiedzi na pytanie, czy dziś żyje się nam lepiej.
"Nasz mały PRL" to podróż w czasie do siermiężnych lat osiemdziesiątych. Autorzy, rezygnując ze wszelkich wygód dnia dzisiejszego, postanowili przez pół roku żyć w realiach tamtych czasów. W sumie nie do końca rozumiem, w jakim celu się na to zdecydowali (argument o sentymencie do mnie nie przemawia, prędzej dziennikarska ciekawość), ale relację z ich eksperymentu czyta się z zaciekawieniem, zwłaszcza jeśli lata osiemdziesiąte zna się z autopsji. Ja, rocznik '80, doskonale wszystko pamiętam, także lektura wniosła w moje życie powiew wspomnień. Wiadomo, wspomnień przefiltrowanych przez bądź co bądź beztroskie dzieciństwo, ale jednak. Jeśli chcecie wiedzieć, czy rzeczywiście dzisiaj żyje się lepiej, koniecznie "Mały PRL" przeczytajcie.
Udało mi się czymś Was zainteresować? A może znacie już te pozycje? Co o nich myślicie? Czekam też oczywiście na Wasze książkowe rekomendacje! Co ciekawego czytałyście w styczniu?
Miłego niedzielnego popołudnia,
całuję Was,
Cammie.
Dla mnie film 'Atlas chmur' był totalnym nieporozumieniem - generalnie jak dla mnie 3 godziny wiało nudą i gdybym nie oglądała na raty w domu to z kina wyszłabym chyba po pól godzinie ;)
OdpowiedzUsuńMissesstyle, książka też nie była dla mnie porywająca, ale myślałam, że może w filmie wykorzystali jej potencjał do maksimum.
UsuńNie czytałam książki, i szczerze mówiąc film zniechęcił mnie tak bardzo że musiałaby to chyba być ostatnia książka na świecie żebym ją przeczytała ;)
UsuńNa szczęście są miliony milionów innych książek do przeczytania :DDD
Usuńobejrzałam "Atlas chmur" w dzień, w którym skończyłam książkę. książka to dla mnie pisarski majstersztyk (ja mam zboczenie na punkcie językoznawstwa, a książkę czytałam w oryginale, więc te wszystkie językowe niuanse mnie zachwyciły; do tego pomysłowa struktura tej książki, wykorzystanie wielu gatunków literackich... dla mnie majstersztyk po prostu).
Usuńfilm to z kolei totalne nieporozumienie. większość postaci jest spłaszczona i pozbawiona swojej niebanalnej osobowości - chociażby Frobisher, w książce postać bardzo charakterystyczna, w filmie w ogóle nie ma osobowości... cała fabuła jest dziwnie skondensowana, najbardziej pocięto część o Sonmi. poza tym w pewnym momencie okazuje się, że to film o miłości! (wtf, ja się pytam). nie warto, zupełnie nie warto
PS. koniecznie umieszczaj takie posty! uwielbiam tego typu przerywniki na blogach. na pewno sięgnę po książkę JJ :)
Simply, o miłości? Ale kto w kim, kto z kim? :DDD
Usuńw filmie było kilka par. Smith + żona. Sonmi + ten agent, którego imienia już nie pamiętam. Frobisher + Sixmith (tak, tak). Zach + Meronym. nie żartuję :(((
UsuńA to dobre :DDD To znaczy niektóre z tych par zostały w książce subtelnie miłością naznaczone, ale z pewnością nie było zamysłem autora czynić z tego kwestii pierwszoplanowej.
Usuńniestety tu głównym przesłaniem filmu była miłość. to, że ludzkość powoli doprowadza do swojego upadku nie było aż tak ważne...
UsuńSzkoda, tego się nie spodziewałam.
