Dziś mam dla Was jeden z ostatnich już postów z serii o ciąży i macierzyństwie. I chyba najtrudniejszy. Przynajmniej dla mnie zderzenie z rzeczywistością po powrocie ze szpitala okazało się bardzo trudne. Owszem, miałam wokół siebie mnóstwo osób gotowych do pomocy, ale nikt za mnie nie mógł wykonać pracy, której efektem było poukładanie sobie pewnych spraw w głowie. To musiałam zrobić sama. I nie było to łatwe, oj nie.
Bo co ja wiedziałam o macierzyństwie, zanim sama zostałam mamą? Dramatycznie niewiele. Nigdy nawet nie trzymałam na rękach niemowlęcia, nie przewijałam, nie karmiłam. Wyobrażenie o opiece nad dzieckiem miałam wyidealizowane. Będzie grzecznie jadło i słodko spało, tak myślałam. O naiwności! Było tak, ale najwyżej przez tydzień :DDD
Nikt nie uprzedził mnie, że dziecko będzie tak płakać. Jak to? Przecież najedzone i wyspane dziecko nie ma powodu do płaczu! Nic nie rozumiałam, płacz Zuzi odbierałam jako osobistą porażkę. Coś robię źle, nie nadaję się na matkę, ot co, moje dziecko zanosi się od płaczu, a ja nie dość, że nie wiem dlaczego, to jeszcze nie umiem go uspokoić. Niejednokrotnie sama zaczynałam płakać.
Taaaak, łzy leciały mi ciurkiem, kompletnie nad tym nie panowałam. Płakałam, bo Zuzia płakała, płakałam, bo nie mieściłam się w ciuchy sprzed ciąży, płakałam, bo byłam wykończona nocnym wstawaniem, w końcu płakałam zupełnie bez powodu. Łzy mogło sprowokować naprawdę wszystko, i zmęczenie, i wzruszenie, i złość. Emocje mną rządziły. To nie byłam ja! Zdawałam sobie z tego sprawę, jednak nic nie umiałam z tym zrobić. Mój lekarz zbagatelizował sprawę, postanowiłam ratować się na własną rękę. Zaczęłam czytać o baby blues i przeglądać internetowe fora. W końcu trafiłam na książkę, która zrewolucjonizowała moje myślenie o sobie jako o matce.
Czytałam i nadal płakałam. Ale tym razem naprawdę miałam powód. Poczułam bowiem ulgę. Lektura otworzyła mi oczy na to, że inne kobiety mają tak samo! Tak samo się boją, tak samo panicznie reagują na płacz swoich dzieci, czują się tak samo zmęczone. Dotarło do mnie, że nie jestem beznadzieją matką, zrozumiałam, że macierzyństwo po prostu jest trudne i trzeba się go nauczyć jak wszystkiego innego w życiu. Bo pojawienie się na świecie dziecka to rewolucja, domowy przewrót.
Co to za książka? "Macierzyństwo non - fiction. Relacja z przewrotu domowego" Joanny Woźniczko - Czeczott.
(www.czarne.com.pl)
Znam piękne i dalekie od cukierkowej wizji zdjęcia robione przez matkę własnym dzieciom. Znam fotoreportaże z ciąży i z rodzinnego porodu. Znam nawet fotografie dokumentujące wygląd brzucha po ciąży. Ale nie znam takiego cyklu zdjęć, w którym na jednym potargana matka gotuje, a niemowlę na niezbyt czystej podłodze bawi się pokrywką słoika; na innym matka ziewa czytając pięćdziesiąty raz tę samą książeczkę; na jeszcze innym podczas spaceru gapi się tępo przed siebie. Czy coś w tym stylu. Rozmyślając o tych fotografiach uświadomiłam sobie, że to właśnie próbuję zrobić. Opisać macierzyństwo bez fikcji. Prawdziwe.
Joanna Woźniczko-Czeczott
"Macierzyństwo non - fiction" to książka napisana z poczuciem humoru, ale śmieją się z jej treści chyba tylko ci, którzy sami nie są rodzicami. Ja, jako świeżo upieczona mama, odbierałam ją zbyt osobiście, żeby się śmiać. Bez przerwy powtarzałam za to w myślach: o rany, to jest prawda / o rany, też tak mam / o rany, rzeczywiście, właśnie tak to wygląda! I z każdą przeczytaną stroną uchodziło ze mnie ciśnienie.
Co za ulga! Nie jestem jedyną kobietą na świecie, która nie wie, dlaczego jej dziecko płacze. Nie jestem jedyną kobietą na świecie, która ze zmęczenia nie pamięta, ile razy karmiła już tej nocy. Nie jestem jedyną kobietą na świecie, którą macierzyństwo stresuje, a bywa, że i frustruje. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej ...
Ta książka była dla mnie jak objawienie, usprawiedliwienie i rozgrzeszenie w jednym. Polecam każdej młodej mamie!
Podaję Wam dwa ciekawe linki, poczytajcie, naprawdę warto.
Z "Wysokich Obcasów": Macierzyństwo non - fiction. Nie dla lukrowanej wizji bycia mamą, wywiad z autorką.
Z "Magazynu Bachor": fragment książki.
