Kiedy przywołuję w głowie obraz zjawiskowych, długich, pięknie podkreślonych rzęs, przychodzi mi na myśl scena z jakiegoś filmu, w którym Julia Roberts (poprawcie mnie, jeśli się mylę) rozdziela swoje rzęsy igłą. Fakt, spojrzenie miała przepiękne, ale brrrr! Igła do oka? Never! :))) Mam własne, bezpieczniejsze sposoby na jego podkreślenie. Choć szczerze mówiąc moje akcesoria niektórym też mogą wydawać się narzędziami tortur ;)))
Do rzeczy. Mam dla Was proste równanie:
zalotka + maskara + grzebyk = podkręcone, długie, rozdzielone rzęsy
Oczywiście jakość tuszu do rzęs, a przede wszystkim jego szczoteczki, jest bardzo istotna, ale przy pomocy zalotki i grzebyka nawet z najzwyklejszym tuszem można wyczarować piękne, wyraziste spojrzenie. Ja używam zalotki For Your Beauty, wygodnej i zabezpieczonej gumką, dzięki czemu nie jest zbyt inwazyjna oraz metalowego składanego grzebyka z Inglota, pozwalającego rozczesać nawet najbardziej sklejone rzęsy.
Dzięki tym niewielkim gadżetom z łatwością wyczarowuję zadowalający mnie efekt.
Makijaż ten zrobiłam przy minimum wysiłku, wykorzystując zaledwie kilka produktów: dwa sypkie mineralne cienie Sweetscents (opalizującą Deltę nałożyłam na całą powiekę ruchomą, a czerwonawy Cactus Blossom roztarłam w załamaniu powieki), czarny eyeliner Lovely i tusz The Falsies Volum' Express Maybelline (na marginesie dodam, że cienie i liner dostałam niedawno od Fanki Fiorda, za co jeszcze raz pięknie jej dziękuję!).
Jak widzicie, naprawdę minimum. Ale dzięki zalotce i grzebykowi spojrzenie jest świeże, a oko podkreślone, otwarte i wyraziste. Trzeba tylko pamiętać, żeby zalotki używać przed pomalowaniem rzęs, bo w innym przypadku po prostu je połamiemy.
Takie tortury nie są mi straszne :))) Zalotka to dla mnie fantastyczne udogodnienie, dzięki któremu spojrzenie w pół sekundy nabiera charakteru, a grzebyk to podręczne s.o.s., kiedy tusz brzydko skleja rzęsy. A dla Was? Zbędna fanaberia czy niezbędny "must have"?
niedziela, 31 października 2010
Narzędzia tortur ;)))
Etykiety:
Akcesoria
,
For Your Beauty
,
Kosmetyki mineralne
,
Lovely
,
Makijaż
,
Maybelline
,
Oczy
,
Sweetscents
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
ja mam zalotkę, ale rzadko udaje mi się naprawdę ładnie podkręcić nią rzęsy, chyba po prostu jest za duża na moje ślepia ;) poza tym efekt jak dla mnie utrzymuje się bardzo krótko. ostatnio przestałam jej uzywać. sklejone rzesy zazwyczaj rozdzielam pęsetką, ale nie jest to najlepsza rzecz na świecie :)
OdpowiedzUsuńAnu, to chyba rzeczywiście wina zalotki. Dobrze dobrana powinna idealnie pasować do kształtu oka i nie szarpać rzęs. Efekt utrzyma się dłużej, jeśli rzęsy wywywięte zostaną u nasady, o co z dobrą zalotką nie trudno, i natychmiast zostaną pociągnięte tuszem, który zasychając po prostu utrwali ich kształt :)))
OdpowiedzUsuńSpodobal mi sie ten grzebyk z Inglota-musze sie za nim rozejrzec bo przydalby mi sie do niektorych maskar-ogolnie uzywalam tych plastikowych ale one dosc szybko kwalifikuja sie do wymiany;/
OdpowiedzUsuńNa zalotke sie nie zdecyduje,mam zle wspomnienia i zadna sila mnie nie przekona.....
Falsies bardzo polubilam i podoba mi sie efekt jaki mozna nia wyczarowac co zreszta swietnie pokazalas na zdjeciach:)
Pozdrawiam!
Nooo, ja bez zalotki żyć nie mogę, taką na baterie mam, chwilę się podgrzewa przed użyciem i efekt się dłużej utrzymuje :) Grzebyk mam z Adorned with Grace zdaje się, w awaryjnych sytuacjach używam, ale częściej rozczesuję rzęsy czystą szczoteczką od od skończonego już tuszu :p
OdpowiedzUsuńHexx, a jakież to masz złe wspomnienia? :)
OdpowiedzUsuńAnnie, jakoś zawsze wywalam tusz, zanim wpadnę na pomysł, żeby zachować szczoteczkę :)))
Nigdy nie nauczyłam się używać zalotki. No way.