UsuńAtlas chmur (mówię o filmie, książki jeszcze! nie znam :) jest przedziwny i chyba choćby z tego względu wart uwagi, że ilu ludzi, tyle opinii na jego temat - niby zawsze tak jest, ale w tym przypadku jakby bardziej. Dla mnie to ani przez chwilę nie był film o miłości, chociaż jeśli przedstawione w filmie pary w książce nie były parami, rozumiem, że dla czytelników oryginału takie parowanie na siłę mogło być rażące. A o czym według mnie był film, zastanawiałam się długo po wyjściu z kina i jeszcze kilka dni potem. :) O ludzkości zmierzającej do zagłady moim zdaniem też nie był... Nie był też o reinkarnacji ani o tym, że wszystko się łączy, wbrew temu, co chciała nam wmówić reklama. Dla mnie to był film o wyborach ludzi i ich konsekwencjach. O przypadkowych spotkaniach i o tym, że to my decydujemy o tym, czy pozostaną przypadkowymi. O tym, że wszystko może mieć znaczenie, że nigdy nie wiadomo, kto znajdzie nasz dziennik po kilkudziesięciu czy kilkuset latach, że czasem jedno spojrzenie może bardzo dużo znaczyć - jeśli pozwolimy mu znaczyć, ale do tego oczywiście potrzeba już dużo więcej czy przypadkowego gestu czy zetknięcia spojrzeń. I mimo chwilami rażącej dla mnie widowiskowości tego filmu (konwencja?...), bardzo mi się podobał. W kinie siedziałam jak zaczarowana, szkoda mi było wyjść do toalety, i nie mogę się nadziwić osobom, które piszą, że był nudny. Ot, taki kameleon. Prawda jest w oku patrzącego?... Obejrzyj go sobie, cammie, najlepiej kiedy wspomnienia z lektury już trochę zblakną, bo może się okazać, że to zupełnie inne dzieło. Ale dobre. Moim zdaniem. :)
UsuńLubię Twoje posty czytelnicze. :)
Laura, dziękuję za obszerną wypowiedź, wiele wnosi do dyskusji :*
UsuńHaha, no nie da się ukryć, że jest naprawdę obszerna, aż się sama zdziwiłam, kiedy ją zobaczyłam jako gotowy komentarz. :)
UsuńRzadko się ostatnio udzielam w komentarzach, może mi się nazbierało. ;) Ale czytam!
Elaborat po prostu :DDD
UsuńCieszę się, że zaglądasz i czytasz, zachęcam do komentowania! :*
tą drugą książką mnie zaciekawiłaś ;)
OdpowiedzUsuńAlieneczko, "Stulatek" jest klawy, koniecznie przeczytaj :DDD
Usuńwidziałam "Atlas chmur" i jak dla mnie był ciekawie zrobiony, myslę, że właśnie dlatego warto go zobaczyć;)
OdpowiedzUsuńIv, mimo wszystko chyba nie stał się takim hitem, jak się tego spodziewano.
UsuńTrzecia książka jest na mojej liście "chcę przeczytać".
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że całkiem niedawno w Radio TOK FM był wywiad z autorami, którzy w niesamowity sposób opowiadali o tym wszystkim :)
Kraina, mogę się domyślać, że ciągle tym eksperymentem żyją, nic dziwnego, że się emocjonują i opowiadają o wszystkim z sercem :)))
UsuńFilm Atlas Chmur totalnie nie dla mnie:( przynam ze nie mogłam wysiedzieć i w polowie zaczęłam przysypiać... Choć przyznam że nie był zły tylko ciężki dla odbiorcy i nie mogłam się połapać co i jak:P
OdpowiedzUsuńFarizah, w książce też można się pogubić ;))) to przez tę formę, sześć oddzielnych opowieści, tylko w niewielkim stopniu składających się na całość.
UsuńUwielbiam tego typu wpisy i czekałam na Twoją opinię o Atlasie Chmur. Chyba będzie mi szkoda czasu na jej lekturę, ale zobaczymy ;D
OdpowiedzUsuńIw, przeczytać można, dlaczego nie. Moja recenzja jest dość skrótowa i powierzchowna, ale książka głębsze przesłanie, o którym nie napisałam, też ma. Przynajmniej ja to tak widzę, że pod pierwszym planem fabuły jest jeszcze drugi plan, bardziej refleksyjny.
UsuńNo ileż można się pindrować, czytać też trzeba :D.
OdpowiedzUsuńZapisałam się na Altas Chmur w bibliotece, jestem niezmiernie ciekawa tej książki. Filmu nie widziałam i pewnie nie zobaczę dopóki nie przeczytam powieści - nie znoszę znać zakończeń książek przed ich przeczytaniem :). Muszę się przyjrzeć temu "Stulatkowi...", zaciekawił mnie opis :).