Dziś, mądrzejsza o doświadczenie kilku miesięcy, już wiem, że Zuzia płacze, bo po prostu inaczej komunikować się nie potrafi, że w ten sposób nie mówi mi: jesteś złą matką, tylko: jestem głodna, jestem znudzona, jestem zmęczona, chcę się przytulić, mam mokro. Umiem zaplanować dzień, znajdując czas tylko dla siebie i pamiętając, że muszę odpoczywać. A co najważniejsze, panuję nad emocjami. I rozumiem, co miał na myśli autor stwierdzenia, że nie muszę być matką idealną, dość, że będę wystarczająco dobra :)))
Bardzo rozsądne podejście odnośnie ostatniego akapitu... Cały czas trzeba pamiętać o sobie. Dziecko na pierwszym miejscu, ale nie można zatracić też siebie...
OdpowiedzUsuńFajnie, że książka Ci pomogła i się odnalazłaś w tym wszystkim... Pomyślmy tylko ile kobiet nie dostaje pomocy, nie dostaje poczucia ulgi, tylko cały czas 24 h/7 dni w tygodniu z dzieckiem, którego zbytnio się nie rozumie. Wcale się nie dziwię, że kobieca psychika pęka...
Fajnie, że o tym piszesz!
Bella, w sumie właśnie jestem w takiej sytuacji, że pięć dni w tygodniu 24 godziny na dobę sama zajmuję się dzieckiem. W pierwszych tygodniach macierzyństwa chyba by mnie to całkiem rozłożyło, ale na szczęście w tamtym trudnym okresie mąż był w domu przez cały czas i bardzo, bardzo mnie odciążał, niejednokrotnie ratując sytuację swoim spokojem.
UsuńNie o to idzie, żeby być najlepszą mamą na świecie, tylko żeby być najlepszą mamą dla swojego dziecka, czyli po prostu być blisko :)
OdpowiedzUsuńNiecierpku, masz rację! Zapamiętam to sobie :)))
UsuńCammie :)
OdpowiedzUsuńJa jako mama wiem co czułaś i cieszę się ,ze znalazłaś taką pozycję , która uświadomiła Ci szybko , że te wszytskie niedoskonałośći to zwyczajna norma .., że instynkt instynktem ,ale i tak każda z nas w końcu dochodzi do ściany .
Te etapy są chyba przez całe życie naszych pocieszek . Wiem ,wiem nie pocieszam teraz ,wle wierz mi .. jesli myslisz , że to co opisałaś to już najgorsze co może być , to poczekaj jak Zuzik będzie miał 13 lat ;P
Buźka :*
Mami, wiem, wiem, na każdym etapie znajdzie się coś, co w jakiś sposób zaskoczy mnie jako rodzica. Mam tylko nadzieję, że nigdy mnie nie przerośnie :*
UsuńOj tak, mami. Moja córa ma co prawda dopiero ( a może już) 7 lat ale codziennośc bywa trudna. Oczywiście trudna inaczej. Małe dzieci mały kłopot a duże... - wiadomo :). Dobrze Cammie, że to opisałaś i podałaś namiary na literaturę. Na pewno niektórym pomoże.
UsuńKażda mama przeżywa w mniejszym lub większym stopniu baby blues ale każda z nas się ogarnia w końcu, bo nie mamy innego wyjścia :).
Polecam kiedyś rodzeństwo dla Zuzi - to jest dopiero wyzwanie ;)
Krzykla, domyślam się, ale na razie ani mi to w głowie. Biorąc pod uwagę, że na pierwsze dziecko zdecydowałam się po 13 latach związku, to w takim tempie drugiego mogę nie zdążyć mieć ;)))
Usuńhahaha .. Cammie -zobaczysz , że Zuzia za kilka latek sama zacznie napierać na ten temat :D
UsuńKrzykla- 7 latek ..;) czyli dobre złego początki ;)
Mami, nie wątpię :DDD
Usuńdobrze, że o tym piszesz:) myślę, że sporo kobiet nie potrafi przyznać się przed sobą i przed innymi, że macierzyństwo to tak naprawdę nielekka sprawa. Powodzenia więc i trzymam kciuki, żeby było Wamn jak najlepiej;)
OdpowiedzUsuńIv, dziękuję!
UsuńJa na szczęście mam o tyle łatwiej, że wszelkie czynności pielęgnacyjne przy niemowlęciu już "naumiałam" się robić - dużo młodsze rodzeństwo robi swoje :) Zmiana pieluchy, noszenie, kąpiel czy karmienie nie jest dla mnie problemem, teoretycznie będę miała łatwiej choć o tyle, gdy już sama zostanę mamą.