OdpowiedzUsuńAle inglotowego grzebyka zapragnęłam właśnie. Wygląda na spełnienie moich marzeń. Dziękuję. :)
Mam zalotkę od... łohoho... i jeszcze trochę, ale szczerze mówiąc prawie jej nie używam. Przykładam za to ogromną uwagę do tuszu do rzęs. Po ostatnich eksperymentach z L'Orealem (który to tusz jest skądinąd całkiem przyzwoity.. ALE...) chyba po jego wykończeniu wykosztuje się na jakieś dziecko Lancome albo moja ukochaną Diva's Lashes by Pupa. A ten Inglotowy grzebyczek to coś, na co zacieram sobie łapki od jakiegoś czasu ^___^
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie używałam zalotki i w sumie chyba nie czuję potrzeby :) wystarcza mi dobry tusz (i tani! Essence MultiAction różowo-czarny wymiata :) a całe 9,90). Jeśli rzęsy się skleją sięgam po taki sam patent, jaki opisała Anniee ;) czysta szczoteczka po tuszu i voila.
OdpowiedzUsuńSabbath, nie ma co, cała przyjemność po mojej stronie :)))
OdpowiedzUsuńKatalino, widzę, że wszystkie macie chrapkę na ten grzebyk :))) Nie dziwię się, fajny gadżet, ja też kupiłam go, jak tylko go przyuważyłam :)
Viollet, przecież wiesz, że ja też jestem fanką MultiAction :)))
Muszę się zaopatrzyć w taki grzebyk.
OdpowiedzUsuńZa każdym razem jak wyciągam zalotkę mój chłopak patrzy na mnie z takim politowaniem, jakby z rozmysłem miała zamiar zrobić sobie krzywdę i powtarza pod nosem "i w imię czego? kobiety!" ;).
Wczoraj wybrałam się na halooween i ponieważ ostatecznie wybrałam dla siebie przebranie upiornej lalki dokleiłam sobie 2 pary sztucznych rzęs, na górze i na dole i to też dało wspaniały efekt...dopóki nie zaczęłam łzawić a rzęsy nie spłynęły mi smętnie na policzek :). Niemal wszystkim swoim modelkom doklejam rzęsy, nigdy nie miały takiego problemu. No cóż, chyba jestem uczulona na klej!
Kiedyś w ogóle nie malowałam rzęs. Dziś trudno mi w to uwierzyć, ale od kilku miesięcy dziwię się sama sobie, że nie pokusiłam się wcześniej po zalotkę ! Żaden tusz tak nie podniesie rzęs, choćby nie wiem co. Spektakularny efekt osiągniemy tylko z zalotką :)
OdpowiedzUsuńBarwy, nie wiedziałam, że zajmujesz się makeupem profesjonalnie!
OdpowiedzUsuńEveleo, nie malowałaś rzęs? Mnie makijaż bez tuszu na rzęsach wydawałby się niepełny. Zwłaszcza, że nie lubię podkreślać ust, stawiam na mocno podkreślone oko.
profesjonalnie to jednak za dużo powiedziane ;)
OdpowiedzUsuńCzyli wyciągnęłam z twojej wypowiedzi zbyt daleko idące wnioski? :))) Nadinterpretacja, cóż, typowe dla mnie :DDD
OdpowiedzUsuńTo ja już prostuję swoją wypowiedź - jestem wizażystką, kończyłam szkołę, mam dyplom. Pracuję przy sesjach itd, ale nie robię tego profesjonalnie, to znaczy nie robię tego za pieniądze. Dlaczego? Dlatego, że już daaawno zorientowałam się, jak bardzo nudny jest makijaż komercyjny, a ja lubię kolory, ekstrawagancje i szaleństwo! :)
OdpowiedzUsuńCzyli jednak profesjonalistka :))) Pieniądze to nie wszystko. Pochlebia mi, że ktoś taki jak ty uważa mój blog za na tyle interesujący, żeby regularnie tu zaglądać, dziękuję :*
OdpowiedzUsuńdasz wiarę ? ;) W liceum malowałam od święta, na studiach częściej, ale naprawdę nie zawsze. Nie pamiętam kiedy zaczęłam malować je codziennie...? aż sama się sobie dziwię :) również nie akcentuję ust, ale uważam, że to kwestia czasu, już się czaję przy szminkach w odcieniach soczystej czerwieni...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Ja właśnie w liceum zaczęłam regularnie malować rzęsy. Od tamtej pory codziennie :)))
OdpowiedzUsuńW życiu bym nie użyła zalotki! Dla mnie to strasznie wygląda jej używanie i na szczęście mam długie i kręcone rzęsy, wiec ta czynność nie jest dla mnie niezbędna.