Zoila, dla mnie też to jedyna słuszna kolejność, najpierw książka, potem film :DDD
UsuńJa, z racji profilu mojego bloga uwielbiam takie wpisy :). Hubert Hender - Zapora (jeśli lubisz trzymające w napięciu połączenie kryminału i thrillera) albo "Tego lata w Zawrociu" i następne 4 części autorstwa Hanny Kowalewskiej (obyczajówka z tajemnicami rodzinnymi w tle), to moje absolutne hity minionego miesiąca :)
OdpowiedzUsuńCatalinko, dziękuję za rekomendacje, zapamiętam sobie. Lubię i thrillery, i obyczajówki :)))
UsuńSłyszałam, że film "Atlas chmur" jest jakąś porażką, wiec do książki mnie nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuńFrance, na temat filmu się nie wypowiadam, nie widziałam.
UsuńTakie oderwanie od kosmetyków jest jak najbardziej pożądane! ;) Ja np. dzięki Twojemu wpisowi dowiedziałam się, że mam nowe 2 książki na liście do przeczytania :D bo "Atlas chmur" już wcześniej gdzieś tam na niej był.
OdpowiedzUsuńU mnie przez sesje udało się przeczytać całą jedną książkę, ale za to tomidło, które ma 800 stron. Lubię takie! I serdecznie polecam "Władcę Barcelony" Chufo Llorensa oraz jej drugą część "Morze ognia" ;)
PaniLewczyk, "Katedra w Barcelonie" bardzo mi się podobała, a "Władca" podobno utrzymany jest w podobnym duchu, także pewnie też będzie mi się podobać. Poza tym ja też lubię wielkie tomiska!
UsuńRzeczywiście są podobne! "Katedra" też mi się bardzo podobała ;) Ja się jeszcze czaję na "Uciekinierkę z San Benito"
UsuńO tym nawet nie słyszałam, muszę poguglać :)
UsuńJa do książek lgnę jak mucha do dżemu :) Atlas chmur to dla mnie zjawisko na tle wydawanej literatury. Książka niejednorodna, dopracowana i trudna. Trzeba to przyznać, osoby które nie potrafią czytać między wierszami nie będą usatysfakcjonowane. Mi też chwilami "wiało nudą" ale to nie zmienia faktu, że jestem pod wrażeniem talentu autora. Oj żeby wszyscy choć w połowie potrafili tak pisać :)
OdpowiedzUsuńJustyna, same historie (nawet czytając między wierszami) aż tak mnie nie poruszają (no, może oprócz historii Somni) jak konstrukcja tej książki i swoboda autora w operowaniu różnymi stylami. Tu chylę czoła.
UsuńAch, Atlas Chmur, temat rzeka;) Byłam z trzema osobami, każda wyszła z innymi wrażeniemi. Ja najbardziej pozytywnymi - niczego w filmach nie kocham tak jak skomplikownych linii czasowych (wyłapanie "o co cho" nie sprawiło mi najmniejszych problemów (ba, dziwiłam się nawet skąd te narzekania skoro fabuła "posta jak budowa cepa" - przejskrawiam rzecz jasna;) - częściowo pewnie uroki oglądania napradę dużej ilości filmów (o serialach nie wspominając), z których spora część to SF). No i do tego nic nie sprawiło mi większej radości niż "wyłapywanie" aktorów w róznych rolach (czy raczej charakteryzacjach). A książka leży i czeka na swoją kolej (była już-już od czytania, ale nagle stwierdziłam że jednak w pierwszej kolejności potrzebuję przeczytać Dumę i Uprzedzenie po raz 350:D), mam nadzieję że po egzaminach ją wreszcie ruszę. Za to Stulatka zapragnęłam przeczytać. Jak tak patrzę przez okno to zdecydowanie potrzebuję czegoś pozytywnego.
OdpowiedzUsuńMaqda, "Stulatek" jest bardzo pozytywny i w dodatku ma happy end :)))
UsuńCo do "Atlasu chmur" to słyszałam właśnie, że ekranizacja jest ciekawa ze względu na kreacje aktorskie :)
a mnie się film Atlas chmur podobał, może nie był zachwycający, ale na prawdę reżyserom udało się fajnie przedstawić historie poszczególnych bohaterów i to wszystko w akompaniamencie wspaniałej muzyki :) książka już podobała mi się znacznie mniej (też połknęłam ją w styczniu :)
OdpowiedzUsuńNiemenka, ooo, pierwsza uwaga na temat muzyki. Lubię, jak film na dobrą oprawę muzyczną.