OdpowiedzUsuńAle jednocześnie wiem, że będę miała problem ze sobą, bo już przy braciszku mam niezdrowe odruchy, typu: "napewno nie jest głodny?", "może mu zimno?", "może powinnam cieplej go ubrać?". Panikuję też przy każdym (teraz i tak już mniej) jego upadku, a moja doświadczona mama podchodzi do tego zdrowiej - mówi, że ja też się tego nauczę :)
Mam też problem z własnymi emocjami, gdy zdarzy mi się okrzyczeć małego. Czasami nerwy puszczają, żywy dwulatek potrafi doprowadzić do granic (chociaż moja mama mówi, że ja w gimnazjum byłam gorsza :P) możliwości. Potem mam wyrzuty sumienia i płaczę, że na niego nakrzyczałam. Takie to przeboje z dziećmi i nami kobietami :)
Fajnie, że o tym piszesz. Czasami ciężko jest sprostać oczekiwaniom środowiska, bo przecież "trzeba sobie radzić z własnym dzieckiem i być najlepszą matką, żoną, gospodynią domową". Tak naprawdę nie ma matek idealnych, a najważniejsze by znaleźć równowagę. W końcu szczęśliwa matka, to szczęśliwe dziecko :)
Serduszko, fajnie mieć w domu takiego brzdąca :))) Nie wiedziałam, że masz takiego małego braciszka. Ciesz się, bo rzeczywiście, miałaś okazję zdobyć te wszystkie umiejętności, których mnie brakowało, bo o pielęgnacji dziecka to wiedziałam akurat tyle, ile mnie teoretycznie w szkole rodzenia nauczono :PPP
UsuńA no mam :) Jesteśmy też rodziną zastępczą, więc przez nasz dom kilkoro maluszków się już przewinęło. A w opiekę włączamy się wszyscy, dużo więc się z siostrą nauczyłyśmy :) A ile nasi faceci, fiu fiu :P Dla nich to też dobra lekcja :D
UsuńPodziwiam rodziny takie jak twoja, serio :)
UsuńTo miłe :) Chociaż my nie postrzegamy swojej "pracy" w kategorii jakiejś nadzwyczajności :) Chociaż wyczerpująca emocjonalnie, zwłaszcza, gdy musimy się pożegnać z którymś z maluszków. Z jednej strony bardzo się cieszymy, że znalazł dom, ale druga strona jest nieco bardziej egoistyczna i nie chce się rozstawać z dzieckiem... Mimo wszystko dziękuję :)
UsuńDomyślam się, że ponosicie spore koszty emocjonalne, wyobrażam sobie, jak trudne są takie rozstania.
UsuńI wbrew temu, co słyszymy od niektórych ludzi, do tego nie można się przyzwyczaić. Jakaś tam część serca odeszła z chłopakami, jakkolwiek poetycko to brzmi.
UsuńPrzesyłam uściski dla Ciebie, Zuzi i dzielnego małżonka :) Udanego wieczoru!
Dziękuję! I wzajemnie :*
UsuńNie jestem jeszcze mamą, ale już nie raz kuzynka pozwalała mi sprawować nad swoim synkiem, który dziś ma dwa latka. Mały płakał, a ja nie wiedziałam, bo mu jest. Kiedyś miałam go położyć spać, to też był wielki płacz i kiedy tylko poczuł bliskość mamy, płacz jak ręką odjął. Może to w przyszłości pomoże mi, jako matce.
OdpowiedzUsuńMarta, każde doświadczenie w życiu jest cenne, o ile tylko otwarte jesteśmy na naukę :)
UsuńNa pewno przeczytam :) W końcu ktoś pisze prawdę, a nie idealizuje ;)
OdpowiedzUsuńIw, polecam, naprawdę. Kawa na ławę, po prostu. Do tego jest to książka dobrze napisana, z poczuciem humoru.
Usuńja mam spore doświadczenie z dziećmi - siostry mają swoje pociechy i przy czwórce maluchów trochę się nauczyłam - a to zmieniałam pieluchy (nie raz w sytuacjach ekstremalnych - na spacerku itd.), karmiłam, lulałam, masowałam... i zauważyłam że opieka nad dzieckiem jest wykańczająca dlatego starałam się odciążać siostry (miały pierwsze dzieci praktycznie w tym samym czasie więc suma sumarum czułam się czasem jakbym miała bliźniaki po opieką). wiem, że gdy u mnie z czasem pojawi się maluch nie będę tak bardzo przerażona gdybym była bez tych wszystkich doświadczeń i bez wsparcia sióstr.ale strach pozostaje na długo - nigdy nie zapomnę akcji, gdy mój 4 miesięczny siostrzeniec wyprężył mi się gdy go trzymałam na rękach i o mało go nie upuściłam. nie brałam go na ręce przez kilka miesięcy, tak spanikowałam - przy swoim dziecku nie masz wyjścia, musisz się wziąć w garść inaczej idzie zwariować...
OdpowiedzUsuńbardzo ujęło mnie to co napisałaś - że mama musi mieć czas odpocząć i czas dla siebie - moja siostra bardzo się zaniedbała gdy urodziła dziecko, jeszcze gorzej było gdy pojawiło się drugie - nie chodziła do fryzjera, nie malowała się, chodziła ubrana byle jak - pytałam jej dlaczego tak się dzieje a ona mówiła że nie ma siły na nic, wstaje o 5:30 i cały dzień na nogach. jednak z czasem zaprzęgła męża do opieki nad dziećmi i znalazła siłę i czas by znów być sobą :) to bardzo ważne.