OdpowiedzUsuńPodziwiam troszkę dziewczyny za to, że nie boją się używać zalotki :)
Dziuniek, demonizujesz ;)))
OdpowiedzUsuńPrzez zalotkowe testy;)))mialam polamane rzesy,pozniej jak oddalam sie w fachowe rece to niestety nie moglam usiedziec spokojnie widzac narzedzie tortur i skonczylo sie podrazenieniem oczu....W kazdym razie zadna sila mnie juz nie namowi i przyznam sie,ze sam widok wzbudza we mnie negatywne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńGrzebyk jak najbardziej TAK :D Ciekawa jestem czy bedzie u mnie dostepny bo w sumie nigdy nie wpadl w oko podczas buszowania w Inglocie.
W razie czego, Hexx, wiesz, powiedz tylko słowo :)
OdpowiedzUsuńHehe, rzeczywiście wyglądają trochę jak narzędzia tortur... Nigdy nie przekonałam się do zalotki i raczej nie przekonam, za bardzo boję się wizji połamanych rzęs :) Za to nie boję się rozdzielania rzęs igłą, często to robię i oczu sobie JESZCZE nie wydłubałam :P. A za grzebyczek robi u mnie szczoteczka od tuszu Zoom Zoom Bell, radzi sobie świetnie ^^
OdpowiedzUsuńMi, umiejętnie użyta dobrej jakości zalotka rzęs na pewno nie połamie :) Ale wiadomo, jak ze wszystkim, trzeba trenować :)))
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, dlaczego dziewczyny tak się boja zalotki :D Dla mnie to objawienie dla moich rzęs ;) Nawet swojego czasu zrobiłam filmik instruktażowy i byłam wielce zdziwiona, że większość dziewczyn nie wiedziała jak jej używać. Co do makijażu- uwielbiam połączenie czerwono-różowego cienia z bladym różowym i czarną kreską ;) Mam w podobnych odcieniach paletke Duo z Rimmela i kreska prezentuje się przy nich zjawiskowo! I jeszcze dodam, że liner z Wibo jest świetny, byłam pod jego dużym wrażeniem.. dopóki nie zaczął mnie szczypać. Byłam załamana z tego powodu, moje oczy nie należą do wrażliwych a akurat musiały odmówić posłuszeństwa przy tak świetnym produkcie ;/ I na koniec jeszcze słowo o grzebyku- ja używam właśnie tego z For your Beauty, ale ten z Inglota wygląda tak profesjonalnie i sprawia wrażenie bardzo dokładnego, że wciągam go na listę zakupów :D Bo muszę przyznać że mam fioła na punkcie rzęs i zawsze muszą być super rozczesane i podkręcone ;)
OdpowiedzUsuńnie przynudzam już, buziaki :*
Iwetto, nigdy nie przynudzasz! Lubię twoje wpisy, bo zawsze wnoszą coś ciekawego :***
OdpowiedzUsuńTeż jestem zaskoczona jakością tego linera. Nie spodziewałam się po nim cudów. Tymczasem niespodzianka! Tym przyjemniejsza, że dostałam go w prezencie :)))
A grzebyk? Hmmm, widzę, że cieszy się waszym dużym zainteresowaniem, także chyba znajdzie się w moim rozdaniu, które zbliża się wielkimi krokami :)))
Ja u siebie nie widzę różnicy "przed" i "po" użyciu zalotki, dlatego leży sobie u mnie w szafce, zazwyczaj szkoda mi rano czasu na tę dodatkową czynność;)
OdpowiedzUsuńMizz, albo masz wyjątkowo oporne rzęsy, albo kiepską zalotkę ;))) A na poważnie, to może po prostu, szczęściaro, twoje rzęsy są naturalnie ładnie podkręcone?
OdpowiedzUsuńKamilo ten film, skądinąd świetny, to "Wojna Charliego Wilsona";)). Również zapamiętałam ten moment i dreszcze kiedy rozdzielała sobie rzęsy siedząc przy toaletce.
OdpowiedzUsuńKasia, dziękuję za podpowiedź! Wiedziałam, że mogę na was liczyć :))) Jesteście niezawodne!
OdpowiedzUsuńBede stukac do Ciebie w wiadomej sprawie:D bo u mnie nie ma :(
OdpowiedzUsuń:*
Nie ma problemu. Ale poczekaj, może wygrasz :)))
OdpowiedzUsuńDla mnie ten grzebyczek to must have zdecydowanie :) a zalotki nadal nie umiem używać poprawnie, staram się, ale za każdym razem wychodzi beznadziejnie ehh :c
OdpowiedzUsuń