UsuńAtlas Chmur czeka już na przeczytanie w Kindlu ;)
OdpowiedzUsuńKatarzyna, przyjemnej lektury :)
UsuńŚwietny pomysł na serię postów! :)
OdpowiedzUsuń"Stulatka" czytałam i uśmiałam się jak norka, fajna książka :D Tę o PRL mam na Kindlu, nadejdzie jej kolej, a "Atlas chmur", no nie wiem, może, może ;)
Mnie się w styczniu udało przeczytać całkiem sporo (m.in. "Obfite piersi, pełne biodra"), po części dlatego, że założyłam sobie arkusz, w którym zapisuję przeczytane książki i obszerniejsze czasopisma ;) Teraz na tapecie zbiór opowiadań różnych autorów w konwencji haloween'owej, przy niektórych naprawdę włos się jeży... Gdybyś była zainteresowana, to wersja darmowa na Kindla tu http://3110.pl/ :)
FF, dzięki za linka, popatrzę, co to za cudo.
UsuńA arkusze to ty już masz chyba na wszystko :DDD
Ja też prowadzę ewidencję przeczytanych książek ;) tak pod kątem akcji "52 książki". Następną będzie "Stulatek"!
UsuńVioll, ja sobie też zapisuję, już chyba od 20 lat??? W sumie nie wiem po co, ale zapisuję :DDD Mam specjalny zeszycik, żadne tam nowoczesne arkusze :DDD
UsuńZeszycik, oldschool'owo :)))
UsuńKilka tych arkuszy się znajdzie, owszem... ale przydają się, więc nie rezygnuję ;)
Tak naprawdę to mnie też parę arkuszy by się przydało, lubię być dobrze zorganizowana :)))
UsuńPrzyznam się szczerze, że Atlas chmur nie podbił mojego serca ani w wersji książkowej ani w filmowej. No ale nie trzeba wszystkiego lubić, prawda? :)
OdpowiedzUsuńMirth, no pewnie, że tak!
UsuńMam Atlas Chmur w pracy i w końcu muszę się za niego zabrać, aktualnie męczę nowość Felicjańskiej ' wszystkie odcienie czerni' i nie polecam :) Zmęczyłam się na pierwszym rozdziale mimo, że i tak jest uboga.. :DD
OdpowiedzUsuńTaml, czytałam jakąś recenzję, podobno to straszna szmira, nie rób sobie tego! :DDD
UsuńNigdy nie rozumiałam jak można czytać w kąpieli - ja bym na pewno zamoczyła książkę!
OdpowiedzUsuńTrzecia książka mnie zaintrygowała:). Pomysł eksperymentu przedziwny, ciekawa jestem czy udało im się wiernie odtworzyć wszelkie trudności lat 80.
Lidia, ja od dziecka czytam w wannie i tylko raz zdarzyło mi się, że książka ucierpiała. Utopiłam Jane Eyre :DDD
UsuńMoja mama zawsze sobie podkładała taką plastikową półeczkę, teoretycznie przeznaczoną do trzymania gąbek, szczoteczek itp... Ja wolę prysznic, więc w wannie nie czytam, ale chętnie poświęcę kiedyś Atlasowi chmur godziny jazdy pociągiem... albo i snu. ;) Film zrobił na mnie niesamowite wrażenie (choć też nie był pozbawiony wad).
UsuńLaura, nie posiłkuję się żadną półeczką, nawet nie mam. Po prostu w rękach trzymam. Na szczęście mam dobrze zorganizowaną łazienkę, a w zasięgu ręki kilka suchych miejsc do odłożenia książki w razie potrzeby :)
UsuńO Atlasie czytałam podobne opinie do Twojej, a taka mnie nie zachęci :P jak już wiało nudą, nawet trochę. ;) Natomiast po Stulatka chętnie sięgnę, tym bardziej, że to kolejna dobra recenzja. :)Tak na marginesie, przypomnialaś mi, że od miesiąca zapomniałam o książkach...
OdpowiedzUsuńVeronique, do końca roku 11 miesięcy, nadrobisz :DDD
Usuńwlasnie koncze stulatka w wersji angielskiej- fajnie sie czyta jezyk proty, dlatego tez wybralam ta ksiazke!!
OdpowiedzUsuńwkrotce tez mam zamiar zabrac sie za angielska wersje atlasu chmur, zobaczymy jak mi pojdzie- poki co bylam na filmie i bardzo mi sie podobal!
:D
Justa, wiedząc, jak ciężko czyta się to po polsku, za nic w świecie nie chwyciłabym za to po angielsku. Ale tobie życzę przyjemnej lektury, na pewno będzie rozwijająca!