Merczens, ja jestem szczęściarą, bo Zuzia kocha spać :DDD Praktycznie od 19.00 do 7.00 mam spokój. Nie wiem, czy funkcjonowałabym tak dobrze, gdybym miała zerwane noce, wstawała skoro świt i nigdy nie mogła się wyspać. Także choć nie chciałabym nigdy być "zaniedbaną mamuśką", to jednak w jakimś tam stopniu rozumiem kobiety, które do takiego stanu się doprowadzają. To po prostu wyraz niemocy i długotrwałego przemęczenia. Choć oczywiście istnieje na pewno jakiś odsetek urodzonych flejtuchów :DDD
Usuńoj tak, znam kilka osób którym urodzenie dziecka nie zrobi większej różnicy w kwestii bycia fleją :D fajnie, że masz czas dla siebie, trzymam kciuki żeby Zuzia dalej była grzeczna i pozwalała mamusi odpocząć i się umalować ;) :D
UsuńTe 15 minut na makijaż zawsze się jakoś znajdzie :DDD Choćby na raty i jedną ręką ;)))
UsuńKurczę, nie wiem jak Wy to robicie (Ty, Jamapi i Kasia), że te posty czyta się ogromną ciekawością :). Nie planuję na razie dziecka, a mimo to, przeczytałam Twoje posty na temat rodzicielstwa i porodu :). Chyba jakiś ukryty i uśpiony instynkt hehe :P.
OdpowiedzUsuńSzczerze - trochę rozumiem uczucia świeżo upieczonych mam, miałam szkołę życia przy dzieciach mojej siostry, gdy były malusieńkie :). Dziś Maks ma prawie 5, a Anastazja 4. Tyle było różnych sytuacji, szczególnie przystosowanie się do nowego bobasa, gdy w domu już jest roczne dziecko. Moja siostra miała wielką pomoc ze mojej strony i mamy, mąż zagranicą, więc wsparcie przez Skype'a :)). Myślę, że to naprawdę cudowna sprawa, że nie jest się samym, choć pewne sprawy należą się matce i tylko ona może je wykonać :)). Teraz powtóreczka - pod koniec listopada oczekujemy narodzin 3 dziecka, tym razem siostra będzie miała do pomocy męża i dzieci, bo przeprowadzili się do Szkocji :). Podziwiam moją siostrę, że wszystko tak super ogarnia, praca, dom, przedszkole.
Fajnie, że powstała taka książka o macierzyństwie bez fikcji, trzymajcie się ciepło :)).
Natalia, mogę mówić tylko za siebie, ja po prostu piszę z serca. Podejrzewam, że dziewczyny robią tak samo. Myślę, że takie teksty tylko tak mogą się obronić.
UsuńI niestety znam z autopsji, jak życie wygląda, kiedy mąż wyjeżdża. Ja w dodatku nie mam wokół siebie rodziny.
Masz rację - dlatego tak dobrze się je czyta. Mam słabość do dobrych tekstów, człowiek może wiele wynieść z doświadczeń innych osób :). Rozumiem Cię troszkę, dlatego moja siostra nie mogła znieść rozłąki z mężem i wyjechała. Początkowo było nam ciężko, ale sytuacja była jaka była.
UsuńŻyczę Ci więc najmocniej jak tylko się da, by ta rozłąka była jak najkrótsza, oraz miej w sobie dużo siły dla małej i męża :)!
Mąż ma taki zawód, że rozłąka nam pisana chyba do jego emerytury ;)))
UsuńAaaa, no to zupełnie inna sytuacja :))!
UsuńCóż, życie.
UsuńMnie macierzyństwo nie przeraża, ani trochę, wiem, że nie będzie kolorowo. Spędziłam z jedną i drugą siostrzenicą mnóstwo czasu, przewijałam, karmiłam, usypiałam, kombinowałam z zajęciem czasu, uczyłam chodzić, rysować, śpiewać. Chrześniaczkę przestawiałam na butelkę jak siostra pojechała do pracy, płakałam razem z nią jak nie chciała z niej pić, ale wytrwałam. Zdaję sobie sprawę z tego, że 24h 7 dni w tygodniu to będzie jeszcze inaczej, a poza tym swoje dziecko to już w ogóle, ale nastawiam się na ciężką i trudną pracę, jednak niezwykle satysfakcjonującą. Nie ma dla mnie większej wartości niż uśmiech dziecka :)
OdpowiedzUsuńDezemko, jakże mi brakowało takiego doświadczenia! Codziennie miliony kobiet zostają matkami, a ja czułam się, jakbym musiała Amerykę odkrywać ;))) Ale masz rację, satysfakcja jest ogromna.
UsuńJa w czasach studiow pracowalam jako niania, co prawda nie z niemowlakami, ale moj najmlodszy podopieczny mial roczek. Sporo sie nauczylam, przede wszystkim cierpliwosci;)
OdpowiedzUsuńNa razie nie jestem w stanie sie zdecydowac na dziecko, poniewaz mieszkam za granica. Nie wyobrazam sobie porodu i opieki nad niemowlakiem bez pomocy mojej rodziny. A ze jestem dosyc emocjonalnym stworzeniem to mozliwe ze to ja bym plakala wiecej niz dzidzius :)
Podziwiam wszystkie Mamy!!!!
Lemesos, oj, był taki okres, że płakałam więcej niż Zuzia, także wszystko możliwe :DDD
UsuńLukrowane obrazki powinny raz na zawsze zniknąć, bo tylko wypaczają nam prawdę o byciu matką. To trochę jak z tymi photoshopowanymi reklamami podkładów, o których kiedyś pisałaś. Dobrze, że ktoś pisze czarno na białym jak jest. To pokrzepia :)
OdpowiedzUsuńKatalina, mnie ten lukier zalał oczy, byłam ślepa na wiele spraw, ale zrozumiałam to dopiero, kiedy sama zostałam matką.
UsuńŻyczę powodzenia i dużo emocjonalnej siły! :)
OdpowiedzUsuńRebellious, dzięki!
UsuńDziękuję Ci za ten wpis i inne z tej serii :) Sama dzieci nie mam ale planuje w cale-nie-tak-odleglej przyszłości ;) i bardzo mi te wpisy pomagają...
OdpowiedzUsuńAnwen, cieszę się, że masz do nich takie pozytywne nastawienie, bo jak już parę razy pisałam, bałam się, jak zostaną przyjęte :*
UsuńNie obraz sie, ale uwazam, ze Twoje podejscie do macierzynstwa nie bylo wyidealizowane, a naiwne albo wrecz... glupie.
OdpowiedzUsuńJak mozna myslec, ze dziecko najedzone i przebrane bedzie grzecznie spalo, a plakac nie bedzie????
Nie wiem, ja nawet nie zalozylabym tego co Ty- opieka nad dzieciem jest trudna, ale Ty przezylasz szok, bo chyba naogladalas sie za duzo tv ;(
i szkoda, ze jakas ksiazka musiala CI uswiadomoic rzeczywistosc.
jak mowie- nie obrazaj sie. to nie atak, ale jestem w szoku...
Zabiegana, ty też się nie obrażaj, ale chyba odebrałaś ten tekst za bardzo "wprost" ;)))
Usuńczyli lektura obowiązkowa. zapamiętam i przeczytam, kiedy będę w ciąży :)
OdpowiedzUsuńSimply, nie wiem, czy obowiązkowa, ale na pewno bardzo, bardzo pomocna :)
UsuńMoja siostra miała już dwoje dzieci kiedy pojawić się miało moje pierwsze. Wydawało mi się, że wiem dużo a jednak kiedy po raz pierwszy trzymałam płaczącą córkę w szpitalu na rękach, wybuchłam płaczem. Jak to, nakarmiona, przebrana, ciepło, co jeszcze źle. Nie wiem co robić. Czy ja mam to dziecko wziąć na zawsze? I już nigdy nie wiedzieć co robić?
OdpowiedzUsuńTeraz córka ma już braciszka i jest zupełnie inaczej. Nie przeraża mnie już tak płacz, bo wiem, że on po prostu chce żeby go kochać. A tak bardzo tęsknię do takiej noworodkowej córeczki, bo zamiast traktowac jak największy skarb i cud, była dla mnie jak obcy kim MUSZĘ się zająć
Także cammie - będzie dobrze, TY jesteś dla niej najważniejsza, więc nie przejmuj się niepowodzeniami, czas szybko mija.
Mkp, teraz jest już naprawdę dobrze, doszłam do siebie i psychicznie, i fizycznie, co też ma znaczenie. Macierzyństwo już mnie nie przeraża :)
UsuńJa niby mam jakieś doświadczenie związane z kąpaniem malucha, karmieniem z butelki. usypianiem, przewijaniem czy po prostu noszeniem, tudzież z uspokajaniem gdy płacze z powodu kolki. Mój brat mieszkał z nami mając już dzieci, więc mam wprawę w pomaganiu przy trójce ;) Ale masz rację gdy do głosu dochodzą emocje związane z tym, że to moje własne dziecko, jestem jego mamą i muszę o nie zadbać bywa różnie. Dobrze, że znalazłaś książkę, która Ci pomogła przez to przebrnąć. I ja sobie spisałam na wszelki wypadek tytuł i autora na czas kiedy będę miała własne dziecko.
OdpowiedzUsuńTanyia, ta książka pomogła mi poukładać pewne rzeczy w głowie, na tamten moment bardzo tego potrzebowałam, zwłaszcza że jak wspomniałaś, bywało, że emocje brały górę ;)
UsuńJestem mamą 8-letniej dziewczynki, żywe srebro. Od samego początku zajmowałam się nią sama, chociaż rodzinę mam przy sobie. Mąż po moim porodzie pojechał na miesięczne szkolenie, mama pracowała. Sama z dzieckiem w nocy i w dzień. Też wylałam wiele łez, nie znalazłam u nikogo pomocy. Tak ma być i już. Ale przetrwałam. Dziś jednak, kiedy ktoś mnie pyta "kiedy drugie dziecko" - odpowiadam "sama sobie zrób". Pomimo iż kocham swoją Alę, nie chcę już więcej przechodzić przez ciążę ani przez to wszystko inne. Ciążę miałam zagrożoną i wszystko inne możliwe "ciążowe" choroby. Ludzi mówią, jaka śliczna i słodka dziewczynka, a nie wiedzą, że macierzyństwo to praca na pełny etat bez możliwości pójścia na urlop. Życzę dużo siły i wielkiej pociechy z Zuzi :-)
OdpowiedzUsuńP.S. Przepraszam za literówki :-)
OdpowiedzUsuńMellody, dziękuję za szczerą wypowiedź.