UsuńDobra literatura z pewnością mi się przyda na ten tydzień. Jedną z (nielicznych) dobrych stron chorowania jest to,że wreszcie ma się czas na czytanie :) Twoje propozycje są interesujące,mam nadzieję że we wtorek uda mi się wyskoczyć do miasta i porozglądać za książkami :)
OdpowiedzUsuńDemene, szybkiego powrotu do zdrowia! A co się naczytasz, to twoje :)))
Usuńjako dziecko PRLu muszę chyba sięgnąć po ostatnią pozycję z Twej listy :D
OdpowiedzUsuńMarti, koniecznie, na pewno osoby w naszym wieku czytają tę książkę z inną perspektywą niż młodsi.
UsuńJa w styczniu przeczytałam 3 części Igrzysk śmierci i obejrzałam pierwszą część filmu. Jak zwykle film nie dorównuje książce.
OdpowiedzUsuńKasiek, "Igrzyska", jak pamiętam, połknęłam w kilka dni, bardzo mnie wciągnęło :))) Co do filmu, zgadzam się, zupełnie nie oddaje książki.
UsuńStulatek mnie zaciekawił, na pewno sięgnę :) Obecnie jestem na fali kryminałów retro, ponieważ wszystko Krajewskiego już przeczytałam mój wybór padł na Marcina Wrońskiego. Polecam wszystkie: "Morderstwo pod cenzurą", "Kino Venus", "A na imię jej będzie Aniela" Jak ktoś lubi klimat dwudziestolecia międzywojennego na pewno będzie usatysfakcjonowany. Być może postać postać komisarza, który oczywiście ma problemy z kobietami, alkoholem, zarostem i papierosami (i naturalnie z przestępcami) jest znana w literaturze, ale to nie zmienia faktu, że takie książki czyta się jednym tchem. Gorąco polecam
OdpowiedzUsuńLena, ja chyba nawet gdzieś niedawno czytałam wywiad z tym autorem, zaciekawił mnie :)
UsuńDo "Stulatka" na pewno jeszcze kiedyś wrócę. Fantastyczna książka, w sam raz na poprawę nastroju :)
OdpowiedzUsuńAgga, to prawda, mnie też zrelaksowała :)))
Usuńksiążkę poleciła mi znajoma, niestety dla mnie wiało nudą... jako, że zdałam sesje mój szlaban na czytanie odwieszony i pędzę do biblioteki po książki :)
OdpowiedzUsuńStrawberry, "Atlas chmur" masz na myśli?
UsuńJa z wielką chęcią czytam posty książkowe, więc nie przestawaj proszę ich zamieszczać :) Z "Atlasu chmur" zrezygnowałam po kilku stronach, strasznie mnie zmęczyła ta konwencja:/
OdpowiedzUsuńMizz, masz na własność? Przeczytaj sobie chociaż historię Somni :)
UsuńŚwietny post, uwielbiam czytać opinie innych o książkach, bo dzięki właśnie takim opiniom sięgnęłam po wiele wartościowych pozycji :) Właśnie wybieram się do Polski, to się zaopatrzę w jakieś nowe tytuły, bo tutaj gdzie mieszkam nie ma szans na zakup książki w języku polskim, pachnącej jeszcze nowością, pozostaje tylko wersja elektroniczna, a dla mnie to gwałt na literaturze, ale czasami nie mam wyboru :( Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAnha, wyobrażam sobie, jaka jesteś wygłodniała książek! Mam nadzieję, że niebawem czeka cię prawdziwa czytelnicza uczta konesera :)))
UsuńZdecydowanie takie wpisy są potrzebne, lubię takie urozmaicenia a,że jestem fanką książek to czytam je bardzo chętnie :-)
OdpowiedzUsuńOlfaktoria, cieszę się, zapraszam na kolejne wpisy tego typu!
UsuńO! A ja tego Stulatka dostałam na święta od "szwagra" :) Cieszę się, że Ci się podobał i że to najwyraźniej przyjemna i lekka lektura :)
OdpowiedzUsuńKarotka, jeszcze nie czytałaś?
UsuńJestem w czasie ściągania filmu Atlas chmur. Po komentarzach widzę że większość dziewczyn jest niezadowolona, jednak muszę sama jakoś przebrnąć przez ten film. :) Aktualnie czytam "Houston mamy problem" Katarzyny Grochli, jeśli jeszcze nie czytałaś, to polecam! :)
OdpowiedzUsuńEmilia, za Grocholą to ja akurat nie przepadam, ale kto wie, może przeczytam :)
Usuń