UsuńRozumiem cię, naprawdę cię rozumiem. Sytuację rodzinną mam taką, że też w tygodniu zdana jestem sama na siebie, dzień i noc. Także wiem, jaki to wysiłek, choć Zuzia już dawno nie jest noworodkiem.
sama dzieci nie mam i raczej nie zamierzam.. ale pięknie to napisałaś! aż się wzruszyłam..
OdpowiedzUsuńMarti, najwyraźniej poruszyłam w tobie jakąś czułą strunę :*
Usuńna to wygląda :) :*
UsuńKolejny Twój post, który przeczytałam od deski do deski z rozdziawioną paszczą. Jesteś niesamowita- poruszasz dokładnie te tematy, które mnie niepokoją w związku z macierzyństwem- najpierw poród, teraz negatywne emocje.
OdpowiedzUsuńW mojej najbliższej rodzinie nie ma jeszcze dzieciaczków, jednak miałam okazję być u siostry mojego chłopaka, kiedy ona wyszła ze szpitala po porodzie (rodziła pierwszy raz). Podziwiałam, jak sama świetnie sobie radzi- potrafiła zająć się maleństwem, ugotować obiad, posprzątać całe wielkie mieszkanie. Ona miała jednak niesamowite szczęście, bo córeczka jest jakimś aniołkiem- tylko śpi i je. W nocy budzi się dwa razy. Jednak pomimo tego komfortu posiadania dziecka-aniołka, i tak dość kłopotliwe jest chociażby samo karmienie... Konieczność uważania na to, co się je i pije, chodzenie z maleństwem przy piersi przez kilka godzin na dobę.
Ja nie wiem, czy odnalazłabym w sobie tyle siły, by pokonać zmęczenie i wypływające z tego rozdrażnienie, by układać sobie czas, by poświęcać tyle dla dziecka... Przeraża mnie to coraz bardziej, kiedy o tym myślę. Dlatego książka, którą polecasz, będzie moją obowiązkową lekturą na najbliższe dni.
Kasia, powiem ci tylko, że mimo twoich najszczerszych chęci poszerzenia horyzontów dzięki tej lekturze, po prostu zabraknie ci wyobraźni, żeby do końca ją zrozumieć. To nie jest żaden osobisty przytyk, po prostu uważam, że kobieta, która jeszcze nie jest matką, odbierze tę książkę inaczej niż ta, która ma dzieci.
UsuńI nie zamartwiaj się na zapas, nawet nie wiesz, jak jesteś silna. Matka zniesie wszystko ;)))
Domyślam się, co masz na myśli. Mam jednak nadzieję, że lektura tej książki w pewien sposób przygotuje mnie na pewne sytuacje. Wiadomo, że nie zrobi ze mnie wzorowej matki gotowej na wszystko, ale na pewno coś tam będę wiedzieć ;)
UsuńNiby coraz częściej mówi się o tym, że matka ma prawo być zmęczona, nie być idealna i nie rozumieć swojego małego dziecka, ale z drugiej strony jesteśmy bombardowane medialnym wizerunkiem znanych celebrytek kreujących się na idealne i zadbane matki, które świetnie sobie ze wszystkim radzą, a przy tym wyglądają, jak perfekcyjna pani domu i seksbomba w jednym... A rzeczywistość bywa różna... Ciesze się, że Ty też napisałaś o tym, że różowo nie jest. Nie jest, ale przecież warto i to wszystko aż promieniuje z Twoich postów :)
OdpowiedzUsuńKarotka, być może są matki, które przechodzą przez początki macierzyństwa bez stresu. Na pewno takie są. Dla mnie jednak w tamtym okresie normalnym stanem ducha było raczej przygnębienie i strach, niestety.
UsuńStudia pedagogiczne nauczyły mnie, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. ZAWSZE trzeba znaleźć czas dla siebie. Przede wszystkim jesteśmy kobietami. Chcemy się realizować, mieć swoje pasje i przestrzeń tylko dla siebie. Jak widzę, że moje koleżanki po pojawieniu się dziecka rezygnują z siebie, a potem widzę jak są coraz bardziej sfrustrowane i nieszczęśliwe to mam chęć kopnąć je w tyłek i powiedzieć, że dziekco nie potrzebuje matki, która będzie się dla niego poświęcać i rezygnować z siebie, ale matki, która będzie miała zdrowy stosunek do macierzyństwa i będzie umiała to wszystko wypośrodkować. Początki zawsze są trudne, to co nieznane szczególnie wywołuje lęk i obawy, ale grunt to się nie załamywać i po prostu wyluzować ;)
OdpowiedzUsuńBeauty, bo to tak w życiu często jest, że teoria teorią, a praktyka praktyką. Domyślam się, że część tych dziewczyn na poziomie racjonalnym zdaje sobie sprawę ze wszystkiego, co napisałaś, ale z jakichś powodów często nie umie wdrożyć tego w życie.
UsuńZ pewnością coś w tym jest... Ja nie mam dzieci, więc na pewno łatwiej mi dawać "złote rady", a nie wiadomo jak zachowywałabym się będąc już w tej konkretnej sytuacji.
UsuńŻycie zweryfikuje!
Usuńdopadł Cię zatem baby blues...
OdpowiedzUsuńpo moim pierwszym (traumatycznym strasznie) porodzie wpadłam w depresje poporodową i gdyby nie pomoc męża to chyba bym z niej nie wyszła. Potwornie źle się czułam fizycznie, co uniemożliwiało mi robienie podstawowych czynności przy małej, a wiadomo wszyscy pracują- rozeszli się i ja zostawałam sama.. to był bardzo cieżki okres. Przez 2 m-ce nie siedziałam na całym tyłku tylko kątem na pośladku. Kiedy sama miałam zostac z córką byłam przerażone. Najpierw płakałam, a potem już nawet płakać przestałam tylko wpadałam w totalny dół.
Drugi raz rodziłam nie dawno. Ból był porównywalny, za to czas nieporównywalnie krótszy (1- 22h, 2-2h) i wszystko zniosłam lepiej. Szybciej doszłam do siebie psychicznie i od początku robie wszystko przy małej. jestem szczęsliwa, bo 3 lata temu odczuwałam głównie straszny smutek....
Dlatego wiem, że sam poród ma ogromne znaczenie w tym jak funkcjonujemy przez kolejne m-ce. najlepszy dowód na to taki, że kiedy położyli mi I córkę na piersiach i wszyscy robili "och" i "ach", ja płakałam ze szczęścia, ale z powodu tego, że nareszcie sie już to skończyło...nie mogłam uwierzyć, ze już jest po wszystkim.
Teraz kiedy położyli mi II córkę poczułam wielkie szczeście i wszechogarniająca miłość. Dwie, zupełnie różne sytuacje.
Mu, dziękuję za szczerą wypowiedź, domyślam się, że nie jest łatwo się tak otworzyć, tym bardziej doceniam.
UsuńGratuluję pociech i cieszę się, że tym razem doświadczasz przyjemności macierzyństwa :*
dobrze wiedzieć, że takie publikacje są, bo póki co z każdej strony atakuje nas idealna Anna Mucha - szczęśliwa mama cudownego dziecka....
OdpowiedzUsuńjuż pisałam, że osobiście mamą nie będę, ale kiedyś tak - to przypomnę sobie Twoje słowa wypisywane tutaj dla nas :) na blogu,
pozdrawiam:*
Bogusia, masz rację, zanotuj sobie gdzieś tytuł, nie wiadomo, czy kiedyś w życiu ci się nie przyda :)))
UsuńCammie, cieszę się, że o tym napisałaś, jak zawsze szczerze i z serducha, choć łatwe to na pewno nie było. Coraz więcej mówi się też o tej drugiej stronie macierzyństwa i to dobrze, bo widać, że dla Ciebie i wielu innych młodych matek to nieoceniona pomoc w dojściu do ładu z życiową rewolucją :) Dzięki :* PS. A do książki na pewno w odpowiedniej chwili znowu zajrzę ;)
OdpowiedzUsuńFF, no tak, bo macierzyństwo ma swoje olśniewające blaski, ale i przytłaczające cienie ...
Usuńczytając Twoje słowa miałam wrażenie, jakbyś mi je z ust wyjęła. Początki macierzyństwa również u mnie nie były oblane lukrem. Czułam jakby ktoś ukradł mi życie, zwłaszcza że przed porodem byłam nadaktywna. Książkę Czeczott przeczytałam w 2 tygodniu po porodzie. Teraz mała ma 6 tygodni i z każdym dniem jest lepiej :)
OdpowiedzUsuńHolka, gratuluję córeczki! Cieszę się, że dochodzisz do siebie :)
UsuńJak zareagowałaś na tę książkę? Była dla ciebie równie ważna jak dla mnie?
No cóż, właśnie dlatego ja się zwyczajnie boję mieć dzieci i w przyszłości zastanawiam się nad adoptowaniem ale takiego już 2-3 letniego dziecka.
OdpowiedzUsuńA jeżeli kiedykolwiek uznam, że jestem gotowa (pewnie po 30-ce) i przyjdzie mi rodzić to jedyną opcją jest cesarka pod narkozą. Cesarkę na szczęście powinnam mieć z automatu z powodu wady wzroku. :)
Podziwiam wszystkie koboety które decydują się na poród naturalny.
W ogóle cała ciąża, poród i opiekowanie się wrzeszczącym bez powodu dzieckiem które potem może się nam odwdzięczyć i wyrosnąć na człowieka, albo i nie, mnie przeraża. może jednak już skończę :)
Kotka, to nie tak, dziecko nie płacze bez powodu, to tylko nam czasem trudno odgadnąć, jaki ma powód ;)))
UsuńRacja ;) to taki skrót myślowy. Chodzi o opisaną przez Ciebie sytuację, że dziecko płacze i wydaje nam się, że wszystko zostało zapewnione, a ono nie uspokaja się. Ja jeszcze nie wiem jak bym się w takiej sytuacji zachowała. Podziwiam moją chrzestną, która wychowała swoje dwa i jeszcze opiekuje się u siebie w domu cudzymi (a mieszkają za granicą). Niektórzy mają w genach normalne podejście do dzieci i takie zdrowe ogarnięcie związane z nimi...
UsuńOj, ja chyba nie mam tego w genach :DDD To znaczy nie jest tak, że wszystko przychodzi mi z łatwością, bo obudził się ten legendarny instynkt. Cóż, mój chyba śpi jak suseł, a ja muszę się po prostu wszystkiego uczyć :PPP
UsuńAle to już jest wielki sukces, dochodzenie do tego wszystkiego. W ogóle decyzja (świadoma) o posiadaniu dziecka jest godna podziwu. :) tylko sztuka, żeby sobie zdać sprawę jak najszybciej, że to wszystko nie jest takie różowe (bo nie jest) i potrafić się z tym faktem zmierzyć. Życzę Ci żeby nauka przychodziła jak najłatwiej :)
UsuńCammie, chciałam Ci podziękować za tego posta... Napisałaś go z dużym wyczuciem, nie przesadzając w żadną stronę. A tego nam wszystkim potrzeba. Prawdziwego spojrzenia, pochodzącego z doświadczenia. Przyznam, że nie pomyślałam nawet o tym aspekcie, jeśli chodzi o życie po porodzie. Nawet nie wiem czemu... Zwróciłaś mi uwagę na coś, co może, a oczywiście nie musi spotkać mnie już za kilka tygodni. Dzięki Tobie, jeśli się zdarzy, będę wiedziała, jak do tego podejść. Bo ja, wiedzy, czy praktyki nie mam absolutnie żadnej, jeśli mowa o niemowlakach. Mój mąż pewnie będzie lepszą mamą niż ja, bo jest naprawdę niesamowity z dziećmi. Czasami, jak na Niego patrzę to wpadam w kompleksy ;) No, ale jakoś sobie poradzimy, w końcu pocieszam się, że nie każdy rodzi się rodzicem i może nie będę taka zła ;)
OdpowiedzUsuńBox, dziękuję, że tak pozytywnie odebrałaś ten tekst, to wyznanie moje nawet, bo chyba mogę go tak nazwać.
UsuńNie ma reguły, nie wiadomo, w jakiej będziesz formie w pierwszych tygodniach. Trzymam kciuki, żebyś od razu odnalazła się w roli mamy i żeby życie oszczędziło ci tego morza łez, które ja wylałam. Chyba że ze szczęścia, to sobie płacz, ile chcesz :DDD
Cammie, czemu jeden z ostatnich postów o macierzyństwie? Bardzo lubię Twoje spojrzenie na ten temat, takie szczere, bez idealizowania. Z drugiej strony w każdym poście gdzieś między wierszami jest Twoja wielka miłość do małej, aż mi się ciepło robi na sercu:) Jak już zdecyduje się na dziecko na pewno odkopię Twoje posty i będę lepiej przygotowana.
OdpowiedzUsuńLidia, sama nie wiem ... Po prostu nie chciałabym zanudzić was tym tematem, wiem, że nie wpisuje się w profil bloga.
UsuńCammie...
OdpowiedzUsuńJa przechodziłam po powrocie do domu istną gehennę.
Juniorek nie chciał ssać piersi. bolał mnie brzuch po cesarce a zostawałam sama na całe dnie.
Miałam wtedy 20 lat i byłam przerażona tym, co będzie.
Z biegiem czasu tamte problemy wydaję się być błahostką...
Anna, współczuję :( Ja na szczęście miałam towarzystwo i opiekę męża przez całe pierwsze trzy miesiące. Za to teraz najczęściej jestem sama :(
UsuńNajważniejsze że dochodzisz do tego wszystkiego i układasz sobie wszystko. Jak mówiłam, dla mnie wielkim wyzwaniem jest w ogóle sama (świadoma) decyzja o posiadaniu dziecka, a zrealizowanie tej decyzji i do tego staranie się, by wyszło to jak najlepiej to bardzo duży wyczyn sam w sobie :)
OdpowiedzUsuńZawsze mi się to kojarzyło z takim kompletnym brakiem czasu dla siebie. Wiem, że są kobiety które dadzą radę i zająć się dzieckiem, i sobą, i posprzątać mieszkanie, i przy okazji nie zawalić nic w pracy. Jak chciałabym kiedyś dojść do takiego poziomu...
Kotka, nie będę ukrywać, że nie jest łatwo znaleźć czas na te wszystkie rzeczy. Bywa, że dom ogarnia chaos, a ja latam do południa w piżamie ;))) Ale na szczęście najczęściej dzień płynie rutynowo i można spokojnie wszystko sobie zaplanować.
UsuńHaha, wysłałam Ci drugi raz podobną odp bo nie zauważyłam że się opublikowała. :D
UsuńCzyli po prostu trzeba być nastawionym od początku na trudności i nauczyć się organizacji. Jak do tego dojdę, to pomyślimy o zmianie podejścia :)
A Tobie życzę raz jeszcze żeby nauka o której piszesz przychodziła szybko :)